hana i piotr

piątek, 17 lipca 2015

Część 9

dosłownie za chwilkę wyjeżdzam, więc w ostatniej chwili wstawiam nexta. Z tego powodu trochę niedopracowana i z masą błędów częśc, no ale trudno. może lepiej taka, niż żadna ;P


Dalsze słowa nie były potrzebne. Powiedzieliśmy chyba już sobie wszystko. A najważniejsze było dla mnie to, że wreszcie przyznałam się Piotrowi do wszystkiego. Poniekąd sama siebie nie rozumiałam dlaczego tak to wszystko rozegrałam. Nie chcę już dalej tego rozdrapywać, najbardziej się cieszę, że mężczyzna przyjął te wszystkie nowości ze spokojem i może nawet ze zrozumieniem.
- Śpisz? – pogłaskał mnie po głowie, rzeczywiście miałam zamknięte oczy.
- Niee. Choć bardzo bym chciała. Chyba wyszłam z wprawy. – popatrzyłam na niego ukradkiem z lekkim uśmieszkiem. Odpowiedział tym samym mocniej przyciągając mnie do siebie i całując w czubek głowy.
- Wiesz, jakoś nie zauważyłem. – zaśmialiśmy się.
- Muszę zaraz się zbierać na lotnisko. – odparłam smutniej podpierając się jedną ręką, a drugą pogłaskałam bruneta po brodzie.
- Mamy jeszcze trochę czasu. Odwiozę cię przecież. A tymczasem muszę się tobą nacieszyć. – przekręcił mnie na plecy, odkrył kołdrę i nasze nagie ciała znów się stykały. Nosem gilgotał mnie po twarzy.
- Chyba już się wystarczająco nacieszyłeś. – broniłam się zadziornie.
- Nie sądzę. – nos zamienił na usta, którymi błądził po całym mym ciele. Robił wszystko bym czuła się najlepiej. I tak właśnie było! Moje całe ciało wyginało się pod jego dotykiem, a kiedy pieszczotami schodził niżej i niżej cała wariowałam. Zataczał kółeczka na moim podbrzuszu, czułam to dziwne uczucie w brzuchu, może przysłowiowe motylki. Włożyłam ręce w jego gęste i miękkie włosy, tym samym przyciągając go do siebie by stłumić rozkosz w naszych stęsknionych ustach. Rozumieliśmy się doskonale, po chwili tworząc jedność ruszaliśmy równo naszymi biodrami. Krople potu spływały po naszej skórze, coraz głośniejsze jęki wypełniały przestrzeń pokoju. Chciałam czuć to jak najdłużej, jednak nic nie może przecież wreszcie trwać. W końcu, po chwili normowaliśmy już swoje oddechy leżąc na sobie.

Kolejne chwile spędziliśmy na rozmowie. Piotr wypytywał mnie o naszą małą córeczkę; co lubi, jak wygląda, jak się uśmiecha, do kogo jest bardziej podobna i takie tam. Nic dziwnego, że jest jej ciekawy. W końcu za ponad miesiąc Maja będzie miała już roczek, a wciąż nie poznała swojego ojca. Wiedziałam, że jest mu przykro, ale teraz już nic nie mogłam poradzić. Nawet kiedy tu przyleciałam i zobaczyłam go na ślubie Przemka, z Tosią i Marylą byłam pewna, że są szczęśliwi i decyzja, aby mu niczego nie mówić była słuszna. No, ale się myliłam. Jednak mój mąż to odpowiedzialny facet. W dodatku teraz tylko mój. No prawie… Jest zmuszony się rozstać jeszcze z Marylą, ale jak mówił, to tylko kwestia czasu.

Musieliśmy przerwać tę sielankę, ubrać się, a ja dokończyć pakowanie. Godzina wylotu zbliżała się niemiłosiernie. A mnie coraz bardziej nie chciało się wracać. Teraz, kiedy miałam przy sobie swojego faceta, czyste sumienie i spokojną głowę mogłabym nie wychodzić z łóżka przez co najmniej miesiąc! Oczywiście gdyby on był obok.


- Naprawdę musisz już dziś lecieć? – spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, przenosząc tym samym rękę ze skrzyni biegów na moje udo. Podążaliśmy już samochodem na Okęcie.
- Przecież wiesz. Gdyby nie Maja to mogłabym zostać jeszcze trochę, ale tak to.. już i tak długo mnie nie ma z nią. – spojrzał na mnie smutno, ścisnęłam jego dłoń.
- A kto się nią zajmuje teraz?
- Moja mama. Odkąd urodziłam cały czas mogę na niej polegać, na Miri czy nawet mój ojczym lubi się nią opiekować. Jest bezpieczna, nie martw się.
- Mówisz jej czasem o mnie? – zapytał z napięciem w głosie.
- Tak, czasem tak. Staram się mówić też po polsku do niej, aby się osłuchiwała i nie miała problemu, żeby się z tobą porozumieć za jakiś czas. – w podziękowaniu dostałam ciepły uśmiech od mojego męża. Widziałam, że mu ulżyło.
- Nie mogę doczekać się kiedy ją zobaczę.
- Już niedługo kochanie.

Usłyszeliśmy zapowiedź, że wejście na pokład lotu do Tel Awiwu niebawem zostanie zamknięte. To był już ten moment, w którym trzeba było się żegnać. Żadne z nas do tego się nie spieszyło. Staliśmy w holu lotniska trzymając się z ręce, raz co raz całując się i rozmawiając. Po prostu delektowaliśmy się swoją obecnością. Rozłąka z perspektywy czasu może i nie miała być zbyt duża, jednak ciężko żyć samemu, bez tej ukochanej osoby u boku.
- Obiecasz mi coś? – kiwnęłam głową w geście potwierdzenia – Będziesz na mnie czekać?
- No pewnie. – uśmiechnęłam się. – Zawsze. To uczucie między mną, a tobą już nigdy nie wygaśnie. – przytuliłam bruneta.
– Muszę już iść.- zajęczałam wciąż nie odrywając się od niego.
- Już za tobą tęsknie.
- Kocham cię Piotr.
- Też cię kocham.
Złączyliśmy się w namiętnym, żarliwym i długim pocałunku. Niestety już ostatnim, nie obyło się bez łez. Nie mogąc już dużej czekać zagarnęłam walizkę i pobiegłam w kierunku odprawy. Tak o to zupełnie niespodziewanie zakończyłam krótką wizytę w Polsce. Niezmiernie szczęśliwa i pełna nadziei wracałam do swojej córeczki. Coś tylko nie dawało mi spokoju. Czy aby na pewno uda nam się ponownie stworzyć zgodną rodzinę?



KOMENTUUUUJCIE!

poniedziałek, 13 lipca 2015

Część 8

dopiero teraz dodaję nexta, ale cały tydzień byłam poza domem. Jeśli następnej części długo nie będzie  to znaczy, że znowu wyjechałam :d Ale w ramach rekompensaty całkiem długa częsc ;)
(mam tylko nadzieję, że nie za nudna..)



Staliśmy chwilę naprzeciw siebie. Żadne z nas dotąd się nie odezwało. Czułam jego przyspieszony oddech, złość malowała się na jego twarzy, a ręce zaciskały w pięść. Może nawet się trochę przestraszyłam jego osoby, z drugiej strony nigdy nie doświadczyłam żadnej agresji z jego strony. Odeszłam do pokoju, rzucając cicho ‘wejdź’, tym samym brunet zamknął za sobą drzwi i udał się za mną. Nie wiedziałam co powiedzieć, postanowiłam czekać na jego ruch. Zabrałam bluzkę z krzesła i wrzuciłam ją do walizki, która leżała na kanapie obok. Miałam kilka godzin do odlotu, a jeszcze nie byłam spakowana. Czułam jego spojrzenie na każdej czynności, którą wykonywałam.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że to moje dziecko. – dopiero teraz zaprzestałam na pakowaniu i spojrzałam na niego. Piotr starał się być opanowany, aczkolwiek wiedziałam ile go to kosztuje. Zrobiło mi się strasznie przykro, łzy ciskały się do oczu, ale tym razem musiałam być twarda. Usiadłam na krześle przy hotelowym stoliku.
- Chciałam..- wydusiłam piskliwym głosem - ale…
- Ale?! Hana! Jak mogłaś mi to zrobić? Jak bardzo mnie znienawidziłaś, aby nie powiedzieć, że jesteś ze mną w ciąży. Po tym wszystkim jak staraliśmy się o dziecko, jak wiedziałaś, że pragnę go tak samo jak i ty! Jak mogłaś być taką egoistką?! – krzyczał na mnie chodząc po pokoju. Schowałam głowę jak dziecko, na które krzyczą właśnie rodzice. Przetarłam dłońmi twarz i odgarnęłam włosy do tyłu. Miałam już wilgotne oczy, ale mimo to starałam się być spokojna.
- Rozumiem, że jesteś wściekły. Ale wytłumaczę ci to tylko wtedy kiedy będziesz spokojny. -
Piotr popatrzył na mnie i jakoś tak od razu złagodniał. Rozpiął marynarkę i usiadł przy tym samym stoliku co ja. Jednak nieco dalej. Jego wzrok powędrował na mnie wyczekująco, a potem na kopertę, która leżała nieopodal z napisem ‘Piotr Gawryło’. Zagarnęłam ją do siebie. Patrząc na jego zawartość, a potem bawiąc się jej końcami zaczęłam mówić.
- Nie zdążyłam jeszcze napisać listu. Chciałam, żeby trafiło to do ciebie przed moim wylotem. Szczerze mówiąc liczyłam, że sam się wczoraj domyślisz… - popatrzyłam na niego znacząco. – Nie powiem, twoje wczorajsze słowa zabolały mnie. Nawet przez myśl mi przeszło, aby związać się z kimś innym niż ty. – Widziałam jak chciał coś powiedzieć, jednak nie chciałam, aby mi przerywał. – Zresztą teraz to już nieważne. – Wstałam z miejsca i podeszłam na okna, popatrzyłam na piękny widok rozprzestrzeniający się na centrum Warszawy, odwróciłam się w jego kierunku. Siedział nadal niezmiennie. – Po przylocie do Izraela, po tym jak zdecydowałam się na leczenie, o którym już ci mówiłam, nie czułam się najlepiej. Byłam osłabiona, kręciło mi się w głowie, miałam nudności. Byłam pewna, że to wszystko wina depresji i leków jakie brałam. Jednak jako ginekolog wiedziałam, że to już stanowczo za długo jak nie miałam okresu, więc dla świętego spokoju zrobiłam test. Jeden z trzech był pozytywny. Wystraszyłam się, że może to prorokować jakąś chorobę. Mój ojczym załatwił mi wizytę u ginekologa w swojej klinice. Okazało się, że jestem w 13 tygodniu ciąży. – po moim policzku spłynęła łza, którą szybko starłam, by niczego nie zauważył. – Zostałam kilka dni na obserwacji, zrobiono mi wszystkie możliwe badania, odstawiłam leki, które wcześniej brałam. Tak strasznie chciałam, żebyś tam przy mnie był. Dzwoniłam do ciebie, kilkanaście razy, pamiętasz? Nie odbierałeś. Zdawałam sobie sprawę, że jesteś na mnie zły, dlatego gdy mój organizm się unormował chciałam przylecieć do ciebie, by o wszystkim ci powiedzieć. Zasługiwałeś na to jak mało kto, wiem, że pragnąłeś tego dziecka tak samo jak ja i nigdy nie przestałeś wierzyc, że się uda, mimo, że ja to robiłam wiele razy. Miałam już nawet kupiony bilet, ale 2 dni przed wylotem źle się poczułam, dostałam mocnych bóli brzucha. Okazało się, że jest to ciąża wysokiego ryzyka, dziecko było za nisko ułożone i lot samolotem był niemożliwy. – Gawryło przetarł oczy, ja nadal kontynuowałam. – Prosiłam cię żebyś przyleciał, ale.. sam wiesz zresztą jak było dalej.
- Okej. Masz rację, zawaliłem. Ale skąd mogłem wiedzieć? Przecież mogłaś mi powiedzieć, byłbym przy tobie nieważne co by się działo.
- Nie chciałam ci tego mówić przez telefon. Chciałam, żebyś był przy mnie, przy nas. Cholernie się bałam. I kiedy powiedziałeś mi, że musisz się zając swoją rodziną. – celowo zaakcentowałam te ostatnie słowa. – Domyśl się co wtedy czułam. – dodałam to z lekką pogardą w głosie. Może nie potrzebnie. Trudno. Podeszłam do stolika i wzięłam kopertę, którą po chwili wręczyłam mężczyźnie.
- Wysłałam do Przemka. Chciałam, żeby mimo wszystko ci to dał. Pierwsze USG naszej córeczki. Ale kiedy zobaczył cię z inną kobietą to tego nie zrobił. Miał rację, ja też nie chciałam burzyć twojego życia.
- Uniosłaś się honorem…
- Możesz to tak nazywać. Ja widzę to inaczej. Ułożyłeś sobie życie, ja wystarczająco w nim namieszałam, nie chciałam psuć jeszcze bardziej. Ponoć prawdziwa miłość pozwala odejść, bo szczęście drugiej osoby jest najważniejsze.

Piotra chyba mocno zszokowały te słowa. W jego oczach dostrzegłam blask spowodowany łzami, którym oczywiście nie pozwolił na wypłynięcie. Dostrzegłam coś jeszcze. Chyba poczucie porażki. Nie wiem jak on to wziął do siebie, ale ja to tak odczułam.

- Myślałem, że mnie nie chcesz. Dlatego próbowałem być z kimś innym. Zakochać się. Często chodziłem do baru, później alkohol nie pomagał, przypadkiem poznałem Kalinę. Byliśmy chwilę razem, to pewnie z nią Przemek mnie widział.
- Nie musisz mi się tłumaczyć.
- Chciałbym, żebyś zrozumiała. Pozwoliła mi to wszystko naprawić. – podszedł do mnie na krok, moje serce od razu zaczęło szybko i płytko przyspieszać.
- Teraz to już nie ma znaczenia.
- Jak to nie ma? A my? Nasze małżeństwo? Przecież wczoraj..
- Nie potrzebnie daliśmy się ponieść Piotr.
- Ponieść?! Kłamałaś, że mnie kochasz? Udawałaś?
- Nie. Kocham. Tylko.. to nie jest takie proste.
- Czy ty musisz wszystko tak utrudniać? Nie możemy po prostu być razem? – objął dłońmi moją twarz. Złapałam za mankiety jego marynarki i zdjęłam jego ręce.
- Pomyślałeś co powiesz Tosi? Jak podzielisz opiekę między swoimi córkami? Ja nie chcę wracać do Polski… W dodatku, nie wiem czy pamiętasz, jesteś aktualnie w związku. – czemu ja zawsze muszę powiedzieć parę słów za dużo. Nie potrzebnie powiedziałam to i to takim srogim głosem. Piotr popatrzył na mnie, lekko pokręcił głowę z niedowierzaniem. Wystarczyło to, abym poczuła się głupio i cała oblała rumieńcem.
- Przepraszam. Nie powinnam. Ja po prostu nie chcę, aby cierpieli inni. Dlatego chciałam wziąć rozwód, żeby dać ci wolną rękę. Myślałam, że tak będzie najlepiej. – przyznałam z skruchą.
- Zapomniałaś tylko o dwóch rzeczach. – popatrzyłam pytająco w jego stronę – Po pierwsze, że od miłości nie da się uciec, a po drugie, że nasza córka zasługuje na obojga rodziców. Nie odpuszczę Hana.
- Nie mam zamiaru utrudniać ci kontaktów z nią. W kopercie oprócz usg, masz kilka jej zdjęć.

W tym momencie Gawryło przypomniał sobie o kopercie. Sięgnął do niej i wyciągał kartki. Dokładnie przyglądał się zdjęciu ultrasonograficznemu, widziałam jego wzruszenie, później przeglądał kolejne. Pierwsze zdjęcie po przyjściu ze szpitala, podczas spaceru i jedno ze mną. Wszystko to sprawiło, że chirurg się rozkleił. Pierwszy raz widziałam go jak płacze. Nie będąc obojętną, podeszłam i mocno go przytuliłam. Zetknęliśmy się czołami.
- Jak ma na imię?
- Maja. Chciałam, żeby miało coś z moich korzeni, ale też miało brzmienie polskie.
- Jest cudowna. – nie mógł oderwać wzroku od zdjęć, łamał mu się głos. – Jest zdrowa? Wszystko w porządku?
- Tak, na szczęście tak. Piotr, chcę żebyś wiedział, że w każdej chwili możesz do nas przyjechać. Nie oczekuję, że zostaniesz na zawsze, ale my będziemy czekać zawsze.
- Muszę tu teraz być, póki Magda nie wróci.
- Wiem. Wiem.
- A co z nami Hanna?
- Uporządkuj swoje sprawy i przylec. Wtedy porozmawiamy. – objął mnie w tali, jego oczy tym razem uśmiechały się do mnie i przenikało z nich ciepło. Kochałam ten stan, kiedy był blisko. Zbliżyliśmy się maksymalnie, aż nie wytrzymałam i połączyłam nas namiętnym, czułym pocałunkiem. 


tam na dole, Wasza kolej ;)

niedziela, 5 lipca 2015

Część 7


Pomimo wielkich upałów udało mi się dokończyć nexta ;D
Ta część wyjątkowo w innej formie, opowiada ją Piotr, musiałam tak zrobić, żebyście lepiej zrozumieli mój zamysł. Mam nadzieję, że mi to wyszło...



Nie sposób określić jak bardzo byłem zły. Na siebie, na nią, na cały świat. Jeszcze kilka godzin temu miałem ją w ramionach, dawała mi tyle radości i siły, że mógłbym góry przenosić, ale teraz wszystko uszło niczym powietrze z dmuchanego materaca. Siedziałem na podłodze, oparty o zimną ścianę z butelką alkoholu w ręce. Nie chciałem o tym myśleć, chciałem to wszystko olać, zapomnieć. Ale się nie dało.
Całe szczęście, że Maryla i Tosia jutro jeszcze nie wracają. Może uda mi się do tego czasu pozbierać. Maryla… No właśnie. Nawet nie pamiętam momentu, kiedy wtargnęła w moje życie. Stało się to tak niespodziewanie, ale prawdopodobnie to dzięki niej zacząłem w miarę normalnie żyć po utracie Hany. Nie chciałem udawać, że ją kocham i ona o tym wiedziała, ale chyba oboje łudziliśmy się, że w końcu zburzę ten mur, który połączył moją żonę i mnie i pokocham Maryle. Byliśmy przyjaciółmi, mogłem na nią liczyć, sprawiała, że się uśmiecham, tym samym dając mi poczucie, że jestem komuś potrzebny. Żyliśmy jak para. Jesteśmy parą. Wszystko było na dobrej drodze, gdyby nie to, że Goldberg postanowiła odwiedzić Warszawę. Wszystko wróciło. Jak tylko zobaczyłem ją w kościele, jej uśmiech, jest blask w oczach. Dałem się jej omotać po raz kolejny. Może gdybym nie przyszedł na ten ślub, potem się z nią nie spotkał, wreszcie nie poszedł z nią do łóżka, nie czułbym się teraz tak beznadziejnie. Zdradziłem Maryle, złamałem swoją obietnice, straciłem kobietę swojego życia, a do tego jeszcze się upiłem. Brawo ja.

Nie wiem jak się tu znalazłem, ale kiedy obudziłem się o poranku, leżałem w swoim łóżku. Długo dochodziłem do siebie, wszak procenty alkoholowe dały się we znaki. Oparłem głowę o poduszkę i bez problemu wyczułem jej perfumy. Wczoraj jeszcze tu była, powiedziała, że mnie kocha. A dziś? Pewnie już jej nigdy nie zobaczę, z tego co pamiętam dzisiaj miała lecieć do Tel Awiwu. Nie mam zamiaru o nią walczyć po raz dziesiąty. Jedyne co mnie zastanawia, dlaczego nie powiedziała mi wcześniej o tym dziecku. Przecież nie mógłbym być zły, że ułożyła sobie życie. Ja sam to uczyniłem. W dodatku, że razem tak bardzo staraliśmy się o nie. Jak to jest, że ze mną nie mogła zajść w ciąże, a z kimś innym się udało? Coś tu mi bardzo nie grało. Nawet przyszło mi do głowy, że zdradziła mnie już tu w Polsce i dlatego uciekła do Izraela. Tak, to by się zgadzało. Jednak taka prawda bardzo zakuła mnie w serce. Chciałem ją za to nienawidzić.

W końcu wygramoliłem się z mieszkania, po uprzednim zażyciu prysznica i skonsumowaniu lekkiego śniadania. Nie przełknąłbym więcej. Nie dziś. Zbliżał się już czas do rozpoczęcia mojego dyżury, na szczęście chyba już całkowicie wytrzeźwiałem, więc pojechałem do pracy swoją Toyotą.
- Cześć Piotr! – usłyszałem za plecami, kiedy miałem wchodzić już do budynku leśnogórskiej placówki.
- A to ty. Cześć.
- Coś się stało? Jakiś jesteś nie w humorze?
- Ta.. Zresztą nieważne. – nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, ani tym bardziej się zwierzać. Odeszłem na kilka kroków, coś jednak wpadło mi do głowy.
- Przemek! Zaczekaj. – stał zdezorientowany i przyglądał mi się uważnie.
- To prawda, że Hana urodziła tam w Izraelu? – zapytałem prosto z mostu. Widać było, że go zaskoczyłem. Prawie otworzył usta ze zdziwienia.
- Powiedziała ci jednak? – powiedział to z lekką radością w głosie. Zdziwiło mnie to.
- No tak. Ale tak mnie zastanawia czemu nie zrobiła tego wcześniej, a już bardziej czemu ty tego nie zrobiłeś?
- Piotr. Słuchaj no. Hana powinna sama, mówiłem jej, że musi ci to powiedzieć, ale wiesz jaka jest. Chciała przyjechać, ale ty.. no wiesz. Nie mogłem, obiecałem jej. – zaczął się strasznie tłumaczyć, aż mi się zrobiło go szkoda.
- Dobra. Teraz to już i tak nieważne. Bierzemy rozwód. – chciałem już iść na dyżur.
- Jak to nieważne? Piotr! A wasza rodzina? Nie cieszysz się?!
- Słucham? – teraz to już zupełnie nie wiedziałem o co mu chodzi.
- A to Hana ci nie powiedziała że?
- Że co?! – skoczyło mi ciśnienie, wiedziałem, że muszę pociągnąć Przemka za język. Coraz bardziej mi się to nie podobało. Zapała wyglądał jakby nabrał wody w usta. – No mów! – krzyknąłem.
- Piotr, ja nie mogę. To sprawa między wami.
- Mów do cholery co wiesz. – złapałem go za kurtkę. Byłem wściekły. Chciałem dowiedzieć się wszystkiego, bo nie podobała mi się ta gra.
- Bo… To twoje dziecko.

Puściłem go, odszedłem na krok. Nie mogłem zebrać myśli. Stałem jak w amoku. Co on do cholery powiedział? Nie wierzyłem, spojrzałem jeszcze raz, pokiwał tylko głową.
- To niemożliwe. Powiedziałby mi gdyby to była prawda. Przecież nie zrobiła by mi tego. Wszystko, ale nie to. – mówiłem, będąc nadal w szoku.
- To twoje dziecko. Nie wiem co powiedziała ci Hana, wiem, że bardzo chciała ci o tym powiedzieć od początku, ale nie mogła. Miała swoje powody. Daj jej to wyjaśnić. O 17 ma samolot do Tel Awiwu. Daj jej szanse proszę. – patrzyłem na niego z niedowierzaniem. Cały kipiałem, ale musiałem w końcu otrzeźwieć. Musiałem dowiedzieć się co tak naprawdę się z nią działo i jeśli naprawdę mam dziecko, to nie mogę pozwolić, aby mnie nigdy nie poznało. Spojrzałem na zegarek, dochodziło południe.
- Weźmiesz za mnie dyżur? – rzuciłem i nawet nie czekałem na odpowiedz, pobiegłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem przed siebie.

Bardzo szybko dotarłem pod hotel, pod który przedwczoraj odprowadzałem blondynkę. Złamałem na pewno kilkanaście przepisów ruchu drogowego, ale było mi wszystko jedno. Musiałem wreszcie dociec prawdy. W recepcji nie chciano powiedzieć mi gdzie zatrzymała się Goldberg. Po ciężkich namowach, zadzwonili do niej i pozwolili udać się do pokoju 404…

Stanowczo zapukałem do jej pokoju. Chwilę potem otworzyły się i ujrzałem Hanę. Przygnębioną, niewyspaną, smutną. Ale jakoś nie zrobiło mi się jej bardzo żal. Nie po tym czego się dowiedziałem. Postanowiłem jedynie wysłuchać spokojnie jej wyjaśnień. 


jak myślicie, dlaczego Hana nie powiedziała Piotrowi o dziecku wcześniej? ;>

ps. Jak Wam się podoba taka forma opowiadania? Mogę czasem pisac Piotrem czy wolicie tylko oczyma Hany?
Czekam na opinie!