hana i piotr

wtorek, 30 czerwca 2015

Część 6



Oszołomiły mnie te słowa. Nie byłam na początku w ogóle pewna czy dobrze usłyszałam. Gawryło także wyglądał jakby dopiero do niego dochodziło to co powiedział. Kompletnie nie wiedziałam jak mam się zachować, przecież założenie miałam zupełnie inne…
- Myślałam, że skoro jesteś z inną kobietą to do mnie już nic nie czujesz.
- Nie potrafię o tobie zapomnieć choć bardzo bym chciał. – odparł tak spokojnie i tkliwym głosem, że aż mnie zakuło serce. Podszedł bliżej, zrobiło mi się gorąco.
- Nie możemy być razem.
- Też tak myślałem, ale kiedy znowu cię zobaczyłem. Wczoraj, ten pocałunek..
- Piotr nie komplikujmy tego jeszcze bardziej. – odpowiedziałam błagalnym głosem gdy jego dłonie zaczęły subtelnie dotykać mojego policzka. Jedną ręką odgarnął mój kosmyk blond włosów.
- Podpisze te papiery, ale tylko wtedy gdy powiesz mi prosto w oczy, że mnie nie kochasz. – jego słowa spowodowały, że ugięły mi się nogi. Nie tak zaplanowałam sobie wizytę tutaj. A teraz stoję przed nim, prawdziwym, czułym, pokiereszowanym mężczyzną. I co miałam zrobić? Okłamać? Kolejny raz? Nie potrafiłam po raz setny bawić się naszymi uczuciami. Patrzyłam w jego ciemnozielone oczy, widziałam jak wyczekiwał mojej odpowiedzi, a ja wciąż milczałam. Przymknęłam oczy, by powstrzymać zbierające się łzy pod powiekami. Nie wiem czy Piotr to odczytał jako przyzwolenie z mojej strony, ale gdy je otworzyłam czułam już bardzo mocno jego ciepły oddech, a zaraz potem i wargi. Musnął mnie delikatnie, po czym położył jedną rękę na mojej talii, drugą zaś objął kark. Dzięki temu mocniej i zachłanniej zaczął mnie całować. Po chwili oderwałam się. Lekko go odepchnęłam. Nie mogłam wyktrzusic ani słowa, łapaliśmy oddechy. Totalnie nie wiedziałam co robić, rozum nakazywał uciekać, serce krzyczało kochaj. Mężczyzna nie liczył się z niczym, ponownie się zbliżył, objął tym razem moje pośladki i ponownie wpił się w moje usta. Nie wyglądał na zakłopotanego jak wczoraj. Teraz był stanowczy, zachłanny i przede wszystkim bardzo podniecony. Widziałam to w jego oczach. Nie było czasu na analizowanie całej tej sytuacji, zawładnął mną całą, oddałam się uczuciu całkowicie.

Zarzuciłam ręce na jego szyi, raz co raz mierzwiąc jego brązowe włosy. Oh, jak dobrze mi wtedy było. Włożyłam ręce pod jego koszulkę. Temperatura między nami gwałtownie rosła. Brunet wówczas podciągnął mnie za pupę do góry i usadowił na blacie. Zbliżył się maksymalnie składając pocałunki na szyi i dekolcie. Mocniej objęłam go nogami, a po chwili już nie wytrzymałam i ściągnęłam z siebie jedwabną bluzkę. Piotrowi chyba to tempo podpasywało, ponieważ zagarnął mnie w swe ramiona i przeniósł do sypialni. Były już ciemno, więc potykaliśmy się o jakieś przedmioty. Na szczęście w całości położył mnie na łóżku, ściągnął swoją koszulkę i wrócił do pocałunków jednocześnie odpinając moje spodnie. Gdy całował mnie po piersiach i podbrzuszu zawładną mną całym sobą. Sprawialiśmy sobie rozkosz o jakiej już nawet nie śniłam. Przeszło ponad rok nie doszło między nami do takiego zbliżenia. Gdy całkowicie pozbyliśmy się już ubrań, gdy poczułam jak mój mąż wszedł we mnie objęłam jego twarz. Chciałam, aby na chwilę się zatrzymał i spojrzał mi w oczy.
- Kocham cię. – powiedziałam, kiedy tak się stało.
Uśmiechnął się wtedy tak wspaniale, że chyba zapamiętam ten obraz na długi czas. Otarł nosem o mój nos, a później o policzek, drapiąc przy okazji tą swoją brodą. Kilka minut później, choć dla mnie trwało to jak wieczność, stanowiliśmy jedność. Idealne dopełnienie dwojga ludzi uświetnione niesamowitym uczuciem, którym obdarzyliśmy siebie nawzajem.

Leżałam lekko obrócona w kierunku okna. Piotr wtulony we mnie chyba długo dochodził do siebie. W sumie nie ma co się dziwić po tym co się stało. Byłam zmęczona, ale mimo to nie mogłam zasnąć. Zaczęły dręczyć mnie wyrzuty sumienia. Leżałam w łóżku Piotra i jego Maryli, w dodatku czułam gdzieś jej perfumy, widziałam jej rzeczy. Jakiś czas ona zajęła moje miejsce, teraz ja zrobiłam to samo. Gawryło podniósł się lekko, odsunął moje włosy i przypatrywał się mi. Pewnie czekał na moją reakcje, ale jedynie co mi się wtedy chciało to płakać. Wiedziałam, że to cisza przed burzą.

- Co jest? – zapytał łapiąc mnie za dłoń. Spletliśmy swoje ręce i wymusiłam uśmiech w jego stronę. Zbliżył się jeszcze bardziej i zaczął mnie całować.
- Piotrr, proszę…
- No daj spokój, przecież stęskniliśmy się za sobą. – brunet nie dał za wygraną.
- Muszę ci jeszcze coś powiedzieć. – nadal bez skutku, pocałunkami schodził coraz to niżej. Szyja, dekolt, piersi, brzuch, podbrzusze. Wszystko to sprawiało, że czułam mrowienie na całym ciele, a w szczególności w brzuchu. – To ważne.
Podniosłam się lekko do góry, dopiero wtedy przestał. Położył się na mnie opierając się na swoich łokciach.
- To nie powinno się zdarzyć. Niepotrzebnie daliśmy się ponieść emocjom. 
- Co ty mówisz, przecież powiedziałaś, że mnie kochasz.
- Bo kocham. Zawsze będę cię kochać. Ale Piotr.. mam ci przypomnieć o twojej nowej kobiecie? Pomyślałeś chociaż co ona będzie czuła? – wyrzuciłam z lekką goryczą.
- Hana. Ja jej nie kocham, nigdy nie kochałem. – Usiadł obok mnie. – Jak Magda wyjechała, nie dawałem rady opiekować się Tosią, domem i jeszcze pracować. Zatrudniłem nianie. Tośka od razu ją polubiła, złapały świetny kontakt i chciała spędzać z nią jak najwięcej czasu. Jakoś tak wyszło, że i my się ze sobą zbliżyliśmy. Wiedziała doskonale, że kocham ciebie, ale mimo to zakochała się we mnie. A ja myślałem, że tak będzie mi łatwiej zapomnieć. – popatrzył na mnie skruszonym wzrokiem. – Przepraszam.
- Rozumiem to, ja po prostu nie chcę, żeby przez nas cierpieli inni. – przytuliłam go.
- Załatwię to. Nie dręcz się tym, najważniejsze, że teraz będziemy razem już na zawsze. Prawda? – kiwnęłam tylko głową. Brunet mocniej mnie przytulił, a potem dłońmi gładził moje plecy, uda, aż znów drażnił moją skórę swymi ustami. Wiedziałam do czego to zmierza. Chyba naprawdę był bardzo stęskniony za mną. Ja też, ale zdawałam sobie sprawę, że im dłużej to będę to będę przeciągać, tym gorzej. Mimo to dałam się mu ponieść, to był nasz czas, piękny czas. Całowaliśmy się, pieściliśmy, mężczyzna kolejno obdarowywał mnie całusami niemal na każdej części ciała. Lecz kiedy przemieszczał się po moim podbrzuszu i językiem zataczał kółeczka napotkał na to miejsce. Od razu wyczuł pewne zgrubienie, długie na parę centymetrów. Miałam nadzieję, że to zbagatelizuje, jednak nadzieja matką głupich.
- Miałaś jakąś operacje? Wypadek? – spytał zmartwiony oglądając blizne.
- Niee. – cholera. Wydało się. Nie tak to miałam rozegrać, nie wiedziałam co robić. Brunet chyba wyczuł, że coś jest nie tak. Usiadł i przyglądał się mi.
- Hana! Skąd masz tą blizne? Co się stało? – długo nie odpowiadałam, więc sam się domyślił. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że… urodziłaś dziecko? To blizna po cesarce, tak?!
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Czułam, że zaraz wybuchnę płaczem, jednak wiedziałam, że on nic nie pomoże. Pokiwałam głową, bojąc się jego reakcji. Zamarł w bezruchu. Potem zrobił się cały czerwony, zły. Rzucił tylko – Jak mogłaś mi to zrobić?! – pozbierał swoje rzeczy i wybiegł z sypialni.

Uspokoiłam się po kilku minutach, ubrałam i poszłam za nim. W kuchni go nie było, w salonie też, pomyślałam nawet, że wyszedł z mieszkania, ale dopiero po chwili dostrzegłam sylwetkę na balkonie. Podeszłam powoli.
- Chciałam ci powiedzieć. Ale jakoś wszystko się nie układało, nie wiedziałam jak. – próbowałam się tłumaczyć.
- Tak na pewno! Boże, jaki byłem głupi. Myślałem, że w końcu wrócisz! Że mnie kochasz! A ty zaszłaś w ciąże z jakimś fagasem i teraz wracasz jak gdyby nic się nie stało?! I jeszcze nie zamierzałaś mi o tym w ogóle powiedzieć?! – jeszcze nigdy nie widziałam chirurga w takim stanie. Krzyczał, machał rękami, nie liczył się z tym, że prawdopodobnie większość sąsiadów nas słyszy, wszak wciąż staliśmy na balkonie. Miał prawo być zły, ale nie mogłam pojąc jak on mógł pomyśleć, że zaszłam w ciąże z innym mężczyzną. Zabolało mnie to. Bardzo. Nie mogłam już nic wydusić, czym prędzej wybiegłam z mieszkania. Na ten dzień miałam już dosyć. Wszystkiego. 

:D

i jak Wam się podoba taka sytuacja? :P

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Część 5


Niesamowite jest to, że historia ponownie zatoczyła koło. Już raz stałam przed sytuacją, gdzie musiałam wybrać czy chcę związać się z mężczyzną, którego pokochałam, a tym samym odebrać szanse jego córce na pełną rodzinę. Tym razem sytuacja jest nieco inna, ale ponownie muszę zadecydować, czy zrobić wszystko, aby z Piotrem ponownie odbudować naszą rodzinę, czy wręcz przeciwnie: zacisnąć zęby i dać mu wolność. Ta wolność oznaczałaby prawdopodobnie stały kontakt z Tosią, szczęśliwy związek z kobietą, która kocha go i szanuje i którą mała wprost uwielbia. Czy to nie byłoby wyjście idealne? Może i tak, ale nie dla wszystkich. Mogę kalkulować, przeliczać, kto najbardziej na tym ucierpi, ale nigdy nie znajdę rozwiązania, z którego wszyscy będą szczęśliwi. Kurcze, dlaczego życie musi być tak trudne? Nikt nie wie, ale z tyłu głowy wciąż mam słowa mojej ukochanej babci- Pan Bóg nigdy nie daje nam na barki więcej, niż bylibyśmy w stanie unieść. Z tego wynika, że muszę dać radę. Czy poświęcenie dla kogoś kogo bardzo kochamy nie jest oznaką prawdziwej miłości? Może mi będzie ciężko, ucierpi zresztą ktoś jeszcze, kiedy Gawryło dowie się całej prawdy to będzie bardzo, bardzo zły, no ale trudno. Nie w porządku byłoby gdybym po raz kolejny rozwaliła jego życie. Mogłam o tym pomyśleć przed tym gdy zaczęłam tak mieszać, ale wtedy naprawdę wydawało mi się, że brunet nie chce mnie znać i walczyć o nasz związek. Z tego co powiedział mi teraz jestem w stanie zrozumieć jego zachowanie. Wtedy byłam po prostu wściekła i zawiedziona. Ale przecież gdyby jednak nadal mnie kochał, to nie byłby z Marylą. Wiedziałam, że trzeba to zakończyć. Jutro miałam odlecieć do Izraela i zamknąć rozdział mojego życia w Polsce. Została więc tylko jedna sprawa do załatwienia.

Po południu udałam się do kancelarii. Przedstawiłam prawnikowi pokrótce całą sytuacje. Nie chciałam żadnego orzekania o winie, podziału majątku i tak dalej. Oczekiwałam jak najszybszego rozwodu, nawet bez mojej obecności. Tak byłoby najlepiej. Złożyłam stosowne oświadczenia, wypełniłam papiery i po godzinie opuściłam jego gabinet. Adwokat miał skierować sprawę do sądu, potem miał zostać poinformowany Gawryło. Jednak stwierdziłam, że wypadałoby powiedzieć mu o tym osobiście. Byliśmy sobie bliskimi ludźmi i takich informacji nie powinien otrzymywać od osób trzecich. Było mi jednak trochę głupio po tym całym wczorajszym zajściu no, ale musiałam się z nim spotkać. Zadzwoniłam do niego, raz, drugi, po kilkudziesięciu minutach jeszcze raz. Cisza. Może ma mnie dość pomyślałam, albo ma jakąś operacje. Nie miałam co do roboty, więc wsiadłam do taksówki i udałam się do Leśnej Góry. Po spenetrowaniu wszystkich korytarzy w końcu znalazłam panią ordynator.
- Hej Wiki. Nie widziałaś może Piotra? Jest dziś w pracy?
- O cześć Hana. Tak, Piotr miał dyżur, ale pojechał do domu.
- Dawno? Nie mogę się do niego dodzwonić, a potrzebuję się z nim skontaktować.
- Nie wiem szczerze mówiąc, ale chyba tak z 2 godziny temu.
- Okej dzięki. – chciałam już odejść, jednak ruda zatrzymała mnie.
- Hana. Zostajesz w Polsce?
- Nie, jutro wylatuje.
- A z Piotrem to już koniec? – zapytała nieśmiało.
- Z Piotrem to już dawno koniec. – długo nie wiedziałam co odpowiedzieć, aż w końcu wydusiłam. Wiki pokręciła głową z lekkim grymasem na twarzy. – No przecież on jest już w innym związku. – dorzuciłam. Rudowłosa wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, nawet otworzyła usta jednak ja pośpiesznie pożegnałam ją i wyszłam ze szpitala. Ponownie wykręciłam do bruneta, ponownie usłyszałam jego automatyczną sekretarkę. Wiedziałam, że jeśli dziś tego nie załatwię to jutro może nie być już czasu. Przysiadłam na szpitalnej ławce, niegdyś mojej ulubionej. Potrzebowałam trochę czasu, aby zebrać myśli, wszystko sobie uporządkować co chcę mu powiedzieć. Robił się już wieczór, zamówiłam taksówkę i pojechałam do mieszkania chirurga.

Dopiero po kilku dzwonkach drzwi się otworzyły. Gawryło stał przede mną lustrując mnie wzorkiem. Sam wyglądał niezbyt dobrze. Stał w wygniecionej, ciemnozielonej koszulce polo i jeansach z potarganymi włosami. Wyglądał na zmęczonego. Przystanął z nogi na nogę.
- Hana? Co tu robisz?
- Hej. Przepraszam, że przyszłam tak bez zapowiedzi, ale nie odbierałeś ode mnie, a muszę z tobą porozmawiać. To ważne.
- Wejdź proszę. – gestem dłoni wskazał, abym weszła do środka. Jednak w środku coś mnie blokowało.
- Nie chciałabym przeszkadzać, może przejdziemy się?
- Daj spokój, wchodź.
Niepewnie weszłam do mieszkania, nieśmiało rozglądnęłam się dookoła. Na stoliku stała butelka whiskey, porozrzucane zabawki Tosi, w kuchni trochę brudnych naczyń. Poza tym wszystko po staremu. Piotr wyłączył telewizor, na którym leciał jakiś film i na szybko ogarnął trochę mieszkanie.  
- Jesteś sam?
- Tak, Tosia jest u dziadków, a Maryla.. pojechała do swojej siostry. – zawahał się trochę, ale mimo wszystko dokończył zdanie, które nieco mnie uspokoiło. – Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. Ja tylko na chwilę. – popatrzyłam w końcu w jego oczy. Były jakieś przyćmione, smutne, a nawet trochę czerwone. Usiedliśmy na kanapie, w bezpiecznej odległości. Wyciągnęłam z torebki plik dokumentów i powoli przesunęłam je w kierunku mężczyzny.
- Piotr. Po pierwsze chciałabym cię przeprosić za ten wczorajszy incydent. – tak, na pewno wtedy zrobiłam się cała czerwona i wzrok mi uciekał. – To nie powinno się wydarzyć, strasznie mi głupio. Przepraszam.
Chirurg nic nie odpowiedział, patrzył się na mnie, ale z jego wyrazu twarzy nie mogłam nic odczytać. Dopiero po chwili zapytał:
- A po drugie? – przez chwilę, aż nie wiedziałam o co mu chodzi, ale zaraz załapałam.
- Byłam dzisiaj u adwokata i wniosłam pozew o rozwód. – wyrzuciłam jednym tchem wskazując na papiery. Ze skupieniem wyczekiwałam reakcji mojego męża. Wyglądał jakby to wszystko powoli przetwarzał. Może był zły, a może wolniej kontaktował, bądź co bądź wypił chyba trochę alkoholu.
- Rozwód? – ledwo wypowiedział to słowo zaciskając pięści.
- No tak. Uznałam, że tak będzie najlepiej. Nie chcę cię blokować, przecież jesteś teraz z kimś, może będziecie chcieli się pobrać. – Nie wiedziałam czemu jest jakiś dziwny, wstał z kanapy i podszedł do kuchni, która była połączona z salonem i oparł się o blat.  – Liczę, że załatwimy to szybko, bez orzekania o winie. – wyglądał jakby mnie w ogóle nie słuchał. Podeszłam do niego i delikatnie położyłam rękę na jego plecach, którą potem szybko zabrałam. – Jutro wylatuje, ale jeśli trzeba będzie to będę na rozprawie. – Gawryło przeczesał włosy i w końcu na mnie popatrzył.
- I  tylko tyle? Był papierek, nie ma papierka? – pstryknął palcami. – Naprawdę chcesz to tak wszystko skończyć? – zapytał rozżalonym głosem, który był dla mnie dość zaskakujący. Przecież wydawało mi się, że między nami już wszystko dawno skończone, że kocha teraz inną kobietę. Nie wiedziałam o co mu chodzi, kompletnie.
- Piotrr, ale..przecież ustaliliśmy, że lepiej będzie jak każde z nas pójdzie osobną drogą.
- To ty tak ustaliłaś! – podniósł nieco głos – Wyjechałaś sobie zostawiając mnie bez słowa, a potem poinformowałaś, że to nie ma sensu. – zrobił się czerwony, widziałam jak pulsuje, nie wiedziałam czego mam się spodziewać, rzadko zdarzało mu się, aby na mnie krzyczał – A nie pomyślałaś może, że ja cię kocham?!

--
huehh.. ale chyba nie myslicie, że będzie tak łatwo? :P


Wszystkim, którzy zaczęli juz wakacje życzę najlepszego odpoczynku i samych fajnych przygód!!

ps. wybaczcie mi wszystkie błędy :)
no i pamiętajcie, że to od Was, w dużej mierze, zależy kiedy bedzie next... ;p

środa, 24 czerwca 2015

Część 4


Następnego ranka próbowałam dodzwonić się do chirurga, ale nie odbierał, później też nie oddzwonił. Po wizycie u świeżo upieczonych małżonków – Przemka i Oli postanowiłam odwiedzić szpital. Tyle znajomych twarzy minęłam, że nie obeszło się bez kilku rozmów na każdym rogu szpitala. Między innymi z Tretterem, który wyrażał wielkie ubolewanie nad tym, że już z nimi nie pracuję. Niestety życie pisze różne scenariusze, a akcja mojego dzieje się aktualnie dużo, dużo dalej. Po wypitej kawie w bufecie u pani Marii w końcu spotkałam na korytarzu mojego męża. Chyba nie był zadowolony z tego widoku…
- Cześć Piotr. – stanęłam naprzeciwko niego.
- Hej.
- Nie odbierasz ode mnie telefonów. – powiedziałam, a może nawet zapytałam.
- I dlatego przyszłaś do mnie do szpitala? Niestety muszę wracać do pacjenta. – odparł niezbyt miło co trochę wybiło mnie z rytmu.
- Piotr, możesz mnie unikać i zbywać. Ale chyba będzie lepiej jak porozmawiamy spokojnie. Chyba obojgu nam się należą wyjaśnienia. – spoważniał. Widziałam to w jego oczach.
- Dobrze, kończę o 17.
- To może o 17:30 w tej kawiarni „Na rogu” na Powiślu.
- Okej. To do zobaczenia. – rzucił już dużo bardziej spokojnie i odszedł w kierunku oddziału.

Miałam jeszcze trochę czasu do tego spotkania, więc pojechałam do hotelu, zjadłam obiad i nieco się odświeżyłam. Nie zabrakło mi też czasu, aby położyć się i pomyśleć o całej naszej przeszłości i może przyszłości?

Punkt 17:30 siedziałam przy stoliku w umówionym miejscu. Była to niewielka kawiarnia z tarasem i cudownym widokiem na Stare Miasto i Wisłę. Wieczorem, gdy wszystko jest podświetlone musi być tu pięknie, stwierdziłam. Przeminęło już kilka minut, a jego nadal nie było. Zdążyłam dopić już prawie kawę i kilkukrotnie przerzucić włosy. Nie wiem, ale to chyba taki mój niekontrolowany odruch nerwowy. Po niecałym kwadransie oczekiwania Gawryło pojawił się na moim horyzoncie. Poprawił ręką swoją czuprynę i zerknął na zegarek. Przyspieszył kroku. Nieco się uśmiechnęłam na jego widok, wyglądał uroczo. Miał na sobie moją ulubioną niebieską koszule, granatowe spodnie i sztruksową marynarkę. Wstałam z miejsca gdy podchodził już do stolika.
- Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem zostać trochę dłużej w szpitalu.
- Nic nie szkodzi. Rozumiem. – uśmiechnęłam się ciepło. Przez ułamki sekund staliśmy bezradni jak dzieci nie wiedząc co zrobić, aż w końcu Gawryło podszedł krok bliżej i pocałował mnie w policzek. Nie powiem, nogi mi się trochę ugięły kiedy poczułam woń jego nieziemskich perfum i lekki zarost drażniący mój policzek. Nic się nie zmieniło w moim Piotrze, no może za wyjątkiem tego, że nie jest już mój.
Zamówiliśmy napoje i siedząc naprzeciwko siebie ukradkiem obserwowaliśmy siebie nawzajem. Tak jakby chcielibyśmy wyhaczyc wszystkie zmiany w wyglądzie przez te ostatnie miesiące kiedy się nie widzieliśmy. Postanowiłam zacząć jakoś rozmowę, ale nic rozsądnego nie przychodziło mi do głowy, więc postawiłam na luźną gadkę o tym jak minął mu dyżur, o szpitalu, o pogodzie i innych pierdołach. Czułam, że chirurg jest już nieco bardziej wyluzowany niż podczas naszej porannej rozmowy czy tej na weselu. Pytał mnie jak mi się żyje w Tel Awiwie, gdzie mieszkam, co robię, co u moich rodziców i tak dalej. Czułam się dobrze w jego towarzystwie, ukrycie cieszyłam się, że po tym wszystkim co zaszło możemy rozmawiać tak zwyczajnie, ale doskonale wiedziałam, że muszę mu wszystko wytłumaczyć, liczyłam, że wtedy również będziemy spokojnie mówić.
- Tosi podobało się na ślubie Przemka?
- Tak, mała była bardzo podekscytowana tą uroczystością. Bardzo chciała to wszystko zobaczyć, to był jej pierwszy ślub. Była tak padnięta, że zasnęła już w samochodzie, musiałem ją nieść do mieszkania.
- Mieszkacie razem? – zapytałam, bo Lena coś mi wspominała, że mieszkają chyba razem, a Magda wyjechała. Ale nie znałam szczegółów, dlatego chciałam się czegoś dowiedzieć.
- Tak.
- Co z Magdą? – chyba byłam niegrzecznie wścibska, bo Piotr lekko się skrzywił.
- Magda miała trochę problemów. Najpierw się okazało, że cierpi na depresje, potem doszły problemy w pracy jak i finansowe. Straciła mieszkanie, pracę no i zaproponowałem, żeby zamieszkały ze mną na jakiś czas. Później Magda się trochę pozbierała i dostała nową posadę, ale w Londynie.
- Ou. Nie wiedziałam. Czyli teraz mieszka w Londynie? A co z Tosią?
- Tylko pół roku, za jakiś miesiąc ma wrócić i wtedy przeniosą ją do siedziby w Warszawie. A póki co ja się zajmuję Tośką.
- To chyba jesteś zadowolony, ale musi być ci ciężko? – popatrzyłam z lekkim współczuciem. Dobrze wiem, że połączyć dom, szpital i jeszcze opiekę nad dzieckiem nie jest takie łatwe.
- Daje radę. Ale rzeczywiście ciężko to było wszystko poukładać, więc musiałem zatrudnić nianie. – zmieszał się na to ostatnie słowo. Tak jakby nie chciał o tym mówić. Czułam to.
- To ta blondynka, z którą byłeś na ślubie, prawda? – nie wiem czemu zapytałam, chyba nie powinnam.
- Tak, Maryla.- wziął łyk napoju, widać było jego zmieszanie, którego nie do końca rozumiałam.
- Łączy was coś więcej niż Tosia, prawda?
- Tak, jesteśmy razem. – odparł po chwili patrząc ślepo w filiżankę.
- Piotr, nie musisz być zakłopotany. Ja się bardzo cieszę, że ułożyłeś sobie życie. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy.
- Pewnie myślisz, że szybko się pocieszyłem po rozstaniu z tobą…
- Nie – zaśmiałam się- Zupełnie o tym nie pomyślałam.
- A ty masz kogoś? – zapytał w końcu podnosząc na mnie wzrok i bacznie obserwując moją reakcję.
- Nie. Jestem sama. Chyba nie nadaję się do związku…- wzięłam i ja łyk kofeiny, usiadłam wygodniej kładąc splecione ręce na stół- Piotr, w zasadzie to chciałam się z tobą spotkać, żeby cię przeprosić i wszystko wyjaśnić. – tak to był ten moment, widziałam po nim, że posmutniał, możliwe, że ze względu na wspomnienia. – Przeprosić za to, że wyjechałam bez słowa zostawiając cię tu, przeprosić za to, że nie potrafiłam wrócić, pomimo, że bardzo chciałam być z tobą. – Piotr patrzył na mnie ze zdziwieniem, ale nie odzywał się słowem, dlatego kontynuowałam – Mówiłam ci już dlaczego uciekłam do Izraela. Musiałam sobie to wszystko uporządkować, poniekąd się udało. Ale nie obyło się bez pomocy specjalistów. Też miałam depresje, po utracie naszego dziecka. Nie umiałam sobie z tym poradzić, choć bardzo chciałam, ale to było silniejsze ode mnie – załamał mi się głos, mężczyzna wyglądał na przejętego, mocno ściskał pięści – dopiero terapia, rodzice, Miri pomogli mi z tego wyjść.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? – w końcu się odezwał przejętym głosem.
- Nie wiem.. Chyba bałam się, że mnie nie zrozumiesz. Pewnie miałeś już dosyć tego mojego użalania się.
- Hana co ty mówisz.
- To już nieważnie Piotr. Daj mi dokończyć. Wtedy tam poczułam, że chcę zostać w Izraelu, czułam się tam lepiej, myślałam, że będziesz chciał do mnie przyjechać. No, ale się myliłam. Wtedy, kiedy powiedziałeś..
- Hana, to było w złości. Nie chciałem tego powiedzieć – wszedł mi w słowo- Ale zrozum, byłem zaskoczony tym pomysłem, nie wyobrażałem sobie, że mógłbym wszystko tu zostawić i przeprowadzić się do innego kraju.
- Rozumiem.
- Chciałem do ciebie przyjechać, żeby porozmawiać, ale wtedy właśnie musiałem zając się Magdą i Tosią.
- Wiem. Ja też chciałam przylecieć, ale jak mi powiedziałeś, że teraz musisz zaopiekować się swoją rodziną to wycofałam się z tego pomysłu. Myślałam, że już mnie nie chcesz.
Brunet przetarł dłońmi oczy. Dla obojgu z nas była to ciężka chwila. Chciało mi się płakać na te wszystkie wspomnienia, ale musiałam być silna. Przecież tak sobie założyłam.
- Jak mogłaś tak pomyśleć? Przecież wiesz, że z Magdą nigdy już mnie nic nie będzie łączyć. A poza tym… kochałem cię. Myślałem, że o tym wiesz. – odparł smutno.
- Może tak miało być. – w moich oczach pojawiły się łzy po wyznaniu bruneta – Teraz to już nie ma znaczenia. Rozstaliśmy się i każde z nas ma swoje życie. Ale po cichu liczę, że może uda nam się chociaż zostać przyjaciółmi? – naprawdę to powiedziałam? Masakra. To chyba były słowa rezygnacji, aniżeli pocieszenia. No, ale co mogłam zrobić. Piotr ma Maryle i ją kocha, w dodatku Tosia ją uwielbia. Są szczęśliwi. Widać to. Nic tu po mnie, nie mogę po raz kolejny rozwalać ich życia. Czułam, że to już koniec naszej rozmowy, że jestem już zmęczona i marzę by być już w łóżku. Na moje słowa brunet jedynie przytaknął głową, ale sam wyglądał na bardzo pogrążonego w swoich myślach i może nawet przybitego?
- Późno już się zrobiło. Będę się zbierać. – w tym momencie Piotr wstał od stolika.
- Odwiozę cię. – wyciągnął z portfela banknot i położył na stoliku. Odeszliśmy kawałek w kierunku wyjścia.
- Nie, dziękuję. Niedaleko mam hotel. Przejdę się.
- W takim razie cię odprowadzę. Ciemno już. Nie chcę, żebyś sama szła wzdłuż Wisły.

No i poszliśmy. Razem. Krok w krok. Jak za dawnych czasów. Ale jednak inaczej. Każde z nas było mało rozmowne. Gawryło coś pytał kiedy wylatuje, o nasze dawne mieszkanie i takie tam. Kiedy podeszliśmy już pod moje miejsce pobytu stanęliśmy naprzeciw siebie i nasze spojrzenia się spotkały.
- Dziękuję, że zechciałeś się ze mną spotkać, no i za eskortę pod hotel. – uśmiechnęłam się. Chirurg przystanął z nogi na nogę.
- Daj spokój. Jest mi głupio. Cały ten czas myślałem, że mnie zostawiłaś, bo przestałaś kochać, w dodatku nie sądziłem, że sprawa dziecka jest dla ciebie tak bolesna. Przepraszam. To wszystko moja wina. – dodał ze skruchą, aż mi się zrobiło żal. Podeszłam bliżej i jakoś odruchowo dotknęłam jego ramienia i policzka.
- Piotr. To nie twoja wina. Nie myśl tak. Jesteś naprawdę wspaniałym facetem i było mi z tobą dobrze, ale to ja nie umiałam tego docenić. Nie zrozumieliśmy się, może się za szybko poddaliśmy.
- Czyli to już koniec? – zapytał cicho delikatnie obejmując mnie w talii.
Pokiwałam głową. – Życzę ci abyś ułożył sobie życie i był szczęśliwy. – mocno przytuliłam się do niego, on jedynie mocniej zagarnął mnie w swoje silne ramiona. Słyszeliśmy tylko swoje oddechy i bicia serca. Zaczęło mi się zbierać na płacz, ale nie mogłam tego pokazać. Ucałowałam bruneta w policzek i dodałam – Żegnaj- nadal stał jak w amoku jedynie zmniejszył uścisk, oczy miał takie przyciemniałe i patrzył na mnie tak strasznie. Nie wiem co mnie podkusiło, ale to chyba pod wpływem takich emocji. Przesunęłam twarz w kierunku jego ust. Ręką dotknęłam jego brązowych, aksamitnych włosów i pocałowałam go delikatnie, ale zarazem żarliwie. Nie jestem w stanie opisać tego uczucia, ale było to coś niesamowitego. Piotr był chyba mocno zaskoczony, ale nie odsunął się. Trwało to dosłownie kilka setnych sekundy, ale dla mnie było to jak wieczność. Możliwość poczucia jego warg- bezcenna. Oderwałam się szybko lekko stykając się z jego czołem i odwróciłam się na pięcie. Szybko powędrowałam do hotelu nie odwracając się już za siebie. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi oparłam się o nie i przymknęłam oczy. Nie mogłam ogarnąć co ja zrobiłam. Rzuciłam torebkę i katane na krzesło, a sama rzuciłam się na łóżko. Patrząc tempo w sufit i myśląc o tym wszystkim, zasnęłam. 


--
trochę mnie długo nie było, ale sesja szczęśliwie zdana, więc nexty pojawiac się będą częściej.
Martwi mnie jedynie fakt, że jest tak mało komenatrzy i wyświetleń, a to baardzo nie motywuje :| Może jednak się Wam nie podoba? :(

piątek, 19 czerwca 2015

Część 3


Nie wiem, do której godziny bawiłam na weselu, ale kiedy obudziłam się w łóżku hotelowego pokoju dochodziło już południe. Po kolejnej godzinie wylegiwania się, leniwie wstałam. Tylko prysznic mógł mnie orzeźwić i doprowadzić do ładu. A potrzebowałam tego ponieważ, po południu byłam umówiona z Leną. Tak długo się nie widziałyśmy, że Starska wręcz wymusiła na mnie, abym przyszła do niej na ploteczki, zanim wylecę do Tel Awiwu.

Witek na dyżurze, a Felek był zaabsorbowany jakąś bajką, więc z Lenką miałyśmy czas tylko dla siebie. Internistka przyszykowała pyszne przekąski, a ja przyniosłam dobre wino. Nic więcej nie było nam potrzeba. Rozmawiałyśmy dosłownie o wszystkim. O moim pobycie w Izraelu, o tym co zmieniło się w szpitalu, o Witku, o nowych nawykach małego Felicjana, o wakacjach, o nowościach kulinarnych, a nawet modowych. Jednym słowem, gdy spotkają się dwie kobiety to nie sposób by milczały. Zawsze znajdą jakiś temat. Nie zabrakło również mniej przyjemnych tematów. Internistka w końcu zeszła na poważny ton i zaczęła drążyć wokół mojego małżeństwa z Piotrem Gawryło.

- Kochasz go jeszcze? – wyskoczyła z tym pytaniem niczym Filip z konopi.
- Lena.. A co to ma za znaczenie? – zaskoczona pytaniem zaczęłam się wić w wypowiedzi.
- Jak to co? Ogromnie dużo.
- On ma już swoją nową rodzinę. Widać, że jest szczęśliwy. W końcu jest z Tosią cały czas. Ja nie chce po raz kolejny mieszać, wkraczać w ich życie i wszystko rozwalać. To nie w porządku. Niech będzie tak jak jest. Zresztą jest jeszcze ta cała Maryla.
- Ale to ty jesteś jego żoną!
- No właśnie… Wciąż jesteśmy małżeństwem. – stwierdziłam smutno. Lena wyczuła, że zaczynam się rozklejać i złapała mnie za dłoń w celu dodania otuchy. Uśmiechnęłam się krzywo i nie pozwoliłam sobie na chwilę słabości. – Muszę spotkać się z Piotrem i uzgodnić sprawę rozwodu. Tak będzie najlepiej. Dla niego i dla mnie.
- I nie zamierzasz powiedzieć mu nigdy całej prawdy? -
Zapadła cisza. Słyszałam tylko swój głośny oddech.
- Wiesz, że on może ci tego nigdy nie wybaczyć? Nie tylko zresztą on. – wtrąciła Starska. Pomimo, że miała sporo racji to nie chciałam dalej ciągnąc tego tematu.
- Lena. Wiem. Ale jeśli mu powiem to rozwalimy sobie nawzajem nasze światy. I niewiadomo co by teraz z tego wynikło. W dodatku, Piotr podczas naszej rozmowy wyraźnie dał mi do zrozumienia, że to już zamknięty rozdział.
- Oj, w złości mówi się wiele rzeczy. Dobrze o tym wiesz. Zrobisz jak uważasz, ale ja myślę, że Piotr nadal cię kocha, a ty jego i tylko razem możecie być szczęśliwi. Nie patrz na innych. Pomyśl raz o sobie. Porozmawiajcie, wytłumaczcie sobie wszystko i powiedz mu dlaczego nie mogłaś przylecieć do Polski wcześniej. – po chwili już z lekkim uśmiechem dodała – A tą Marylą się nie przejmuj. To tylko niania Tosi, jak dla mnie to Piotrek jej nie kocha. On woli przecież niskie blondynki. – puściła mi oczko czym rozładowała już totalnie napięcie.

Słowa Lenki dały mi wiele do myślenia i wciąż we mnie siedziały. Wracając już późnym wieczorem do hotelu cały czas czułam mętlik w głowie i na niektóre wspomnienia łzy pojawiały mi się w oczach. Wszystko do mnie wracało, ze zdwojoną siłą.
- Mam już dość twojego egoistycznego zachowania!
- Nie chcę codziennie wracać do pustego mieszkania.
- Mnie też jest ciężko.
- Nie możesz mnie non stop obwiniać, że nie możemy mieć dzieci! Za wszystko co się stało.
- Kiedy zamierzasz wrócić?
- Nie mam zamiaru przeprowadzać się do żadnego Izraela!
- Wróć już. Nie umiem tak bez ciebie.
- Nie przyjadę, przecież mam tu obowiązki; pracę, Tosię.
- Nie chcę sam tu mieszkać. Przeprowadzam się do siebie.
- Tęsknie, Hana.

Wszystkie te słowa wypowiadane przez Piotra podczas rozmów telefonicznych przemijały mi w głowie niczym sceny z filmu. Czasem w złości, czasem na spokojnie, pod wpływem alkoholu, nieraz z wielkim smutkiem, może nawet płaczem. Kiedy przyjechałam do Izraela i poprosiłam mojego męża o czas, rozmawialiśmy ze sobą rzadko. Dał mi swobodę i za to byłam mu wdzięczna. Ale po około dwóch tygodniach sama zaczęłam za nim tęsknic, więc zaczęliśmy do siebie telefonować. Nawet codziennie. Wiedziałam, że nie jest mu łatwo, że samotne wieczory najczęściej spędza w szpitalu, bądź przy butelce alkoholu. To jeszcze bardziej mnie dołowało.  Jeszcze bardziej czułam się beznadziejnie i ciężko było mi wrócić zdołowana jeszcze bardziej. W dodatku w Tel Awiwie było mi wyjątkowo dobrze. Znajomi, rodzina, ciepłe powietrze. Odpoczywałam tu i poczułam, że  mogłabym już tu zostać. Chciałam, aby Piotr do mnie dołączył, żebyśmy tam spróbowali wszystko od nowa. Ale dla niego to było wykluczone. Praca, znajomi, Tosia. Poniekąd go rozumiałam, zawsze dbał o regularne spotkania z córką, po których wyglądał na szczęśliwego. Ale z drugiej strony ja chyba nie potrafiłam być szczęśliwa w Polsce. Tyle złych rzeczy już mnie tam spotkało. Myślałam, że to zrozumie, że jemu także zależy. Kilka dni później zadzwoniłam do niego, by ponownie o tym porozmawiać. Ale on nawet nie chciał nic słyszeć na ten temat. Gdy powiedziałam, że przyjadę to porozmawiamy na spokojnie to tylko usłyszałam „Jeżeli masz zamiar rozmawiać o przeprowadzce do Izraela, to lepiej nie przyjeżdżaj”.

Wyszłam spod prysznica i popatrzyłam w lustro. Koniec z rozpamiętywaniem. Powiedziałam do siebie. Jutro spotykam się z Gawryłą i czas w końcu to wszystko uporządkować. Z tą myślą wreszcie spokojnie zasnęłam.


Jaką decyzje podjęła Hana? ;>


komentuuujcie !!!

niedziela, 14 czerwca 2015

Część 2


Do końca ślubu byłam wyłączona z tego co się dzieje. Kompletnie nie mogłam się skupić. Wydawało się, że już mi przeszło i ponowny kontakt z Piotrem nie będzie tak trudny. Ale niestety, myliłam się. Jeszcze nawet nie zamieniliśmy słowa, a ja już miałam nogi jak z waty i wielką gulę w gardle. Niestety musiałam pokazać, że jestem silna i nic po sobie nie zdradzić. Wyszliśmy wszyscy z kościoła. Dzieciaki obsypywały parę młodą ryżem oraz płatkami róż. Goście bili brawa, śmiali się, a Przemek i Ola wyglądali na najszczęśliwszych na ziemi. Wśród najmłodszych gości dostrzegłam małą Tosie- córkę Piotra. Nie mogłam uwierzyć, że jest już taka duża. Powoli stawała się piękną kobietką z blond, długimi włosami, pomimo, że miała dopiero 8 lat! Mała Frania, Felek, Tosia i inne dzieciaki zaczęły zbierać monety, którymi również obsypano nowożeńców. W tym zamieszaniu dostrzegłam w końcu Gawryłe. Ukradkiem patrząc dostrzegłam, że nie wygląda najlepiej. Na jego twarzy gościł niepokój i zdawałam sobie sprawę, że jest to spowodowane moją obecnością. Ale pomimo tego wyglądał jak zawsze niezmiernie dobrze. Dopasowany, grafitowy garnitur, biała koszula leżały na nim idealnie, do tego charakterystyczny kilkudniowy zarost, brunatne włosy pokryte coraz to większą ilością siwizny, lekko wystrzyżone po bokach. Kiedy zorientowałam się, że zbyt długo mu się przyglądam i przez to skupiłam jego uwagę na sobie obróciłam się i podeszłam w końcu do młodych, by tak jak reszta, złożyć życzenia. Kiedy wszyscy z przybyłych uczynili to samo Przemo radośnie oznajmił, że zaprasza wszystkich na zabawę weselną. Miała się ona odbyć niedaleko kościoła, w pobliskiej restauracji z niewielkim parkietem do zabawy. Młodzi nie chcieli urządzać hucznej imprezy, a jedynie kameralne i eleganckie przyjecie. Gdy wszyscy udali się w stronę domu weselnego zauważyłam, że koło Piotra i Tosi idzie pewna wysoka blondynka. Z początku pomyślałam, że to może ktoś przypadkowy, dopiero kiedy dziewczynka mocno się do niej przytuliła skojarzyłam kto to może być. W tym momencie poczułam mocne kłucie w sercu.

Kiedy tak szliśmy i rozmawiałyśmy z Lenką i Wiki nagle zauważyłam, że Piotr podąża bokiem sam. Wyczulam to jako znak i odeszłam od dziewczyn. Zwolniłam nieco tempa, aż zrównałam się z chirurgiem. Stanęliśmy naprzeciw siebie patrząc sobie w oczy. Ludzie przeszli już dalej, dzięki temu zostaliśmy na samym końcu mając trochę swobody.
- Hej Piotr. – wydusiłam po chwili. – Dobrze cię widzieć. – powiedziałam całkowicie szczerze, choć nie do końca wiem czy w ogóle powinnam coś takiego wtrącić.
- Czyżby? – zadrwił. Wtedy już wiedziałam, że nie powinnam. Po chwili dodał, czułam, aż ciężko przechodzą mu te słowa przez gardło. Mnie zresztą też. – Nie sądziłem, że kiedykolwiek wrócisz do Polski.
- Przemkowi zależało, żebym była.
- No tak.
- Co u ciebie?- zapytałam, z ciekawości, a może nawet i z zazdrości.
- A u ciebie? – odparł wymijająco. Zupełnie nie mogłam odczytać z jego oczu co myśli, czy jest to smutek, złość, zażenowanie, a może lekka radość. Były przyciemnione. Takie jakie robiły mu się kiedy się denerwował czy niepokoił. Rozmowa się nie kleiła. Żadne z nas nie potrafiło odnaleźć się w tej sytuacji. Uratowała to chyba Tosia, która podbiegła do mężczyzny i przytuliła się do niego.
- Tato! Choć czekamy na ciebie, wszyscy już weszli! – mała była bardzo podekscytowana całym tym ślubem. Nawet na mnie nie popatrzyła. Dopiero po momencie, Piotr dał jej do zrozumienia, aby się odwróciła.
- O, cześć Hana. – mała się uśmiechnęła, ale nie wyglądała na zadowoloną, że mnie zobaczyła. Może nawet się trochę zdenerwowała. Sama nie wiem, przecież raczej zawsze miałyśmy dobry kontakt. Do czasu mojego wyjazdu, oczywiście. Chwilę potem podeszłam do niej bliżej i przytuliłam ją, odgarniając tym samym cieniutkie, jasne włoski dziewczynki.
- Super cię widzieć Tosiu. Jak ty urosłaś! – powiedziałam zupełnie szczerze. W końcu ruszyliśmy do środka restauracji, nie mogliśmy pozwolić, aby na nas tak długo czekali.
W całym dalszym zamieszaniu nie było nam dane dokończyć rozmowy. Miejsca przy stole mieliśmy też w zupełnie innych częściach sali. Cała uroczystość przebiegała następująco, przywitanie, życzenia, obiad, pierwszy taniec młodej pary, toast, zdjęcia i tak w kółko. Ktoś podchodził porozmawiać, dowiedzieć się co u mnie itd . Tyle znajomych, za którymi w głębi serca tęskniłam. Tak mijał czas, tak mijaliśmy się z Piotrem. Zdążyłam tylko zauważyć, że nie przyszedł sam z Tosią. Towarzyszyła mu na oko 30-letnia blondynka o długich zgrabnych nogach i ciepłym uśmiechu. Widać było, że ma świetny kontakt z Tośką. Wtedy byłam już pewna, że to nie były plotki, że Piotr ułożył sobie życie. Przemek mówił mi, że chyba się z kimś spotyka, a nawet mieszkają razem, ale sam nie wiedział za dużo. Nigdy nie przepadali za sobą, a po moim wyjeździe Piotr dodatkowo był na niego cięty. W końcu był moim młodszym braciszkiem, który zawsze będzie trzymał moją stronę.
Robiło się już ciemno, ale wieczór był piękny i ciepły jak na końcówkę lata. Wyszłam na taras, by trochę zaczerpnąć świeżego powietrza. Patrzyłam w górę i podziwiałam wyjątkowo gwiaździste niebo. Jutro będzie piękny dzień. Pomyślałam. Nie wiem ile tak stałam, ale w pewnym momencie zorientowałam się, że nie jestem sama. Obróciłam się lekko w lewo i stanęłam twarzą w twarz z brunetem.
- Na długo przyjechałaś?
- Na parę dni. – odparłam. Piotr oparł dłonie o barierki i mocno nabrał powietrza. – Przyjechałam tylko..
- Dla Przemka.- urwał mi zdanie i wtrącił.
- No tak. Zależało mu, żebym była na ich ślubie. – zaczęłam się tłumaczyć, choć widząc poddenerowanie chirurga nie wiedziałam czy słusznie robię.
- Ja dla ciebie kompletnie nic nie znaczyłem, że nawet nie raczyłaś wcześniej przyjechać do mnie? Powiedzieć, że to koniec, że mnie nie kochasz, a może tak naprawdę nigdy nie kochałaś?!- no i zabolały mnie te słowa. Nie powiem fala goryczy ze strony Gawryły oblała mnie w tym momencie. Uniósł głos, pomimo, że nie miał w zwyczaju tego robić.
- Piotr.. Przecież to nie tak! – zdenerwowałam się lekko, bo jego oskarżenia nie były do końca trafne. Czy już zapomniał jak to wszystko było?
Zrobiłam krok w jego stronę i złapałam jego dłoń. Ten odruchowy czyn sprawił, że mężczyzna się lekko wzdrygnął, ale nie zabrał ręki.
- Myślę, że powinniśmy porozmawiać na spokojnie, bez zbędnych emocji. – kontynuowałam już bardziej stanowczo.
W tym momencie na taras weszła również ta cała wysoka blondyna. Partnerka Piotra i nie powiem, że minę miała nietęgą gdy nas zobaczyła. Piotr zabrał dłoń i wyprostował się patrząc na nią wyczekująco.
- Piotr, chyba musimy się już zbierać. Tosia jest padnięta.

- Tak, jasne. Już idę. – odpowiedział szybko i odszedł z nią, na koniec tylko odwrócił się w moją stronę i ostatni raz na mnie spojrzał. No i zostałam zupełnie sama. Po raz kolejny. 



Mam nadzieję, że wzbudzam w Was ciekawośc co takiego wydarzyło się między Haną i Piotrem? Macie jakieś typy?:D 


komentuujcie !!!

ps. pytacie o regularnośc nextów. Nie będę Was zwodzić, że będą regularne, bo sama mam jeszcze sesje na uczelni, więc po prostu w wolnej chwili będę pisac i dodawac. Zaglądajcie ;)

czwartek, 11 czerwca 2015

Opowiadanie nr 3 - "To uczucie" ; Część 1


„To uczucie”

Część 1

Nic tak w życiu nie boli jak utrata najbliższej osoby. Pustka jaka wypełnia nasze życie po jej odejściu jest niedopisania. I nie wynaleziono na to jeszcze żadnego antidotum, by zagłuszyć cierpienie, wymazać z pamięci wspomnienia, przestać czuć jej zapach, dotyk, obecność. Jedyne co pozostaje nam to jakoś sobie z tym poradzić. Jakoś.. Każdy odnajduje własny sposób i jak mantrę powtarza, że z czasem zapomni. Więc czy może być coś gorszego? Zastanawiamy się. W sumie może: poczucie, że nie walczyło się do końca. Ból niewykorzystanej szansy. Jeśli się kocha to o każdą osobę można walczyć, trzeba tylko chcieć…

Z tymi problemami zmagaliśmy się również my, już od ponad roku. Wydawałoby się, że jesteśmy zgodnym, kochającym się małżeństwem, które przeszło już tyle, że nie może nas nic złamać. Ale jednak nie wszystko jest tak oczywiste. Problemy m.in. Jamesem, Magdą i Tosią, z moim poronieniem, z zajściem w ciąże, nawarstwiały się z dnia na dzień do tego stopnia, że ciężko było już nam się dogadać. Nie powiem, Piotr się starał, ale mi wciąż czegoś brakowało. Szukając złotego środku na szczęście w naszym związku postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę.
Mój nagły wyjazd do Izraela był dla Piotra nie tylko zaskoczeniem, ale poczuciem, że coś się kończy. Może byłoby inaczej, gdybym go uprzedziła, wyjaśniła dlaczego potrzebuję wyjechać, a nie zostawiła z własnymi myślami i kartką z jedynym słowem: ‘wrócę’.

Ale od początku. Zaraz po przylocie do Tel Awiwu zastałam na swoim telefonie nieodebrane połączenia oraz wiadomości- od mojego męża oczywiście. Jednak dopiero następnego dnia odważyłam się oddzwonić i mu wszystko wytłumaczyć. Udało mi się go przekonać, że potrzebuję trochę samotności i czasu, by poukładać swoje problemy, nabrać dystansu i wrócić, bo przecież wciąż go kochałam. Piotr był zawiedziony i zupełnie mu się nie dziwię, jednak zaakceptował to. Wszak zawsze dawał mi w wielu sprawach swobodę. Ufał mi. Szkoda tylko, że ja nie potrafiłam taka być. Ustaliliśmy, że przez jakiś czas nie będziemy utrzymywać kontaktów, aż do czasu, kiedy będę gotowa wrócić.

Teraz tu, po tych kilkunastu miesiącach mogę stwierdzić, że nie był to najlepszy pomysł. Jednak wtedy widziałam wiele plusów takiego rozwiązania. Siedzę właśnie w samolocie lecącym do Warszawy. Czas leci mi na rozmyślaniu i wspominaniu. Nad tym co było i co mogło być. Takie gdybanie jest chyba najgorsze. Nie ma co się zastanawiać co by było gdyby. Jest jak jest. Musi być. Piotr układa sobie życie na nowo, ja mam swoje. Może jeszcze kiedyś uda nam się utrzymywać ciepłe kontakty, ale do tego raczej bardzo długa droga.

Sierpniowy, ciepły wieczór powitał mnie po wyjściu z samolotu. Zanim dojechałam do hotelu było już naprawdę późno. Zdążyłam tylko wysłać smsa do Przemka: „Szczęśliwie doleciałam. Do zobaczenia jutro. Nie mogę się doczekać!”. No tak. Jeszcze nie wyjaśniłam po co tak naprawdę przyjechałam. Jutro mój brat bierze ślub z Olą. W końcu rodzicami małej Frani są już od dawna, ale nie sformalizowali swojego związku. Teraz nadszedł na to czas no i Przemek nie wyobrażał sobie, żeby mogło mnie zabraknąć. Oczywiście chcieli, abym została świadkową, ale w obecnej sytuacji stwierdziłam, że to nie jest najlepszy pomysł. Sama rozwaliłam swoje małżeństwo, więc nie jestem najlepszym przykładem.
Przebudziłam się koło 6. Spałam tylko kilka godzin, a jakoś nie mogłam już zasnąć. Podeszłam do dużego, oszklonego okna. Warszawa budziła się do życia. Słońce leniwie przedzierało się przez otaczające mnie wieżowce. Ludzie już od tak wczesnej pory gonili gdzieś, do pracy czy to do szkoły, albo jeszcze gdzieś indziej. Każdy gdzieś, po coś. Ja również postanowiłam wziąć orzeźwiający prysznic i wybrać się na spacer, by odwiedzić stare kąty. Idąc starówką uśmiechałam się sama do siebie. Widziałam gdzieś siebie i Piotra kiedy to razem spacerowaliśmy wieczorami tymi trasami. Byliśmy beztroscy, zakochani, spontaniczni. Ale później gdzieś to umknęło. Przysiadłam na ławce obok Zamku Królewskiego i dostrzegłam całującą się parę. Jak to fajnie kochać i mieć tego kogoś na co dzień, żeby przytulic się do niego, porozmawiać, zjeść wspólny posiłek czy nawet porządnie pokłócić. Pomyślałam sobie znowu o Piotrze. Ciekawe czy dziś przybędzie na ślub Przemka i Oli. Jeśli tak, to czy będziemy w stanie spokojnie, bez zbędnych emocji, porozmawiać. A może wydobędzie się z tego niezła kłótnia. Niee, Piotr do tego typu ludzi nie należy. Zawsze był spokojny i taktowny. Ale najbardziej mi się wydaje, że nawet się nie pojawi. Przecież ma już swoje życie.

Zrobiło się późno, dlatego wróciłam do hotelu. Wyszykowałam się na uroczystość. Przygotowałam sobie delikatną, kremową sukienkę do kolana, do tego moja ulubiona złota biżuteria, obłędne szpilki i żakiet. Przyjrzałam się sobie i nie powiem, wyglądałam całkiem dobrze. Z uśmiechem na twarzy wyruszyłam w stronę kościoła. Miałam trochę tremę, obawiałam się spotkania z moimi znajomymi, w końcu tak długo ich nie widziałam.

- Hana! – usłyszałam z oddali głos mojego braciszka.
- Przemek. Jak dobrze cię widzieć. Chodź tu przystojniaku.- mocno uścisnęliśmy się jak stęsknione rodzeństwo. Mieliśmy kontakt telefoniczny, mejlowy, ale tęsknoty za samą obecnością nic nie przebije.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jednak przyleciałaś.
- Jakiś zdenerwowany jesteś?
- Nie no co ty. – roześmiał się. – Chyba dobrze ci tam w tym Izraelu. Pięknie wyglądasz. – stwierdził.
- Dziękuję ci. – zarumieniłam się.- A gdzie masz swoją Olę?
- No właśnie już zaraz będzie. Słuchaj ja muszę lecieć jeszcze do księdza sprawdzić czy wszystko gotowe. Tam koło bramy stoi ojciec, jakbyś się chciała z nim pogadać.
- Jasne, dzięki.
- Okej to do zobaczenia.
-A! Przemek. – chłopak odwrócił się jeszcze i podszedł do mnie. Chyba zauważył moje zdenerwowanie, bo popatrzył na mnie przekrzywiając głowę i szukając kontaktu wzrokowego. – Słuchaj, a nie wiesz czy Piotr zamierza tu być?- w końcu z siebie wydusiłam.
- Nie wiem… Nie sądzę, sam nie był jakoś specjalnie uradowany, ale wiesz jaki on jest. No, ale Tośka bardzo chciała przyjść to może go przekona. – uśmiechnął się. – Muszę iść.

Chwilę potem spotkałam już swoją rodzinę, kilku dawnych przyjaciół, m.in. Lenę i Witka, Wiki, Rafała. Wszyscy byli zaskoczeni na mój widok, ale nie zadawali zbędnych pytań. Może wszystko już wiedzieli, albo sami sobie dopowiedzieli. Jedynie Lena znała prawdę, z nią miałam również stały kontakt. W końcu przyjechała panna młoda i powoli zaczęła się cała ceremonia. Podczas przysięgi wszyscy byli bardzo podekscytowani i wzruszeni. Samej mnie łzy stanęły w oczach. Nagle coś mnie tknęło i obróciłam głowę lekko w bok. Nie wierzyłam, ale kilka ławek z tyłu stał Piotr. Nasze spojrzenia spotkały się. Patrzył takim wzrokiem jakby zobaczył trupa. Ale co się dziwić, może dla niego już nie istnieję. Aby nie być natrętną odkręciłam głowę i przymknęłam oczy z wrażenia.
- Wszystko w porządku? – zapytała Lena widząc moją minę.
- Tak, tak. Okej. – wydusiłam uśmiech. Ale tak naprawdę nie było okej. Totalnie wyłączyłam się z całej tej uroczystości i zastanawiałam się co powiedzieć Gawryle..

Co ukrywa Hana? ;>

Czekam na Wasze opinie w komentarzach! 

środa, 10 czerwca 2015

Reaktywacja bloga!

Witajcie!!

Zaglądacie tu jeszcze czasem? Jeśli tak, to mam dobrą wiadomość. Ruszamy z opowiadaniem!
Wpadł mi do głowy, mam nadzieję, ciekawy pomysł i postanowiłam przelać to na "papier" dla Was. Jeśli spodobają Wam się pierwsze części to postaram się ciągnąc to opowiadanie. Nasi ukochani bohaterowie odchodzą z serialu i nie pozostaje nam nic innego jak ich wspominać.

Nowe opowiadanie będzie się trochę różniło, od tamtych dwóch. Po raz pierwszy spróbuję pisac oczyma Hany. Zobaczymy jak to wyjdzie, czy będzie mi lepiej itd. A może Wy macie jakieś życzenia?

Historia będzie nawiązywała oczywiście do serialu, ale do momentu, kiedy to Hana postanowiła nagle wyjechać do Izraela ( i nie chodzi o ten wyjazd z dzisiejszego odcinka, tylko ten rok temu), a później to już tylko moja fantazja. Mam nadzieję, że się połapiecie :D

Jeśli macie jakieś sugestie co do opowiadania, wyglądu bloga, czegokolwiek to piszcie w komentarzach. No i ogólnie komentujcie, bo jeśli nie będzie zainteresowania to przestanę pisac ;)


Już niebawem pierwsza część!
stay tunned.

aLex.