hana i piotr

wtorek, 30 grudnia 2014

Część 5

Część 5

- Co? – automatycznie odpowiedziała kobieta, a dopiero po chwili zaczęły do niej dochodzić słowa kolegi. – Ale jak to? Chcesz powiedzieć, że ona zmarła na stole Piotra? – przeraźliwie zapytała patrząc mu prosto w oczy, w których nazbierały się już krople łez. Domyślała się co to może dalej oznaczać.
- Tak. – odparł pewnie patrząc gdzieś w daleki, martwy punkt. – W jednej chwili zabrał mi wszystko co miałem najcenniejsze.
To zdanie wbiło Hanę w ławkę. Dosłownie. Bo gdy się ocknęła, to jego już nie było. Kompletnie nie miała pojęcia co zrobić. Polubiła Krzysztofa, a gdy poznała jego bolesną historie z przeszłości to ogromnie mu współczuła, a nawet była gotowa jakoś pomóc czy pocieszyć. Ale z drugiej strony był jej mąż- Piotr. Czy rzeczywiście mógł popełnić jakiś błąd? Dopuścić się zaniedbania? Przecież to świetny lekarz. Ale, to działo się kilka lat temu, więc może jeszcze był dopiero początkującym lekarzem. Wszystkie te myśli kłębiły się w jej głowie. Wstała z ławki i rozejrzała się dookoła. Radwana nigdzie już nie było. Nie miała pomysłu czy ma do niego wrócić, czy może odnaleźć Piotra i opowiedzieć mu o tym wszystkim, a może powrócić na swój oddział, do pacjentek.

Przemierzając szpitalnym korytarzem, dostrzegła sylwetkę męża. Natychmiast do niego podbiegła i złapała za ramię.
- Piotr! Dobrze, że cię spotkałam. Musimy porozmawiać.
- Ale ja teraz nie mogę. Mam pacjentkę na tomografii, w ciężkim stanie.
- Ale to ważne. – nalegała z napięciem w głosie.
- W domu porozmawiamy. – rzucił i wszedł do pracowni.
Świetnie.- prychnęła Hana. Odwróciła się na pięcie i poszła do siebie, na ginekologię. Tam, nadal nie spotkała swojego ordynatora. Wybawieniem dla blondynki było wezwanie na porodówkę, gdzie zaczęły się dwa porody; jeden po drugim i miała trochę pracy przez najbliższe godziny. Tą część swojej pracy lubiła najbardziej – przyjmowanie na świat nowych istot. Ślicznych, małych, bezbronnych i kruchych. Za każdym razem zastanawiała się, czy i jej dane będzie kiedyś takie dzieciątko posiadać, bowiem od zawsze pragnęła mieć gromadkę dzieci.

Gawryło po kilkugodzinnej i męczącej operacji wyszedł z bloku operacyjnego. Przetarł dłonią oczy i wiedział, że uratuje go tylko mocna kawa i kawałek poduszki. Zajrzał jeszcze tylko na OIOM, by sprawdzić czy pacjent jest stabilny i udał się do lekarskiego. Nalał sobie kawy i szybko upił kilka łyków. Myślał, że kofeina trochę go otrzeźwi, jednak nic z tego. Odłożył kubek, który trzymał w dłoni i wygodnie rozsiadł się na szpitalnej kanapie, głowę odchylając do tyłu. Przymknął oczy i niewiele mu trzeba było, aby zasnął. Jednak po chwili błogiego spokoju usłyszał stukot butów na obcasie, który stawał się coraz głośniejszy. Otworzył oczy i nie mylił się. Obok niego siedziała już Hana.
- Źle wyglądasz. Długo operowałeś?
- Chyba się starzeję. – uśmiechnął się delikatnie. Nigdy nie lubił się nad sobą użalać, że jest zmęczony i nie ma już siły.
- Nie przesadzaj. – pogłaskała go po brodzie. – Prawie od doby jesteś na dyżurze. – oboje spojrzeli za okno. Na dworze od dawna było już ciemno. Nagle kobiecie przypomniała się cała sytuacja z Radwanem, a jako, że była niecierpliwa i ciekawska postanowiła już dłużej nie czekać i zapytać męża o tą sytuację sprzed kilku lat.
- Słuchaj Piotr. Pamiętasz może, jak pracowałeś w Krakowie, taką młodą kobietę po wypadku, w ciąży – 29 tydzień.
- Yy, niee. Nie przypominam sobie nikogo konkretnego. Ale o co chodzi? – chirurg nie krył zdziwienia, a tym bardziej nie miał pojęcia o co mogło chodzić Goldberg.
- Nazywała się Zofia Radwan.
- Radwan? To jakaś krewna twojego ordynatora?
- Żona.
- Aha. No i co z nią? Była moją pacjentką?
- Piotr.. Nie wiem, prawdopodobnie tak. Tak twierdzi.
- Czemu masz taką minę? Jakby ktoś umarł? – Gawryło zażartował i nie wiedząc trafił w sedno. Twarz kobiety ujawniała strach w jej oczach. Chciał jakoś rozluźnić atmosferę. W ogóle nie przypuszczał, że to co zaraz usłyszy totalnie zwali go z nóg.
- Krzysztof powiedział mi, że mieli wypadek samochodowy. Przewieźli ich do szpitala w Krakowie. Jego żonę w ciężkim stanie. Trafiła od razu na blok. Duży krwiak, liczne obrażenia, ale wydawało się, że uda się to wszystko pokonać. Nagle zatrzymanie akcji serca i umarli. Ona i dziecko. Ponoć to ty byłeś lekarzem prowadzącym. – wydusiła w końcu to z siebie.
Piotr początkowo słuchał bez żadnego przejęcia. Dopiero gdy zaczął kojarzyć fakty. A po długim i męczącym dyżurze zajęło mu to chwilę dłużej. Kiedy przypomniał sobie tą pacjentkę. Tamtej nocy nigdy nie wyprze z głowy. Kiedy lekarzowi umiera pacjent, on zawsze czuje się winny. Jest to dla niego największa porażka i zawsze boli. Przyzwyczaić się raczej nie da, ale można nauczyć się sobie z tym radzic. Na pewno wieloletni staż pracy w tym pomaga. Ale Piotr wtedy był bardzo młodym i ambitnym lekarzem. Dopiero się uczył i pomimo świetnych rekomendacji innych znakomitych lekarzy, a także jego uporowi i talentowi, zdarzało mu się popełniać błędy.

Blondynka patrzała swoimi dużymi, niebieskimi oczyma na męża. Siedział z opuszczoną głową, ściskając pięści, a jego oczy były czerwone i zaszklone.
- Miałem staż w tamtym szpitalu. Byłem na rezydenturze u profesora Soszyńskiego. Dopiero zaczynałem. Tak naprawdę nie powinienem jeszcze brać dyżurów samodzielnych. Ale byłem uparty i chyba nazbyt ambitny. Soszyński bardzo na mnie liczył, mianował najlepszym uczniem i chyba zabrakło mu zdrowego rozsądku. Pozwalał mi dużo wcześniej zacząć odbywać samodzielne dyżury, operować. Tamtej nocy, kolega poprosił mnie o zamianę dyżurami. Wziąłem nockę, pomimo, że sam byłem po swoim dyżurze, ale byłem pewny, że dam radę, że noc będzie spokojna. Kiedy ją przywieźli…- zawiesił głos i przetarł oczy -  Nazywała się Zofia. Zofia Kropielnicka. Nie miała jego nazwiska. Skojarzyłbym. Jest stan był bardzo ciężki. Krytyczny. Nie mówiliśmy mu wszystkiego. Sam był poszkodowany. Operowałem dobrych kilka godzin z innym. Robiłem wszystko co się dało. Ale straciła dużo krwi, krwiak narastał, ciśnienie wewnątrzczaszkowe rosło, do tego wrodzona  arytmia serca, o której nie wiedzieliśmy. Nie zdążyliśmy zrobić nawet trepanacji. Zatrzymanie akcji serca i… Nie przeżyli tego.

Małżonkowie długo milczeli. Obojgu trudno było cokolwiek powiedzieć. Kobieta nie spodziewała się co przeszedł jej mąż. Zawsze uważała go za pewnego siebie, zdeterminowanego i bezbłędnego lekarza. Widziała po nim, że było, a w sumie to i nadal jest to dla niego ciężkie, ale mimo to nie potrafiła nie współczuć Krzysztofowi.

- Piotr.. Ale czemu nie poprosiłeś o pomoc kogoś starszego, z doświadczeniem. Dlaczego sam pozwoliłeś sobie na operowanie przy tak licznych obrażeniach, a w dodatku, gdy ona była w ciąży!
- Dzwoniłem kilkakrotnie do Soszyńskiego! Nie odbierał. Nie było czasu. Operowałem z innym chirurgiem. Później dołączył też ginekolog. Nie jestem kretynem, Hana. – popatrzył na nią z lekką złością. Być może nie potrzebnie się na niej wyżywał, ale trudno mu było słyszeć wyrzuty z jej strony. – Tak w ogóle to czemu nagle o tym mówisz? Powiedział ci tak po prostu?!
- Dowiedziałam się, przypadkiem. Jego teściowa dziś była w szpitalu. Jest chora, ma problemy z pamięcią i nie do końca brała pod uwagę fakt, że jej córka nie żyje. Teraz… Piotr! Oni cię o wszystko obwiniają. Rozumiesz co to znaczy?!
- Nie popełniłem, żadnego lekarskiego uchybienia.
- Ale to na twoim stole zmarła młoda kobieta i jej dziecko, które niedługo i miało się urodzić! Wiesz jaki to jest ból dla bliskich, gdy umiera dziecko i ukochana osoba?! Co musiał czuć Radwan? – Hanie puściły emocje, mówiła, a może i krzyczała, jak w transie. Wróciły do niej jej wspomnienia utraty dziecka.
- Aha. Czyli ty już mnie osądziłaś. Nie znając kompletnie dokumentacji i całej historii! – po chwili dodał już nieco podenerwowany mężczyzna. Wcześniej wstał i odszedł na parę kroków.
- Piotr – po chwili w końcu się odezwała, ale nie zdążyła już dokończyć, bo w tym momencie do gabinetu lekarskiego wszedł Tretter w obstawie dwóch funkcjonariuszy i jednego mężczyzny z garniturze.
- Pan Piotr Gawryło? – ten w garniturze zwrócił się do chirurga wyciągając świstek papieru. Jak się później okazało był to prokurator.
- Tak. To ja. O co chodzi?
- Zostaję pan zatrzymany na czas nieokreślony do wyjaśnienia postępowania w sprawie popełnienia błędu lekarskiego i spowodowanie śmierci dwóch osób.
- Aale jak to? To jakaś pomyłka. – Gawryło przełknął głośno ślinę. Zaschło, aż mu w gardle ze stresu. Później wszystko działo się już szybciej. Policjanci bez żadnej dyskusji oddelegowali go do aresztu. Pozwolili mu tylko przebrać się we własne ciuchy ze szpitalnego kitla. Hana próbowała pertraktować z prokuratorem, by go nie aresztowali, a jedynie przesłuchali. Jednak nic to nie dało. Nie mogła go już nawet przytulic, ani pocałować. Zresztą Piotr nawet chyba tego nie chciał. Wręcz nie spoglądał nawet na nią. Zawiódł się na niej, że tak łatwo go oceniła i nie była w stanie jako żona stanąć po jego stronie. Z żalem w sercu i ogromnym zmęczeniem wyszedł ze szpitala, a następnie założyli mu kajdanki, jak przestępcy i odjechali radiowozem. 


przepraszam za wszystkie błędy etc. a i wszelkie zdarzenia medyczne i kryminalne są zmyślone i nie wiem czy mogą byc prawdziwe xd 

no cóż, wybaczcie, że tak długo musieliście czekac, ale chyba lepiej późno niż wcale.. ? A może i nie, bo ostatnio jest tak malo komentarzy, że nie wiem czy już Wam się nie podoba czy ogólnie spadło zainteresowanie Haną i Piotrem :( 


WSPANIAŁEGO NOWEGO ROKU WAM ŻYCZĘ !!!! 


PS. A! A jak podoba się nowy wystrój bloga ? :) 

środa, 3 grudnia 2014

Część 4

Część 4

Goldberg udała się do swoich obowiązków i starła się skupić na tym co dzieje się na jej oddziale. Ale cały czas dręczyło ją o co mogło chodzić teściowej Radwana? Skąd może znać jej męża? Dopiero, kiedy dostała wezwanie do pacjentki na izbie odeszła myślami od porannej sytuacji z ordynatorem. W międzyczasie kiedy kolejno zlecała badania swojej podopiecznej  próbowała wpaść na Radwana. Niestety bez skutku. Piotra też nie mogła znaleźć, najpewniej operował.
Wychodząc z sali, na której położona została jej nowa pacjentka w końcu zobaczyła młodego ginekologa. Dogoniła go i złapała za ramię.
- Krzysztof! Mogę cię prosić na chwilkę?
- Jasne.
- Mam problem z pacjentką. Leki, które zaleciłam nie działają. Myślisz, że mogę je zamienić na takie? – podała mu plik kartek z wynikami i dawkowaniem leków.
- Tak. Myślę, że to dobra opcja. I dodaj jeszcze kroplówkę z potasem. – odparł lekarz po głębszej analizie.
- Dzięki. – Goldberg zastanawiała się chwilę czy podejmować ten temat, ale w końcu ciekawość wygrała. – Słuchaj, masz jakiś problem z teściową? Rano byłeś bardzo zdenerwowany. Stało się coś?
Radwan wnikliwie popatrzył na swoją podwładną, z którą w ostatnim czasie nawet zaczął się dogadywać, a może i nawet przyjaźnić. Oboje czuli, że mogą na sobie polegać i bardzo dobrze się rozumieją. Najprawdopodobniej  podobne problemy i uczucia zbliżyły ich do siebie, a tym samym ociepliły ich stosunki, które jeszcze parę tygodni temu nie były tak dobre.
- Dziękuję za troskę, ale wybacz. W tej sprawie, poradzę sobie sam. I lepiej, abyś się w to nie mieszała.
Zamknął jej tym samym usta i odszedł. Jego ton był nad wyraz arogancki. Kobieta totalnie nie zrozumiała o co może mu chodzić i tym bardziej zaciekawiła ją ta cała sprawa. Z jednej strony chciała za nim pobiec i wyjaśnić ową sprawę. W końcu z jej domysłów mogło tu też chodzić o Piotra. Ale skoro on wyraźnie dał jej do zrozumienia, że to nie jej sprawa to postanowiła już dalej w to się nie wgłębiać. Jak sam zechce to jej powie. Postanowiła i wróciła do swojej pacjentki zmienić zalecenia.

Piotr w tym czasie przyjmował pacjentów w przychodni. W międzyczasie rozmyślał nad swoim życiem, szczególnie nad związkiem z Haną. Czuł, że w ich małżeństwie nie układa się za dobrze. Nigdy nie był zbytnio wylewny, dlatego też nie rozmawiał o tym ze swoją kobietą. Chyba po prostu wstydził się mówić o swoich uczuciach, ale jego dusza, aż wrzeszczała, że dzieje się coś niedobrego. Próbował ustalić moment, w którym wszystko się popsuło i nic innego nie przyszło mu do głowy jak tylko pojawienie się tej całej Pauli, która chciała sprzedać im dziecko. Tak absurdalna sytuacja, a wprowadziła w ich życie ogromny zamęt. Od tej pory nie potrafią się w wielu kwestiach dogadać, odpychają się i przyciągają. I tak w kółko. Powodując przy tym niemały ból. Postanowił więc, że spróbuje być dla Hany oparciem, chciał być w każdej chwili tak, by czuła, że może na niego liczyć i by poczuła, że mogą sobie ufać nawzajem. Wymyślił, że wieczorem zabierze ją na kolację i małymi kroczkami wszystko uda im się odbudować

Goldberg w wolnej chwili przystanęła przy oknie w swoim gabinecie i ujrzała swojego brata pchającego wózek z córką. Ponieważ miała chwilę przerwy postanowiła wyjść porozmawiać z bratem, a przy okazji zaczerpnąć świeżego powietrza. Po paru minutach siedziała już z Przemkiem na przyszpitalnej ławce. Porozmawiali chwilę, ale chirurg musiał już wracać do hotelu w celu nakarmienia Frani. Lekarka wracając do szpitala zauważyła Radwana stojącego na parkingu. Z daleka można było dostrzec, że jest zdenerwowany, dręczy go jakiś problem. Nerwowo stukał nogą o krawężnik, a na dodatek palił papierosa co najbardziej zadziwiło lekarkę, ponieważ nigdy nie widziała swojego kolegi z tą używką. Z racji, że z natury była dość ciekawska i wnikliwa, a także zawsze chciała wszystkim pomóc to podeszła do niego i niepewnie zaczęła rozmowę:
- Ty palisz?
Ordynator, aż podskoczył ze strachu. Zagłębiony był w swoich myślach, aż tu nagle wyrwał go głos blondynki. Odwrócił się na nią i lekko uśmiechnął na jej widok. Bardzo polubił w ostatnim czasie swoją podwładną. Oboje czuli, że mają wspólny język, ale też doskonale wiedział, że nie powinien się do niej zbliżać. Jednak to stawało się silniejsze od niego. Skrywał w sobie pewną tajemnicę, ale nie był jeszcze w stanie jej o tym powiedzieć. Sądził, że nie zasłużyła sobie na to. Nie ona.
- W sumie to nie. Tak jakoś naszła mnie ochota. – odpowiedział próbując nie patrzeć w jej oczy.
- Nie chcesz pogadać? Jak się człowiek wygada to robi się lżej na sercu. Sam wiesz…
Krzysztof popatrzył w jej piękne niebieskoszare oczy. Doskonale wiedział o czym mówiła.
- Masz jakiś problem z teściową, tak? Może mogłabym pomóc.- drążyła kobieta.
Radwan prychnął pod nosem – Akurat ty chyba jesteś ostatnią osobą, z którą powinienem o tym rozmawiać.
Blondynka popatrzyła w jego stronę z niemałym zmieszaniem na twarzy. Tymi słowami jej ciekawość wzrosła do maksimum i postanowiła nie odpuszczać.
- Co masz na myśli? – stanowczo zapytała.
- Nieważne.
- Może jednak? W szpitalu przypadkiem usłyszałam jak kłócisz się ze swoją teściową. A ona krzyczała coś o moim mężu. Teraz nie chcesz ze mną rozmawiać, zwodzisz mnie. Chyba jednak mam prawo wiedzieć o co chodzi? – nie kryła już zdenerwowania i szybko wyrzuciła wszystko siebie w kierunku szefa. On popatrzył na nią zakłopotany. Po chwili zgasił papierosa i przysiadł na ławce. Oparł twarz o dłonie i przetarł oczy. Po chwili ociężałym spojrzeniem spoglądnął na koleżankę, która siedziała już przy nim.
- Jechaliśmy w góry. Miał to być nasz wymarzony, zasłużony wyjazd. Byliśmy zapracowani, zabiegani, a wkrótce miało urodzić się nasze długo wyczekiwane dziecko. Kochaliśmy je od początku.. Pierwsze dziecko. Zosia nawet już miała wybrane imiona. Robiło się późno. Czułem się zmęczony. Chciałem zrobić postój, odpocząć, ale ona chciała kierować. Mówiła, że czuje się dobrze. Jechaliśmy. Wszystko było w porządku. Niedługo i mieliśmy być na miejscu. I nagle. – głos mężczyzny lekko się załamał. Hana w szoku i w niezwykłym skupieniu przysłuchiwała się opowiadaniom kolegi czując ogromny ucisk na sercu – Nagle na nasz pas wjechał rozpędzony samochód. Zosia próbowała go ominąć, hamować, zjechać na pobocze, ale nie było szans. Kierowca tamtej osobówki zasłabł i stracił kierowanie nad kierownicą. Zderzyliśmy się. Zosię zabrało pogotowie w stanie ciężkim. A ja miałem złamane zaledwie trzy żebra i kilka zadrapań. Zabrali ją do Krakowa. Tam była operowana przez kilka godzin. Niby przez najlepszych lekarzy. Wydawało się, że krwiak w mózgu nie jest tak duży, że uda się zaprzestać krwotokom. Z dzieckiem było.. nienajgorzej. Miałem nadzieję, że wyjdą z tego. Ale coś poszło nie tak. Pielęgniarki biegały i donosiły krew na sale operacyjna. Czułem, że coś idzie nie tak. Ale nic nie mogłem zrobić. Rozumiesz? To była najgorsza noc w moim życiu. – Hana położyła dłoń na jego ramieniu, by dodać otuchy i jakoś wesprzeć. W jej oczach też można było dostrzec łzy. Doskonale wiedziała jak skończy się ta historia. – Po 6 godzinach zmarła. Dziecko też. To był 29 tydzień. Powiedzieli, że nic nie dało się zrobić, że straciła zbyt dużo krwi, obrzęk był za duży, by ich uratować. Dwie osoby, które najbardziej kochałem na świecie odeszły. Rozumiesz? – kobieta niewiele się zastanawiając objęła Radwana i mocno przytuliła. Akurat ona doskonale go rozumiała. Może nie była w takiej samej sytuacji, ale też straciła dziecko i poniekąd męża. Oczywiście nie w jednym momencie, a i potem okazało się, że James żyje. Ale mimo to ból jaki odczuwała nie był mniejszy.
- Rozumiem. Nawet nie wiesz jak bardzo. I strasznie mi przykro Krzysztof. – zdołała w końcu coś wydusić.
Po chwili oboje doszli do siebie i ginekolog kontynuował:
- Matka Zosi jest chora. Ma Alzheimera i nie przyjęła do świadomości, że jej córka nie żyje. Cały czas żyła przekonaniem, że ona gdzieś jest. Że wszystko jest w porządku. Ale ostatnio coś zaczęło się dziać i moja teściowa zrozumiała, że oni nie żyją i że już nigdy nie zobaczy swojej ukochanej córki i wnuka.
- To dlatego była tak zdenerwowana dziś rano?
- Tak. Znalazła w moim rzeczach akt zgonu swojej córki i dokumentacje ze szpitala w Krakowie. –zrobił przerwę przełykając ślinę. Bał się mówić blondynce całą prawdę, ale czuł, że go zrozumie. – Szuka zemsty. Uważa, że to przez lekarzy Zosia umarła.
- A ty? Co ty o tym myślisz?
- Zrzucanie na kogoś winy jest najłatwiejszym sposobem, by ulżyć sobie w cierpieniu. Ale ja naprawdę uważam, że popełnili błąd i niepotrzebnie zesłali ich na śmierć. Dziecko mogli uratować. Ale oni nie zrobili nic. Nawet potem nie chcieli ze mną rozmawiać. Każdy krył każdego. Zostawiłem to. Trzeba żyć dalej, a to mi nie przywróci Zosi.
- A czemu twoja teściowa mówiła coś o Piotrze? – spytała niepewnie.
Radwan popatrzył na nią wielkimi, brązowymi oczyma. Wziął głęboki wdech i odwrócił głowę w drugą stronę.
- Bo to twój mąż był jej lekarzem prowadzącym. 


PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY !!!**

nie myślcie, że będzie tak jak w serialu. Fabułę tego opowiadania wymyśliłam już dużo wcześniej zanim pojawiły się spekulacje o romansie Hany i Radwana. Więc zobaczycie co będzie się działo, a to, że coś będzie dość podobne to chyba jakaś moja moc przepowiadania się uruchomiła :D ale romansu nie będzie, spokojnie xd


następna 
część jak będzie milion komentarzy *.* huehehehh.


Komentujcie - to naprawdę mnie motywuje do pisania.

Udostępniajcie - niech będzie nas więcej.
Krytykujcie - postaram się pisać lepiej. 

Piszcie - jeśli macie jakieś pytania, pomysły, zastrzeżenia.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Część 3

Część 3


wiem, że zarzekałam się, że  nie będę dodawać części raz na długi czas, bo jest to bez sensu, a teraz sama to robię, ale naprawdę mam coraz więcej obowiązków i nie daję rady ogarniać jeszcze tego opowiadania. Wybaczcie mi mą niekonsekwencje ;< 
Mam to opowiadanie już rozplanowane, więc jeszcze kilka części i się zakończy, więc liczę, że uda mi się to jakoś dociągnąć ;)

Kolejna część, która jest przed Wami jest trochę niejednoznaczna, zagmatwana i niedopracowana. Ale stwierdziłam, że skoro w serialu tak jest beznadziejnie, wszystko niedomówione to i ja nie będę gorsza :D Nie możecie przecież odczuwać zbyt wielkiej różnicy ;P




- Pomóc ci z tymi hormonami? – zapytał spoglądając na nieco zakłopotaną minę Hany. Od dłuższego czasu wpatrywała się w opakowanie leku.
- Nie. Dzięki. Poradzę sobie. – po chwili odezwała się dłonią pokazując by nie szedł za nią i zniknęła za drzwiami łazienki. Stojąc twarzą w stronę lustra, widząc swoje odbicie czuła się nieswojo. Docierało do niej jak bardzo jest beznadziejna, że nie może zajść sama w ciążę tylko musi podpierać się jakimiś lekami. Ale najbardziej niepokoiła ją obawa o to czy dadzą radę razem z Piotrem przez to przejść. Decydując się na to muszą wziąć pod uwagę wszystkie konsekwencje, o których akurat Hana doskonale wiedziała. Bardzo się bała kolejnego zawodu, zdawała sobie sprawę, że z kolejnej porażki się nie podźwignie. Dodatkowo czuła presję ze strony Piotra. Choć sam się do tego nie przyznawał to ona i tak wiedziała, że bardzo mu zależy mieć dziecko z nią. Tysiące myśli i jeden wielki mętlik kłębił się w jej głowie. Oparła głowę o lustro, a po jej policzku spłynęła łza bezsilności.

Gawryło siedział na kanapie z kubkiem w ręku. W ciszy głęboko nad czymś myślał. W końcu, po kilku minutach z łazienki niepewnie wyszła blondynka. Mężczyzna ocknął się i popatrzył w jej stronę. Ich spojrzenia się spotkały, ale każde z nich jednakowo milczało. Wreszcie Piotr wstał, odstawiając kubek z zimną już herbatą i podszedł do kobiety. Objął jej ramienia i zapytał z troską w głosie:
- Wszystko w porządku?
- Mhm.
Cicho odpowiedziała i przysunęła się do męża głową opierając się o jego klatkę piersiową. Ręce umieściła na jego plecach, przez co i on mocniej ją przytulił. Goldberg poczuła, że właśnie jej tego brakowało. Bliskości jej faceta. Już bardzo dawno zatracili się w swoich obowiązkach i problemach zapominając o sobie. Nie pamiętała już nawet kiedy ostatnio jakoś namiętnie się całowali, o seksie już nie wspominając. Nadeszła ją ochota, by właśnie coś temu zaradzić. Podniosła lekko głowę ku górze patrząc w ciemnozielone oczy ukochanego. Nosem połaskotała o jego nos i delikatnie musnęła jego warg. Od razu poraził ją ostry zarost chirurga, ale nie zniechęciło ją to, coraz bardziej i agresywniej pogłębiała pocałunki.
Nagle oboje poczuli dziwne mrowienie. Z niechęcią odsunęli się od siebie. Piotr wyciągnął z kieszeni telefon i odebrał. Odszedł parę kroków dalej i po chwili rzucił do żony:
- To ze szpitala. Jest jakiś problem z moim pacjentem. Muszę jechać.
- Ok. – trochę smutnym głosem odparła ginekolog, ale nie miała do niego żadnych pretensji. Doskonale wiedziała, że komplikacje u pacjentów wpisane są w ich zawód.
Gawryło ubrał bluzę i kurtkę. Dał na pożegnanie szybkiego buziaka żonie i wyszedł z domu.
- Tylko jedź ostrożnie! – poprosiła na odchodne.

Spotkali się dopiero następnego dnia, w szpitalu. Okazało się, że chirurg musiał operować co zajęło mu kilka godzin. Kiedy skończył nad ranem nie było już sensu, aby wracał do domu. Za 3 godziny bowiem zaczynał swój planowany dyżur. Postanowił odpocząć na lekarskiej kanapie. Kilka chwil przed rozpoczęciem dyżuru wstał i powędrował do swojego pacjenta, który leżał na sali operacyjnej. Wracając od niego spotkał na szpitalnym korytarzu blondynkę, o niesamowicie zgrabnych nogach.
- Hej Piotr. Co z twoim pacjentem?
- Operowałem kilka godzin. Ale właśnie od niego wracam, wybudził się, myślę, że będzie w porządku. – przetarł dłonią oczy.
- Wyglądasz na strasznie zmęczonego. Spałeś coś?
- Tak, tak. Zdrzemnąłem się trochę.
- Może jedź do domu, ktoś cię zastąpi.
- Dam radę.
- Ok. Muszę uciekać na swój oddział, zaraz mamy obchód.
Ginekolog ruszyła w stronę windy, kiedy Piotr odwrócił się i krzyknął za nią:
- Hana! – kobieta odwróciła się – W przerwie napijemy się kawy?
- Z przyjemnością. – uśmiechnęła się i pognała do swoich obowiązków.

Przechodząc korytarzem oddziału ginekologicznego w Leśnej Górze usłyszała jakieś niepokojące krzyki. Gdy wyszła zza zakrętu zobaczyła swojego szefa – Radwana, który dość głośno i stanowczo rozmawiał ze starszą kobietą. O ile można to w ogóle nazwać rozmową. Bardziej coś mamrotał z zaciśniętymi zębami. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Hana podeszła nieco bliżej.
- Krzysztof? Masz jakiś problem? Mogę w czymś pomóc?
- Nie. Idź do pacjentek. Ja zaraz wrócę. Muszę coś załatwić. – po ordynatorze nie sposób było nie zauważyć zdenerwowania, a także i arogancji w głosie w stosunku do kobiety.
Goldberg popatrzyła na niego zmieszana, kiedy lekarz złapał straszą kobietę za rękę i praktycznie siłą wciągnął do swojego gabinetu. Po chwili skojarzyła, że już gdzieś widziała tą twarz. Tak. Przypomniało jej się: to była teściowa Krzysztofa. Stwierdziła, że nie będzie się mieszać i uda się do swoich podopiecznych. Przechodząc koło gabinetu usłyszała coś niepokojącego. Nie była pewna czy dobrze wychwyciła, ale do jej uszu doleciało nazwisko jej męża. Zdziwiła się mocno. Co może mieć Piotr z tym wspólnego? Już chciała zawrócić i dowiedzieć się o co chodzi, ale pomyślała, że nie będzie teraz im przeszkadzać. Później się wszystkiego dowie. 


badumm tss.
o co może chodzić z Piotrem? 

Komentujcie - to naprawdę mnie motywuje do pisania.
Udostępniajcie - niech będzie nas więcej.
Krytykujcie - postaram się pisać lepiej. 

Piszcie - jeśli macie jakieś pytania, pomysły, zastrzeżenia.


czwartek, 16 października 2014

Część 2

Część 2

wiem, wiem, miałbyc tydzień temu, ale jedynie co mogę powiedziec to: przepraszam. Źle oceniłam swoje możliwości i mam tyle obowiazków teraz, że nie jestem w stanie tak szybko pisac, nie jestem w stanie powiedziec też kiedy pojawi się kolejna częsc :<
Dzięki, że jeszcze jesteście i komentujecie!!!



Przekręcił kluczem zamek w drzwiach. Przeszedł kilka kroków w głąb mieszkania i rozglądnął się po pomieszczeniu. Widok wydawał mu się taki sam jaki zostawił rano, kiedy wychodził na dyżur. Przeszedł po pokojach. Nie było jej. Lekko podniosło mu się ciśnienie. Już raz zrobiła mu taką niespodziankę, od tamtej pory bał się, że może to powtórzyć. Dyżur skończyła jakieś 2 godziny temu, on musiał zostać dłużej na oddziale. Nie wspominała mu o jakiś jej planach. Wiedział też, że dziś nie ma spotkania z terapeutą. Zaryzykował i wyciągnął telefon. Po kilku sygnałach odebrała.
- Cześć. Gdzie jesteś? Wróciłem i dom pusty…
- Jestem na spacerze w parku. Niedługo wrócę. – odpowiedziała spokojnym głosem i odłożyła słuchawkę.
Uspokoiło go to. Najczarniejsze scenariusze wyparowały z jego głowy przez co odetchnął z ulgą. I choć od jej powrotu minął już prawie miesiąc i wszystko wydawało się, że wraca na poprawny tor to jego myśli wciąż ciążył niepokój oraz strach, że kobieta od niego odejdzie. Niby rozmawiali raz i czuł, że blondynka jest wobec niego szczera i pewna swoich uczuć. Nie mniej jednak czuł coś dziwnego miedzy nimi. Sam nie wiedział co dokładnie, ale wyczuwał, że coś wisi w powietrzu.

Na zegarku dochodziła już 19. Wieczór był wyjątkowo ciepły. Nie chciał sam siedzieć w domu, wiec postanowił ją odnaleźć. Niedaleko ich mieszkania znajdował się park, więc najpewniej tam miał nadzieję odszukać swoją żonę. Znał ją już przeszło 2 lata i trochę zdążył poznać. Kobieta czasem się śmiała, że on ją zna bardziej, niż ona siebie. Wiedział, że lubi przyrodę, spacerować, podziwiać krajobrazy i otaczające piękno. Szedł alejkami parku i rozglądał się dookoła. Łudził się, że ona trochę ucieszy się gdy ją spotka. Ale dręczyły też go myśli, że  może nie powinien tam iść, że może blondynka woli pobyć sama, a on jej tylko przeszkodzi. Nagle w niewielkiej odległości dostrzegł kobiecą sylwetkę. Siedziała na ławce. Szybszym krokiem podążał do ukochanej. Będąc coraz bliżej dostrzegł, że kobieta trzyma w rękach jakiś świstek papieru. Była tak tym zaabsorbowana, że nie zorientowała się, iż brunet siedzi już obok niej.
- Cześć kochanie. – pocałował ją w policzek.
- Hej. Co tutaj robisz? Wystraszyłeś mnie. – nie kryła zdziwienia.
- No tak. Przepraszam, ale stęskniłem się za tobą i miałem nadzieję, że się ucieszysz. – popatrzył na nią ciemnozielonymi oczyma wypełnionymi lekką nutą nadziei.
Lekarka odpowiedziała mu uśmiechem. Dopiero po chwili zorientowała się co ma w dłoniach. Lecz Piotra oczy już znalazły się na tym obiekcie. Speszona szybko schowała kartkę papieru do torebki. Miała nadzieję, że mężczyzna odpuści i nie będzie drążył tematu. Popatrzył na nią z domieszką strachu, zaskoczenia, a nawet współczucia. Położył dłoń na jej kolanie i rzekł:
- Hana..
- Nie chcę o tym rozmawiać. – ucięła mu.
- Ale może właśnie powinniśmy. – nalegał.
- To nie ma sensu. – wstała i odeszła parę kroków w stronę domu.
Dopiero po chwili doszedł do niej mąż. Całą drogę szli pogrążenia we własnych myślach. Odzywali się do siebie, ale to raczej były wypowiedziane przez nich słowa na temat pogody czy otoczenia, aniżeli rozmowa o ich dziecku. Hana była zła na siebie, że tak zareagowała. Przecież na tym zdjęciu USG było ich dziecko, a w dodatku obiecali sobie, że będą wobec siebie szczerzy. Czuła, że Piotrowi może być przykro i po raz kolejny zawiodła, ale nie miała siły, by o tym z nim rozmawiać. zwodziła się, że to zrozumie. Po kilkunastu minutach byli już u siebie. Po umyciu rąk Hana zabrała się za przygotowanie kolacji, a Piotr znikł gdzieś w sypialni. Dręczyła ją ta sytuacja, parę razy złapała się na tym, że nie myśli o niczym innym jak o tym całym zdarzeniu. Już miała do niego pójść i przeprosić, ale jakoś za każdym razem wracała i przygotowywała dalej posiłek. Gdy już prawie kończyła do kuchni wszedł Gawryło. Popatrzył na nią z kamienną twarzą i przeszedł obok jak gdyby nigdy nic i nalał sobie soku.
- Dobrze, że przyszedłeś. Skończyłam już przygotowywać kolacje.
- Nie jestem głodny.
- No tak. Obraził się. – pomyślała.
W sumie jego zachowanie ją zirytowało i postanowiła, że nie będzie się prosić. Usiadła i sama zjadła przyrządzoną sałatkę z bagietką. Dopiero po kilkunastu minutach z dwoma kubkami gorącej herbaty przyszła do Piotra, który siedział na kanapie oglądając jakiś nudny serial.
- To może chociaż masz ochotę na herbatę?
- Nie potrzebnie robiłaś sobie problem. Mam sok.
- Nie potrzebnie się tak zachowałam. Przepraszam. – przyłożyła swoją dłoń do jego i popatrzyła mu w oczy. - Po prostu to jest dla mnie trudne.
Gawryło już nic nie mówiąc objął ją ramieniem i pocałował w czubek głowy.
- Jakbyś jednak był głodny to zostawiłam ci trochę tej sałatki. – zaproponowała z lekkim uśmiechem, który oddał również chirurg i powędrował do kuchni.

Następnego ranka oboje udali się na swoje dyżury. Hana na oddział ginekologiczny, zaś Piotr na chirurgie. Oboje byli zajęci, mieli swoich pacjentów. Doktor Goldberg właśnie przechodziła antresolą w głównym holu. Przeglądała jakieś wyniki swojej pacjentki kiedy przed nią wyrosła sylwetka jej dobrze zbudowanego i aż nadto przystojnego męża.
- Oho, a gdzie tak pędzi piękna pani doktor? – zaczepił ją.
- O hej. Muszę skonsultować wyniki z Markiem.
- Ciężki dyżur?
- Trochę. A twój?
- Mam właśnie przerwę między operacjami. Może napijemy się kawy i porozmawiamy?
- Wiesz co, już piłam przed chwilą. – Piotr nagle posmutniał, widać było, że zależało mu na tym, widziała to Hana. – Ale może chodźmy na zewnątrz. Taka ładna pogoda, przewietrzymy się.
- Okej.

Wyszli ze szpitala i usiedli na pobliskiej ławce. Ginekolog wygodnie rozsiadła się i wystawiła głowę ku promieniom słonecznym. Brunet przyglądał się jej urodzie i nerwowo przebierał palcami. Wyczuła to Hana i nie otwierając oczu zapytała:
- No to o czym chciałeś rozmawiać? Nie mamy za wiele czasu. – ponagliła go. Zawsze była bezpośrednia i nie lubiła owijania w bawełnę.
- Wiesz… Tak myślę, że może powinniśmy.. Znaczy jeśli byś chciała to..
- To? – odkręciła głowę w jego kierunku i popatrzyła na niego.
- Może spróbujemy postarać się o dziecko metodą In vitro albo adopcja? – zapytał niepewnie.
Goldberg długo nie odpowiadała, analizowała jego słowa. W końcu ocknęła się, popatrzyła przed siebie wciągając głośno powietrze i je wypuszczając.
- Mówiłam ci już, że na adopcje póki co nie mamy szans, a In vitro – zamyśliła się – to też się przecież może nie udać w moim przypadku, a ja nie chce już kolejnych zawodów. Zresztą, chciałbyś mieć dziecko z probówki?
- Czyli nie był to najlepszy pomysł..
- Nie musimy robić nic za wszelką cenę.
- Ale ja chcę, żebyś była szczęśliwa.
- Wiem to. – popatrzyła mu głęboko w oczy i dotknęła dłonią jego policzka.
- A naprotechnologia? Może udamy się do jakiegoś specjalisty. Może coś da się zrobić, jakieś leczenie. Nie wiem. Jesteś ginekologiem przecież wiesz, że to przynosi pozytywne rezultaty.
- No tak, ale..
- Ale?
- Naprawdę tego chcesz? Nawet jeśli po ciężkich próbach miałoby się nie udać?
- Czemu od razu zakładasz najgorsze? Przecież to ty zawsze powtarzałaś, że trzeba walczyć. Do końca Hana. – objął ją ramieniem, a jej wargi ułożyły się w delikatny półuśmiech.
- Okej. W takim razie rozeznam się w temacie. Muszę wracać do pacjentek. – wstała z ławki i zrobiła parę kroków w stronę budynku szpitalnego, w tym momencie wstał i chirurg. Nagle blondynka gwałtownie zawróciła.
- Piotr.. – popatrzył w jej niebieskoszare oczy – Dziękuję. – pocałowała go w policzek i tak oboje wrócili do swoich obowiązków. 

Komentujcie - to naprawdę mnie motywuje do pisania.
Udostępniajcie - niech będzie nas więcej.
Krytykujcie - postaram się pisać lepiej. 

Piszcie - jeśli macie jakieś pytania, pomysły, zastrzeżenia.


aLex. 

środa, 1 października 2014

Opowiadanie 2- rozdział I

cześć i czołem,

przed Wami kolejne opowiadanie. Od razu mówię, że nie wyszło tak jak chciałam. Zupełnie. Już miałam nie dodawać, no ale obiecałam to jest. Chciałam dodać jednoczęściowe opo, ale okazało się, że tak mi się ono rozciągnęło, a w dodatku nie jestem nawet w połowie i nie miałam czasu go dokończyć, więc wstawiam to co mam, a następną część już niebawem. Albo części? No właśnie, jak wolicie? ;-) 

Co do treści, to zależało mi, aby wstawić to po dzisiejszym odcinku NDiNZ, ponieważ to jest taka jakby moja 'kontynuacja'. Domyślam się, że w serialu tego nie pokażą ( bo tam ogólnie ostatnio wątek Hany i Piotra jest mocno okrojony), więc postanowiłam przedstawić Wam swoją wizję. Może przypadnie niektórym do gustu :) 

Miłego czytania.  



Opowiadanie nr 2, pt: "Walka"

Rozdział I

Kolejny ciężki dla Hany dzień. Pozornie z wierzchu piękna, pewna siebie, zaradna kobieta, a w środku opuszczona, rozerwana i pokiereszowana istota. Tyle już przeszła, a los nadal jej nie oszczędza. Próbowała już wiele rozwiązań: ogromny natłok pracy, próba podjęcia nowych zajęć, związek ze stabilnym mężczyzną, liczne próby spłodzenia kolejnego dziecka, szaleńczy pomysł kupna Martynki, aż w końcu ucieczka, która uświadomiła jej jak bardzo jest słaba i nie może poradzić sobie z własnymi trudami. Teraz, podjęła próbę poddania się terapii dla osób pogrążonych w żałobie po stracie najbliższej osoby. Może to pomoże jej zapomnieć, albo chociaż ukoić ból po stracie swojego jedynego jak dotąd, upragnionego dziecka.

Wracała już do domu. W szpitalu przeprowadziła niesamowicie trudną operację neonatologiczną, usuwając wadę płodu u jeszcze nienarodzonego dziecka Karola i Heleny. Z trudem udało jej się wraz z ordynatorem zakończyć pomyślnie operację. Padała z nóg i najchętniej zaszyłaby się gdzieś samotnie w kącie, ale wiedziała, że tym nic nie zdziała. Coraz mocniej upewniała się w tym, że sama sobie nie poradzi z tym wszystkim. W ostatniej chwili przypomniała sobie o spotkaniu swojej grupy terapeutycznej. Już spóźniona, ale dotarła na miejsce. Nie kryła zdumienia, kiedy ujrzała tam swojego szefa – Krzysztofa, który właśnie podzielił się z resztą swoją tragedią. Serce ją zakuło, gdy pomyślała co go spotkało . Uważała go za gruboskórnego, cynicznego faceta, a nawet dupka, jednak teraz powoli rozumiała i usprawiedliwiała jego zachowanie. Dołączyła do uczestników i przysłuchiwała się innym. Dziś, nie mówiła. Znowu. Nie była jeszcze na to gotowa.

Ordynator zaoferował się, że odprowadzi kobietę do domu. W końcu było już po zmroku. Rozmawiało im się, po raz pierwszy, zaskakująco dobrze. Tak jakby wszystkie dotychczasowe sprzeczki poszły w niepamięć. Chyba połączyło ich to, że oboje spotkała wielka tragedia. Kobieta nie zwierzyła się mężczyźnie o swoim problemie, ale on sam domyślał się jej sytuacji, zresztą szpital nie jest duży i tu wszyscy, wszystko o sobie wiedzą.

- To był bardzo ciężki dzień. – przyznała blondynka, kiedy doszli już pod jej blok.
- No tak. Ale za to wydarzyło się coś pięknego. – Hana na samą myśl się uśmiechnęła. Chociaż to jej się udało. Uczęśliwic jednego, niestety, rodzica. – A wszystko to twoja zasługa.
- Nie przesadzaj. – uśmiechnęła się do szefa ciepło. – Mieszkam już tutaj. Dziękuję za odprowadzenie.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Do jutra pani doktor.
- Do jutra. – ginekolog niespodziewanie pocałowała lekarza w policzek i odeszła mówiąc na odchodne – Do jutra.

Wszystkiemu przyglądał się Piotr. Stał akurat w oknie i wypatrywał żony. Było późno, dawno powinna już wrócić ze szpitala. Próbował się do niej dzwonić, ale nie odbierała. Kiedy zobaczył, że już idzie, uspokoił się. Ale ciśnienie mu skoczyło gdy zobaczył z kim. Pocałunek na pożegnanie jego ukochanej sprawił, że mocno zakuło go serce, a nogi się pod nim ugięły. Nie wiedział czy ma jej zrobić o to awanturę, przez myśl mu przeszło, że dla niej to mogło być czymś poważnym, łudził się, że był to tylko przyjacielski gest. Sama mówiła ostatnio, że lepiej im się dogaduje teraz. Dręczyło go to aż do momentu, kiedy przez próg przeszła jego małżonka.
- Hej. Już jestem.- rzuciła z uśmiechem.
- Długo cię nie było. Martwiłem się. Ale chyba nie potrzebnie, byłaś przecież w tak wspaniałym towarzystwie. – zadrwił.
Goldberg domyśliła o co mu chodzi, doskonale wiedziała o czym mówi. Nie czuła się jakby przyłapał ją na zdradzie, mało tego, nawet nie miała poczucia winy. Nie miała też ochoty na kłótnie, dlatego złapała go za rękę i popatrzyła w jego zielone, o głębokim spojrzeniu oczy.
- Miałam dzisiaj ciężki dzień. Spotkałam go przypadkiem, niedaleko. Zaproponował, że mnie odprowadzi, bo jest już ciemno. Tyle. Nie musisz być zazdrosny. – uśmiechnęła się zalotnie.
Słowa te uspokoiły chirurga, jednak spróbował jeszcze dołożyć swoje trzy grosze:
- Tłumaczysz się tak jakbyś coś jednak ukrywała.
- Tłumaczę się, bo nie chcę, żeby twoja wyobraźnia dręczyła cię przez całą noc. – pocałowała go w policzek i poszła umyć ręce. To co powiedziała i ten pocałunek, już na dobre go ukoiły. Kiedy wróciła zaproponował.
- Zjesz coś?
- Nie, dziękuję. Biorę prysznic i muszę się położyć. Jestem padnięta.

Po wyjściu spod prysznica usiadła na łóżku i wyciągnęła z torebki swoje pierwsze USG, na którym było widać, że była w ciąży. Zdjęcie było już trochę stare, więc można na nim było dostrzec kilka zagnieceń, przebarwień od kropel łez czy zagnieceń. Trudno się dziwić. Kobieta do tej pory przeżywa poronienie i często spogląda na swoją kruszynkę ze zdjęcia. Sama nie wiedziała dokładnie po co to robi, w końcu wywoływało to u niej nazbyt nieprzyjemne wspomnienia. W tym momencie u progu pokoju stanął brunet. Nie szedł dalej, kiedy zobaczył co robi jego żona. Na początku chciał podejść i mocno przytulic, ale potem pomyślał, że może chce być sama. W dodatku zadzwonił jego telefon i wrócił do salonu.
Kilkanaście minut później Hana położyła się w sypialni, a zaraz potem dołączył do niej Piotr. Wsunął się po cichu pod kołdrę. Odwrócił głowę w lewo. Blondynka leżała do niego plecami. Chciał z nią porozmawiac, ale bał się, że kobieta po raz kolejny go odtrąci. Czuł, że ma problem z tym co się ostatnio w jej życiu działo, ale łudził się, że jest silna i da radę. Mimo to tym razem coś nie dawało mu spokoju. Może ten pocałunek z Radwanem, a może to, że przyłapał ją nad zdjęciem USG. Zaryzykował i szepcząc zapytał:
- Śpisz?
- Niee. – po chwili odpowiedziała niepewnie.
- Co z tą twoją pacjentką z oiomu?
- Musieliśmy przeprowadzić operację neonatologiczną, by usunąć wadę rozwojową płodu.- odwróciła się do męża, a głowę oparła na swojej ręce.
- Udało się tak jak chciałaś?
- Tak, naszczęście obyło się bez komplikacji.
- Jesteś wspaniała, wiesz? Na pewno po raz kolejny wszystkim zaimponowałaś swoimi umiejętnościami. Robisz wielkie rzeczy, Hana.
- Dzięki, ale nie przesadzaj. Innym pomagam, a sama sobie nie potrafię. – po chwili dopowiedziała to drugie zdanie po cichu, jakby do siebie. Ale nie uszło to nieuwadze Piotrka, natychmiast chciał ją jakąś pocieszyć. Dotknął jej twarzy i odgarnął kosmyk jej blond włosów.
- Kochanie.. – zaczął spokojnym tonem głosu, lecz ona szybko przymknęła oczy i weszła mu w słowo.
- Nieważne. – po chwili zapytała – Czytałeś ten artykuł w lokalnej gazecie?
- Tak. Straszny dupek z tego dziennikarzyny. Nie miał prawa tego pisać, szczególnie tych bredni o tobie.
- Myślałam, że to już do mnie nie wróci, a tymczasem wszystko zaczyna się od nowa.
- Daj spokój. Zostałaś oczyszczona z zarzutów, w dodatku wszyscy wiedzą, że jesteś cudownym lekarzem, z powołaniem. Masz swoje zaufanie wśród pacjentek. Jakiś szmatławiec nie zniszczy ci reputacji. Nie pozwolę na to.
Goldberg przytaknęła mu uśmiechem. Nie chciała już dalej o tym rozmawiać, ani tym bardziej myślec. Była zmęczona, choć czuła, że i tak nie zaśnie. Wszystkie swoje żale, smutki, problemy dusiła w sobie i nie umiała, a może i nie chciała podzielić się z nimi z Piotrem, pomimo, że czuła, że to jej ulży, a także, że i on tego oczekuje.
Położyła się na wznak i rzuciła – Dobranoc.- a po chwili odwróciła się na lewy bok.
Po paru chwilach, odezwał się:
- Hana? Mogę cię przytulic? – spytał niepewnie.
- Jasne. – odparła z niepełnym przekonaniem.
Chirurg przysunął się do żony i dotknął jej ramienia, a potem zbliżył się jeszcze bliżej i ucałował ją w głowę, dłonią przykrył jej rękę.
W tym momencie kobieta poczuła jak jej tego brakowało. Ciepło jakie płynęło od chirurga sprawiło, że poczuła się bezpiecznie, że może mu ufać, a może nawet jest gotowa powiedzieć mu co spędza jej sen z powiek. Ścisnęła i jego dłoń. Leżeli delikatnie wtuleni w siebie. Piotr czując jej boskie perfumy nie mógł się opanować. Tak bardzo jej pragnął jako kobiety, ale wiedział, że on sam nie może naciskać na jakiś bliższy stosunek. Kochał ją i wiedział, że ma jakiś problem. Nie mógł tylko zrozumieć czemu nie chce mu nic powiedzieć, unika go, od dłuższego czasu nie spędzili ani jednego wieczora wspólnie. Cała ta sytuacja dołowała go jeszcze bardziej. Leżał, ale nie mógł zasnąć. Czuł, że blondynka też nie śpi, pomimo zamkniętych oczu. W końcu nie wytrzymał i spróbował się odezwać.
- Hana? Coś nie tak?
Ginekolog nie odezwała się, udawała, że śpi, ale Piotr nie dał za wygraną. Zobaczył jak lekko się wzdrygnęła, kiedy on się odezwał, więc tym bardziej miał pewność, iż nie zasnęła jeszcze.
- Przecież wiem, że nie śpisz. – kontynuował. – Coś cię dręczy?
- Niee, czemu. – odezwała się cichutko.
Piotr odsunął się od niej i położył na wznak. Głośno westchnął i w końcu wyrzucił swoje przemyślenia:
- Od dłuższego czasu widzę, że co jest nie tak. Albo coś przede mną ukrywasz, nie chcesz mi mówić wszystkiego, albo… - zawahał się. Bał się to powiedzieć.
- Albo? – wyłapała Goldberg jednocześnie odwracając się na prawy bok.
- Albo mnie już nie kochasz.
Kobieta popatrzała na niego niebieskimi, szklistymi już oczami z niemałym zdziwieniem. Totalnie wybiło ją to pytanie.
- Czemu tak myślisz? – wybełkotała.
- Nie wiem.. Bardzo chciałbym się mylić. – popatrzył na nią z napięciem.
Hana lekko podniosła się opierając się o ścianę. Piotr też dołączył do niej.
- Po prostu nie potrafię poradzić sobie z niektórymi sprawami. A w dodatku nie umiem o tym mówić. – nadto cichy głos zaczynał jej się łamać. – Może dlatego tak to odebrałeś, ale nie przestałam cię kochać.
- Chodzi ci o to, że nie możesz zajść w ciąże? – zapytał delikatnie i złapał ją za rękę, by dodać jej otuchy. Chciał, by wreszcie się przed nim otworzyła.
- Też. Straciłam dziecko, Martynkę, nie mogę zajść w ciąże...
- Myślałem, że..
- Że oszalałam na punkcie dziecka? Bo chciałam zapłacić Pauli?
- Nie to chciałem powiedzieć. – odpowiedział speszony. – Nigdy nie pomyślałem, że oszalałaś. Rozumiem twój ból, chciałbym ci pomóc. – objął ją ramieniem – Mi też jest ciężko. Nie zapomniałem, że straciliśmy dziecko i do tej pory nie mogę sobie darować, że mnie przy tobie nie było. Bardzo chciałbym mieć z tobą dziecko, ale czasem tak się zdarza, że nie zawsze możemy mieć tego czego pragniemy. – kobieta popatrzyła na niego zaszklonym wzrokiem i lekko oparła głowę o ramię mężczyzny. – Hana, ja nie przestałem wierzyc, że się uda. Nie możemy się poddać, w końcu się spełni nasze marzenie. Zobaczysz. Przejdziemy przez to wszystko razem. Najważniejsze, że mamy siebie. Tylko musisz mi mówić o takich sprawach, zaufaj mi w końcu. Ja chcę ci pomóc, chcę, abyś była szczęśliwa.
- Nie chciałam, żebyś myślał, że użalam się nad sobą czy coś.
- No co ty w ogóle mówisz. – ucałował ją w głowę – Słuchaj, a może wybierzemy się razem do jakiegoś psychologa?
- Nie mówiłam ci, ale od pewnego czasu chodzę na terapie grupową dla osób, które straciły bliską osobę. – odsunęła się i popatrzyła na niego speszona.
- Nie wiedziałem… To dlatego tak często cię nie ma w domu. – odpowiedział zatroskany. – I jak? Pomaga ci to?
- Sama nie wiem. Jeszcze się z tym wszystkim nie oswoiłam.
- Może chcesz, żebym chodził tam z tobą?
- Nie. Wolę sama.

Piotr wziął dłoń kobiety i ucałował.
- Dziękuję, że w końcu mi o tym powiedziałaś. Martwię się o ciebie. Bardzo.
Położyli się już. Było grubo po północy. Hana przytuliła się do męża i pogłaskała go po jego kilkudniowym zaroście.
- Dziękuję, że jesteś.
- Zawsze będę tylko mi zaufaj. Kocham cię najbardziej na świecie Hana. – oświadczył to z pełnym przejęciem. Po czym złożył na jej ustach subtelny pocałunek. Stykając się czołami poczuli, że odrodziło się w nich uczucie potrzeby siebie nawzajem, wsparcia i tęsknoty.


Od tego czasu między nimi było już trochę lepiej. Gawryło wreszcie zrozumiał zachowanie żony i starał się robić wszystko, by czuła w nim wsparcie. I udawało mu się to. Ginekolog czuła się dzięki temu spokojniejsza i silniejsza wiedząc, że zawsze ma go u swojego boku. Można by powiedzieć, że w ich związku nawiązała się nic porozumienia i wsparcia i wszystko będzie już szło dobrym torem. Ale może to tylko pozory?

poniedziałek, 29 września 2014

Zapowiedź

Jesteście tu jeszcze ?


Próbowałam już wcześniej coś naskrobać, ale wena mnie opuściła. Chyba przyznam tak jak wiele innych blogerek, to co robią z wątkiem Hany i Piotra odbiera mi chęć i natchnienie do pisania :| a szkoda... no ale co zrobić.
No ale, poczułam jakiś (mam nadzieję nie chwilowy)zastrzyk weny i właśnie powstaje nowe, jednoczęściowe opowiadanie. 


kiedy?


We środę, po premierowym odcinku "Na dobre i na złe".


Spragnionych czytania - ZAPRASZAM


stay tuned.

Pozdrawiam
aLex. 

wtorek, 9 września 2014

Część XXXIX


C
zęść XXXIX


Czas mijał nieubłaganie, a co za tym idzie Goldberg szykowała się do rozwiązania. Zgodnie z zaleceniami miała rodzic siłami natury. Dziecko rozwijało się prawidłowo i jedynie co mogło martwic panią ginekolog to jego waga. Wciąż lekko odbiegała od normy, ale Wójcik pocieszał ją, a także sama o tym wiedziała, że tak się czasem zdarza i niekoniecznie musi być to coś złego. W połowie 7 miesiąca odeszła na urlop. Oczywiście trudno jej się było z tym pogodzić, ale przede wszystkim musiała być odpowiedzialną matką. W wolnym czasie, który spędzała w domu zajęła się wyborem i wykończeniem ich nowego mieszkania. Niestety nie udało im się by zebrać tyle pieniędzy, aby wybudować nowy dom. Zresztą też nie mieliby czasu i siły na to. Postanowili wiec po sprzedaniu mieszkania Piotra kupić apartament w okolicy, niedaleko stąd. Był to dodatkowy plus, ponieważ było im bliżej do szpitala, a także znajdowała się tam bezpośrednia bliskość parku, gdzie będą mogli chodzić z dzieckiem na spacery. Pozostało im urządzić nowe gniazdko. Hana wybierała kolory ścian, podłogi, kafelki i meble. Sama też szukała różnych dekoracji i przedmiotów do zaaranżowania tego wnętrza. Piotrowi czasem nie podobały się jej decyzje, ale albo ona go przekodowywała, albo szli na kompromis, zmieniając kolor ścian  czy odcień firan. Goldberg chciała, by mieszkanie było jasne, przestronne i przytulne. Stawiała na blade kolory ścian z ciemniejszymi dodatkami, a także meblami. Udało im się kupić mieszkanie z dużym salonem połączonym z jadalnią, z niej wychodziło się na balkon, z którego rozprzestrzeniał się widok na Warszawę. A ponieważ mieszkali na 6 piętrze to było na co popatrzeć. Na lewo od przedpokoju była ich sypialnia, dość spora tak, by pomieściła się szafa no i biurko, którego czasem potrzebują, gdy przynoszą jakieś dokumenty ze szpitala. Obok była całkiem spora łazienka z prysznicem, dużym lustrem i narożną wanną z hydromasażem, czyli dokładnie tak jak chciała ginekolog. 2 pokoje obok siebie dopełniały całe wnętrze. Jedno pomieszczenie zarezerwowane było dla dziecka, które było już w drodze, a drugi tak jak planowali dla Tosi, póki co. Lekarze chcieli wprowadzić się tam jeszcze przed porodem, no ale niestety nie udało im się tego wykończyć. Stwierdzili, że im się nie śpieszy, aż tak bardzo. Póki co spokojnie się urządzali tam, a mieszkali nadal w domu Hany, do którego już szukali kupca.


Na zewnątrz panowała zamieć. Połowa stycznia i w końcu powrócił śnieg. Grube płatki śniegu gęsto opadały na ulicę i samochody. Krajobraz powoli stawał się mroźny, śnieżny i magiczny. Na dworze było już ciemno, ludzie pouciekali do swoich domów. Piotr spoglądał przez okno.
- Ale pogoda. Psa bym nie wypuścił na zewnątrz.
- Mm. Znowu robi się piękna zima. – odparła Hana, która wygodnie siedziała na kanapie czytając czasopisma dla młodych matek.
- No w sumie. Jutro rano może być już całkiem przyjemnie na dworze.
- Piotr, jak masz chwilę to wymień tą żarówkę w kuchni. Już kilka dni temu się wypaliła. Ta nad okapem.
- A tak. Jasne.
Chirurg zabrał się za naprawę. Znalazł nową żarówkę, wykręcił tamtą i miał wkręcić nową. Jednak nie było to takie łatwe, bo dojście do małej żaróweczki nad okapem było ciasne i przez to musiał rozkręcić całą obudowę. W trakcie jego pracy usłyszał głos żony.
- Piotr! Wody! – zawołała ledwo słyszalnym głosem.
- Co? Teraz chce ci się pic? Poczekaj chwilę. – odkrzyknął nie zwracając na nią uwagi.
- Piotr cholera. Rusz się. – krzyknęła już trochę głośniej łapiąc się tym samym za brzuch.
Gawryło wychylił się trochę do salonu. Zobaczył zwijającą się z bólu kobietę. – O cholera! To już?!
- Chyba tak.
- Ale jak to, to przecież 2 tygodnie jeszcze! Dzwonię do Darka! Albo nie! Po karetkę. Choleraa, gdzie ten telefon!! – mężczyzna biegał po mieszkaniu, w końcu przykucnął koło ukochanej i objął jej brzuch dłońmi. – Hana. Uspokój się. Wszystko będzie dobrze.
- Piotr to ty się uspokój! Pomóż mi wstać. Może damy radę dojść do samochodu. Dasz radę?
- Jasne. Zaniosę cię. Ale mogą być ogromne korki. Co jak nie zdążymy?
- Ok. Czekaj… Dobra. Dasz radę sprawdzić rozwarcie?
Piotr popatrzył na nią ze zdziwieniem. Jest lekarzem i wieloma sprawami się już zajmował jednak z takimi nigdy nie miał do czynienia. Ale był lekarzem, a tym bardziej mężczyzną i musiał stawić czoła takiemu zadaniu.
- Tak. Połóż się.

Wszystko działo się już potem dużo szybciej. Piotr sprawdził stan blondynki. Oboje stwierdzili, że mają jeszcze trochę czasu, aż dziecko zacznie wypychać się na świat i sami zdążą dojechać do Leśnej Góry. Na karetkę czekaliby za długo. Zabrali najpotrzebniejsze rzeczy i udali się do szpitala. Podczas drogi powiadomili Wójcika. Jak dojechali, potrzebny personel czekał już na Hanę. Był także Przemek, który pomógł jej z Piotrem dostać się na oddział. Wójcik po badaniu stwierdził, że to już i udali się na porodówkę. Goldberg była trochę przerażona, dodatkowo dostawała silnych skurczy. Cały czas był przy niej Piotr, ale i on ledwo co trzymał się na nogach. W końcu rodził się jego pierwszy syn.

- Hana! Musisz jeszcze wytrzymać! Jeszcze trochę !!! – nawoływał Wójcik
- Już nie mogę. Nie mam siły. – przez łzy mówiła blondynka.
- Kochanie. Już nie dużo zostało. Dasz radę! – mocniej złapał jej za rękę. Jemu od samego widoku było słabo, a co dopiero Hanie. Musiał tam być, bo wiedział ,że jego żona go potrzebuję, dlatego nie pozostało mu nic innego jak potwierdzić, że jest mężczyzną i być przy niej w tym cierpieniu. Hana traciła dużo krwi i siły. Poród był bardzo ciężki. Dziecko nie miało siły się samo wypchać na świat. Wciąż było małe i chude, ale na całe szczęście płuca i inne części ciała były już na tyle rozwinięte, aby organizm mógł funkcjonować po porodzie.
- Piotr! Do cholery! Przecież ty zaraz zemdlejesz! – przecedziła przez zęby blondynka między jednym parciem, a drugim. Rzeczywiście Gawryło był cały blady. Wójcik zapytał go czy da radę czy lepiej, żeby było, by wyszedł na zewnątrz. Jednak on odmówił, powiedział, że da rade.

- Hana, bo zaraz będziemy musieli zrobić cesarkę. Dasz jeszcze radę? – zapytał lekarz prowadzący.
- Nie. Cesarkę nie. Aaa. Już nie mam siły. Ale muszę.
Goldberg resztkami siły zaczęła mocniej przeć. Krzyczała coś po hebrajsku, mocno ściskała Piotra tak, że zrobiła mu niejednego siniaka. W końcu się udało. Późnym wieczorem przyszedł na świat ich pierworodny syn. Na chwilę zamarli dopóki nie usłyszeli płaczu dziecka. Później położna pokazała im tę śliczną istotę. Ze szczęścia popłynęły im łzy. Piotr w końcu pękł, nie krył wzruszenia. Przytulił mocno żonę, otarł jej pot z czoła  i pocałował.
- Jesteś cudowna.
- 8 punktów. 2900g. – przekazała informacje położna.
- Damy go do inkubatora. Ale nie martwcie się. Jest silny. Jak matka.  – rzekł Wójcik
- Dzięki Darek. Za wszystko.

Lekarz w siwych włosach uśmiechnął się ciepło do młodych rodziców i wyszedł. Potem Hanę zabrano jeszcze na badanie i mogła się ogarnąć i umyć. Po kilkudziesięciu minutach leżała już na zwykłej sali. Miała to szczęście, że przypadła jej jednoosobowa sala. Gawryło w międzyczasie zdążył pochwalić się z kolegami tą radosną nowiną. Pierwszą osobą, która się dowiedziała był Przemek. Czekał przed porodówką. Później dołączyła Wiktoria. Poszli opić to kawą. Niestety na nic innego nie mogli sobie pozwolić. Chirurdzy byli na dyżurze, a Piotr musiał wracać do żony. Po drodze wpadł na salę gdzie leżały noworodki. Serce go ściskało kiedy patrzył na swojego synka. Był taki mały i taki słodki. Od razu zdobył jego serce. Cyknął mu fotkę i poszedł do Hany, w końcu na pewno na niego czekała.
- Już jestem kochanie. O cześć Lenka. – przywitał się ze Starską.
- No witaj. Gratuluję i tobie, młody tatusiu. Słyszałam, że byłeś dzielny. – zaśmiała się uśmiechając się razem z Haną.
- Popatrz lepiej na Gawryłę Juniora! – pokazał jej postać swojego synka na wyświetlaczu komórki.
- Ojej. Jaki słodki. No a jak będzie miał na imię?
Hana i Piotr popatrzyli na siebie.
- No właśnie, kochanie. Jak będzie miał na imię? – podrapał się po głowie.
- No nie myśleliśmy jeszcze nad tym.
- Na pewno coś zdecydujecie. W końcu Hana imię Felka ty wymyśliłaś i jest idealne. – uśmiechnęła się do przyjaciółki. – No nic. Zostawiam was samych. Odpoczywaj Hana. I jakbyś czegoś potrzebowała to jestem pod telefonem.
- Jasne. Dzięki.
Starska opuściła młodych, a dzięki temu Piotr w końcu usiadł na skraju łóżka i mocno przytulił kobietę swojego życia. Potem odgarnął jej zabłąkany kosmyk blond włosów i pogłaskał wierzchem dłoni po policzku.
- Byłaś bardzo dzielna.
- Daj spokój. To była masakra. Jeszcze chwila, a dziecko mogło, by się… nie chcę nawet o tym myślec.
- To nie myśl.
- I jeszcze to, że jest taki chudziutki. Nie wiem jak mogłam to tak zaniedbać.
- Ale przecież sama wiesz, że po prostu tak się zdarza. Natura. To nie twoja wina. Zresztą nie zadręczaj się tak tym. Byłem u niego, jest silny. Cały ty!
- Właśnie. Chodźmy do niego. – kobieta podniosła się z łóżka, ale nadal była bardzo wyczerpana i nie miała wystarczająco sił.
- Kotku. Jesteś wycieńczona. Jest już bardzo późno. Może rano tam pójdziemy?
- Nie. Chodźmy teraz. Tak na to czekałam.
- No dobrze to poleż jeszcze trochę, za jakiś czas pójdziemy ok?
- Ok.
- W ogóle to powinnaś dostać jakąś kroplówkę. Pójdę pogadać z Wójcikiem.
- Nie trzeba. Piotr. Nic mi nie jest. Chodź tu. – zagarnęła ręką, by usiadł obok niej. Wykonał polecenie żony i zaraz siedział oparty o podporę szpitalnego łóżka, a Hana przytuliła się do jego brzucha. Miała przymknięte oczy, tak samo jak i Piotr. Oboje się nie odzywali, nie potrzebowali słów. Byli szczęśliwi.

Po kilkudziesięciu minutach wpatrywali się w swoje maleństwo leżące w inkubatorze.
- Cześć kochanie. – Hana przyłożyła dłoń do okienka inkubatora. – Tak się cieszę, że jesteś. – po jej policzkach spłynęły łzy szczęścia, mężczyzną objął ją ramieniem.
- Widzisz, mówiłem, że się uda. – pocałował ją w głowę, a ona pokiwała twierdząco głową.
- Jejku, jaki on jest śliczny. I oczy ma twoje. Nawet nie wiesz, jak bardzo kocham twoje oczy. – popatrzyła na męża, a on dumnie wypiął pierś.
- No to już wiadomo, że nie będzie mógł odpędzić się od kobiet.
- No na szczęście uszy ma po mnie. – zaśmiała się.
- No bardzo śmieszne. Rzeczywiście. – udał obrażonego, ale natychmiast mu przeszło jak tylko Hana pocałowała go czule.


Po kilku dniach Goldberg w końcu wyszła ze szpitala. Oczywiście chciała to uczynić już dużo wcześniej, ale jej organizm był bardzo wyczerpany, a także ich synka należało jeszcze potrzymać w inkubatorze, by nabrał masy i sił do samodzielnego funkcjonowania.
Piotr miał wolne przez kilka dni, więc spokojnie mógł przygotować mieszkanie na ich powrót. Przyjechał przed południem po swoje skarby do szpitala.
- No hej. Spóźniłem się? – zapytał widząc ubraną już Hanę i spakowaną.
- Niee. Po prostu nie mogłam się doczekać. – pocałowała męża na powitanie, a on wyciągnął zza pleców bukiet czerwonych róż przeplecionych żółtymi tulipanami.
- To dla mnie?
- Nie. Dla siostry oddziałowej. – zażartował z ironią, a Hana udała obrażoną.
- No jasne, że dla ciebie. W końcu chyba ci jeszcze nie podziękowałem za syna.
Kobieta mocno się przytuliła do swojego mężczyzny dając mu całusa – Dziękuję. Jak zawsze są wyjątkowe. – przyjrzała się bukietowi.

Parę chwil później wychodzili już ze szpitala w trójkę. Oczywiście nie obyło się bez pożegnań i kolejnych gratulacji od swoich współpracowników. Mały dostał nawet jakiegoś pluszaka od zespołu lekarzy. 'W końcu w domu' pomyślała Hana, kiedy poczuła od progu charakterystyczny zapach jej mieszkanka. Zaskoczyło ją, że cały dom jest pięknie wysprzątany, łóżeczko i inne przybory czekają na swoim miejscu.
- No kochanie, cóż za miła niespodzianka. Taki błysk. I ty to wszystko sam?
- Nie wierzysz we mnie? Po raz kolejny zresztą.
- Oj, już nie przesadzaj. Dziękuję. Nie spodziewałam się po prostu. – pocałowała go w policzek.
- Pewnie jesteś głodna.
- Trochę tak, ale najpierw się rozpakuje i koniecznie muszę wziąć kąpiel.
- Ok, to ja położę małego.

Blondynka udała się do łazienki, gdzie spędziła przeszło kilkadziesiąt minut. W tym czasie Piotr zdążył przebrać małego i położyć do łóżeczka, a potem odgrzał przygotowany wcześniej obiad. Zjedli razem ciesząc się, że są razem w ciepłym mieszkaniu, a za oknami wciąż panuje urocza, mroźna, polska zima. Robiło się już ciemno, a miłą atmosferę między zakochanymi przerwał płacz dziecka.
- Oho, pora karmienia. – Goldberg pobiegła do sypialni i wzięła na ręce małego. Usiadła wygodnie na kanapie i zaczęła karmić niemowlę.
- Może ci pomóc?
- Ciekawe w czym. – zaśmiała się, a Piotr przysiadł się obok niej i bacznie obserwował z podziwem.
- Chyba mu smakuje. – po chwili dodał – Trochę mu zazdroszczę.
Kobieta zrozumiałą jego aluzję. Jej samej brakowało tej totalnej bliskości z mężem.
- No wiem, że od dłuższego czujesz się zaniedbany, ale nie bój się. Dziecko nie przysłoni mi całego świata. Będę też o tobie pamiętać. – znacząco się uśmiechnęła. – Ale jakbym się zapominała to możesz mnie przywrócić do porządku.
Gawryło przytulił żonę nie przestając się uśmiechać. Rozumieli się doskonale. Później, wspólnie wykąpali i przewinęli ich synka i odłożyli do kojca. Padnięci w końcu położyli się spać.
- No to może w końcu wybierzemy mu jakieś imię. Już chyba za długo zwlekamy.
- No masz rację trzeba się już na coś zdecydować.
- Znając ciebie masz już jakieś pomysły…
- No mam…
- No to wal!
- Gabriel.
- Co?! No chyba oszalałaś. Gabryś.. Co to w ogóle jest za imię?
- No, co? Ładne. Takie ciekawe. No i byłyby inicjały G.G.G. Gabriel Goldberg- Gawryło. Świetnie!
- Nie, nie, nie. Po pierwsze mój syn ma mieć moje nazwisko i to już chyba ustaliliśmy, po drugie ty już to też miałaś dawno załatwić w dokumentach, by być w końcu panią Gawryło.
- Goldberg-Gawryło jak już.
- No niech ci będzie, a po trzecie proszę tylko nie Gabriel.
- No to może Aleksander. Alek, Alex. Fajnie nie?
- No już lepiej, no ale nie wiem. – Piotr zaczął kręcić nosem i głęboko się zastanawiał patrząc w sufit.
- Hm? – kobieta popatrzyła na niego wnikliwie.
- A Piotr? Byłby Piotr Junior. Mój pierworodny. – powiedział z dumą.
Goldberg się roześmiała: - No chyba zwariowałeś. Jednego Piotrusia już mam, więcej mi nie trzeba.
- Dzięki.
- Oj, przestań. – pocałowała go w polik. – Masz jeszcze jakieś propozycje? Musimy coś wybrać.
- No nie wiem może: Marcin, Maksymilian, Filip, Jan po moim dziadku?
- Jakub?
- Ignacy.
- Ananiasz albo Ariel? Z pochodzenia z hebrajskiego.
- Kochanie błagam cię. Z całym szacunkiem dla twoich korzeni no, ale nasze dziecko będzie wychowywało się w Polsce. Chcesz, żeby się z niego śmiali w szkole?
- Oj żartuje sobie. Ale jak już ma mieć twoje nazwisko to mógłby mieć też coś mojego.
- Będzie miał charakter i urodę. To już mu starczy.
- Ok. to Aleksander Ignacy Gawryło?
- No niech będzie.
- Czy chcesz Jan, po dziadku?

- Ignacy po drugim dziadku, więc jest super. I też był lekarzem. Może i Alek będzie lekarzem?
- No chyba nie będzie miał wyjścia.
- Myślisz, że mu się spodoba imię? Może go obudzę i zapytam? – chciał już wstać i podejść do małego, ale Hana go przytrzymała.
- No przestań, niech śpi. Jutro mu powiemy. Na pewno będzie zadowolony.
- Okej, ale jak się nie uśmiechnie to zmieniamy na Kubusia.
- Niech ci będzie. Śpij już.
Blondynka już prawie zasypiała, kiedy Piotr jeszcze o coś zapytał.
- A myślisz, że będzie wolał być ginekologiem czy chirurgiem?
- Internistą.
- Internista to nie lekarz.
- No tak. Bo według ciebie jak ktoś nie macha skalpelem to już nie jest specjalistą?
- No oczywiście.
- Kotku weź już lepiej śpij.
- Eeh. No to dobranoc. – ucałował żonę i po chwili oboje już spali.


Czas mijał nieubłagalnie. Mały rósł jak na drożdżach, a Hana była zapatrzona w niego jak obrazek. Najchętniej nie opuszczała by go ani na minutę. Piotr także przejął się rolą ojca i w pełni się wywiązywał. Do tego oczywiście pracował, Goldberg była na macierzyńskim. Od czasu do czasu Piotrowi udało namówić żonę, by wyszła gdzieś z koleżankami czy do kosmetyczki. Niechętnie, ale wychodziła. Musiała też mieć czas dla siebie, na odprężenie. Jednakże większą radość sprawiało jej spędzanie czasu z jej ukochanymi mężczyznami. Synek przysłonił im świat zupełnie. W ogóle nie spodziewali się, że rodzicielstwo może być aż tak wspaniałe i przejmujące. Oczywiście, małżeństwo nie zapominało też o sobie. Starali się od czasu do czasu spędzić czas oboje. Podrzucali małego do Przemka czy Lenki, a sami wybierali się na kolację, do kina czy na zakupy. Najważniejsze było dla nich, by nie zaprzepaścić namiętnego uczucia, które rozpalało ich serca. Niestety ze zbliżeniami mieli problem. Na początku kobieta nie mogła dojść do siebie po porodzie. Wciąż odczuwała ból w niektórych miejscach, a kiedy już ustały to Aleks albo płakał, albo miał kolkę, albo mieli tysiące innych spraw czy po prostu byli najzwyczajniej w świecie zmęczeni.

Nadszedł wreszcie dzień, ważny dla potomka Gawryłów. Otóż w końcu trzeba było wyprawić chrzciny. Uroczystość odbyła się pod koniec ciepłego już kwietnia. Najpierw uroczyście w kościele zebrali się: rodzice chrzestni, którymi zostali Przemek i Lena, a także najbliżsi przyjaciele ze szpitala, ojciec Hany z żoną, który przyjechał w końcu poznać swojego pierwszego wnuka, Magda z Tosią. Na część nieoficjalną przenieśli się do restauracji na obiad. Syn lekarzy oficjalnie przyjął imiona: Aleksander Ignacy. Piotr próbował jeszcze namówić Hanę nad zmianą, ale ona była nieugięta, a później i on przekonał się do tego imienia. Po całej ceremonii cała trójka wróciła do domu. Zmęczeni, ale zadowoleni z całego przebiegu wydarzeń. Odłożyli wszystkie prezenty w salonie, które dostał Alex. Nie mieli siły ich przeglądnąć. Szybko nakarmili i  wykąpali swojego synka. Hana położyła go na łóżku, a sama przysiadła obok. Po chwili dołączył Piotr ubrany jeszcze w elegancką białą koszulę i szare spodnie od garnituru idealnie dopasowane. W ręku trzymał dwie lampki białego wina.
Blondynka popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- No chyba już możesz się trochę napić?
- W sumie to mogę. Jedna lampka nie zaszkodzi.
Stuknęli się kieliszkami. Nie przestawali patrzeć sobie w oczy. Wytworzyła się między nimi magiczna aura.
- Tak w ogóle to pięknie dziś wyglądałaś.
- Tak?
- Mhm. – Trudno się dziwić. Goldberg miała na sobie miętową sukienkę przed kolano, elegancką, skromną, ale seksowną. Odsłaniającą jej atuty, czyli zgrabne nogi i dekolt.
- Fajnie dzisiaj to wszystko wyszło. Prawda?
- Tak. Było bardzo miło. Szkoda, że twoich rodziców zabrakło.
- No niestety. I Miri też w ostatniej chwili odwołała przylot.
- Będzie jeszcze okazja, żeby przylecieli.
- Pewnie. Albo my ich odwiedzimy.
- Bąbel chyba będzie spał 2 dni. Po tylu atrakcjach.
- Haha, chciałbyś. Ale rzeczywiście był dzielny. Położę go do łóżeczka.
Kobieta wstała, odłożyła kieliszek i przeniosła dziecko do kołyski. Przykryła kołderką i odwróciła się. Spojrzała na chirurga. Ten jego błysk płynący z oczu idealnie odbijający się w blasku księżyca, kilkudniowy zarost i rozczochrane we wszystkie strony włosy przyprawiały ją o gęsią skórkę.
- Zmęczona? – zapytał.
- Potwornie.
- No ja też. To co, idziemy lulu?
Goldberg podeszła do niego. Ręką przejechała po jego barkach, aż do szyi gdzie zataczała niewielkie kółeczka. Piotr, aż odchylił głowę.
- Mam chyba lepszy pomysł…
Podniosła nogę i kolanem zaczęła jeździć po udach Piotra zahaczając o jego krocze. Idealnie budziła jego popęd i o to chodziło. On patrząc z zadziwieniem czuł jak wszystko się w nim rozpala. Włożył dłoń pod jej sukienkę z wyczuciem głaszcząc jej nagie udo. Rozpięła kilka górnych guzików jego śnieżnobiałej koszuli wkładając tam ręce i gładząc go po klatce piersiowej. Każdy jej ruch był dokładny, działała jak w tajnej misji, niezwykle dokładnie i powoli.
- Pragnę cię Piotr.
- Myślałem, że już zapomniałaś. – Może i nie miał do niej o to żalu, rozumiał, że opieka nad dzieckiem jest najważniejsza, ale chciał się z nią trochę podroczyć.
- Przepraszam. – kobieta trochę posmutniała, ale Gawryło nie wytrzymał i dotknął jej policzka uśmiechając się do niej. W końcu musnął delikatnie jej szyję. Skradał pocałunek jeden po drugim, a ona z rozkoszy odchylała głowę mocniej przyciągając go do siebie. Kiedy poradził sobie z suwakiem i zsunął lekko sukienkę zaczął pieścić odsłonięte piersi kobiety. Uwielbiała gdy to robił. Chyba niczym innym nie sprawiał jej takiej przyjemności. Zdjęła sama swoją kieckę i stanik. Nogami objęła Piotra. Dzięki temu była maksymalnie blisko męża, a on nie zaprzestawał sprawiać jej przyjemności. Wydając ciche jęki dawała mu znak, że jej się to podoba. Sama masowała jego plecy, ramiona, głowę. W końcu szybko zdjęła jego koszulę i zaczęła dobierać się do jego paska.
- No, a Aleks? Może się obudzić.
- Chcę się z tobą kochać. Tu i teraz. Proszę. – popatrzyła na niego takim wzrokiem błagalnym.
- No, ale tak przy nim? – z lekkim uśmiechem zapytał nie wypuszczając jej z objęć.
- Niech się uczy. – zaśmiała się i przywarła do jego ust, wkładając tam swój język, którym zajadle mierzwiła podniebienie ukochanego. Mocniejszym pchnięciem położyła go na łopatki. Teraz był jej. Nie próbował się już wykręcać. Całowali się zachłannie, tak jakby nie widzieli się co najmniej rok. W ekspresowym tempie pozbyli się swojej garderoby. Tzw. gra wstępna nie trwała zbyt długo, potrzebowali szybko poczuć siebie nawzajem. Tworząc jedność byli w totalnej euforii i w  gorącej fali podniecenia. Wszystkie troski, trudy, nieporozumienia z ostatniego czasu uciekły. Liczyli się tylko oni. Kochali się dosadnie, szybko, ale we wszystkim byli nadzwyczaj subtelni i czuli. Chcieli tej drugiej osobie dać wszystko co najlepsze, by pokazać jak bardzo kochają tą drugą osobę i nic innego nie przysłoni tej ich zapalczywej oraz nieustannej miłości.

Jedno przysłowie głosi, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. A jednak oni byli od tego daleko. Kilka razy dawali sobie szanse. Najwyraźniej pokochali się totalnie. Wraz ze wszystkimi wadami, problemami i bagażem doświadczeń.  I choć nie obyło się bez upadków, potyczek to zawsze przyszedł czas na pogodzenie. Miłość przezwycięża wszystko. A owocem ich wspaniałej, zapiekłej miłości był ich syn, który stał się oczkiem w głowie. Nic więcej do szczęścia nie potrzebowali. Żyli miłością. Nie myśląc o przeszłości. Żyli chwilą. Z całych sił. Oby jak najdłużej. Razem. Bo czym byłby ten świat, gdyby nie byłoby w nim miłości? 


                                                     ***
                                              KONIEC

kilka słów od autora:

Najdrożsi czytelnicy,
trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść, dlatego i ja kończę to opowiadanie. Na początku nie mogę nie zacząć od podziękowań WAM. Za to, że byliście, że czytaliście, że komentowaliście, że krytykowaliście, że napędzaliście moją motywację i znosiliście (nie ukrywajmy) momentami nużące opowiadanie, a także jego wszystkie mankamenty, błędy, niedociągnięcia, niespójności
 etc. 
                                    !!!!    DZIĘKUJĘ   !!!!

Powstało ono z totalnej nudy i dla fanu. Nigdy nie potrafiłam dobrze pisac, zaskoczyliście mnie odzewem, że jednak komuś moje wypociny i pomysły się podobają. Nie sądziłam, że doprowadzę je do końca, a jednak się udało. ( i to ile części! ) Nie byłoby go gdybyście nie chcieli czytać. Tak więc każdy, kto komentował dołożył cegiełkę do tej historii. 
Pewnie jesteście ciekawy czy pojawią się kolejne opowiadania. Ciężko jest mi coś obiecywać. Póki co, nie mam takich planów. Przede wszystkim już za kilkanaście dni wpadnę w wir nauki no i nie będzie na to czasu, a dodawanie nexta raz na tydzień czy nawet miesiąc, według mnie, jest bez sensu, więc nie będę tego robić. Byc może pojawią się jakieś jednoczęściówki, lub gdy uda mi się coś pisać w między czasie to potem to opublikuję. Nie wiem. Nie obiecuję, ale postaram się od czasu do czasu coś wrzucić, tak więc bądźcie czujni!

Mam jeszcze prośbę. Ponieważ ja dla Was pisałam przez przeszło 3 miesiące, dlatego teraz bardzo Was proszę, abyście napisali w komentarzach co Wam się w tym opowiadaniu podobało, a co (najważniejsze), się nie podobało. Z pewnością przyda mi się to gdybym zabierała się za pisanie kolejnego opowiadania. Nie bójcie się krytykować. Z góry dziękuję (;

Czas zakończyć tę przygodę. Jeszcze raz
WIELKIE DZIĘKI.

Trzymajcie się.
czołem! 


aLex.