hana i piotr

piątek, 22 sierpnia 2014

Część XXXVI

Część XXXVI

Siedział tak obok niej i ukradkiem spoglądał na jej twarz. Leżała spokojnie, patrząc gdzieś w okno. Na pewno teraz nad czymś głęboko myślała. Znał ją już trochę i potrafił bezbłędnie rozpracować jej zachowanie. Zastanawiał się czy jej przeszkodzić i wyrzucić wreszcie z siebie to co go gryzie, czy zostawić ją w spokoju, a do rozmowy wrócić później. Siedział tak w bezruchu kilka sekund, aż w końcu odwrócił głowę w jej stronę i zaczął niepewnie:
- Hana, słuchaj bo… znaczy chciałem ci coś powiedzieć. – zaczął się plątać, a kobieta popatrzyła na niego ze zdziwieniem i z nieukrytym uśmiechem na ustach. – Bo chciałbym porozmawiać z tobą o czymś ważny.
- Tak? Słucham.
Gawryło chwilę się zastanawiał, aż w końcu wziął głęboki wdech i stwierdził, że jest gotowy.
- Chciałem ci coś wytłumaczyć.
W tym momencie rozbrzmiał dźwięk dzwonka komórki Hany.
- Oj, podasz mi telefon, proszę. Jest chyba w płaszczu.
- A, tak. Jasne. – Zmieszany mężczyzna wyszedł z pomieszczenia i po chwili wręczył urządzenie kobiecie.
- To Przemek. Odbiorę.
Piotr przytaknął i ewakuował się do kuchni. Nie chciał im przeszkadzać, w końcu to rodzeństwo i na pewno mają sobie coś do opowiedzenia. W tym czasie postanowił przyrządzić coś do jedzenia. W końcu było już szarawo za oknami, a oni nie zjedli jeszcze obiadu. On to on, nie przejmował się sobą, ale chodziło mu o Hanę. Teraz, w ciąży musi dobrze się odżywiać i dbać o siebie. A w dodatku po dzisiejszych przeżyciach to już w ogóle musi o nią zadbać.

- Przemek chciał dowiedzieć się jak się czuję i w ogóle. – kobieta przyszła do kuchni po kilkunastu minutach. Zobaczyła jak jej mąż krząta się w kuchni.
- Zrobiłem coś na kolację. Na pewno jesteś głodna. – postawił na stole talerz z jakimś makaronem z sosem.
- O tak. Nawet nie wiesz jak bardzo. – ginekolog zasiadła do stołu zabierając się za pierwszy kęs – A ty nie zjesz ze mną?
Gawryło się trochę zmieszał, poszedł do przedpokoju i wziął kurtkę do ręki.
- Wiesz, już coś przekąsiłem. Skoczę szybko do sklepu po masło. Skończyło się, a na jutro będzie potrzebne. Będę za 15 minut.
Hana nawet nic nie zdążyła powiedzieć, bo jej faceta już nie było w mieszkaniu. Zdziwiło ją trochę czemu tak nagle wyszedł, tym bardziej, że masło nie jest jakimś pilnym produktem w ich lodówce. Nawet sprawdziła czy przypadkiem go nie mają. No i nie myliła się. Była jeszcze kostka w szufladzie w lodówce. Sama ją przecież kupiła parę dni temu. No nic. Pomyślała, jego sprawy. Dokończyła posiłek. Posprzątała i zrobiła sobie gorącej herbaty. W końcu miała chwilę czasu na refleksje o całym tym niefortunnym zdarzeniu. Myślała, co by się mogło stać, gdyby ten mężczyzna użył broni, albo gdyby nie dojechali na czas do tej poszkodowanej ciężarnej kobiety. Nasunęła jej się nawet myśl, o tym  jak kilka miesięcy temu jechała karetką. Wtedy  też miała wypadek, na wskutek którego poroniła. Zabolało ją to wspomnienie. Bardzo się bała czy owa historia nie zatacza właśnie koła. Uspokajał ją fakt, że Darek stwierdził, że wszystko jest w porządku. No, ale wtedy też na początku wydawało się być wszystko ok. Zastanawiała się tak nad tym wszystkim, rozmyślając co tym razem przygotował dla niej los…

Nagle do domu wszedł po cichu Piotr. Hana przyglądnęła mu się. Minę miał jakąś dziwną, nie mogła go rozgryźć. Odłożyła kubek do zlewu i chciała iść się położyć jednak on ją zatrzymał.
- Hana, musimy w końcu porozmawiać.
Kobieta spojrzała na niego pytająco, lecz ten się tym nie przejął i nic nie mówiąc zza pleców wyjął piękny bukiet czerwonych róż, poprzeplatanych z żółtymi tulipanami. Cały komplet dodatkowo był subtelnie przystrojony.
- To dla ciebie. – twarz lekarki nie kryła zdziwienia. Na chwilę nawet zaniemówiła. Potem chciała coś powiedzieć, jednak czuła, że Piotr sam zaraz dokończy. On natomiast tym gestem kompletnie zbił ją z nóg. Otóż ukląkł przy niej.
- Hana, chcę cię przeprosić. W ostatnim czasie, całe to moje zachowanie – zaczął się gubić – wiem, że sprawiłem ci ogromną przykrość. Nie cofnę już tego, ale proszę cię wybacz mi. Zachowałem się jak największy kretyn. Nie umiem ci tego wytłumaczyć, bo sam nie jestem w stanie tego zrozumieć, ale nie wiem, chyba się pogubiłem. Wtedy, jak wyjechałaś.. myślałem, że ci na mnie nie zależy. Oddaliliśmy się od siebie, za bardzo. Myślałem, że jak wrócimy do siebie to damy razem radę, ale ja nie dałem. – spojrzał na nią błyszczącym wzrokiem, w jej oczach też zbierały się już łzy.
- Piotrr. Wstań.
- Nie wstanę dopóki mi nie wybaczysz.
- Co ja mam ci wybaczać? Przecież ja nie mam prawa być na ciebie o to zła, to ja głównie zawiniłam. – dotknęła jego barki i delikatnie chwyciła za jego granatową kurtkę podnosząc do góry. Tym samym mężczyzna stanął naprzeciw jej. Patrzyli sobie głęboko w oczy, w których zaczęli oboje dostrzegać już nie tylko ból, ale także miłość.
- Jak mi powiedziałaś, że lepiej będzie jak się rozstaniemy. To poczułem jak serce rozrywa mi się na kawałki. Poczułem się cholernie samotny i winny. A jak zobaczyłem cię w tym banku i przeszło mi przez myśl, że mogłabyś… - głośno przełknął ślinę, nie chciał tego mówić na głos, Hana dotknęła jego policzka, później postawiła dłonie na jego ramionach – poczułem wtedy jak bardzo cię kocham i nie mogę pozwolić byś ode mnie odeszła. Nie będę nigdy z żadną kobietą szczęśliwy, tylko ty jesteś moim światem. – po policzkach Hany zaczęły spływać łzy, niczym potok, w którym właśnie odblokowano tamę. Piotr przetarł kciukiem łzę z jej twarzy, czule gładząc jej skórę – Przepraszam, że tak późno ci o tym mówię.
- Nie zasługuję na takie słowa. – kobieta pokręciła lekko głową.
Gawryło zbliżył się jeszcze bardziej, wziął w ręce jej głowę i przyłożył swoje czoło do jej. Ona zaplotła ręce na jego szyi, od czasu do czasu gładząc go po włosach.
- Naprawdę chcesz się rozstać?
- A ty?
- Nie. Ale chcę, abyś była szczęśliwa.
- Tylko przy tobie mogę nią być. – chirurga ucieszyły te słowa, przeszedł dłońmi wzdłuż jej kręgosłupa, aż objął ją w talii. Nosem musnął o jej nos. Kobieta poczuła charakterystyczne motylki w brzuchu i ten ogromny żar pożądania, bliskości i czułości.
- To czemu powiedziałaś mi, że lepiej będzie jak będziemy żyć osobno?
- Bo nie chciałam, nie chcę cię trzymać na siłę, z powodu dziecka czy jeszcze jakiegoś innego. Sam mówiłeś, że nie czujesz już żadnego pożądania.
- No tak. Przepraszam. – mężczyzna skulił nieco głowę.
- Nie przepraszaj tylko mnie pocałuj.
Między nimi zrobiło się naprawdę gorąco. Chwilę patrzyli sobie głęboko w oczy. Dostrzegli w nich iskierki uczucia, które ich połączyło. Piotr mógłby tak całą wieczność patrzeć kobiecie w oczy. Powoli przybliżył się do ust blondynki, tak że czuli swoje oddechy. Delikatnie musnęli się nosami oraz oboje przymknęli oczy. Gawryło objął swoimi wargami jej górną część ust i czułe przywarł do nich.  Złączyli się w przepełnionym miłością i tęsknotą pocałunkiem. Chwile ssali swoje wargi, aż brakło im tchu. Gawryło gdy zakończył pocałunek spojrzał na żonę. Nadal miała przymknięte oczy. Po chwili już razem na siebie spoglądali uśmiechając się radośnie do siebie. Kobieta zaczęła głaskać go po brodzie i szyi.
- Uwierzysz mi jak ci powiem, że jesteś dla mnie najważniejszą kobietą w życiu, pragnę cię tu i teraz i na zawsze? Zaufasz mi jeszcze raz?
- Przebaczysz mi całe moje zachowanie, to, że jestem beznadziejną żoną i nie zawsze potrafię okazać ci uczucia? I obiecasz, że już nigdy mnie nie opuścisz?
- A ty, że będziesz mi mówiła co robię źle i co cię dręczy? I nie będziesz mnie odpychać, kiedy pojawią się problemy?
- Obiecuję. I postaram się zmienić, Piotr.
- Ja też obiecuję, że zrobię wszystko byś była szczęśliwa.
W obojgu zbierały się łzy wzruszenia, a podczas tych wyzwań łamały się ich głosy. Dopiero teraz wyrzucili na spokojnie wszystko to co zbierało się w nich od dawna, to co rozbiło ich związek, ich namiętność. Cieszyli się, że w końcu powiedzieli sobie co naprawdę czują i nie mieli już żadnych obaw. Czuli, że to przełom w ich małżeństwie i teraz musi być już tylko lepiej.
- Kocham cię, Piotr.
- Kocham cię.
Kobieta mocno wtuliła się w ramiona swojego mężczyzny, on jeszcze mocniej zagarnął ją do siebie całując w czubek głowy. Czuli swoje zapachy, swój dotyk, swoje spojrzenia, swoje oddechy. Nic więcej im nie było potrzebne.

Zaczęli skradać sobie pocałunki przepełnione tęsknotą i miłością. Czuli w sobie żar, który wypełniał ich wnętrze. Jak nigdy pragnęli siebie nawzajem. Jednak nie chcieli się śpieszyć. Było im razem tak cudownie. Przenieśli się na kanapę. Hana napierała na Piotra coraz bardziej. Nagle on się ocknął i oderwał. Ona pytającym wzrokiem popatrzała na niego niewiedząc co się dzieje.
- Poczekaj. Zapomniałem o czymś jeszcze.
Z wewnętrznej kieszeni kurtki wyciągnął mały bukiecik żółtych słoneczników.
- To dla ciebie. Trochę się niestety pogniótł. – podrapał się po głowie patrząc na kilka oklapniętych listków słonecznych kwiatków.
- Ojej. Kolejny bukiet?
- No tak. Tamten był na przeprosiny, no a ten w podziękowaniu za tego szkraba co nosisz pod swoim sercem. – Gawryło uśmiechnął się szeroko, tak że było widać jego białe zęby. Kolejny już raz zaskoczył dziś blondynkę.
- Kochany jesteś. Dziękuję. – ucałowała go w policzek, a on ściągnął kurtkę.
- Gdyby nie ty, nie byłoby go. Też powinnam ci podziękować. – zalotnie spojrzała na męża.
- No to na co czekasz. – zaśmiał się.

Resztę wieczora spędzili tylko we dwoje. Zakochani, szczęśliwi, spełnieni. Oddali się sobie nawzajem. Początkowo całowali się i przytulali na kanapie. Nie mogli się sobą nacieszyć. Później przenieśli się do sypialni, gdzie przeżyli wyjątkowo upojną noc, o której tak marzyli od dawna. Wszystko wskazywało na to, że w końcu ich życie idzie dobrym torem.  



yeah! zdążyłam jeszcze się zmieścić w obiecaną datę. Sprawy osobiste nie pozwoliły mi wcześniej tego napisać. No, ale za to myślę, że długośc jest dla Was satysfakcjonująca. (;

Przepraszam tam za wszystkie błędy etc. bo na pewno jest ich sporo. ;p

No i nie wiem, kiedy można się spodziewać nexta, bo prawdopodobnie znów wyjadę, no ale zobaczymy jeszcze (;

a! i dziękuję pięknie za milion tak miłych komentarzy!!! Gdyby nie one nie byłoby tak dużo części tego opowiadania :)
czołem kasztaniaki! 

sobota, 16 sierpnia 2014

Część XXXV

Część XXXV

Piotr znajdował się w całym centrum zamieszania. Karetka z Leśnej Góry odjechała już z ciężarną kobietą, ale podjechała inna, z innego szpitala, w razie jakiegokolwiek wypadku. Takie były procedury, choć wszyscy liczyli na to, iż nie będzie ona potrzebna. Antyterroryści też już powoli się zjeżdżali i ustawiali. Przez megafon wciąż nawoływano, by mężczyzna opuścił spokojnie bank. On jednak nie śnił tego robić. Wiedział, że nie uda mu się uciec, ale mając zakładników i broń mógł wskórać, aby pozwolili mu odejść bez konsekwencji inaczej mógłby ranić wielu, bezbronnych ludzi. W takich sytuacjach należało postępować rozważnie. Gawryło nie mógł ustać w miejscu. Bał się cholernie o żonę i o ich dziecko. Przecież ona nie może się tak stresować, niewiadomo co ten chory psychicznie człowiek może zrobić. Wykorzystał nieuwagę policji i szybko podbiegł do drzwi banku. Zaczął walić, by bandyta mu je otworzył.
- Kto to?! – powiedział sam do siebie facet
- Piotr?! – krzyknęła Hana, kiedy ujrzała go przez okno
- Znasz go?
- To mój mąż. Też lekarz. – po chwili krzyknęła w stronę drzwi – Piotr odejdź!
Facet odsunął się w stronę kas, cały czas trzymając mocno blondynkę. Reszta zakładników leżała na podłodze nie ruszając się, choć i tak trzęśli się ze strachu. Niewiadomo jakim cudem Piotrowi udało się wejść do środka. Od razu podniósł ręce do góry.
- Spokojnie. Nic nie chcę zrobić. Proszę cię tylko zostaw ją. Weź mnie. Pozwól jej odejść!
- Wezmę ciebie i ją. Wszystkich was pozabijam jeśli policja nie odjedzie!
- Ok. Możesz mnie zabić, ale błagam zostaw Hanę. Ona jest w ciąży. Nie może się denerwować. Błagam.
Sytuacja stała się dramatyczna. Hana była już cała blada ze strachu, spocona i autentycznie się bała. O siebie, o dziecko, o Piotra. Kiedy Gawryło zrobił jeden krok w przód, mężczyzna strzelił do góry. Wszyscy, aż podskoczyli ze strachu. Kawałki tynku odpadły z sufitu. Policja nadal nie wkroczyła.
- Klękaj na ziemię! – rozkazał Piotrowi
Chirurg posłusznie uczynił to co kazano.
- Proszę cię. Posłuchaj mnie. Jeśli nas zabijesz oni i tak cię złapią. Pozwól jej wyjść. Przecież nie jesteś złym człowiekiem. Masz dzieci? – Piotrowi trzęsły się ręce i głos. Też się bardzo bał, ale wiedział, że musi rozmawiać z nim spokojnie. Wiedział też, że pod budynkiem ustawiają się antyterroryści oraz snajper i w końcu wkroczą. Mężczyzna spojrzał na Hanę. Jej przestraszony, zaszklony wzrok mówił wszystko.
Nagle mężczyźnie ugięły się kolana. Zaczął łapać powietrze, w końcu osunął się na podłogę. Hana odskoczyła od niego. Piotr natychmiastowo podbiegł do niej i złapał ją. Kopnął dalej broń, która upadła razem z facetem. Posadził Hanę na krzesło, a sam wyszedł za drzwi wołając o pomoc ratowników. Okazało się, że złodziej dostał zawału. Jego losem zajęli się już lekarze pogotowia ratunkowego i policja. Zakładnicy powoli zaczęli wychodzić. Zajęły się nimi służby porządkowe. Piotr wziął Hanę pod rękę i powoli wyszli na zewnątrz.
- Już jest dobrze. Nie denerwuj się. Jesteście bezpieczni. – złapał jej głowę w dłonie przecierając łzy i pot z twarzy.
Hana przylgnęła do niego bardzo mocno. Jeszcze cała się trzęsła. Kiedy poczuła, że w jego ramionach jest bezpieczna w końcu puściły jej emocje. Zaczęła płakać.
- Tak się o ciebie bałem. O was. – Piotr mówił przez łzy.
- Zabierz mnie do domu. – poprosiła go, gdy trochę się już uspokoiła.

Piotr objął ją ramieniem. Powoli poszli do samochodu. Po drodze zatrzymał ich policjant. Chciał dane ich w celu złożenia zeznań, jednakże Gawryło spławił go, że nie teraz, że jutro się zgłoszą na komendę. Kiedy otworzył jej drzwi, stanął naprzeciw niej i jedną ręką odsłonił jej kosmyk włosów.
- Kochanie, powinniśmy pojechać do szpitala. Trzeba cię zbadać. Weźmiesz coś na uspokojenie. Hm? – czule powiedział.
Hana nic nie powiedziała. Nie miała na to siły. Wiedziała, że Piotr może mieć rację. On zaś nic już nie mówił tylko przytulił się do niej. Pocałował w czubek głowy, mówiąc na ucho:
- Kocham cię.

Mocno przytulili się. Czując swoją bliskość wreszcie się uspokoili. Po chwili odjechali. Hana zamglonym wzrokiem patrzyła przez szybę ściskając ręce. Piotr zauważył to i objął swoją ręką jej, lekko ściskając. Tym gestem chciał dodać jej trochę otuchy. Wiedział, że teraz będzie musiał się nią zaopiekować. W stu procentach być z nią, by czuła się bezpieczna i spokojna. Po całym tym zdarzeniu dochodziło do niego, że gdyby jej się coś stało nie darowałby sobie tego. Kiedy zobaczył ją, bezbronną, wystraszoną coś w nim pękło.  Wreszczcie poczuł ten żar w sobie kiedy ją widział. Nie musiał już przed nikim, a w szczególności przed sobą udawać. Kochał ją.

Gdy znaleźli się już przed szpitalem, mężczyzna chciał pobiec po wózek dla Hany, jednak jej wzrok mówił wszystko. Nigdy by na niego nie wsiadła. Weszli do budynku. Oczywiście prawie cały już szpital wiedział o niefortunnym wyjeździe ich karetki na akcje. Każdy martwił się o życie ginekolog. Jednak Piotr prosił by nie robili zadymy i poszedł do zabiegowego obok. Zaraz tam znaleźli się Lena z Przemkiem. Wystraszeni jak nigdy.
- Nie martwcie się. Nic mi nie jest. Wszystko ok. – próbowała uspokoić ich kobieta.
Piotr w tym czasie poszedł po Wójcika, aby ją zbadał. Hana, zaś streściła przyjaciółce i bratu co się wydarzyło. Kiedy Wójcik wszedł do Sali, Lena i Przemek nie chcieli przeszkadzać i wyszli. Zapewnili, że gdyby tylko kobieta czegoś potrzebowała to ma do nich dzwonić.

Wójcik wpierw wykonał badanie fizykalne. Potem przeprowadził USG. Piotr cały czas był obok. Chciał złapać kobietę za rękę, ale nie wiedział czy może sobie na to pozwolić. Kiedy blondynka już leżała na kozetce, a ginekolog jeździł głowicą po jej brzuchu, Gawryło usiadł obok i najpierw pogłaskał ją po ramieniu, a potem delikatnie po wierzchu jej dłoni. Kiedy wyczuł, że Goldberg nie wzbrania się mocniej objął jej rękę, a ona zacisnęła swoje palce na jego. Cierpliwie wyczekiwali, aż doktor w siwych włosach zakończy badanie. Co jakiś czas ściskali mocniej swoje dłonie. Od tego dotyku wytworzyło się między nimi ciepło, za którym tak tęsknili.
- Wydaję się być wszystko w porządku. Serce też bije regularnie. – zaczął uspokajać ginekolog.
- Uff. Kamień z serca. Nie darowałabym sobie gdyby coś się stało dziecko. – zaczął łamać się jej głos. Piotr mocniej ścisnął jej dłoń i pogłaskał po ramieniu.
- Dam ci 2 dni wolnego. Ok.? Leż teraz, odpoczywaj, odpręż się, a wszystko będzie w normie.
- Już ja tego dopilnuję. – w końcu odezwał się Piotrek.

Kilka minut później państwo Gawryło jechało już do mieszkania. Uspokoili się, że z dzieckiem w porządku i Hana już też lepiej się czuła. Jednak była dość zmęczona i jeszcze przestraszona, dlatego od razu po wejściu do mieszkania położyła się. Piotr przyniósł jej herbatę i ciasteczka do łóżka. Jak zobaczył, że nie śpi to przysiadł na skraju łóżka i zapytał:
- Jak się czujesz? To znaczy, czujecie? – poprawił się patrząc na brzuch partnerki.
- Już trochę lepiej.
Gawryło nieśmiało podniósł bluzkę Hany.
- Mogę?
Goldberg nie wiedziała za bardzo co chce zrobić, ale kiwnęła głową. Piotr schylił się, prawą ręką pogłaskał po jej brzuchu, po czym ucałował go.
- Cześć maluchu. – uśmiechnął się do brzucha co wywołało śmiech Hany.
- Myślisz, że cię słyszy?
- Na pewno czuje.
Kobieta spojrzała na męża. Nic nie odpowiedziała. Potem przekręciła głowę w bok patrząc się za okno. Chirurg przykrył ją kołdrą. Nie wiedział czy to jest odpowiedni moment na rozmowę, ale w końcu musiał wyrzucić to z siebie.
 


być może całe to zdarzenie w banku nie jest dość autentyczne, aczkolwiek mówiłam już, że będzie jak w brazylijskiej telenoweli xd 
przepraszam za wszystkie błędy itp. itd.
komentujcie, bo już niewiele zostało (;

piątek, 15 sierpnia 2014

Część XXXIV

Część XXXIV

Do szpitala przywieziono młodego motocyklistę z wypadku. Okazało się, że Piotr będzie potrzebny do operacji. Razem z Adamem poradzili sobie z obrażeniami, aczkolwiek do domu wrócił późno w nocy. Gdy wszedł po cichu do sypialni, Hana już spała. Przyglądnął się jej na moment. Miarodajnie i swobodnie oddychała, na twarzy widniał lekki uśmiech a jej dłoń spoczywała na brzuchu. Niewiadomo czy to przypadek czy może włączył się jej już instynkt macierzyński. Położył się obok i zasnął.

Następnego dnia, lekarka wstała dość wcześnie. Po porannej toalecie zjadła pożywne śniadanie. Zostawiła też kilka kanapek do chirurga. Ubrana i gotowa do wyjścia pojechała na dyżur. Dzień jej się zaczął dosyć szalenie, otóż od razu została wezwana na porodówkę. Przyjęła na świat nowonarodzone bliźniaki. Potem wzięła udział w obchodzie z ordynatorem. Następnie dokonała dwóch zabiegów: usunięcia torbieli i wyciągnięcia szwów. Szła właśnie korytarzem koło izby. Zauważyła jak zdenerwowana pielęgniarka rozmawia o czymś z Radwanem i Konicą. Podeszła bliżej.
- Coś się stało? – zapytała patrząc na ich miny
- Trzeba wysłać karetkę z ginekologiem. Niedaleko w banku kobieta dostała skurczy, prawdopodobnie jest jakieś krwawienie.
- Ja mam za chwilę planowaną operację z doktorem Wójcikiem. – odezwał się ordynator.
- Być może poród, albo coś gorszego. Ja mogę jechać.
- Na pewno?
- Tak. Przebiorę się szybko i wezmę swoją apteczkę z ginekologii. Karetka z sanitariuszami niech już czeka.

Goldberg pobiegła do gabinetu, wzięła potrzebny sprzęt i narzuciła kurtkę ratowniczą. Po minucie była już w karetce.

Szybko dojechali na wskazane miejsce. Weszli do banku i aż zamarli na widok tego co zobaczyli. Kilkoro klientów i pracowników banku leżało na ziemi trzymając ręce na głowie oraz kobieta zwijająca się z bólu i strachu oparta o ścianę. Mężczyzna w średnim wieku, w szarym płaszczu celował pistoletem do trzęsącej się ze strachu kasjerki. Kazał jej wydać pieniądze. Gdy weszli sanitariusze natychmiast zaczął celować w ich stronę, krzycząc by się nie zbliżali, bo strzeli.  
- Spokojnie. Zostaliśmy wezwani do kobiety w ciąży. Dlatego tu jesteśmy. – zaczęła tłumaczyć Hana podnosząc ręce w geście poddania się.
- Wezwaliście policję?!
- Nie. Dostaliśmy wezwanie 20 minut temu, że w banku jest kobieta w ciąży ze skurczami. Przyjechaliśmy ją zbadać. Możemy?
Facet chwilę się zastanawiał, wziął jednego chłopaka i ręką oplótł go wokoło głowy jednocześnie celując mu w skroń.
- Jeden gwałtowny ruch i chłopak zginie.
- Dobrze. Chcemy tylko pomóc tej kobiecie i wychodzimy. Nie rób nikomu krzywdy. – Hana była w wojsku i na wojnie i wiedziała, że w takich sytuacjach trzeba postępować rozsądnie i spokojnie. Podeszli do ciężarnej kobiety. Na szczęście nie był to jeszcze poród, ale pojawiło się krwawienie. Do porodu zostało jeszcze niecałe 2 miesiące. Hana zarządziła, że trzeba przewieźć ją do szpitala. Podała jej leki rozkurczowe i uspokajające.
- Będzie dobrze. Niech się pani nie martwi, musimy zabrać panią do szpitala.
Kobieta kiwnęła głową. Nagle z oddali usłyszeli syreny policyjne. Wtedy złodziej zdenerwował się i zaczął krzyczeć:
- Nie wyjdziecie stąd! Wszystkich was pozabijam!
- Spokojnie. Ona potrzebuje pomocy, musimy ją przewieźć do szpitala. Może poronić. – zaczęła tłumaczyć Hana.
- Nie ma mowy. Psy już są. Mówiłaś, że nie wzywaliście policji. – bandyta zaczął przesuwać się w stronę okna, by ocenić sytuację.
- To nie my. Nie wiedzieliśmy, że jest napad. Naprawdę. – wtrącił się młodszy ratownik.
Przez megafon policja nawoływała bandycie wyjść dobrowolnie z banku. Terrorysta zaś krzyknął, by nikt się nie zbliżał do drzwi, bo wszystkich powystrzela. Po paru minutach podjął decyzję, kiedy stan kobiety znacznie się pogorszył.
- Dobra. Wy dwaj bierzecie ją i powoli wychodzicie, ale ty zostajesz! – zwrócił się do sanitariuszy i ginekolog. Hanę zamurowało. Wystraszyła się, ale wiedziała, że to nie są żarty i musi ich posłuchać. Ratownicy z ciężarną na noszach wyszli powoli z budynku, a mężczyzna zamienił młodego chłopaka na Hanę. Cały czas celował jej prosto w głowę.
- Co chcesz zrobić?! – zapytała przerażona lekarka
- Zamknij się!


Kilka chwil wcześniej, Piotr pomimo wolnego dnia pojechał do szpitala. Miał zamiar znaleźć Hanę i dokończyć wczorajszą rozmowę. Jej słowa cały czas w nim siedziały i nie dawały spokoju. Zabolało go to co usłyszał i nie chciał się zgodzić, żeby odeszła z jego dzieckiem. Czuł, że musi ją zobaczyć i pogadać. Szedł właśnie korytarzem szukając małżonki, kiedy zdenerwowany Tretter przebiegł przez korytarz. Po chwili Piotr był już na ginekologii. Zobaczył, że z bloku operacyjnego wychodzą Radwan z Wójcikiem. Pomyślał, że podejdzie i zapyta się ich gdzie jest Hana. Gdy już do nich dochodził, przyleciał zdyszany Tretter.  
- Gdzie Hana?!- zapytał lekarzy, niewidząc jeszcze Gawryły
- Nie wiem. Pojechała wcześniej na akcje z karetką do ciężarnej kobiety. – zaczął ordynator.
- Cholera. – Stefan przetarł czoło i ściągnął okulary – czyli pielęgniarka się nie myliła.
- Co się stało? – zapytał Piotr przysłuchując się ich rozmowie.
- Dostałem informację z policji, że w banku, do którego została wezwana nasza karetka doszło do napadu. Prawdopodobnie ratownicy są w środku z terrorystą. – jednym tchem oznajmił dyrektor.
Piotr zamarł, nie docierało do niego, że tam jest jego Hana i najprawdopodobniej jest zagrożona. Przeczesał ręką włosy.
- Cholera. Przecież ona jest w ciąży. – wtrącił Wójcik. Jego słowa zdziwiły Radwana i Trettera. Oboje się przejęli i jeszcze bardziej wystraszyli.
- Jaki to bank?!
- Na Kolejowej. – odpowiedział dyrektor.
Piotr nie czekał już na nic. Pobiegł ile sił w nogach do auta. Stefan próbował go zatrzymać ale na marne. Gawryło z piskiem opon odjechał spod szpitala. Strasznie martwił się o ukochaną. Jak najszybciej się dało dojechał pod bank. Cały plac przed nim był ogrodzony, a wokół stało kilkunastu policjantów i gapiów ulicznych. Podszedł do jednego z policjantów i dowiedział się co się dzieje. Otóż złodziejowi nie udało się uciec z pieniędzmi, sterroryzował pracowników i klientów i wziął za zakładnika Hanę. Żądał od policji, by odjechali. Ci jednak tego nie chcieli robić. Czekali na swojego negocjatora, żeby z nim pertraktował.
- Musze tam wejść. Tam jest moja żona! – wyrywał się chirurg.
- Nie ma mowy. Nie ma tam przejścia. Żadnych gwałtownych ruchów!
Piotr nie mógł ustać w miejscu. Przez okno widział Hanę, którą trzymał mężczyzna jako zakładnika. Cholernie się bał, a najgorsze było, że nic nie mógł zrobić.
 



taki mały dramat :D
potrzymam Was jeszcze trochę w niepewności xd 

czwartek, 14 sierpnia 2014

Część XXXIII

Część XXXIII

Z samego rana pognała do szpitala. Chciała dokładnie przebadać się u Wójcika. Nie mogła pozwolić sobie tym razem na jakieś niedopatrzenie czy zaniedbanie. Nie teraz, gdy pomimo tylu prób udało jej się zajść w ciąże. Dla dobra dziecka była skłonna do wielu poświęceń, nawet tych najdrastyczniejszych.
Dzień zaczął się dla niej wyjątkowo dobrze. Przez okna przebijały się promyki słońca, więc z uśmiechem na twarzy wstała. Rozpromieniona przygotowywała pełnowartościowe śniadanie. Pozytywny humor kobiety nie uszedł uwadze Piotra:
- Co mi się tak przyglądasz? – zapytała, gdy Gawryło od dłuższego czasu spoglądał na żonę z małym uśmiechem
- Ja? A tak jakoś, nie wiem. Przepraszam – speszony zaczął się tłumaczyć. – ładnie dziś wyglądasz. – Hana uśmiechnęła się. Rzeczywiście ubrała się dziś dosyć kolorowo i kobieco. – Stało się coś, że jesteś taka uśmiechnięta od samego rana?
- Nie. Po prostu. To będzie dobry dzień.
Piotr wiedział, że jego żonę prowadzi dobra intuicja i ona po prostu takie rzeczy czuje. Dlatego też sam się uśmiechnął na samą myśl. Może rzeczywiście ma rację. Pomyślał.
- Co ty już wychodzisz? – spytał, kiedy zobaczył jak jego żona zbiera swoje rzeczy i ubiera buty.
- No tak. Muszę być wcześniej trochę w pracy.
- To może poczekaj chwilkę. Pojedziemy razem.
- Nie, Piotr. Ja się już śpieszę. Do później.
- Pa – powiedział zaskoczony mężczyzna, ale Hany już nie było w domu. Dokończył śniadanie, posprzątał, ubrał się i sam również wyruszył do szpitala.

Darek już był wcześniej poinformowany, wiec czekał na Hanę w swoim gabinecie. Ponownie zrobił jej USG i wcześniejsze przypuszczenia nie były mylne. Dodatkowo zlecił najróżniejsze badania.
- Darek, wiesz, że zależy mi na tym dziecku najbardziej na świecie.
- Wiem, Hana. Zrobię wszystko by urodziło się zdrowe.
- Dzięki.
- Będziesz pod moją ścisłą kontrolą. Zrobimy wszystkie badania zaraz, na wyniki będziemy musieli trochę poczekać.
- No tak.
- Ale ty też musisz się postarać i uważać na siebie. Mniej stresu, więcej wypoczynku. Niedługo skrócimy ci czas pracy. Pogadam z Radwanem.
- Kochany jesteś. Ale z tym może być trudno.
- Nie bój się, nie taki diabeł straszny jakim go malują. – zaśmiał się starszy lekarz.
- Darek jest jeszcze jedna sprawa. W ostatnim czasie brałam jakieś leki uspokajające, nasenne. Boję się, że to mogło zaszkodzić.
- No tak, na pewno nie pomogło, ale wiesz… wszystko dobrze sprawdzimy i będzie dobrze.
Przyjacielsko się uśmiechnął, co dodało otuchy kobiecie. Ustalili jeszcze, że z czasem będzie coraz mniej operować, a i może się uda, aby poszła na wcześniejszy urlop macierzyński. Teraz pozostało jej jeszcze czekać na wyniki badań, także tych specjalistycznych, genetycznych itd. Póki co z jej dzidziusiem wszystko było w porządku, a dzięki temu i ona lepiej się poczuła.

Goldberg pozbierała swoje rzeczy i ubrała się, bowiem zaraz miała operacje z ordynatorem. W ręce trzymała zdjęcia z USG i dokumenty swojej pacjentki, którą zaraz miała operować. Wychodząc z gabinetu rozdzwonił się jej telefon . Zaczęła szukać go w kieszeni swojego kitla. Cały czas szybko idąc nie zauważyła jak zza zakrętu wyszedł jej naprzeciw Piotr. Niechcąco na siebie wpadli, a z rok Hany wysypały się wszystkie kartki. Speszona Hana natychmiast przeprosiła, a w międzyczasie odebrała telefon:
- Tak, już zaraz będę. – rzekła do słuchawki

- Zostaw to. – nerwowo zareagowała, kiedy chirurg zaczął podnosić kartki papieru. – Poradzę sobie.
- Spokojnie. Pomogę ci. Gdzie tak się spieszysz bez opamiętania?
- Mam zaraz operację z Radwanem. Jestem już spóźniona.
W tym momencie do rąk Gawryły wleciało zdjęcie USG.
- O, ktoś ma taką samą datę urodzenia jak ty.
Hana momentalnie poczerwieniała.
- Daj to. – próbowała mu to wyrwać, ale on oddalił rękę i przypatrzył się dokładnie. Kiedy zauważył nazwisko swojej żony zamarł.
- Jesteś w ciąży? – powiedział po cichu z ogromnym zdziwieniem.
- Oddaj mi to. Śpieszę się. – wyrwała od niego wszystkie zebrane dokumenty i już chciała odejść, kiedy on złapał ją w łokciu, co uniemożliwiło jej dalszy ruch.
- Hana. Powiedz mi prawdę. – powiedział z takim przejęciem w głosie, aż kobieta się wystraszyła. Jego oczy pociemniały i jakby nawet się zaszkliły.
- Tak. Jestem w ciąży. – odparła pewnie patrząc mu w oczy.
- To cudownie! W końcu spełniło się nasze marzenie. – na jego twarzy pojawił się ogromny uśmiech i już chciał przytulic blondynkę, jednak ona cofnęła się ręką wskazując, by się nie zbliżał. Piotr nie rozumiał zachowania żony.
- Tak, cudownie. Ale to i tak niczego nie zmieni.
- Nie rozumiem. Przecież to moje dziecko, prawda?
Hanę zaskoczyło mimo wszystko to pytanie. Jak śmiał wątpić. Prychnęła pod nosem:
- Twoje. I oczywiście będziesz mógł je wychowywać, ale ja nie potrzebuję twojej litości tylko ze względu na dziecko.
- Ale Hana o czym ty mówisz.
- To dziecko poczęło się bez miłości Piotr. Nie musimy tkwić w czymś z obowiązku. To nie ma sensu.
Mężczyzna zatkały te słowa. W jego oczach pojawiły się łzy. Chciał coś dodać, ale kobieta odeszła już. Poczuł się właśnie jakby dostał w policzek. Był na siebie niesamowicie zły. Wyszedł przed szpital i zapalił papierosa. Wiedział, że nie może pozwolić na ich odejście. Czuł, że narodziny dziecka spowodują, że między nimi odrodzi się uczucie. To ich zbliży. Musiał tylko udowodnić Hanie, że mu zależy. Prawdopodobnie w ostatnim czasie nie pokazywał jej tego, nie był jej ostoją. A doskonale wiedział, że kobieta jest bardzo wrażliwa i wszystko przeżywa dusząc to w sobie.

Po kilkunastu minutach wrócił na izbę, gdzie miał dziś dyżur. Co jakiś czas sprawdzał czy Goldberg przestała już operować. Po swojej przerwie obiadowej sprawdził jej gabinet i oddział. W końcu z bloku wyszła Hana z Radwanem.
- Hana. Możemy porozmawiać? – podszedł do nich. Radwan popatrzył na Piotra, a potem na kobietę.
- Piotr, teraz nie mogę. Czekają już na mnie pacjentki w przychodni.
- No właśnie. A pan doktor chyba też ma coś do roboty w tym szpitalu. Nieprawdaż? – swoje trzy grosze wrzucił i ordynator z tryumfalnym uśmiechem.
Gawryło mimo to czekał, aż Hana zostanie z nim na chwilę i będą mogli pomówić jednak ona poszła za ordynatorem. Wściekły wrócił do swoich pacjentów.

Spotkali się dopiero później, przypadkowo w lekarskim. Nie mieli już jak uciec od tej rozmowy.
- Zamierzałaś mi w ogóle powiedziec? – zaczął z wyrzutem stajac naprzeciw niej.
- Jakie to ma teraz znaczenie? – odeszła kawałek dalej i zalała sobie herbaty.
- Będziemy rodzicami. To chyba ma ogromne znaczenie. -
Hana nic nie odpowiedziała, ślepo patrząc się przed siebie.
- Przecież ja chcę być przy nim, przy tobie.
- Piotr, miotasz się, a ja już nie mam siły. Nie mogę i nie chcę dłużej się zastanawiać czy między nami będzie lepiej. Czy znowu pokochamy się tak mocno, czy będziesz ze mną do końca czy tylko na jakiś czas. Czy uda nam się zapomnieć o tym co przeszliśmy. Za wiele się wydarzyło, a ja potrzebuję stabilizacji. Nie umiem tak. To mnie przerasta. Dlatego nie chcę, abyś był ze mną ze względu na dziecko. Nie sprawiajmy sobie bólu nawzajem, bo to nie ma sensu. Lepiej, żebyśmy byli zgodnymi przyjaciółmi i każde z nas było szczęśliwe, ale osobno. Może małżeństwo nie było nam pisane.
- Żałujesz tego?
- Nie żałuję. Ale najwyraźniej coś się wypaliło, skończyło. Czasem nie mamy na to wpływu.– pocałowała Piotra w policzek co spotkało się u niego ze zdziwieniem i odeszła wcześniej dodając - Trzymaj się.
Zostawiła go z tymi słowami jak zahipnotyzowanego. Oniemiał nie zdając sobie jeszcze sprawy, że to wszystko się kończy. W dodatku z jaką klasą przekazała mu to kobieta. Bez żadnych wyrzutów,  żali czy zbędnych emocji. Zakuło go to w sercu.  Czuł w jej głosie i oczach, że nie jest jej obojętny, tak samo jak i ona jemu, ale nie sądził, że jego zachowanie może posunąć ją do takich wniosków. Sam już nic nie wiedział co robić. Pogubił się. 


pewnie treść nie jest dla Was satysfakcjonująca, no ale już taki urok opowiadania, że nie może być za prosto ;)

Dzięki za tyle komentarzy i wyświetleń, jesteście WIELCY !!!!

wtorek, 12 sierpnia 2014

Część XXXII

Część XXXII

Przemierzała korytarz oddziału patologii ciąży, kiedy wreszcie znalazła kogo szukała.
- O, Ola! Słuchaj mam do ciebie prośbę.
- Tak, pani doktor?
- Yy czy mogłabyś mi zrobić usg ? – nieśmiało i po cichu zapytała.
Pietrzak domyślała się o co chodzi. Poznała już dosyć dobrze Hanę i jej historię. W głębi duszy ucieszyła się, że być może i jej przełożona będzie matką. Oczywiście zachowała się taktownie i nic już nie mówiła tylko razem z Goldberg powędrowały do jej gabinetu.

Hana leżała już na fotelu i czuła się jakby zaraz miała usłyszeć wyrok. Drżała na samą myśl, że mogła się pomylić. Kilka minut dla niej trwały teraz jak wieczność. Popatrzyła na stażystkę. Była bardzo spokojna i delikatna. Wyczuwała, że lekarka bardzo się denerwuje.
- Może zawołam doktora Piotra? – zaproponowała
- Niee. Nie ma takiej potrzeby.
No tak, oprócz paru osób zaprzyjaźnionych nikt w szpitalu nie wiedział o ich obecnej sytuacji. Nie chcieli, by wyszło na zewnątrz to, że im się nie układa. Nie chcieliby stać się głównym obiektem plotek, bo przecież miejsce, w którym pracują jest bardzo małe i tu wszyscy o wszystkim szybko wiedzą. W pracy starali zachowywać się jak najnormalniej.
Goldberg przymknęła oczy. Słyszała tylko tykające wskazówki zegara i dźwięk pracującego urządzenia. Wzięła głęboki oddech i poczuła spokój. Co będzie to będzie. Powtarzała sobie w myślach. Tyle razy już się zawiodła, że straciła już jakąkolwiek nadzieję. W dodatku, teraz w obecnej sytuacji z Piotrem. Nie wiedziała czy to byłby odpowiedni moment. Tysiące myśli zbierały się w jej głowie, aż w końcu usłyszała te magiczne słowa, o których marzyła od dawna.
- Hana. Jesteś w ciąży. – Ola popatrzyła na kobietę i uśmiechnęła się szeroko.
Kobieta skamieniała. Na moment jakby jej dusza uciekła z jej wnętrza, a ciało zamarło. Po chwili do jej oczu zaczęły napływać łzy. Przymknęła oczy i spokojnie powiedziała.
- Jesteś pewna? Pokaż mi ekran.
Stażystka przesunęła monitor bliżej ginekolog. Ta nachyliła się i dokładnie analizowała.
- 11mm, 8 tydzień. Jestem w ciąży. – mówiła jak zahipnotyzowana.
- Gratuluje. Bardzo się cieszę. – uścisnęła kobietę. Hana zaczęła płakać. Oczywiście była pełna obaw, bo już kiedyś była w ciąży, a potem straciła to dziecko. Ale teraz nie chciała o tym myśleć. Cieszyła się jak nigdy.
- Możesz dać mi posłuchać serduszka?
Po chwili Oli udało się nastawić aparaturę tak, że do ich uszu dobiegał szybki, rytmiczny dźwięk bicia serca. Jej dziecka. Goldberg odetchnęła z ulgą zamykając oczy. To brzmienie działało na nią jak balsam na jej wszystkie problemy oraz zmartwienia. Kilka minut później wstała i ubrała się. Podziękowała Oli i wróciła do pracy. Schowała do kieszeni zdjęcia USG. Teraz latała po oddziale jak na skrzydłach.

Właściwie skończyła już dyżur, ale czekała jeszcze na wyniki swojej pacjentki, bowiem musiała zadecydować czy potrzebna będzie operacja. Korzystała z wolnej chwili i wyszła przed szpital. Ciepły, długi majowy wieczór. Przystanęła i podniosła głowę do góry. Na przyciemnionym już niebie można było dostrzec pojedyncze gwiazdy. Przymknęła oczy i odetchnęła świeżym, spokojnym powietrzem. Jej nozdrza poczuły charakterystyczny zapach lasu, który znajdował się nieopodal i otaczał całą Leśną Górę. Do tego można było wyłapać woń kwitnącego już bzu. Wszystkie rośliny powoli zaczęły zakwitać i cała przyroda w pełni rozwijała się dookoła.

- A ty się nie wybierasz dziś do domu?
- Idę, idę. Ale czekam jeszcze na wyniki pacjentki. – uśmiechnęła się promiennie do swojej przyjaciółki. Ta zaś od razu dostrzegła błysk w oku ginekolog.
- A co ty taka radosna jesteś?
- A to aż tak widać? – Hana podpuściła Lenę, zaraz po tym roześmiała się.
Kobiety usiadły na ławce, a Goldberg wyciągnęła z fartucha zdjęcie USG i podała je Lenie.
- Hana! Jak się cieszę! – w euforii przytuliła się do Hany. Oczy obu kobiet zaszkliły się. – Gratuluję. Będziesz mamą!
- Dziękuje ci bardzo. W końcu się spełniło. – wzruszona wykrztusiła.
- Wierzyłam, że się uda. Nawet nie wiesz jak się cieszę. Teraz będzie już tylko lepiej. Piotr już wie?
Hana popatrzyła przed siebie, charakterystycznie zatrzymując się gdzieś wzrokiem w jednym punkcie.
- Niee. Jeszcze nie. Nie wiem w ogóle czy mu powiedzieć.
- Co? Jak to? Przecież to… jego dziecko? – badawczo spojrzała na koleżankę.
- No, tak Lena. Jasne, że jego. Ale… skoro mnie nie kocha, to to dziecko nie poczęło się z naszej miłości. A ja nie chcę, by był ze mną z jakiegoś pieprzonego obowiązku.
- Eh, w sumie rozumiem cię. No, ale tak się staraliście razem. Myślę, że jemu też na tym zależało.
- Może i tak. Ale teraz się wszystko popieprzyło.
Na parking wjechał Latoszek i zatrąbił na żonę.
- Musze lecieć. Witek już jest.
- Jasne.
- Jeszcze raz gratuluję i strasznie się cieszę. Będziesz najlepszą matką. – uścisnęła ją. – Nieważne jaką decyzję podejmiesz, pamiętaj, że zawsze jestem z tobą. Trzymaj się.
- Dziękuje. Bardzo. Bardzo.

Rozstały się, kobieta jeszcze odprowadziła wzrokiem ich samochód. Po czym wróciła do szpitala. Odebrała wyniki, poszła do pacjentki i koło 21 wróciła do mieszkania. Choć nie była głodna wiedziała, że teraz musi jeść za dwoje. Przyszykowała dla siebie i dla Piotra kanapki. Razem zjedli, ale Hana nie podzieliła się z nim tą radosną nowiną. Zaraz później wykąpała się i położyła się spać. Teraz jej życie nie będzie już takie samo... 


w następnych częściach będzie akcja niczym prosto z brazylijskiego serialu :D



                                      KOMENTUJCIE 

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Część XXXI

Część XXXI


Z samego rana lekarka ruszyła do pracy. Dziś Piotr miał dyżur w LPR, więc i on kilka chwil później pojechał do pracy. Hana w szpitalu nie czuła się najlepiej. Była niewyspana, słaba, a do tego cały dzień nie była w stanie nic przełknąć. Czuła jak w jej przełyku jest jakiś łańcuch, który uniemożliwia jej swobodne trawienie  i przełykanie.
Zmęczona wróciła do pustego domu. Zrobiła sobie gorącej herbaty i wyszła na balkon. Słońce powoli chowało się za horyzont. Wpatrywała się w dal, który ogarniał jej widok na zapadającą w mrok Warszawę. Ciepłe powietrze otulało jej twarz. Było jej tak spokojnie i miło, że mogłaby tak stać całą noc i patrzeć na otaczający ją ruch.

Jakiś czas później podszedł do niej Gawryło.
- Hej. – zaczął nieśmiałym uśmiechem
- Cześć. – po chwili oschle odpowiedziała.
Kobieta nadal patrzyła na siebie, nieznacznie zwracając uwagę na partnera. On zaś spoglądał na nią.
- Przepraszam cię, że tak wczoraj wyszło, po prostu…

- Nie musisz mi się tłumaczyć. Zrobiłeś to na co miałeś ochotę. Nie ma sprawy – wtrąciła się kobieta spoglądając swoimi dużymi, niebieskimi oczyma na niego i poszła do kuchni. Zaczęła zmywać naczynia, a gdy skończyła podszedł do niej Piotr.

- Hana. Wszystko w porządku? Jakoś blado wyglądasz. – spojrzał na nią pochylając nieco głową.

- Tak, w porządku.

Wcale nie było w porządku, czuła się jakaś rozbita, smutna, bez energii. Wzięła relaksującą kąpiel i położyła się do łóżka. Było jeszcze dość wcześnie, wiec poczytała sobie książkę, a chirurg w tym czasie oglądał jakiś film.


Kolejne dni nie wnosiły do ich życia niczego pozytywnego. Ścierali się oboje zarówno na polu małżeńskim jak i zawodowym. Goldberg była jakaś rozdrażniona, nieswoja i skryta. Męczyła się w tym całym ich układzie. Chciała nawet już powiedzieć Piotrowi, że lepiej będzie jak wezmą rozwód i zostaną przyjaciółmi. Jednak nie znalazła na to jeszcze odwagi.

Ginekolog właśnie odwiedziła sale jeden z pacjentek. Była świeżo po porodzie. Zaczęła spisywać jej parametry. Młoda matka właśnie trzymała swoja pociechę na ramionach.
- Pani doktor. Jestem pani taka wdzięczna.
- Naprawdę nie ma o czym mówić. To tylko moja praca.
- Tylko? Daję pani ogromne szczęście wielu osobom. Spełnia pani marzenia. – ze wzruszeniem rzekła pacjentka.
Goldberg uśmiechnęła się. Szkoda tylko, że moich marzeń nikt nie chce spełnić. Powiedziała w myślach.
- Mała jest śliczna. Taka podobna do pani.
- Chce pani ją potrzymać? – zapytała kobieta, ale Hana nie miała na to zbytniej ochoty. Unikała takich kontaktów, nie pomagało jej to w podniesieniu się po stracie swojego dziecka i Martynki. No, ale matka wyciągnęła już ręce z niemowlęciem, więc lekarka nie miała wyboru. Wzięła na ręce kruchą istotę. Jej oczy promiennie się uśmiechnęły, a w nich pojawił się błysk. Od razu złapała kontakt z dzieckiem.
- Do twarzy pani z dzieckiem. – kobieta rzuciła bez zastanowienia, że mogła tym Hanie sprawić przykrość. Ona przymknęła tylko oczy, by stłumić emocje jakie w niej się zebrały. Mimo bólu, uśmiechnęła się i oddała córkę, po czym parę chwil była już u siebie w gabinecie.
Nie miała siły na kolejne rozklejenie się oraz użalanie się nad sobą. Całe szczęście, ktoś zapukał do jej drzwi. Po chwili, w niebieskim kitlu ujrzała swojego męża.

- Hana. Masz chwilkę? Mogłabyś skonsultować mi pacjentkę? – podszedł do niej wręczając jej plik kartek.

- Tak, jasne.

- Muszę usunąć jej guza tarczycy. Chodzi mi o to czy z punktu ginekologicznego nie będzie żadnych przeciwwskazań. Wiesz, gospodarka hormonalna itd.

Kobieta uważnie wczytała się w całą dokumentacje, kompletnie nie zwracając na niego uwagi. On, zaś przysiadł i mógł jej się przypatrzeć. Była taka smutna, przygnębiona. Widział, że jej oczy nie promienieją. Wkurzał się na siebie, na nią, że cała jej energia i radość z życia tak nagle uleciała. Nie jest już tą kobietą co była…

- Nie widzę żadnych przeciwwskazań do operacji. Ale po zabiegu musi być pod stałą opieką. Parametry hormonalne i tak dalej.

- Tak, tak. To wiem. Dzięki wielkie.

- Nie ma sprawy.

- Do zobaczenia. – uśmiechnął się i wyszedł zostawiając ją samą.

Dokończyła wypełniać dokumentacje pacjentek i informacje w systemie komputerowym. Później była wzywana do paru konsultacji, aż w końcu przyjęła kolejną pacjentkę.
- Gratuluję. Jest pani w ciąży. 7 tydzień. – entuzjastycznie poinformowała pacjentkę podczas badania usg.
- O, matko. Naprawdę? – ze łzami wzruszenia odpowiedziała młoda matka. – Tak czułam. Czułam to w sobie, ale test wyszedł negatywny i sama w to zwątpiłam.

- Tak się czasem zdarza. Ale na usg ewidentnie widać płód. Zrobimy jeszcze badanie beta HCG. Ale to czysta formalność według mnie.

- No tak, test musiał być jakiś trafny. Bo okresu nie mam już od ponad 2 miesięcy.

Uradowana kobieta szybko opuściła gabinet. Gdy Hana dokańczała wypisywać jej kartę coś sobie uświadomiła. Szybko otworzyła swój kalendarz i zaczęła przewertować jego kartki. Ręce jej się trzęsły. Analizowała dokładnie ostatni czas. Niee, to nie może być prawda. Oparła się o oparcie krzesła i przymknęła oczy, by móc się uspokoić. 


przepraszam za wszelkiego rodzaju błędy.

sobota, 9 sierpnia 2014

Część XXX

Część XXX

Kończąc już dyżur wstąpiła trochę wcześniej do przebieralni w lekarskim. Do głównego obchodu było jeszcze trochę czasu, więc w pokoju nie było nikogo. Ściągnęła swój biały fartuch i zaczęła rozmasowywać sobie kark. Odchyliła lekko głowę i przymknęła oczy. W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł Piotr. Przystanął we framudze drzwi i przez chwilę zapatrzył się na blondynkę.
- Ciężki dyżur?
Hana otworzyła oczy i odwróciła się z promiennym uśmiechem. Jakoś tak od razu cieplej jej się zrobiło kiedy zobaczyła swojego męża. Uśmiechniętego. Wypoczętego. Jak zawsze dobrze ubranego. No i jeszcze ten zapach, który przyprawiał ją o gęsią skórkę.
- Heej. – sięgnęła ręką po sweter. – A nawet nie tak bardzo. Może się starzeję, ale jakoś kręgosłup mnie boli.
- Ty? I starość? No co ty. – zaśmiał się i zaczął się rozbierać.
Hana zbierała swoje rzeczy, a kątem oka zerkała na męża. Nie mogła oderwać wzroku kiedy ściągnął koszulkę. Odkąd powrócił do regularnej gry w squashha  jego ciało stało się bardziej umięśnione, dzięki temu powstałe rysy dobrze podkreślały jego sylwetkę. Może to dziwne, ale blondynka poczuła młodzieńcze motylki w brzuchu. Czy to tęsknota za tym ciałem, a może to ta prawdziwa miłość, na którą czekamy całe życie?
Wpadł jej do głowy pewien pomysł, spróbowała zaryzykować:
- Masz dzisiaj ciężki dyżur? Jakieś operacje?
- Wiesz co nie przyglądałem się w grafik dzisiaj, ale raczej nie. A czemu pytasz?
- Może zjedlibyśmy dzisiaj jakąś kolacje, razem? – nieśmiało zapytała, a gdy już wypowiedziała te słowa oblała się rumieńcem. Karciła się w myślach, że może za wcześnie wyszła z taką śmiałą propozycją, może niepotrzebnie naciska, może się wygłupiła.
Piotr podrapał się po głowie, tak jakby się zastanawiał.
- Ok. Przepraszam. To było głupie, niepotrzebnie zapytałam. Zapomnij o tym. – już miała pośpiesznie wyjść z szatni, kiedy głos Gawryły ją zawrócił.
- Hana, zaczekaj. Przecież jeszcze nic nie powiedziałem. – uśmiechnął się czarująco. – Czemu nie. Powinienem skończyć koło 17.
Kobiecie ulżyło, aż odetchnęła pełną piersią.
- Cieszę się. Ugotuję coś dobrego, albo zamówię stolik w restauracji?
- Jak wolisz.
- Ok. W takim razie czekam w domu.
- Jasne. Do zobaczenia.
- Miłego dnia. Pa!

W Hanę jakby wstąpiły nowe moce. Zmęczenie i ból odeszły w niepamięć. Niemal w podskokach wybiegła ze szpitala. Jeszcze kilka minut wcześniej marzyła o tym, żeby zaszyć się pod kołdrą w swoim łóżku, albo o długim masażu, a teraz pędziła do domu, by przygotować się jak najlepiej do tego wieczoru.  
Kiedy weszła już do swojego mieszkania nagle zakręciło jej się w głowie, a przed oczyma pojawiły się dziwne mroczki. Takie żółte plamki, które przysłoniły jej pole widzenia. Przez moment poczuła się słabo na tyle, że aż przytrzymała się szafki, by nie upaść. W skupieniu przeczekała kilka sekund po czym wzięła głęboki oddech. Wzrok się poprawił, a także zawrót głowy odpuścił. Ta chwilowa słabość skłoniły ją, aby położyła się na jakiś czas. W końcu dopiero co zakończyła dyżur w szpitalu.
Obudziła się koło południa. Była zła na siebie, że jest już tak późno, a do romantycznej kolacji z Piotrem coraz bliżej. Nie miała jeszcze pomysłu co przyszykować, bo wiedziała już, że przygotuje kolację w domu. Tak będzie kameralnej i sympatyczniej. Co prawda, wieki temu już razem nie wychodzili, no ale koncepcją małych kroczków postanowiła ten wieczór spędzić na własnym gruncie. Podczas relaksującej kąpieli wymyśliła potrawy, które pojawią się na stole. Szybko założyła jakieś wygodne ciuchy, zagarnęła torebkę i pojechała na porządne zakupy do supermarketu. Kupiła najlepsze rzeczy jakie potrzebowała na dziś. Do tego dwie butelki wina i kilka przekąsek. Trochę przesadziła z ilością, bo ledwo co poradziła sobie z ich ciężarem.

W pośpiechu, ale mimo to starannie przygotowywała wymyślone posiłki, w międzyczasie ogarniając mieszkanie. Kilka minut po 16 naszczęście prawie wszystko było już gotowe. Teraz był czas, aby przygotować samą siebie. Otworzyła na oścież szafę i zaczęła przebierać w jej zawartości. Ta nie, ta zbyt wyzywające, w tej wyglądam jakbym szła na spotkanie emerytów, tą miałam ostatnio, ta już jest stara, tej Piotr nie lubi. Cholera, którą wybrać. Czas ją poganiał, a ona wciąż biła się z myślami. W końcu wybrała grafitową sukienkę do kolana, bez ramion z lekkim wycięciem w dekolcie. Do tego dobrała biżuterię, w tym kolczyki, które kiedyś dostała od Piotra na urodziny i czarne, lakierowane szpilki. Lekki  makijaż tak jak na co dzień, troszkę tylko podkreśliła usta burgundową szminką. Zrobiło się już po 17 czyli czas, w którym Gawryło powinien już niedługo się pojawić. Dołożyła jeszcze świeczki na stół. Wszystko było już przygotowane, w salonie panował delikatny, aczkolwiek subtelny nastrój, w tle grała spokojna muzyka. Klimat udzielił się i jej, czuła, że ten wieczór będzie miły, a może nawet i przełomowy.

Wskazówki zegara wybiły już 18.30. Zaczynała się niepokoić, w końcu Piotr już dawno powinien być. Stała tak w oknie wypatrując go jednak żadne auto, które podjeżdżało pod ich blok nie należało do niego. Zaczęła wymyślać już najczarniejsze scenariusze, kiedy jej telefon zawibrował. Sprawdziła. Sms od Piotra: Hana, muszę dłużej zostać w szpitalu. Przepraszam. P. Przeczytała na głos. Zrezygnowana opadła na kanapę. Super – pomyślała. Z jednej strony cieszyła się, że nic mu się nie stało, wiedziała też, że taką mają pracę i czasem trzeba zostać dłużej, bo trafia się jakaś operacja czy inne komplikacje z pacjentem, ale mimo to czuła się przybita i zawiedziona. Nieoczekiwanie cały dotychczasowy entuzjazm uleciał. Odechciało jej się nawet jeść, choć była głodna jak wilk. Schowała świeczki i inne dekoracje. Ściągnęła sukienkę i przebrała się w dres. Do późnego wieczora oglądała jakiś film w salonie, tak by jakoś zająć ten czas. Ale Piotra nie było i nie było. Skonana położyła się spać.  

Po północy, obok niej położył się chirurg. Rzeczywiście musiał dłużej zostać w szpitalu. Marek poprosił go o asystę. Poradzili sobie całkiem nieźle, zabieg nie trwał wcale długo. W sumie miał zbierać się już do domu, ale gdy Rogalski zaproponował mu wspólny wypad do pubu, nie odmówił. Miał ochotę się napić i zrobił to mimo, że doskonale zdawał sobie sprawę, że Hana na niego czeka i sprawi jej przykrość. Jednakże zrobił to na co miał ochotę. Posiedzieli trochę w barze, wypili parę piw, które zresztą później wyczuła Hana. Kiedy mężczyzna położył się, ona wcale nie spała. Obudziły ją dźwięki, kiedy wchodził do domu. Leżała z przymkniętymi oczami. Nie miała już żadnych złudzeń, Gawryło oszukał ją, zamiast zostać w szpitalu, poszedł do pubu. To zdarzenie umocniło ją w przekonaniu, że lepiej już nie będzie…


na weekend wyjechałam, więc next w okolicach poniedziałku.

Jak myślicie, jak zakończą się perypetie Hany i Piotra? :D

czwartek, 7 sierpnia 2014

Część XXIX

Część XXIX

W nocy Hanie znów skoczyła temperatura. Dopadły ją zimne dreszcze. Zaczęła się wiercić i kulić z zimna. Obudziło to i Piotra. Zauważył, że lekarka przez sen coś jęczy i trzęsie się. Przyniósł dodatkowy koc i szczelnie przykrył ją. Wsunął się pod kołdrę i czekał, aż się trochę uspokoi. Jednak nowa warstwa ciepła niewiele pomogła. Postanowił nie być obojętny i przysunął się do żony. Objął ją mocno jednocześnie pocierając dłońmi o jej ramiona tak by ją rozgrzać. Jego ciepła skóra i dotyk spowodowały, że Goldberg zaprzestała drżeć z zimna. Resztę nocy udało im się przespać już spokojniej.
Kiedy rano obudziła się przetarła oczy, aż ze zdziwienia. Leżała w objęciach Gawryły. Było jej tak wspaniale, że mogłaby tak leżeć do końca życia. Niestety wiedziała, że to zdarzenie jest jak bańka mydlana i zaraz pęknie. Chwilę potem zaczął dzwonić budzik, dzięki któremu wstał i Piotr. Podniósł głowę i zobaczył, że cały czas tuli Hanę.
- Hej. Lepiej się już czujesz? – zapytał zmieszany odsuwając się od kobiety.
- Mhm. Dużo lepiej. Wszystko dzięki tobie. – serdecznie się uśmiechnęła.
- Bez przesady. Ale i tak powinienem cię osłuchać. No ale nie mam w domu stetoskopu. To może pojedziesz ze mną do szpitala, ktoś z interny cię zbada. I tak musisz dostać zwolnienie, przecież nie pójdziesz dzisiaj do pracy.
- Musze iść. Radwan chyba urwałby mi głowę.
- No, żebym ja mu czegoś nie urwał. – burknął wstając z łóżka. – Nie idziesz dzisiaj do pracy. Nie ma mowy. – stanowczo rzekł i wyszedł do kuchni. Po paru minutach wrócił z tacą kanapek i herbatą.
- Proszę zjedz to i wypij póki gorące.
- Dzięki, ale jakoś nie mam apetytu.
- No jesteś nadal blada i do tego stan podgorączkowy. – stwierdził gdy dotknął jej czoła. – Zjedz chociaż trochę musisz skądś czerpać siłę. Ja się ubiorę i pojedziemy. Ok.?
- Czekaj. Muszę się wykapać.
- No ty chyba oszalałaś. Chcesz się bardziej doprawić?

Koniec końców dotarli do szpitala. Tam akurat dyżur miała Agata, która natychmiast zajęła się panią ginekolog.
- Osłuchowo w porządku. Wydaje się to być zwykły wirus, 3 dni i przejdzie. Myślę, że obejdzie się bez antybiotyku. Ale jak już tu jesteś to zlecę ci kilka badań.
- Agata nie trzeba. Nic mi nie jest przecież.
- Trzeba, trzeba. Nic nie zaszkodzi sprawdzić. – wtrącił chirurg
- Zwolnienie na 4 dni? – spojrzała badawczo na koleżankę
- Dwa. Nie może mnie tak długo nie być.
Agata już miała coś powiedzieć tak samo jak Piotr, ale Hana dodała:
 - Najwyżej jak się nie polepszy to przedłużymy.
- No dobra, niech będzie.

Później Gawryło zaniósł zwolnienie do Trettera i zapytał czy może urwać się za godzinę odwieźć Hanę. Dyrektor darzył wielką sympatię panią ginekolog, więc nie protestował. Piotr szybko zawiózł żonę i kazał cały dzień leżeć.

Po dwóch dniach Goldberg doszła do siebie. W tym czasie Piotr okazał jej dużo czułości i troski. Jak to on, martwił się o nią i chciał się nią opiekować. Może już taka misja mężczyzn, że największą satysfakcje daje im opieka nad swoimi kobietami. Wówczas czują się potrzebni i bardziej męscy.


Jednak nic tak nie oddala dwojga ludzi jak pogoń za karierą czy wygórowany pracoholizm. Być może gdyby oboje zwolnili trochę tępo w pracy, wyjechali razem gdzieś to udało by im się na nowo sobie nawzajem zaufać i pokochać się. Niestety tak się nie działo. Niby miało być już lepiej, ale ani Piotr, ani tym bardziej Hana tego nie odczuwali. Może wypalili się nawzajem. Rzuceni w wir pracy zapomnieli czym tak naprawdę jest szczęście i jakimi są tak naprawdę szczęściarzami, pomimo, że wciąż o tym nie wiedzą.

Goldberg właśnie nalewała sobie kawy w pokoju lekarskim kiedy weszła do niego dr Woźnicka.
- No część Hana.
- O, hej Agata.
- Jak się czujesz?
- Już zapomniałam nawet, że byłam chora. Zwykły trzydniowy wirus. Miałaś rację.
- No tak, a nie zamierzasz odebrać swoich wyników badań?
-Aach no tak. Wiesz mam taki młyn na oddziale, że totalnie wyleciało mi to z głowy.
Internistka pokiwała przecząco głową po czym zaczęła szukać w teczce i w szufladach jakiś dokumentów. W końcu znalazła i zaczęła znowu na szybko analizować.
- Ogólnie jest ok.
- O no widzisz, mówiłam, że to niepotrzebne.
- Ale jak bym się miała doczepić to płytki krwi i hematokryt trochę odbiega od normy. – popatrzyła znacząco na koleżankę – No, ale że mam do czynienia z lekarzem ginekologiem to chyba sama powinnaś wiedzieć czy rozszerzać diagnostykę.
Hana upijała kolejny łyk kofeiny, słowa Woźnickiej przeleciały jej przez uszy, ale nie bardzo je zakodowała w głowie. Ocknęła się, gdy lekarka powiedziała, że musi wracać na izbę. Rzuciła krótko:
- Dzięki za wszystko. Pa!
Wlepiła wzrok w akwarium, w którym pływały niewielkich rozmiarów kolorowe rybki. Zapukała w szybę, tak jak to miał w zwyczaju jej mąż, jedna mała rybka podpłynęła do szyby. Wtedy coś zaiskrzyło w głowie kobiety. Ocknęła się o co mogłoby chodzić internistce. Niee, to raczej nie mogłaby być prawda. Pomyślała. Niewiele już się zastanawiając, dopiła napój i wróciła na swój oddział, gdzie czekały na nią pacjentki oraz nocny, żmudny dyżur. 

wtorek, 5 sierpnia 2014

Część XXVIII

Część XXVIII

Nazajutrz, Piotr wyjechał do Krakowa z samego rana. Nie zapytał nawet czy miałaby ochotę z nim pojechać. A przecież pozamieniała sobie dyżury tak, by sobotę mieć wolną. Ale chirurg o tym nie wiedział, a może i nawet nie chciał wiedzieć. Cieszył się z tego krótkiego wyjazdu nie tylko dlatego, iż spotka się z córką, ale także, że będą mogli choć przez chwilę z Haną od siebie odpocząć, a może i zatęsknić? Bardzo by chciał, by tak się stało. Pragnął, żeby widok żony powodował, tak jak kiedyś, ogromne podniecenie i żar jego całego ciała oraz duszy. Niestety od dłuższego czasu tak się nie działo. Przez to unikał kobiety. Nawet rozmowy z nią były dla niego trudne. Wspólne towarzystwo dla obojgu stawało się coraz bardziej przytłaczające i męczące.

Blondynka zwlokła się z łóżka koło południa. Nigdzie się nie śpieszyła, więc mogła trochę poleniuchować i odpocząć po ciężkim tygodniu w pracy. Za oknem pojawiła się szara, wietrzna pogoda. Dokładnie taka jakiej Goldberg nie trawiła. Zawsze kochała słońce i ciepło. W Izraelu jej tego nie brakowało, jednak w Polsce musiała sobie jakoś radzić z częstym deszczem i chłodniejszym powietrzem. Snuła się po mieszkaniu niewiedząc co ze sobą zrobić. Nie miała na nic ochoty i siły. Chyba dopadła ją chandra. Co jak na porę roku było dosyć dziwne. Wiosna już w pełni rozkwitała, a melancholijny nastrój pojawiał się zazwyczaj na szarą i wietrzną jesień. Najwidoczniej cała sytuacja w jej życiu, a do tego obecne warunki pogodowe spowodowały, że jej udzieliło się to wcześniej. Usiadła na kanapie, skuliła się pod ciepłym kocem i zaczęła przeglądać różne zdjęcia na laptopie. Natrafiła na te z Piotrem. Te na których była uśmiechnięta i szczęśliwa. Uśmiech sam cisnął się na jej usta, kiedy przypomniała sobie te chwile. Fotki przedstawiały najróżniejsze sceny: podróż poślubna, spacer w parku, wygłupy z Tosią z zoo, imprezy u rezydentów i wiele innych. Natrafiła też na zdjęcia swoich rodziców, a nawet i Jamesa. Zdziwiło ją, że nadal gdzieś w komputerze ma jego zdjęcia. Najwyraźniej już dawno nie robiła porządku na swoim dysku w laptopie. Ale i teraz nie miała na to ochoty. Zamknęła komputer, zmusiła się, aby coś zjeść, przebrała się i wyszła na spacer. Akurat na dworze przestało padać, jednak nadal było wietrznie i pochmurno. Kobiecie to nie przeszkadzało. Nie myślała nad tym, że może zmoknąć czy się przeziębić. Po prostu szła przed siebie pogrążona we własnych myślach. Tak jak najbardziej lubiła. Samotnie i na łonie natury.

Usiadła na ławce w parku. W oddali spojrzała na parę młodych ludzi, którzy najwyraźniej zaczęli się właśnie kłócić. Mocno gestykulowali i znacznie podnieśli ton głosu. Wpatrując tak się w nich przypomniała jej się rozmowa z Piotrem w ostatnich dniach:
- Hana. Porozmawiamy? – Piotr dotknął jej ramienia, gdy ginekolog przyrządzała sobie kolacje.
- O czym? Przecież w nocy już mi wszystko powiedziałeś. – popatrzyła na niego oczyma przepełnionymi goryczą i bólem. Chciała już odejść do sąsiedniego pokoju, kiedy usłyszała:
- Zaczekaj.

Blondynka odwróciła się i wyczekująco spojrzała na męża.
- Nie chciałem cię skrzywdzić. – opuścił głowę
- Nie musisz czuć się winny. Nie ty, Piotr.
- To nie tak, że chce się rozwieść i zapomnieć. Chcę walczyć o nasze małżeństwo. -W oczach Hany pojawiły się łzy. – Nadal jesteś dla mnie bardzo ważna. – ujął jej twarz w dłonie i otarł łzę spływającą po jej policzku.
- Powiedz mi co mam zrobić. Co mam zrobić, by naprawić to wszystko? Żebyś mnie pokochał na nowo.
Gawryło odszedł od niej kawałek.
- Nie wiem. – odparł zrezygnowany. – Mam nadzieję, że się nam uda?
Goldberg lekko się uśmiechnęła, tak jakby tym gestem chciała mu przytaknąć i odeszła do salonu.


Hana siedziała tak i zastanawiała się nad tymi słowami. Czy nam się uda? Powtarzała w myślach. Od tamtej rozmowy nie wracali do tego tematu. Ogólnie ich „rozmowy” dotykały tematów wyłącznie zawodowych czy pogodowych. Unikali takich beztroskich pogawędek, dotyku czy bliskości. Wszystkiego co dotyczyło wspólnego życia małżeńskiego. Pomimo, że Piotr zapewnił jej, że mu zależy to nie robił nic, by to co jest miedzy nimi ulepszyć. A może takie unikanie i życie codziennością ma mu pomóc? Sama już nie wiedziała i ruszyła dalej, wzdłuż Wisły, spoglądając na widok ciągnącej się ogromnej Warszawy.


Konsekwencją jej długiej i nieprzemyślanej wędrówki ze samą sobą było złe samopoczucie dnia następnego. Już w nocy doskwierał jej ból głowy i uczucie zimna. Gdy się obudziła czuła się fatalnie. Miała podwyższoną temperaturę, dreszcze i do tego głowa jej po prostu pękała. Całą niedziele przeleżała w łóżku. Resztkami sił przygotowała sobie coś do picia i łyknęła jakieś lekarstwa, które mieli w domu. W sumie jak na lekarzy ich apteczka była wyjątkowo mizernie zaopatrzona. Udało jej się przez większość czasu przespać. Na nic innego nie miała siły. Potworny ból zajął wszystkie jej części ciała. Za oknem było już widać tylko zapalone uliczne lampy. Otworzyła oczy i zachciało jej się strasznie pic. Podniosła głowę i sięgnęła po kubek. Tak jak przypuszczała, nic w nim już nie było. Zrezygnowana opadła na materac. Było jej za zimno, by wyjść spod kołdry, dlatego zakryła się jeszcze bardziej i przymknęła oczy.

- Hana? Co się dzieję?! – potrząsł jej ramionami, tak, że wybudziła się ze snu.
- Co? Nic się nie dzieje. Trochę kiepsko się czuję. Jakieś przeziębienie mnie wzięło.
- No chyba nie trochę. – dotknął jej rozpalonego czoła, a jego zimny dotyk był dla niej jak ukojenie. – Przecież ty jesteś cała rozpalona. Mierzyłaś temperaturę?
- Nie miałam siły szukać termometru.
- Czemu nie zadzwoniłaś? Przecież przyjechałbym szybciej.
- Piotr, daj spokój. Nic mi nie jest. Po prostu za długi spacer sobie urządziłam wczoraj. Moja wina, teraz muszę pocierpieć.
- Jadłaś coś dzisiaj? –spojrzał na jej bladą twarz. Kobieta nic nie odpowiedziała.
- No tak. Mogłem się tego spodziewać. Do Przemka czy kogokolwiek też nie zadzwoniłaś? – zadał w sumie retoryczne pytanie, bo i tak znał odpowiedź. Poszedł do kuchni. Zaparzył jej gorącej herbaty z miodem i cytryną. Wynalazł jakieś tabletki i termometr. Wrócił do sypialni i kazał lekarce zmierzyć temperaturę. Była wysoka. Za wysoka.
- Powinienem zabrać cię do szpitala. To może być niebezpieczne. Coś cię jeszcze boli?
- Nigdzie nie jadę.
- No tak. Zawsze musisz postawić na swoim. – wstał i wyjął z szafy świeżą pidżamę. – Masz, przebierz się. Jesteś cała mokra i wypij herbatę, póki ciepła. Potem weź te tabletki. Ja skoczę szybko do sklepu, bo lodówka pusta i zrobię ci coś do jedzenia. Masz na coś ochotę?
- Nie trzeba. Piotr. Naprawdę.
Pokręcił tylko głową i wyszedł. Jak najszybciej starał się kupić najpotrzebniejsze rzeczy. Gdy tylko wrócił zerknął do pokoju. Blondynka spała. Zamoczył ręcznik, by zrobić jej okład. Delikatnie położył jej na czoło. A ona aż podskoczyła.
- Spokojnie. Zimny okład. Spróbujemy zbić temperaturę. Jak się nie uda jedziemy do szpitala. Bez dyskusji.
Goldberg nawet nie miała siły, by z nim pertraktować. Od zimnego poczuła się lepiej. Piotr czule zmieniał jej okłady, dołożył także na brzuch. Czuła się wspaniale, gdy dotykał jej po skórze w jej najczulszych punktach. Sama jego obecność i troska powodowały, że wracała do sił. W międzyczasie brunet donosił jej różnego rodzaju ciepłe i zimne napoje i coś do jedzenia. To sprawiło, że czuła się już nieco lepiej i miała siłę się podnieść i rozmawiać.
- Jeszcze się zarazisz.
- Nie martw się. Nie z takimi chorymi miałem do czynienia. – uśmiechnął się. Dotknął jej czoła. – No chyba już nieco spadła temperatura.
- Dziękuje ci. – szczerze się uśmiechnęła.

Później poszła do łazienki, przebrała się w kolejne suche rzeczy, a Piotr wywietrzył sypialnie. Zrobił Hanie jeszcze sałatkę owocową, którą razem zjedli. Było już późno, więc i Piotr wykąpał się i położył  koło żony.
- A co u Tosi?
- Wszystko dobrze. Byliśmy w kinie, na spacerze, na basenie.
- Super.
- Też cię bardzo pozdrawia i kazała cię ucałować.
Hana uśmiechnęła się, zrobiło jej się cieplej na sercu. Kompletnie nie spodziewała się tego co zrobił Piotr. Przybliżył się do niej i złożył pocałunek na jej skroni. Dla niego też to było dziwne uczucie. Nie wiedział, czy dobrze robi, ale postawił na spontaniczność. Przysunął się powoli do blondynki i z pełnym skupieniem musnął ją wargami. Przez kobietę przeszły dreszcze. Nie wiedziała jak się zachować, ale strasznie się ucieszyła.
- Dobranoc. – rzekł Gawryło i odsunął się.
- Dobranoc.


przepraszam za wszystkie błędy stylistyczne, ortograficzne, niejasności, niespójność etc.

dziękuję, że czytacie i komentujecie :-)
coraz szybciej zbliżamy się do końca (;
czołem!