hana i piotr

poniedziałek, 29 września 2014

Zapowiedź

Jesteście tu jeszcze ?


Próbowałam już wcześniej coś naskrobać, ale wena mnie opuściła. Chyba przyznam tak jak wiele innych blogerek, to co robią z wątkiem Hany i Piotra odbiera mi chęć i natchnienie do pisania :| a szkoda... no ale co zrobić.
No ale, poczułam jakiś (mam nadzieję nie chwilowy)zastrzyk weny i właśnie powstaje nowe, jednoczęściowe opowiadanie. 


kiedy?


We środę, po premierowym odcinku "Na dobre i na złe".


Spragnionych czytania - ZAPRASZAM


stay tuned.

Pozdrawiam
aLex. 

wtorek, 9 września 2014

Część XXXIX


C
zęść XXXIX


Czas mijał nieubłaganie, a co za tym idzie Goldberg szykowała się do rozwiązania. Zgodnie z zaleceniami miała rodzic siłami natury. Dziecko rozwijało się prawidłowo i jedynie co mogło martwic panią ginekolog to jego waga. Wciąż lekko odbiegała od normy, ale Wójcik pocieszał ją, a także sama o tym wiedziała, że tak się czasem zdarza i niekoniecznie musi być to coś złego. W połowie 7 miesiąca odeszła na urlop. Oczywiście trudno jej się było z tym pogodzić, ale przede wszystkim musiała być odpowiedzialną matką. W wolnym czasie, który spędzała w domu zajęła się wyborem i wykończeniem ich nowego mieszkania. Niestety nie udało im się by zebrać tyle pieniędzy, aby wybudować nowy dom. Zresztą też nie mieliby czasu i siły na to. Postanowili wiec po sprzedaniu mieszkania Piotra kupić apartament w okolicy, niedaleko stąd. Był to dodatkowy plus, ponieważ było im bliżej do szpitala, a także znajdowała się tam bezpośrednia bliskość parku, gdzie będą mogli chodzić z dzieckiem na spacery. Pozostało im urządzić nowe gniazdko. Hana wybierała kolory ścian, podłogi, kafelki i meble. Sama też szukała różnych dekoracji i przedmiotów do zaaranżowania tego wnętrza. Piotrowi czasem nie podobały się jej decyzje, ale albo ona go przekodowywała, albo szli na kompromis, zmieniając kolor ścian  czy odcień firan. Goldberg chciała, by mieszkanie było jasne, przestronne i przytulne. Stawiała na blade kolory ścian z ciemniejszymi dodatkami, a także meblami. Udało im się kupić mieszkanie z dużym salonem połączonym z jadalnią, z niej wychodziło się na balkon, z którego rozprzestrzeniał się widok na Warszawę. A ponieważ mieszkali na 6 piętrze to było na co popatrzeć. Na lewo od przedpokoju była ich sypialnia, dość spora tak, by pomieściła się szafa no i biurko, którego czasem potrzebują, gdy przynoszą jakieś dokumenty ze szpitala. Obok była całkiem spora łazienka z prysznicem, dużym lustrem i narożną wanną z hydromasażem, czyli dokładnie tak jak chciała ginekolog. 2 pokoje obok siebie dopełniały całe wnętrze. Jedno pomieszczenie zarezerwowane było dla dziecka, które było już w drodze, a drugi tak jak planowali dla Tosi, póki co. Lekarze chcieli wprowadzić się tam jeszcze przed porodem, no ale niestety nie udało im się tego wykończyć. Stwierdzili, że im się nie śpieszy, aż tak bardzo. Póki co spokojnie się urządzali tam, a mieszkali nadal w domu Hany, do którego już szukali kupca.


Na zewnątrz panowała zamieć. Połowa stycznia i w końcu powrócił śnieg. Grube płatki śniegu gęsto opadały na ulicę i samochody. Krajobraz powoli stawał się mroźny, śnieżny i magiczny. Na dworze było już ciemno, ludzie pouciekali do swoich domów. Piotr spoglądał przez okno.
- Ale pogoda. Psa bym nie wypuścił na zewnątrz.
- Mm. Znowu robi się piękna zima. – odparła Hana, która wygodnie siedziała na kanapie czytając czasopisma dla młodych matek.
- No w sumie. Jutro rano może być już całkiem przyjemnie na dworze.
- Piotr, jak masz chwilę to wymień tą żarówkę w kuchni. Już kilka dni temu się wypaliła. Ta nad okapem.
- A tak. Jasne.
Chirurg zabrał się za naprawę. Znalazł nową żarówkę, wykręcił tamtą i miał wkręcić nową. Jednak nie było to takie łatwe, bo dojście do małej żaróweczki nad okapem było ciasne i przez to musiał rozkręcić całą obudowę. W trakcie jego pracy usłyszał głos żony.
- Piotr! Wody! – zawołała ledwo słyszalnym głosem.
- Co? Teraz chce ci się pic? Poczekaj chwilę. – odkrzyknął nie zwracając na nią uwagi.
- Piotr cholera. Rusz się. – krzyknęła już trochę głośniej łapiąc się tym samym za brzuch.
Gawryło wychylił się trochę do salonu. Zobaczył zwijającą się z bólu kobietę. – O cholera! To już?!
- Chyba tak.
- Ale jak to, to przecież 2 tygodnie jeszcze! Dzwonię do Darka! Albo nie! Po karetkę. Choleraa, gdzie ten telefon!! – mężczyzna biegał po mieszkaniu, w końcu przykucnął koło ukochanej i objął jej brzuch dłońmi. – Hana. Uspokój się. Wszystko będzie dobrze.
- Piotr to ty się uspokój! Pomóż mi wstać. Może damy radę dojść do samochodu. Dasz radę?
- Jasne. Zaniosę cię. Ale mogą być ogromne korki. Co jak nie zdążymy?
- Ok. Czekaj… Dobra. Dasz radę sprawdzić rozwarcie?
Piotr popatrzył na nią ze zdziwieniem. Jest lekarzem i wieloma sprawami się już zajmował jednak z takimi nigdy nie miał do czynienia. Ale był lekarzem, a tym bardziej mężczyzną i musiał stawić czoła takiemu zadaniu.
- Tak. Połóż się.

Wszystko działo się już potem dużo szybciej. Piotr sprawdził stan blondynki. Oboje stwierdzili, że mają jeszcze trochę czasu, aż dziecko zacznie wypychać się na świat i sami zdążą dojechać do Leśnej Góry. Na karetkę czekaliby za długo. Zabrali najpotrzebniejsze rzeczy i udali się do szpitala. Podczas drogi powiadomili Wójcika. Jak dojechali, potrzebny personel czekał już na Hanę. Był także Przemek, który pomógł jej z Piotrem dostać się na oddział. Wójcik po badaniu stwierdził, że to już i udali się na porodówkę. Goldberg była trochę przerażona, dodatkowo dostawała silnych skurczy. Cały czas był przy niej Piotr, ale i on ledwo co trzymał się na nogach. W końcu rodził się jego pierwszy syn.

- Hana! Musisz jeszcze wytrzymać! Jeszcze trochę !!! – nawoływał Wójcik
- Już nie mogę. Nie mam siły. – przez łzy mówiła blondynka.
- Kochanie. Już nie dużo zostało. Dasz radę! – mocniej złapał jej za rękę. Jemu od samego widoku było słabo, a co dopiero Hanie. Musiał tam być, bo wiedział ,że jego żona go potrzebuję, dlatego nie pozostało mu nic innego jak potwierdzić, że jest mężczyzną i być przy niej w tym cierpieniu. Hana traciła dużo krwi i siły. Poród był bardzo ciężki. Dziecko nie miało siły się samo wypchać na świat. Wciąż było małe i chude, ale na całe szczęście płuca i inne części ciała były już na tyle rozwinięte, aby organizm mógł funkcjonować po porodzie.
- Piotr! Do cholery! Przecież ty zaraz zemdlejesz! – przecedziła przez zęby blondynka między jednym parciem, a drugim. Rzeczywiście Gawryło był cały blady. Wójcik zapytał go czy da radę czy lepiej, żeby było, by wyszedł na zewnątrz. Jednak on odmówił, powiedział, że da rade.

- Hana, bo zaraz będziemy musieli zrobić cesarkę. Dasz jeszcze radę? – zapytał lekarz prowadzący.
- Nie. Cesarkę nie. Aaa. Już nie mam siły. Ale muszę.
Goldberg resztkami siły zaczęła mocniej przeć. Krzyczała coś po hebrajsku, mocno ściskała Piotra tak, że zrobiła mu niejednego siniaka. W końcu się udało. Późnym wieczorem przyszedł na świat ich pierworodny syn. Na chwilę zamarli dopóki nie usłyszeli płaczu dziecka. Później położna pokazała im tę śliczną istotę. Ze szczęścia popłynęły im łzy. Piotr w końcu pękł, nie krył wzruszenia. Przytulił mocno żonę, otarł jej pot z czoła  i pocałował.
- Jesteś cudowna.
- 8 punktów. 2900g. – przekazała informacje położna.
- Damy go do inkubatora. Ale nie martwcie się. Jest silny. Jak matka.  – rzekł Wójcik
- Dzięki Darek. Za wszystko.

Lekarz w siwych włosach uśmiechnął się ciepło do młodych rodziców i wyszedł. Potem Hanę zabrano jeszcze na badanie i mogła się ogarnąć i umyć. Po kilkudziesięciu minutach leżała już na zwykłej sali. Miała to szczęście, że przypadła jej jednoosobowa sala. Gawryło w międzyczasie zdążył pochwalić się z kolegami tą radosną nowiną. Pierwszą osobą, która się dowiedziała był Przemek. Czekał przed porodówką. Później dołączyła Wiktoria. Poszli opić to kawą. Niestety na nic innego nie mogli sobie pozwolić. Chirurdzy byli na dyżurze, a Piotr musiał wracać do żony. Po drodze wpadł na salę gdzie leżały noworodki. Serce go ściskało kiedy patrzył na swojego synka. Był taki mały i taki słodki. Od razu zdobył jego serce. Cyknął mu fotkę i poszedł do Hany, w końcu na pewno na niego czekała.
- Już jestem kochanie. O cześć Lenka. – przywitał się ze Starską.
- No witaj. Gratuluję i tobie, młody tatusiu. Słyszałam, że byłeś dzielny. – zaśmiała się uśmiechając się razem z Haną.
- Popatrz lepiej na Gawryłę Juniora! – pokazał jej postać swojego synka na wyświetlaczu komórki.
- Ojej. Jaki słodki. No a jak będzie miał na imię?
Hana i Piotr popatrzyli na siebie.
- No właśnie, kochanie. Jak będzie miał na imię? – podrapał się po głowie.
- No nie myśleliśmy jeszcze nad tym.
- Na pewno coś zdecydujecie. W końcu Hana imię Felka ty wymyśliłaś i jest idealne. – uśmiechnęła się do przyjaciółki. – No nic. Zostawiam was samych. Odpoczywaj Hana. I jakbyś czegoś potrzebowała to jestem pod telefonem.
- Jasne. Dzięki.
Starska opuściła młodych, a dzięki temu Piotr w końcu usiadł na skraju łóżka i mocno przytulił kobietę swojego życia. Potem odgarnął jej zabłąkany kosmyk blond włosów i pogłaskał wierzchem dłoni po policzku.
- Byłaś bardzo dzielna.
- Daj spokój. To była masakra. Jeszcze chwila, a dziecko mogło, by się… nie chcę nawet o tym myślec.
- To nie myśl.
- I jeszcze to, że jest taki chudziutki. Nie wiem jak mogłam to tak zaniedbać.
- Ale przecież sama wiesz, że po prostu tak się zdarza. Natura. To nie twoja wina. Zresztą nie zadręczaj się tak tym. Byłem u niego, jest silny. Cały ty!
- Właśnie. Chodźmy do niego. – kobieta podniosła się z łóżka, ale nadal była bardzo wyczerpana i nie miała wystarczająco sił.
- Kotku. Jesteś wycieńczona. Jest już bardzo późno. Może rano tam pójdziemy?
- Nie. Chodźmy teraz. Tak na to czekałam.
- No dobrze to poleż jeszcze trochę, za jakiś czas pójdziemy ok?
- Ok.
- W ogóle to powinnaś dostać jakąś kroplówkę. Pójdę pogadać z Wójcikiem.
- Nie trzeba. Piotr. Nic mi nie jest. Chodź tu. – zagarnęła ręką, by usiadł obok niej. Wykonał polecenie żony i zaraz siedział oparty o podporę szpitalnego łóżka, a Hana przytuliła się do jego brzucha. Miała przymknięte oczy, tak samo jak i Piotr. Oboje się nie odzywali, nie potrzebowali słów. Byli szczęśliwi.

Po kilkudziesięciu minutach wpatrywali się w swoje maleństwo leżące w inkubatorze.
- Cześć kochanie. – Hana przyłożyła dłoń do okienka inkubatora. – Tak się cieszę, że jesteś. – po jej policzkach spłynęły łzy szczęścia, mężczyzną objął ją ramieniem.
- Widzisz, mówiłem, że się uda. – pocałował ją w głowę, a ona pokiwała twierdząco głową.
- Jejku, jaki on jest śliczny. I oczy ma twoje. Nawet nie wiesz, jak bardzo kocham twoje oczy. – popatrzyła na męża, a on dumnie wypiął pierś.
- No to już wiadomo, że nie będzie mógł odpędzić się od kobiet.
- No na szczęście uszy ma po mnie. – zaśmiała się.
- No bardzo śmieszne. Rzeczywiście. – udał obrażonego, ale natychmiast mu przeszło jak tylko Hana pocałowała go czule.


Po kilku dniach Goldberg w końcu wyszła ze szpitala. Oczywiście chciała to uczynić już dużo wcześniej, ale jej organizm był bardzo wyczerpany, a także ich synka należało jeszcze potrzymać w inkubatorze, by nabrał masy i sił do samodzielnego funkcjonowania.
Piotr miał wolne przez kilka dni, więc spokojnie mógł przygotować mieszkanie na ich powrót. Przyjechał przed południem po swoje skarby do szpitala.
- No hej. Spóźniłem się? – zapytał widząc ubraną już Hanę i spakowaną.
- Niee. Po prostu nie mogłam się doczekać. – pocałowała męża na powitanie, a on wyciągnął zza pleców bukiet czerwonych róż przeplecionych żółtymi tulipanami.
- To dla mnie?
- Nie. Dla siostry oddziałowej. – zażartował z ironią, a Hana udała obrażoną.
- No jasne, że dla ciebie. W końcu chyba ci jeszcze nie podziękowałem za syna.
Kobieta mocno się przytuliła do swojego mężczyzny dając mu całusa – Dziękuję. Jak zawsze są wyjątkowe. – przyjrzała się bukietowi.

Parę chwil później wychodzili już ze szpitala w trójkę. Oczywiście nie obyło się bez pożegnań i kolejnych gratulacji od swoich współpracowników. Mały dostał nawet jakiegoś pluszaka od zespołu lekarzy. 'W końcu w domu' pomyślała Hana, kiedy poczuła od progu charakterystyczny zapach jej mieszkanka. Zaskoczyło ją, że cały dom jest pięknie wysprzątany, łóżeczko i inne przybory czekają na swoim miejscu.
- No kochanie, cóż za miła niespodzianka. Taki błysk. I ty to wszystko sam?
- Nie wierzysz we mnie? Po raz kolejny zresztą.
- Oj, już nie przesadzaj. Dziękuję. Nie spodziewałam się po prostu. – pocałowała go w policzek.
- Pewnie jesteś głodna.
- Trochę tak, ale najpierw się rozpakuje i koniecznie muszę wziąć kąpiel.
- Ok, to ja położę małego.

Blondynka udała się do łazienki, gdzie spędziła przeszło kilkadziesiąt minut. W tym czasie Piotr zdążył przebrać małego i położyć do łóżeczka, a potem odgrzał przygotowany wcześniej obiad. Zjedli razem ciesząc się, że są razem w ciepłym mieszkaniu, a za oknami wciąż panuje urocza, mroźna, polska zima. Robiło się już ciemno, a miłą atmosferę między zakochanymi przerwał płacz dziecka.
- Oho, pora karmienia. – Goldberg pobiegła do sypialni i wzięła na ręce małego. Usiadła wygodnie na kanapie i zaczęła karmić niemowlę.
- Może ci pomóc?
- Ciekawe w czym. – zaśmiała się, a Piotr przysiadł się obok niej i bacznie obserwował z podziwem.
- Chyba mu smakuje. – po chwili dodał – Trochę mu zazdroszczę.
Kobieta zrozumiałą jego aluzję. Jej samej brakowało tej totalnej bliskości z mężem.
- No wiem, że od dłuższego czujesz się zaniedbany, ale nie bój się. Dziecko nie przysłoni mi całego świata. Będę też o tobie pamiętać. – znacząco się uśmiechnęła. – Ale jakbym się zapominała to możesz mnie przywrócić do porządku.
Gawryło przytulił żonę nie przestając się uśmiechać. Rozumieli się doskonale. Później, wspólnie wykąpali i przewinęli ich synka i odłożyli do kojca. Padnięci w końcu położyli się spać.
- No to może w końcu wybierzemy mu jakieś imię. Już chyba za długo zwlekamy.
- No masz rację trzeba się już na coś zdecydować.
- Znając ciebie masz już jakieś pomysły…
- No mam…
- No to wal!
- Gabriel.
- Co?! No chyba oszalałaś. Gabryś.. Co to w ogóle jest za imię?
- No, co? Ładne. Takie ciekawe. No i byłyby inicjały G.G.G. Gabriel Goldberg- Gawryło. Świetnie!
- Nie, nie, nie. Po pierwsze mój syn ma mieć moje nazwisko i to już chyba ustaliliśmy, po drugie ty już to też miałaś dawno załatwić w dokumentach, by być w końcu panią Gawryło.
- Goldberg-Gawryło jak już.
- No niech ci będzie, a po trzecie proszę tylko nie Gabriel.
- No to może Aleksander. Alek, Alex. Fajnie nie?
- No już lepiej, no ale nie wiem. – Piotr zaczął kręcić nosem i głęboko się zastanawiał patrząc w sufit.
- Hm? – kobieta popatrzyła na niego wnikliwie.
- A Piotr? Byłby Piotr Junior. Mój pierworodny. – powiedział z dumą.
Goldberg się roześmiała: - No chyba zwariowałeś. Jednego Piotrusia już mam, więcej mi nie trzeba.
- Dzięki.
- Oj, przestań. – pocałowała go w polik. – Masz jeszcze jakieś propozycje? Musimy coś wybrać.
- No nie wiem może: Marcin, Maksymilian, Filip, Jan po moim dziadku?
- Jakub?
- Ignacy.
- Ananiasz albo Ariel? Z pochodzenia z hebrajskiego.
- Kochanie błagam cię. Z całym szacunkiem dla twoich korzeni no, ale nasze dziecko będzie wychowywało się w Polsce. Chcesz, żeby się z niego śmiali w szkole?
- Oj żartuje sobie. Ale jak już ma mieć twoje nazwisko to mógłby mieć też coś mojego.
- Będzie miał charakter i urodę. To już mu starczy.
- Ok. to Aleksander Ignacy Gawryło?
- No niech będzie.
- Czy chcesz Jan, po dziadku?

- Ignacy po drugim dziadku, więc jest super. I też był lekarzem. Może i Alek będzie lekarzem?
- No chyba nie będzie miał wyjścia.
- Myślisz, że mu się spodoba imię? Może go obudzę i zapytam? – chciał już wstać i podejść do małego, ale Hana go przytrzymała.
- No przestań, niech śpi. Jutro mu powiemy. Na pewno będzie zadowolony.
- Okej, ale jak się nie uśmiechnie to zmieniamy na Kubusia.
- Niech ci będzie. Śpij już.
Blondynka już prawie zasypiała, kiedy Piotr jeszcze o coś zapytał.
- A myślisz, że będzie wolał być ginekologiem czy chirurgiem?
- Internistą.
- Internista to nie lekarz.
- No tak. Bo według ciebie jak ktoś nie macha skalpelem to już nie jest specjalistą?
- No oczywiście.
- Kotku weź już lepiej śpij.
- Eeh. No to dobranoc. – ucałował żonę i po chwili oboje już spali.


Czas mijał nieubłagalnie. Mały rósł jak na drożdżach, a Hana była zapatrzona w niego jak obrazek. Najchętniej nie opuszczała by go ani na minutę. Piotr także przejął się rolą ojca i w pełni się wywiązywał. Do tego oczywiście pracował, Goldberg była na macierzyńskim. Od czasu do czasu Piotrowi udało namówić żonę, by wyszła gdzieś z koleżankami czy do kosmetyczki. Niechętnie, ale wychodziła. Musiała też mieć czas dla siebie, na odprężenie. Jednakże większą radość sprawiało jej spędzanie czasu z jej ukochanymi mężczyznami. Synek przysłonił im świat zupełnie. W ogóle nie spodziewali się, że rodzicielstwo może być aż tak wspaniałe i przejmujące. Oczywiście, małżeństwo nie zapominało też o sobie. Starali się od czasu do czasu spędzić czas oboje. Podrzucali małego do Przemka czy Lenki, a sami wybierali się na kolację, do kina czy na zakupy. Najważniejsze było dla nich, by nie zaprzepaścić namiętnego uczucia, które rozpalało ich serca. Niestety ze zbliżeniami mieli problem. Na początku kobieta nie mogła dojść do siebie po porodzie. Wciąż odczuwała ból w niektórych miejscach, a kiedy już ustały to Aleks albo płakał, albo miał kolkę, albo mieli tysiące innych spraw czy po prostu byli najzwyczajniej w świecie zmęczeni.

Nadszedł wreszcie dzień, ważny dla potomka Gawryłów. Otóż w końcu trzeba było wyprawić chrzciny. Uroczystość odbyła się pod koniec ciepłego już kwietnia. Najpierw uroczyście w kościele zebrali się: rodzice chrzestni, którymi zostali Przemek i Lena, a także najbliżsi przyjaciele ze szpitala, ojciec Hany z żoną, który przyjechał w końcu poznać swojego pierwszego wnuka, Magda z Tosią. Na część nieoficjalną przenieśli się do restauracji na obiad. Syn lekarzy oficjalnie przyjął imiona: Aleksander Ignacy. Piotr próbował jeszcze namówić Hanę nad zmianą, ale ona była nieugięta, a później i on przekonał się do tego imienia. Po całej ceremonii cała trójka wróciła do domu. Zmęczeni, ale zadowoleni z całego przebiegu wydarzeń. Odłożyli wszystkie prezenty w salonie, które dostał Alex. Nie mieli siły ich przeglądnąć. Szybko nakarmili i  wykąpali swojego synka. Hana położyła go na łóżku, a sama przysiadła obok. Po chwili dołączył Piotr ubrany jeszcze w elegancką białą koszulę i szare spodnie od garnituru idealnie dopasowane. W ręku trzymał dwie lampki białego wina.
Blondynka popatrzyła na niego ze zdziwieniem.
- No chyba już możesz się trochę napić?
- W sumie to mogę. Jedna lampka nie zaszkodzi.
Stuknęli się kieliszkami. Nie przestawali patrzeć sobie w oczy. Wytworzyła się między nimi magiczna aura.
- Tak w ogóle to pięknie dziś wyglądałaś.
- Tak?
- Mhm. – Trudno się dziwić. Goldberg miała na sobie miętową sukienkę przed kolano, elegancką, skromną, ale seksowną. Odsłaniającą jej atuty, czyli zgrabne nogi i dekolt.
- Fajnie dzisiaj to wszystko wyszło. Prawda?
- Tak. Było bardzo miło. Szkoda, że twoich rodziców zabrakło.
- No niestety. I Miri też w ostatniej chwili odwołała przylot.
- Będzie jeszcze okazja, żeby przylecieli.
- Pewnie. Albo my ich odwiedzimy.
- Bąbel chyba będzie spał 2 dni. Po tylu atrakcjach.
- Haha, chciałbyś. Ale rzeczywiście był dzielny. Położę go do łóżeczka.
Kobieta wstała, odłożyła kieliszek i przeniosła dziecko do kołyski. Przykryła kołderką i odwróciła się. Spojrzała na chirurga. Ten jego błysk płynący z oczu idealnie odbijający się w blasku księżyca, kilkudniowy zarost i rozczochrane we wszystkie strony włosy przyprawiały ją o gęsią skórkę.
- Zmęczona? – zapytał.
- Potwornie.
- No ja też. To co, idziemy lulu?
Goldberg podeszła do niego. Ręką przejechała po jego barkach, aż do szyi gdzie zataczała niewielkie kółeczka. Piotr, aż odchylił głowę.
- Mam chyba lepszy pomysł…
Podniosła nogę i kolanem zaczęła jeździć po udach Piotra zahaczając o jego krocze. Idealnie budziła jego popęd i o to chodziło. On patrząc z zadziwieniem czuł jak wszystko się w nim rozpala. Włożył dłoń pod jej sukienkę z wyczuciem głaszcząc jej nagie udo. Rozpięła kilka górnych guzików jego śnieżnobiałej koszuli wkładając tam ręce i gładząc go po klatce piersiowej. Każdy jej ruch był dokładny, działała jak w tajnej misji, niezwykle dokładnie i powoli.
- Pragnę cię Piotr.
- Myślałem, że już zapomniałaś. – Może i nie miał do niej o to żalu, rozumiał, że opieka nad dzieckiem jest najważniejsza, ale chciał się z nią trochę podroczyć.
- Przepraszam. – kobieta trochę posmutniała, ale Gawryło nie wytrzymał i dotknął jej policzka uśmiechając się do niej. W końcu musnął delikatnie jej szyję. Skradał pocałunek jeden po drugim, a ona z rozkoszy odchylała głowę mocniej przyciągając go do siebie. Kiedy poradził sobie z suwakiem i zsunął lekko sukienkę zaczął pieścić odsłonięte piersi kobiety. Uwielbiała gdy to robił. Chyba niczym innym nie sprawiał jej takiej przyjemności. Zdjęła sama swoją kieckę i stanik. Nogami objęła Piotra. Dzięki temu była maksymalnie blisko męża, a on nie zaprzestawał sprawiać jej przyjemności. Wydając ciche jęki dawała mu znak, że jej się to podoba. Sama masowała jego plecy, ramiona, głowę. W końcu szybko zdjęła jego koszulę i zaczęła dobierać się do jego paska.
- No, a Aleks? Może się obudzić.
- Chcę się z tobą kochać. Tu i teraz. Proszę. – popatrzyła na niego takim wzrokiem błagalnym.
- No, ale tak przy nim? – z lekkim uśmiechem zapytał nie wypuszczając jej z objęć.
- Niech się uczy. – zaśmiała się i przywarła do jego ust, wkładając tam swój język, którym zajadle mierzwiła podniebienie ukochanego. Mocniejszym pchnięciem położyła go na łopatki. Teraz był jej. Nie próbował się już wykręcać. Całowali się zachłannie, tak jakby nie widzieli się co najmniej rok. W ekspresowym tempie pozbyli się swojej garderoby. Tzw. gra wstępna nie trwała zbyt długo, potrzebowali szybko poczuć siebie nawzajem. Tworząc jedność byli w totalnej euforii i w  gorącej fali podniecenia. Wszystkie troski, trudy, nieporozumienia z ostatniego czasu uciekły. Liczyli się tylko oni. Kochali się dosadnie, szybko, ale we wszystkim byli nadzwyczaj subtelni i czuli. Chcieli tej drugiej osobie dać wszystko co najlepsze, by pokazać jak bardzo kochają tą drugą osobę i nic innego nie przysłoni tej ich zapalczywej oraz nieustannej miłości.

Jedno przysłowie głosi, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. A jednak oni byli od tego daleko. Kilka razy dawali sobie szanse. Najwyraźniej pokochali się totalnie. Wraz ze wszystkimi wadami, problemami i bagażem doświadczeń.  I choć nie obyło się bez upadków, potyczek to zawsze przyszedł czas na pogodzenie. Miłość przezwycięża wszystko. A owocem ich wspaniałej, zapiekłej miłości był ich syn, który stał się oczkiem w głowie. Nic więcej do szczęścia nie potrzebowali. Żyli miłością. Nie myśląc o przeszłości. Żyli chwilą. Z całych sił. Oby jak najdłużej. Razem. Bo czym byłby ten świat, gdyby nie byłoby w nim miłości? 


                                                     ***
                                              KONIEC

kilka słów od autora:

Najdrożsi czytelnicy,
trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść, dlatego i ja kończę to opowiadanie. Na początku nie mogę nie zacząć od podziękowań WAM. Za to, że byliście, że czytaliście, że komentowaliście, że krytykowaliście, że napędzaliście moją motywację i znosiliście (nie ukrywajmy) momentami nużące opowiadanie, a także jego wszystkie mankamenty, błędy, niedociągnięcia, niespójności
 etc. 
                                    !!!!    DZIĘKUJĘ   !!!!

Powstało ono z totalnej nudy i dla fanu. Nigdy nie potrafiłam dobrze pisac, zaskoczyliście mnie odzewem, że jednak komuś moje wypociny i pomysły się podobają. Nie sądziłam, że doprowadzę je do końca, a jednak się udało. ( i to ile części! ) Nie byłoby go gdybyście nie chcieli czytać. Tak więc każdy, kto komentował dołożył cegiełkę do tej historii. 
Pewnie jesteście ciekawy czy pojawią się kolejne opowiadania. Ciężko jest mi coś obiecywać. Póki co, nie mam takich planów. Przede wszystkim już za kilkanaście dni wpadnę w wir nauki no i nie będzie na to czasu, a dodawanie nexta raz na tydzień czy nawet miesiąc, według mnie, jest bez sensu, więc nie będę tego robić. Byc może pojawią się jakieś jednoczęściówki, lub gdy uda mi się coś pisać w między czasie to potem to opublikuję. Nie wiem. Nie obiecuję, ale postaram się od czasu do czasu coś wrzucić, tak więc bądźcie czujni!

Mam jeszcze prośbę. Ponieważ ja dla Was pisałam przez przeszło 3 miesiące, dlatego teraz bardzo Was proszę, abyście napisali w komentarzach co Wam się w tym opowiadaniu podobało, a co (najważniejsze), się nie podobało. Z pewnością przyda mi się to gdybym zabierała się za pisanie kolejnego opowiadania. Nie bójcie się krytykować. Z góry dziękuję (;

Czas zakończyć tę przygodę. Jeszcze raz
WIELKIE DZIĘKI.

Trzymajcie się.
czołem! 


aLex.

niedziela, 7 września 2014

Część XXXVIII

Część XXXVIII


Goldberg była w ciąży już u schyłku 5 miesiąca. Zrobił jej się pokaźny brzuszek przez co narzekała, że wygląda jak wieloryb i nie ma się w co ubrać. Dzielny Piotr znosił na szczęście jej wszystkie humory i narzekania. Akurat dla niego była wciąż piękna i urocza. Irytowało go tylko to, że jego żona kiepsko dbała o siebie i dziecko. Owszem, pracowała mniej, nie brała nocnych dyżurów, ale według niego dla niej to i tak za dużo. Dlatego też ich sprzeczki głównie opierały się wokół jednego tematu. I tym razem nie było inaczej.

Około 2 w nocy usłyszał dźwięk przekręcającego się zamka. Odruchowo usiadł na kanapie. Przetarł oczy, sam już przysypiał, był bardzo zmęczony po swoim ciężkim dniu w pracy. Słyszał jak jego żona cichutko skrada się do mieszkania. Kiedy zapaliła lampkę zobaczyła postać mężczyzny w salonie.
- Nie śpisz?
- Nie no co ty. Przecież młoda godzina. – ironizował.
- Przepraszam, musiałam…
- Tak, wiem.– wszedł w jej zdanie nieco podnosząc głos. Hana spojrzała na niego zrezygnowana, sama czuła się potwornie zmęczona, wiedziała, że ma rację, ale nie chciała po raz kolejny tego słyszeć. Ściągnęła buty i kurtkę.
- Miałam ciężki przypadek, zagrożenie życia i nie mogliśmy postawić diagnozy kiedy się udało trzeba było natychmiast operować. – wytłumaczyła się, ale Piotr się zachowywał jakby jej w ogóle nie słuchał. Poszedł do kuchni i wstawił wodę na herbatę. Ona w tym czasie poszła wziąć szybki prysznic. Zmyła z siebie cały stres i nieco zrelaksowała. Kiedy weszła do kuchni, na stole stała już jej herbata i kilka kanapek, które Piotr zdążył zrobić już wcześniej. Chciał już odejść, ale kobieta była szybsza. Wiedziała, że jest zły, ale nie chciała, by się tak zachowywał w stosunku do niej. Przytrzymała go w przedramieniu.
- Nic nie powiesz?
Odwrócił się i popatrzył na nią zamglonym wzrokiem.
- Co mam powiedzieć? Wszystko wiesz sama najlepiej. – odparł cicho.
- Piotr. To było ważne. Zrozum mnie, ty też jesteś lekarzem i wiesz jak to jest.
Przez dłuższą chwilę milczeli.
- No wyrzuć to z siebie! Nakrzycz na mnie, że jestem nieodpowiedzialna i że nie dbam o siebie i o dziecko. Miejmy to już z głowy.- blondynkę nieco poniosło. Jak już skończyła od razu ugryzła się w język, nie powinna się tak zachowywać. Jednak wkurzała ją ta jego obojętność. Mina Gawryły nie zmieniła się ani na moment.
- Przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć. Poniosło mnie.
Chirurg po chwili obrócił się i wyszedł do sypialni. Położył się na swoim miejscu. Nie potrafił określić co czuje. Czy to były nerwy, złość czy zawiedzenie, smutek. Ale chyba najbardziej to było mu po prostu przykro.
Po kilkunastu minutach pod kołdrę wślizgnęła się blondynka. Gdy poczuła wygodne łóżko i ciepło oraz zapach swojego męża od razu poczuła się lepiej. Zerknęła na niego. Był obrócony do niej plecami i miał przymknięte oczy, jednak czuła, że jeszcze nie śpi.
- Przepraszam cię. Bardzo. Słyszysz? – dotknęła jego ramienia jednocześnie się zbliżając do niego.
- Zostaw mnie.
- Piotr. Proszę cię, nie zachowujmy się tak. Porozmawiajmy.
- Jestem zmęczony.
- Wiem. Ja też. Bardzo. Ale nie zasnę jak będziesz się na mnie gniewał. – nie wytrzymała i wtuliła się w niego niewiele myśląc o jego reakcji. – Myślisz, że nie dbam o nasze dziecko i jestem nieodpowiedzialna. To nie prawda. Bardzo mi zależy i staram się robić wszystko prawidłowo. Odżywiam się, badam się bardzo często, staram się jak najmniej operować, ograniczam się tylko do dyżurów w przychodni i konsultacji, unikam stresu, staram się dużo spać, spacerować, odrzuciłam buty na obcasie i w ogóle chcę, aby wszystko było dobrze. Ale nie mogę bezczynnie siedzieć w domu całymi dniami. Po prostu taka już jestem i nie zmienię tego. Dzisiaj przesadziłam. Wiem. Wiem to sama i czuję to. Ale jutro wzięłam wolne i odpocznę i wszystko będzie w porządku. – popatrzyła na niego dotykając jego zarośniętego policzka – Proszę cię zrozum też i mnie. – przybliżyła się jeszcze bardziej i pocałowała go w szyję. Nosem delikatnie połaskotała go po brodzie uśmiechając się przy tym. Wiedziała, że to jej nieskazitelna broń, bo zdawała sobie sprawę, że tym uśmiechem rozbraja Piotra zawsze. W końcu pocałowała go także w usta.
- Po prostu się o was martwię.
- Wiem. Rozumiem to i doceniam. Jesteś najwspanialszym partnerem i ojcem. – znowu się pocałowali.
- Na pewno się dobrze czujesz? – zapytał kładąc rękę na jej brzuchu.
- Tak. Nie martw się. Powiedziałabym ci gdyby coś było nie tak. – pogłaskała go barkach.
- To co, śpimy?
- Mhm. – kobieta usadowiła się w ramionach męża. Czuła się tam najlepiej, dodatkowo on mocniej ją objął i ucałował.
- To dobranoc.
- Dobranoc kochanie.


- Mm, a co tak pięknie pachnie? – zaczął Piotr, kiedy wrócił do domu ze szpitala po całym dniu. Rozebrał się i podszedł do żony, która właśnie mieszała coś w garnku. Objął ją od tyłu całując w szyję.
- Mm, to chyba ja. – uśmiechnęła się zalotnie.
Rozśmieszyło go to i ponownie pocałował blondynkę w policzek.
- W to nie wątpię, ale co tam pysznego robisz?
- Lasagne. – oznajmiła z dumą, a na twarzy chirurga wymalował się ogromny uśmiech. – Tak myślałam, że się ucieszysz kochanie.
- Czym sobie zasłużyłem, że robisz mi moją ulubioną potrawę?
Hana odwróciła się i poprawiła jego kołnierzyk szarej koszuli.
- Po prostu. Tym, że jesteś.
- Kocham cię wiesz?
- Ja ciebie bardziej. – złożyła na jego ustach subtelny pocałunek.
- Chcesz się licytować? – zapytał między pocałunkami.
- Czemu nie. Ale i tak wygram. – uśmiechnęła się i mocniej do siebie przyciągnęła.
- Mhm. A nie przypali ci się tam nic?
- O cholera.
Hanie nagle się przypomniało, że na gazie ma sos pomidorowy, oderwała się i szybko zaglądnęła pod pokrywkę. Naszczęscie nie przypaliło się. Ale potem kazała Piotrowi iść do salonu i sama dokończyła przygotowywanie obiadu. Po skończonym posiłku usiedli razem na kanapie. Piotr popijał czerwone wino, no a Hanie niestety przypadł sok pomarańczowy. Blondynka założyła na jego kolana swoje nogi, które on delikatnie masował. W tle leciała spokojna muzyka.
- Piotr, musimy pomyśleć o naszej przyszłości.
- Co masz na myśli? – chirurg ledwo się nie zakrztusił gdy usłyszał to pytanie.
- No już niedługo powiększy się nasza rodzina. Wiesz, do pewnego czasu dziecko będzie spało u nas w sypialni w łóżeczku, które zresztą powinniśmy już kupić. No ale później, będziemy potrzebowali nowego pokoju. To mieszkanie jest za małe, niestety.
- No tak. – wziął łyk trunku – No to przeprowadźmy się do mojego starego mieszkania. Tam jest jeden wolny pokój gościnny.
Goldberg się trochę skrzywiła, co nie uszło przeoczeniu Piotra.
- Coś z nim nie tak? – kontynuował.
- Nie o to chodzi. Znaczy się. Nie obraź się, ale nie chciałabym tam wracać. – kobieta chciała jeszcze dodać, że nie chce tam mieszkać, bo nie wiąże z tym miejscem najmilszych wspomnień. Nie powiedziała tego, bo nie chciała go urazić. Myślała jednak, że sam zrozumie. Nie myliła się.
- Ok, to jaki masz pomysł?
- Myślałam, abyśmy sprzedali sukcesywnie nasze mieszkania i może uda się kupić coś nowego, naszego. – jej oczy, aż zaiskrzyły, a usta ułożyły się w wielki uśmiech.
- No w sumie, czemu nie. Jakieś konkrety, marzenia?
- No nie wiem jakie byłyby to fundusze, ale chyba mamy trochę oszczędności i może udałoby się kupić jakieś duże, przestronne mieszkanie z salonem, oddzielną kuchnią, z łazienką koniecznie z dużą wanną no i prysznic też by się przydał, nasza sypialnia może z garderobą, no a już na pewno z miejscem na ogromną szafę, no i jeden pokój dla naszego dziecka, jeden przydałby się też dla Tosi, no i może jeszcze jeden – uśmiechnęła się nieśmiało – tak na wszelki wypadek.
- Widzę, że ty już masz wszystko dokładnie zaplanowane. – przyciągnął ją bliżej do siebie.
- Po prostu czuję, że potrzebujemy niewielkich zmian. Nowego gniazdka, które sami urządzimy. Co ty na to?
- Dla ciebie wszystko skarbie. – pocałował ją w skroń. – To może od razu wybudujemy domek z ogródkiem? – zażartował, a kobiecie, aż zaświeciły się oczy.
- Serio? To byłoby wspaniałe!
- No tak. Tylko nie wiem czy fundusze nam pozwolą. No, ale może weźmiemy kredyt. Będę brał więcej dyżurów czy coś. Damy radę.
- O nie, nie, nie. Nic ponad nasze siły. Nie chcę, żebyś siedział całymi dniami w szpitalu. Chce cię cały czas w domu. Już wolałabym, żebyśmy mieszkali w kawalerce niż, aby widywać cię raz na tydzień.
- Bez przesady.
- Ok. Zrobimy wstępny kosztorys ile mamy i zaczniemy się za czymś rozglądać. Ale żadnego kredytu nie będziemy brać. Ok.?
- Ok.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. Myślałam, że mnie skrytykujesz.. – przytuliła się do męża.
- No co ty. Uważam, że to świetny pomysł. Sam powinienem na to wpaść, no ale na całe szczęście mam ciebie. – po raz kolejny się pocałowali.
- Idę wziąć krótką kąpiel, a ty czekaj na mnie w sypialni. – puściła mu oczko wychodząc z pomieszczenia i udała się do łazienki.
Za oknami było już zupełnie ciemno, a przez uchylone szyby przelatywało ciepłe powietrze.
Piotr czekał cierpliwie przeglądając coś w Internecie. Dopadało już go znużenie, a jej ukochanej nadal nie było. Podszedł do drzwi łazienki i zapukał. Słyszał tylko szumiącą wodę, wiec mógł się domyślić, że go nie usłyszy. Kiedy nacisnął klamkę, a drzwi okazały się być otwarte wszedł do środka, nie mógł się oprzeć, aby do niej nie dołączyć. Ściągnął pidżamę i odsunął drzwi od kabiny prysznicowej. Hana na sam szmer, aż się wzdrygnęła. Gawryło objął ją od tyłu.
- Nie bój się.
- No co ty..
- No jak to co. – uśmiechnął się szyderczo. – Ileż można brać prysznic? Przyszedłem umyć ci plecy.
- Ale ja już miałam wychodzić.
- No to ty mi umyjesz. – pocałował blondynkę, a ona wcale nie była mu dłużna. Spędzili pod prysznicem kilkanaście minut, aż w końcu znaleźli się w łóżku. Tam również nie szczędzili sobie czułości do czasu, aż nie zmorzył ich sen.



eh, miało byc inaczej niż zaplanowałam, ale nie wyszloo. Wiem, że za długo już czekacie, więc część którą miałam wstawić i miała być super długa rozdzielam na dwie. I ta 'niespodzianka' już chyba nie będzie niespodzianką, a na pewno nie w tej części ;)
czołem!

poniedziałek, 1 września 2014

Część XXXVII

przed Wami tzw. 'cukier' :D

Część XXXVII


Blask rozświetlonego księżyca osiadał na ich nagich ciałach. Leżeli tak już dłuższy czas wtuleni w swoje ramiona, lekko okryci kołdrą. Choć wiosenne noce były już coraz cieplejsze to jeszcze do  upałów było daleko. Mimo chłodniejszej aury za oknem w ich sypialni było gorąco. Ich serca rozgrzewały przestrzeń między nimi. Kilka namiętnych uniesień tejże nocy skutecznie podgrzały atmosferę. Całe zmęczenie z dnia poprzedniego, a także z ostatnich chwil mocno dawało im się we znaki, aczkolwiek żadne z nich nie chciało jeszcze spać. Blondynka oparła głowę o klatkę ukochanego czule głaszcząc  jego podbrzusze, on zaś gładził ją raz po raz po ramieniu i włosach. Oboje wpatrywali się w pełnię księżyca. W zasadzie to już jego światło bladło, a w zamian na jego miejsce powinno niedługo wschodzić słońce. Noc była coraz krótsza, ale dla nich wyjątkowa. W końcu znaleźli ten magiczny klucz do płomiennej i zapalczywej miłości. Wykorzystali to w stu procentach. Teraz mieli dużo do nadrobienia. No i rozmawiali. Wreszcie. Spokojnie. Czule. Wymieniali się swoimi odczuciami. Mówili sobie nawzajem o tym jak bardzo się kochają. To było im potrzebne, by w końcu uwierzyć, że ta miłość jest im pisana i nie mogą tego zniszczyć.

- A tak w ogóle to niepotrzebnie kupowałeś to masło. Przecież cała kostka jest w lodówce. – Hana podniosła się i oparła na łokciu śmiejąc się od ucha do ucha.
- Bardzo śmieszne.
- Nie masz go gdzieś w kurtce? Wiesz, żeby się nie roztopiło.
Mężczyzna popatrzył na nią z politowaniem, pokręcił głową i zmierzył wzrokiem. Ona zaś przylgnęła do niego ustami złączając się w kolejnym już słodkim pocałunku. Oparła się na łokciach nad jego głową i całowała go zachłanniej niż dotychczas. Trwali tak na pieszczotach jeszcze kilka chwil, aż w końcu usnęli oboje.

Rankiem promienie słońca obudziły Gawryłę. Leniwie przeciągnął się i przetarł oczy. Popatrzył na swoją małżonkę. Leżała na brzuchu, ledwo okryta pościelą, twarz miała skierowaną ku niemu. Blask słońca również oświetlał jej twarz, jednak jej to nie przeszkadzało. Lubiła ciepłe promienie. Nawet na jej ustach widniał niemały uśmiech. Rozczulił ten widok nawet tego silnego i męskiego chirurga. Położył się tak na boku i na dłuższą chwilę zatopił swoje spojrzenie w uroczej blondynce. Po jakimś czasie ginekolog otwarła oczy. Szerzej się uśmiechnęła kiedy zauważyła Piotra nieopodal niej.
- I co się tak patrzysz? – zapytała ze śmiechem w głosie.
- Podziwiam moją cudowną kobietę.
Hanie zrobiło się niezmiernie miło na te słowa. Przymknęła oczy i delektowała się dalej tym stanem rzeczy.
- Zupełnie jak po naszej pierwszej nocy. Pamiętasz?
Policzki Goldberg oblały się rumieńcem.
- No, ale wtedy szybko uciekłaś… W ogóle byłaś taka niedostępna. A ja cię już wtedy kochałem.
- Mhm, jasne.
- No pewnie. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
- Romantyk.
- Wbijałaś mi sztylet w serce.
- Już nie przesadzaj. Po prostu nie byłam pewna swoich uczuć.
- A teraz jesteś?
- Jak niczego innego.

Ucałował jej dłoń. Nie potrzebował więcej słów. Położył się na plecy, patrząc w sufit wrócił myślami do tamtych momentów. Kiedy się ocknął, kobieta nadal była w tej samej pozie, z przymkniętymi oczyma.
- No wstawaj. – zaczął lekko szturchać żonę.
- Ym. – jęknęła, nie ruszając się z miejsca.
Piotr gładził jej skórę na plecach, a gdy zatrzymał się na pośladkach to przybliżył się do ukochanej.
- To chociaż daj buziaka. – nachylił się jednak Hana był nieustępliwa
- Nie. – odwróciła się plecami. – już w nocy wystarczająco dostałeś.
- Ah tak? A ja ci chciałem zrobić śniadanie do łóżka, no ale chyba nie zasługujesz. – wtulił się w jej plecy, rękoma obejmując ją na brzuchu.
- I tak mi zrobisz. I to zaraz.
- Zapomnij.

Leżeli w ciszy, delektując się swoją obecnością. W końcu Goldberg przykryła dłoń Piotra. On zaczął muskać jej ramiona, wędrując ustami po obojczyku, aż do szyi. Sprawiał jej tym gestem niezmierną rozkosz. Czuła się taka jego. Oddana. Kochana.
- Myślisz, że będzie chłopiec? – zaczął między pocałunkami.
- No co ty. Dziewczynka.
- Wiesz już? – zapytał nieco smutniejszym głosem.
- Nie no. Za wcześnie jeszcze. Ale zawsze chciałam mieć córeczkę. Zresztą chyba jak każda kobieta.
- A ja zawsze syna. Jak każdy prawdziwy mężczyzna. Musi być przecież następca rodu Gawryłów.
- No tak. Trzeba przedłużyć ten wyborny gatunek. – zaśmiała się całując go w policzek. – Dobra. Może być i chłopak. Zresztą nieważne co, byleby urodziło się. Zdrowe. – jej ton głosu lekko ucichł. Piotr mocniej ją przytulił. Wyczuł moment i wahanie żony. Dokładnie znał jej lęk. Sam się tego trochę obawiał, w końcu utracili już jedno dziecko. Jednak on nie mógł okazać się słaby. Nie przy niej i nie teraz. Pocałował ją czule w skroń, dodając jej tym otuchy.
- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. Obiecuję ci.
Ona mocniej ścisnęła jego dłoń.
- Będę o was dbał. Zero zmartwień, zero stresu, zero kłopotów, zero zmęczenia, zero problemów, zero wysiłku, zero..
- Oj, już się tak nie zapędzaj. – wtrąciła się. – Już się boję. Czuję, że na 9 miesięcy zamkniesz mnie w wieży i nie dopuścisz nikogo do mnie, abym przypadkiem się nie zmęczyła.
- Nie rób ze mnie tyrana.
- Po prostu zachowajmy we wszystkim umiar i rozsądek.
- Ok.
- A teraz bądź rozsądny i nie każ mi już dłużej leżeć głodna. – popatrzyła na niego tymi ciepłymi, wielkimi, błękitnymi ślipiami.
- Się robi szefowo.
Pocałowali się szybko w usta i Piotr pobiegł do kuchni zrobić śniadanie dla swoich skarbów. W tym czasie kobieta zdążyła wziąć prysznic. Zjedli razem śniadanie. A ponieważ mieli dzień wolny to spędzili go w pełni razem.


Kolejne dni mijały im w podobnie miłej atmosferze. Spędzali ze sobą możliwie jak najwięcej czasu. Powoli przygotowywali się do roli rodzicielskiej. Hana odetchnęła z ulgą, gdy dowiedziała się, że wszystkie badania, które do tej pory wykonała wyszły dobrze. Uregulowała  również swój czas pracy, by jednak mieć jak najmniej ciężkich i długich dyżurów. Z czasem miała już całkowicie odejść na urlop, aż do rozwiązania. Wszystko w ich życiu normowało się. Owszem, kłócili się, spierali, ale zaraz potem godzili. Oboje mieli temperamenty, dlatego czasem ktoś musiał ustąpić. Nie mogli przecież tracić czasu na głupie sprzeczki. Woleli delektować się swoim uczuciem i dbać o siebie nawzajem. W ich wspólne życie wpasował się spokój i harmonia. 


Next dopiero teraz, bo to nie tak jak co poniektórzy pisali, że o Was zapomniałam, tylko wyjechałam nad morze i wróciłam dopiero wczoraj. No i też mam mnóstwo innych spraw na głowie, dlatego nie mam za wiele czasu. 


Już niedługo nowy sezon Ndinz. Jak myśliciechoć w jakimś małym stopniu pokryje się coś z mojego opowiadania ze scenariuszem? :D