hana i piotr

sobota, 23 kwietnia 2016

Część 14

Witajcie! 

Nieśmiało zapytam, czy są tu jeszcze moi czytelnicy? ;)
Zdaję sobie sprawę, że blog odszedł w zapomnienie, ale tak jak obiecałam, opowiadanie będzie jeszcze trochę żyło. Nie wiem tylko jak intensywnie i jak długo.
Dziś przedstawiam Wam kolejną część losów naszych bohaterów. Może są tu jeszcze jacyś zainteresowani ich historią ;) 



Część 14


Minęło już kilka wspaniałych, bo wspólnych, chwil w Tel Awiwie. Cieszyłam się jak małe dziecko, dlatego że był z nami Piotr i w końcu tworzyliśmy najwspanialszą rodzinę. Chodziliśmy razem na spacery, odwiedzaliśmy rodzinę i znajomych, robiliśmy wycieczki, budowaliśmy zamki z piasku z naszą córką i jeszcze wiele, wiele innych przyjemnych czynności robiliśmy. Razem. No własnie, ale wciąż czułam, że to zaraz się skończy, że do daty powrotu mojego męża już tak blisko. Nie chciałam go stąd wypuścić, ale doskonale wiedziałam, że póki co, nie może jeszcze zostać na stałe. Pomimo wielu prób rozmów, nie udało nam się dojść do wspólnego consensusu. Wszak praktycznie wszystkie przymiarki podjęcia tematu kończyły się na kłótni. I tym razem nie nastąpił przełom. 

- Nie śpisz jeszcze? – zapytałam bruneta siedzącego na kanapie, kiedy wyszłam po dłuższym czasie usypiania Majeczki.
- Nie. Jeszcze czytam. – rzeczywiście przeglądał coś w Internecie. Nalałam sobie wody do szklanki i przysiadłam u jego boku, przytulając się do jego pleców. Poczułam bijące od niego ciepło, wręcz mocno rozgrzane ciało. Zdawałam sobie sprawę, że taki klimat Piotrowi nie odpowiada. Gorąc i duchota, nawet w nocy przy uchylonym oknie, były dla chirurga bardzo uciążliwe. Dobrze, że i tak lato się już kończy i zapewne są to ostatnie tak ciężkie dni.
- Zostaw. – wzdrygnął się robiąc unik – Jestem..
- Ale mnie to zupełnie nie przeszkadza- zaśmiałam się. Usadowiłam się za jego plecami, a ręce włożyłam pod jego podkoszulek. Gładząc delikatnie palcami po jego rozpalonym brzuchu czułam, że sprawia mu to przyjemność. Odłożył laptopa.
- Nie kładziesz się spać?
- Mm.. sen jest dla słabych. Szkoda na to czasu.
Zaśmialiśmy się oboje. Wskoczyłam na jego kolana i złapałam się jego szyi.
- Wiem, że ci ciężko przywyknąć do tego klimatu, ale już za kilka dni powinno się ochłodzić.
- No mam nadzieję, że stanie się to jeszcze przed moim wylotem. – nagle posmutniałam, co nie uszło uwadze mojego męża.
- Przecież wiesz, że muszę wracać.
- Wiem.
- I wiesz, że cię kocham. Was.
- Wiem.
- Ale?
- Ale, ciężko jest mi się z tym pogodzić? – odparłam z lekkim rozgoryczeniem w głosie w końcu spoglądając w jego ciemnozielone oczy. – Może to egoistyczne… Tak, jestem egoistką. Ale chcę cię mieć ciągle przy sobie. To tak trudno zrozumieć?
- To wróćcie ze mną.
- Nie… Nie chcę tego.
- Ja nie mogę tu zamieszkać. Mam przecież Tosię, pracę. Przecież wiesz.
- Znowu wracamy do punktu wyjścia. – westchnęłam – Chcesz tak żyć? Na odległość, kilka dni tu, telefony, mejle. Jak długo tak?
- Ale czemu masz do mnie pretensje. Ty też nie chcesz wrócić. A przecież w Polsce był nasz dom.
- No właśnie, był. – mężczyzna spoglądnął na mnie złowrogim spojrzeniem. – Przepraszam…
Wiem, że pewnie go to zabolało, bo jakby nie było, jeszcze kilkanaście miesięcy temu mieszkaliśmy razem tworząc ciepły, bezpieczny dom. Wiem jak chirurg bardzo się starał, aby niczego nam nie brakowało, jak poczuwał się w rolę gospodarza i pana domu. I wiem też, że nastąpił taki okres, kiedy przestałam czuć się w nim pewnie i bezpiecznie. Nie miałam odwagi o tym mówić, zresztą to był jeden z powodów mojego nagłego wyjazdu do Tel Awiwu.
- Chcesz powiedzieć, że nie po to uciekałaś, żeby teraz tam wracać? Tak? – dość dosadnie zabrzmiał przez co i ja poczułam jak bardzo napięta atmosfera zrobiła się między nami. Nie chciałam tego. Naprawdę!
- Mocno to ująłeś…
- A nie jest tak?
- Pamiętam wszystkie nasze chwile w Warszawie. Te lepsze i te gorsze. – chwyciłam jego dłonie – I czułam się tam super, nasze mieszkanie, nasze poranki i wspólna praca. I uwierz mi, że bardzo chciałabym, aby tak nadal było. Tylko problem tkwi we mnie. Czuję jakąś blokadę, niechęć do tamtego miejsca. Przepraszam, wiem, że może cię to boleć, ale to nie jest nic osobistego. Nie chodzi o ciebie. To ze mną jest coś nie tak. Póki co przyzwyczaiłam się do życia tutaj, w Izraelu. Nie mam siły wracać do Polski i zaczynać wszystko od nowa. Proszę zrozum to i nie naciskaj na mnie. Potrzebuję czasu…
- Czyli jest szansa, że.. – uśmiechnął się w moją stronę.
- Nie chcę ci niczego obiecywać Piotr. – ucięłam.
- Czyli póki co zostaje jak jest i zobaczymy co będzie dalej?
- Tak. – przytuliłam się do jego klatki, a tym samym pozwoliłam się objąć. Siedząc tak wtulona w miłość mojego życia czułam, że wszystko się ułoży. Czas będzie najlepszym lekarstwem.
- Ale teraz wasza kolej na przyjazd. –zauważył chirurg. – Muszę Mai pokazać tyle miejsc.
- Zdążysz. – roześmiałam się. Na koniec Piotr dostał całusa w policzek, który rozpoczął falę kolejnych namiętnych pocałunków. Tym samym, niewiadomo kiedy, znaleźliśmy się w sypialni, gdzie w romantycznej atmosferze kontynuowaliśmy rozmowę i pielęgnowaliśmy swoją miłość.







za błędy przepraszam, a proszę o może jakieś pomysły na to opowiadanie? :)

POZDRAWIAM 
alex. 

czwartek, 1 października 2015

Ogłoszenie

Witajcie,

w związku z gwałtownym spadkiem zainteresowania  postanowiłam zawiesic opowiadanie pt. "To uczucie". Jak sama zauważyłam, ogólne zainteresowanie i boom na Hanę i Piotra minął wraz z ich zniknięciem w serialu. Trochę szkoda, bo zdawało mi się, że prawdziwi fani są zawsze, do końca i jeszcze później, no ale to już indywidualna kwestia. Mam nadzieję, że nie zapomnimy o nich, a twórcy Na dobre jeszcze nas mile zaskoczą ;)

Wiernych czytelników, którzy tu wciąż zaglądają (widzę to po wyświetleniach strony, a niestety nie po komentarzach ;c ) pragnę bardzo przeprosić. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to nie fair w stosunku do Was. Ja też nie lubię niedokończonych spraw, dlatego też nie kończę go definitywnie. A jedynie chwilowo zawieszam. Byc może wrócę... Czas pokaże ;-)

Trzymajcie się!

Z poważaniem
aLex. 

czwartek, 24 września 2015

Część 13

Część 13

Odniosłam wrażenie, że kubek na stoliku poruszył się. Wstałam energicznie z łóżka, aż zakręciło mi się w głowie. Do moich uszu docierały jakieś szumy, krzyki. Podeszłam do okna i uchyliłam delikatnie żaluzje. I wtedy nagle rozszedł się głośny wybuch. Odrzuciło mnie od okna. Powoli się pozbierałam i wybiegłam na zewnątrz. Na niebie przeleciały trzy wojskowe samoloty. Niby mogło być to normalne, jednak ten wybuch, zamieszanie, nie dawały mi spokoju. Pobiegłam do sąsiednich budynków. Chciałam odnaleźć swoją córeczkę i męża, aby sprawdzić czy wszystko z nimi w porządku. Po drodze, ktoś powiadomił mnie, że nastąpiły zamieszki w miejscowości obok. Wiedziałam, że zaraz zaczną zjeżdżać się poszkodowani. Miałam tylko nadzieję, że tym razem nie będzie tak wiele rannych.
- Hana! – usłyszałam zza pleców dziwny, znany mi głos. Odwróciłam się, ale nikogo nie było. Pobiegłam kawałek dalej, miałam już otwierać drzwi, kiedy ktoś mocno złapał mnie za ramię.
- Hana. Był wybuch 5 km stąd. Jadę z ekipą, ale wrócę i ci pomogę jak zawsze. Pewnie będziesz miała tu zaraz sajgon. – nie byłam wstanie wykrztusić, ani jednego słowa. – Wszystko w porządku? – mężczyzna dotknął mojego policzka, jego dotyk natychmiast mnie sparaliżował.
- James? – ledwo wydusiłam przez zęby.
- No, a kto inny? Hana, wszystko w porządku?
- Tak, tak. Przepraszam. Wszystko ok. Jedź. Uważaj na siebie. – pocałowaliśmy się jeszcze na pożegnanie, jak to mieliśmy w zwyczaju.
Gdy odszedł, a ja zostałam sama poczułam się dość nieswojo. Tak jakbym miała rozdwojenie jaźni. Nie potrafiłam znaleźć logicznego wytłumaczenia. Chwilę potem byłam już na izbie i wykonywałam swoje obowiązki. Mimo, że byłam ginekologiem to tam byłam po prostu lekarzem-od wszystkiego. Rzadko kiedy zdarzała się kobieta w ciąży, aczkolwiek jeśli już, to było to nie lada wyzwanie. W tak trudnych warunkach diagnostyka i leczenie ciężkich przypadków była niekiedy po prostu niemożliwa. A mimo to musieliśmy dawać radę. Tu jest wojna. Tu trzeba być silnym i ze wszystkim sobie radzic. Usłyszałam kolejne strzały, które stawały się coraz głośniejsze. Oznaczało, że są one i coraz bliższe. Szyłam właśnie rękę jednemu cywilowi, kiedy do pomieszczenia wbiegł James.
- Hana! Musimy uciekać. Natychmiast! – krzyczał przerażony. Próbowałam go uspokoić jednak on wciąż powtarzał: - Muszę cię chronić. Jesteś w niebezpieczeństwie.
Zaczął mną szarpać, nie chciałam nigdzie z nim iść, nagle zaczęło kręcić mi się w głowie. Zaczęłam krzyczeć, głośno. Ale nikt mnie nie słyszał.

- Cii. Spokojnie, Hana. Obudź się. To tylko zły sen. – otworzyłam przerażone oczy. Nade mną pochylał się mężczyzna. Przez chwilę nie mogłam się ocknąć kto to jest i co się dzieje. Trzymał mnie za nadgarstki. Wyrwałam mu się, gdyż nie wiedziałam jakie miał zamiary. Odsunęłam się, tak że usiadłam opierając się o ścianę.
- Heej. Wszystko w porządku. Jesteś bezpieczna. – zapaliłam lampkę nocną. Znałam ten głos, był spokojny i ciepły. Taki jak zawsze. Gdy zrobiło się jaśniej zobaczyłam, że to Piotr. Kamień spadł mi z serca. Rozglądnęłam się po pokoju. Tak, to była moja sypialnia. Brunet wyciągnął ręce, a ja korzystając z okazji po prostu mocno go przytuliłam.
- Przepraszam. – ocknęłam się po chwili. Czułam, że jestem cała spocona, a to co przed chwilą się działo to tylko głupi sen.- Maja śpi?
- Tak. Wszystko gra. Zaczęłaś się wiercic, krzyczałaś coś po hebrajsku no i coś o Jamesie...-
Zrobiło mi się głupio. Rzeczywiście śnił mi się mój były mąż. Ktoś bardzo ważny dla mnie, ale w poprzednim życiu. Bo odkąd jestem z Piotrem to czuję jakby to on był moim pierwszym i jedynym mężem. Gawryło poszedł do kuchni po szklankę wody dla mnie, a ja w tym czasie zmieniłam pidżamę na suchą. Ponownie położyliśmy się spać. Tym razem mężczyzna zagarnął mnie w swój silny uścisk, raz po raz całując mnie w głowę i głaszcząc po ramionach i plecach.
- Myślałem, że już dawno minęły ci te złe sny.
- Też tak myślałam. Jednak czasem wciąż wracają.
- Chciałbym ci jakoś pomóc. Może powinnaś zacząć...
- Nie, Piotr. Rozmawialiśmy już o tym kiedyś. Nie zmienię zdania.
- Tak, byłoby łatwiej.
- Nie dla mnie.
- No, dobra. Pogadamy jeszcze o tym na spokojnie. Śpij już. – ostatni raz pocałował mnie w czubek głowy. Być może i nie ostatni, ale ostatni, który ja czułam. Zaraz po tym, czując uderzające od niego ciepło odpłynęłam do krainy snów, mając nadzieję, że tym razem przyśni mi się coś miłego.

Kilka godzin później przebudziłam się. Wzasadzie nie musiałam patrzeć na zegarek, bo od dłuższego czasu budzę się o jednakowej porze. To chyba taki zegar matczyny, bo wiem, że za kilkanaście minut obudzić powinna się Majeczka. Zdziwiłam się tylko, że Piotra nie było już w łóżku. Miałam nadzieję, że mój głupi sen się teraz nie sprawdza. Zarzuciłam szlafrok i wyszłam z sypialni. W kuchni nastawiłam ekspres do kawy, wszak odkąd przestałam karmić mogę pic już kawę i nie zamierzam odmawiać sobie tej przyjemności. Nigdzie nie spotkałam mężczyzny, więc mógł być tylko w jednym pomieszczeniu, no i nie myliłam się. Siedział przy łóżeczku naszego dziecka. Podeszłam do niego, ale tak cicho, że nawet się nie zorientował, a w dodatku siedział do mnie tyłem. Zarzuciłam ręce na jego szyję i pocałowałam w policzek.
- Cześć skarbie.
- O, dzień dobry. Już wstałaś?
- Tak, zaraz muszę przygotować butle dla Mai.
- Stałe nawyki? – przytaknęłam – Muszę się jeszcze sporo nauczyć. – odparł zrezygnowany. Usiadłam na jego kolana i spojrzałam w jego piękne oczy, ale niestety jakieś smutne.
- Eej. Spokojnie, wszystko opanujesz. To nie jest trudne. Razem damy radę. – przytuliłam się do niego. Posiedzieliśmy chwilę i ta chwila mogła by trwać jeszcze dłużej, ale czas uciekał.
- Pójdę przygotować jedzenie.
- To pomogę ci.
- Okej. I napijemy się kawy.
- O, super.

Po leniwym poranku, wybraliśmy się wszyscy na spacer. Pierwszy, rodzinny spacer. Pogoda była idealna. Piękne słońce ogrzewała nasze ciała. Dla Piotra niestety była to istna tortura. On przecież nie lubi upałów, tym bardziej, teraz nie jest do tego przyzwyczajony. W Polsce mamy początek jesieni, a tu potrafią być jeszcze temperatury ponad 30 stopni. Dlatego udaliśmy się nad morze, gdzie było trochę chłodniej. Siedzieliśmy w trójkę na kocu jedząc owoce i bawiąc się na plaży z naszą córą. Było cudownie. 

środa, 16 września 2015

Część 12



Nie wiem czemu, ale te 12 dni do przylotu mojego męża trwały ponad miesiąc. Oczywiście dla mnie, no i mam nadzieję, że trochę też dla niego. Zawsze byłam twarda i radziłam sobie z tego typu emocjami, potrafiłam nawet rozdzielić nas na bardzo długi czas. Ale teraz się to zmieniło. Nie chce już udawać, zaciskać zęby i pokazywać światu jak ze wszystkim sobie radzę. Chce w końcu mieć przy sobie całą rodzinę, podzielić obowiązki w wychowaniu naszej córeczki, odpocząć, wyjść gdzieś do ludzi, na miasto, rozerwać się, a przede wszystkim przytulic do tego wielkiego, umięśnionego, zarośniętego faceta. Może przez to właśnie ten czas tak mi się dłużył. Owszem, te dni mijały tak jak co dzień, ciągle brakowało mi na coś czasu, choć nawet udało mi się spotkać z Dennisem parę razy. Jednak po ostatnim spotkaniu zaczęłam odczuwać, że temu facetowi może chodzić o coś więcej, więc muszę uciąć nasze kontakty. Przynajmniej na jakiś czas. Całe szczęście będę teraz zajęta kimś innym. I właśnie to ta, najbliższa memu sercu osoba, zaprzątała wszystkie moje myśli w ostatnim czasie. Zastanawiałam się o tym co przygotować, jak spędzimy te kilka dni razem, jak będzie wyglądało spotkanie z Mają i tak dalej.

Dziś, w końcu się doczekałam. Gawryło przylatuje po południu,  mi zostało tylko doprawić gulasz, zaraz przyjedzie moja mama, ubiorę się i mogę jechać. Wszystko przygotowane, posprzątane, tak, że chyba nigdy nie było tu tak czysto. Kupiłam kilka drobiazgów, aby mój mąż mógł się czuć komfortowo. Oho, dzwonek do drzwi, to pewnie moja matka. Zaopiekuje się małą, nie chcę plątać jej na lotnisko, jeszcze załapie jakiegoś wirusa. A poza tym lepiej, aby spotkali się właśnie tu, w naszym domu.
- No cześć córcia. Jak tam, gotowa?
- Hej mamo! Dziękuję, że już jesteś. Tak, gotowa, tylko się ubiorę i jadę. Mała teraz śpi, za pół godziny powinna się przebudzić to dasz jej mleko, a potem zupkę. Okej?
- Hana. Wszystko wiem, spokojnie.
Okej, w takim razie wszystko załatwione. Pora się wyszykować. Tylko w co?!

Jak na prawdziwą kobietę przystało, zabrało mi to trochę czasu przez co bałam się, że przyjadę spóźniona. Wszak w piątkowe popołudnie Tel Awiw ma nie małe korki. No trudno, liczyłam się z tym. Do ogromnego holu lotniska wbiegłam spóźniona kilka minut. W sumie to i tak nieźle. Popatrzyłam prędko na główną tablicę, samolot Piotra już wylądował, ale wiedziałam, że zanim wysiądą oraz odbiorą bagaże to chwilę to potrwa. Udałam się zatem do odpowiedniego skrzydła tego wielkiego gmachu i pomimo wielkiego ścisku znalazłam sobie miejsce, z którego wypatrywałam swojego ukochanego. W zasadzie, ostatni raz rozmawiałam z nim wczoraj, a dziś nawet nie wysłał żadnego smsa, że jest już w samolocie czy coś takiego. Nie dawało mi to spokoju. Miałam tylko nadzieję, że jak zwykle przesadzam i już za chwilę spotkamy się.

Zaczynałam odchodzić od zmysłów, bo jego nadal nie było, a zza rozsuwających się drzwi od wyjścia wychodziły już pojedyncze osoby. Nie bez powodu zrobiło mi się ogromnie przykro. Tupnęłam ze złości nogą w podłogę. Nie było to zbyt mądre posunięcie, ponieważ mogłam przecież złamać sobie nie mały obcas. Chciałam już odejść, kiedy usłyszałam jego wołanie.
- Hana! – popatrzyłam za siebie. To naprawdę był on. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Podchodził coraz bliżej, a ja właśnie poczułam jak spada ze mnie to napięcie i zaczynają mięknąc mi nogi. – Nie cieszysz się? – zapytał jak gdyby nigdy nic podchodząc do mnie i delikatnie głaszcząc po policzku.
- Myślałam, że coś się stało, że nie przyleciałeś. Szłam już pytać się obsługi.
- Zagubili mi bagaż, ale szczęśliwie się znalazł. Wszystko w porządku. – założył za ucho pasemko moich włosów i obiema dłońmi objął moją głowę. – Powiesz coś w końcu? – zagaił, bo rzeczywiście od paru sekund stałam jak zamurowana. Wreszcie się ocknęłam, wspięłam na palce i mocno przytuliłam. Po chwili użyłam jeszcze więcej siły, by jak najmocniej przylec do mojego męża. Czułam jego ciało, perfumy, oddech, aksamitne włosy, drażniącą brodę, spokojne bicie serca.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. – mówiłam wzruszona.

Chwilę potem ruszyliśmy w kierunku domu. Wypytywałam chirurga o wszystko co wpadło mi do głowy, byłam taka podekscytowana. Jednak on, jak zawsze, powściągliwy, a tak naprawdę to przejęty całym tym wydarzeniem i nie mam mu tego za złe. Ba! Absolutnie się nie dziwię, sama pewnie byłabym kłębkiem nerwów, gdybym zaraz miała poznać swoją prawie roczną córkę. No, w moim przypadku mimo wszystko było by to trochę niemożliwe;-)
- Będzie dobrze. Nie dręcz się tak. – położyłam ciepłą dłoń na jego kolanie, by dodać trochę otuchy. Pokiwał lekko głową, tym samym przykrywając ją swoją ręką. Sam pewnie nie dowierzał tym słowom. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy pod moje osiedle, w którym miałam niewielkie mieszkanko z balkonem i pięknym widokiem na morze. Weszliśmy do środka, moja mama bardzo ciepło przywitała swojego zięcia, którego zresztą bardzo lubiła. Po krótkim rozeznaniu, poszłam do pokoju dziewczynki i wzięłam ją na ręce, ówcześnie poprawiając jej blond włoski.
- Kochanie, to jest właśnie twój tatuś. – zaczęłam, kiedy zobaczyłam jak Gawryło stanął w bezruchu i nie mógł wydusić żadnego słowa. Był chyba wzruszony. Choć zawsze był twardzielem i ukrywał swoje emocje to teraz widziałam jak jego oczy się błyszczą. Podeszłam blisko i ciepło się uśmiechnęłam, aby dodać mu otuchy. Delikatnie złapał jej rączkę.
- Heej księżniczko. Jaka ty jesteś piękna.
- Chcesz ją wziąć? – pokiwał niepewnie głową i włożyłam mu w ręce naszą córkę. Obchodził się z nią jak z porcelanową lalką, jakby była niemowlakiem, a ona niedługo będzie miała już roczek. Rozczuliło mnie to. Mała, o dziwo, była dość spokojna. O dziwo, bo raczej nie przepada za nowymi ludźmi, potrzebuje trochę czasu do oswojenia się. Tym razem była nawet uśmiechnięta i kontaktowa, dzięki temu i Piotrowi zrobiło się lżej. Podałam w tym czasie kolacje i zaraz potem usiedliśmy do stołu.

Po skończonym posiłku, mama nas opuściła. Chcieliśmy, żeby została jeszcze z nami, ale ona doskonale wiedziała, że jesteśmy za sobą stęsknieni i wolelibyśmy pobyć sami. I chwała jej za to. Wspólnie posprzątaliśmy, oprowadziłam bruneta po mieszkaniu, pokazałam mu zabawki Mai, opowiedziałam pokrótce o jej przyzwyczajeniach, a później bawiliśmy się razem z naszą córką. Piotr przywiózł jej pięknego lisa- przytulankę. Co prawda mała ma już swojego borsuka, ale lis to z pewnością będzie jej nowy kompan. Do tego dostała piękną sukienkę i parę innych zabawek. Nie wiem po co wydawał tyle pieniędzy, przecież Mai nic nie brakuje, ale z drugiej strony go rozumiem. Chciał jej sprawić przyjemność. Ja sama dostałam srebrną bransoletkę. Nie wiem po kim, ale mój ukochany ma gust. Zawsze to powtarzałam. Kiedy nakarmiliśmy i wykąpaliśmy małą, położyliśmy ją do łóżeczka. Piotr czytał jej bajkę, a potem jeszcze bardzo długo siedział przy niej i czuwał. Ja w tym czasie zdołałam się wykapać.
- Piotr, chodź się położyć. Maja już dawno śpi w najlepsze.
- No wiem, ale nie mogę się napatrzeć. Jest taka rozkoszna. I taka piękna. – szeptał rozpromieniony. – I to na pewno moja córka?- zaśmiał się.
- A nie widzisz podobieństwa? – wtuliłam się w jego plecy, nieco mocniej łapiąc go w bok, chcąc tym samym ukarać go za to co powiedział.
- Nie no widzę, widzę. Ale oczy ma twoje i nos.
- No i uszy. Na szczęście. – zaśmiałam się przez co popatrzył na mnie złowrogim wzrokiem. Aby rozluźnić sytuację wpiłam się w jego usta. Całowaliśmy się chwile, myślałam, że zaraz zaczniemy się kochać, ale niestety. Pomimo, że bardzo tego chciałam, to wiedziałam, że oboje jesteśmy zmęczeni i jakoś nie było do tego nastroju, więc chwilę potem położyliśmy się spać. W końcu razem. 


czy ktoś to jeszcze czyta? :D
wiem, że ostatnio przynudzam, nie wiem co się dzieje ;(

niedziela, 6 września 2015

Część 11


Przed Wami jedenasta część. W końcu. Wybaczcie mi to zaniechanie, ale z początku długi wyjazd, a później ciężko było mi się do tego zabrać. Ogólnie jakoś opornie mi to idzie i prawdę mówiąc chciałam zakończyć to, ale stwierdziłam, że byłoby to nie w porządku w stosunku do Was, dlatego też dociągnę jeszcze kilka części, by zakończyc z sensem ;-)

Jak zawsze, przepraszam za błędy. 



Część 11

- Nie mogę uwierzyć, że znów cię widzę! Wciąż jesteś taka piękna, w ogóle się nie zestarzałaś!
- No nie przesadzaj! Już mam pierwsze zmarszczki, a po ciąży i nowe fałdki. – zaśmiałam się.
- Macierzyństwo ci służy.
- Oj tak. – popatrzyłam w jego błękitne oczy. Miał całkowitą rację. – Nawet nie wiesz jak bardzo. – upiłam łyk kawy. – A ty? Ułożyłeś sobie już życie?
- Wiesz.. jakoś nie spotkałem do tej pory choć w połowie tak wspaniałej kobiety jak ty. -
Zaśmialiśmy się oboje. Niesamowite, że po tylu latach spotkałam swojego kolegę ze studiów. Zaraz po pierwszych stażach rozsiało nas po świecie. Utrzymywaliśmy kontakt dość często, ale ostatni raz widzieliśmy się parę lat temu, jeszcze z Jamesem.. 
- Ale widzę, że poczucia humoru nie straciłeś. – Doskonale pamiętam, że Denis był w naszej grupie najlepszym komikiem. I za to go lubiłam. Nawet próbowaliśmy coś ze sobą kręcić, ale to stare dzieje.. W tym momencie zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i długo zastanawiałam się czy odebrać połączenie od Piotra.
- Odbierz. Może to coś ważnego.
- Nie, to nic takiego. – wyciszyłam urządzenie.
- No to opowiadaj co się działo z tobą przez prawie 10 lat! No i co teraz porabiasz, oprócz wychowania tej wspaniałej córeczki.
- Wiesz co Den – tak na niego zawsze mówiłam – bardzo chętnie bym jeszcze z tobą posiedziała i pogadała, ale Maja niedługo się obudzi, a jak się obudzi to będzie chciała jeść. Sam rozumiesz.
- Jasne. To może gdzieś was podrzucę.
- Niee, nie ma takiej potrzeby. Mieszkamy niedaleko.
- Okej, w takim razie bardzo miło było cię znów zobaczyć. Liczę, że powtórzymy to spotkanie trochę wcześniej niż za kolejnych dziesięć lat?
 - Bardzo chętnie. Będziemy w kontakcie. – chciałam już odejść łapiąc za uchwyt wózka.
- Dasz mi swój numer? – popatrzyłam na niego dziwnie. – Inaczej ciężko będzie się skontaktować.
- A tak. Przepraszam, nie pomyślałam.
Zapisałam na szybko swój numer, uścisnęliśmy się i czym prędzej pognałam do domu. To nie była byle wymówka, moja córka jest dość systematyczna i ma swoje upodobania. Po południowej drzemce, najpierw ciepłe mleko i przytulasy, a dopiero potem kaszka czy jakaś zupka.  

Dwie godziny później, kiedy już moja córeczka była nakarmiona i właśnie siedziała na moich kolanach oglądając bajkę, wzięło mnie na wspomnienia. Czas studiów, który głównie zleciał na nauce, praktykach i ciężkich doświadczeniach, ale też od czasu do czasu na imprezach, wyjazdach, szalonych wypadach z moimi przyjaciółmi. Miałam ich sporo, nie powiem chyba byłam dość lubiana, a przede wszystkim otwarta na ludzi. Dopiero później jakoś zamknęłam się w sobie i nie przepadałam za zbytnim zaznajamianiem, najpewniej z powodu wszystkich ciężkich chwil, jakich doświadczyłam na wojnie, z Jamesem, w szpitalu. Nasza szkolna paczka liczyła kilkoro naprawdę fajnych ludzi. Może czas odnowić kontakty i spotkać się ze wszystkimi, tak jak dziś z Denisem. Byłoby to całkiem fajne. Jestem ciekawa jak poukładali sobie życie, co robią, czy są szczęśliwi. Teraz, kiedy jestem w Tel Awiwie i nie pracuje mam na to sporo czasu.
Z tych wszystkich przemyśleń wyrwała mnie moja córa, która zaczęła się wiercic. Dopiero po chwili zgadłam o co jej chodzi. Nie było z nami pana borsuka. A przecież to ulubiona przytulanka. Szukając jej znów rozdzwonił się mój telefon. Nawet bez patrzenia domyślałam się kto to. Szybko wręczyłam córce maskotkę i złapałam telefon. Piotr. Jakoś przez ostatnie dni nie miał czasu do mnie dzwonić, a dziś już 3 raz.. Trochę byłam wściekła na niego za to i za naszą ostatnią rozmowę, ale życie to sztuka kompromisów, zwłaszcza w małżeństwie, więc może to jest właśnie ten czas, by przestać się boczyć i jego wysłuchać.
- Słucham?
- No w końcu. Hana dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonów?! Wszystko w porządku? – zaczął z wyrzutem w głosie.
- Tak, w porządku. Byłam trochę zajęta.
- Okej, rozumiem. Martwiłem się.
- Rozumiem. – wciąż brzmiałam bez żadnego entuzjazmu w głosie.
- Chciałem porozmawiać…
- No domyśliłam się. Ludzie najczęściej po to właśnie dzwonią. – nie dawałam za wygraną. Chciałam pokazać jaka jestem twarda. Momentami, aż się przerażałam, że potrafię być taka ustępliwa.
- Jesteś na mnie zła?
- Nie, skąd.
- Wściekła? – No i rozgryzł mnie, bo chyba najbardziej to byłam na niego wściekła. Chyba mógł się odezwać wcześniej, a nie po ośmiu dniach!
- Też. – odpowiedziałam miękko, moją stanowczość diabli wzięli. – Głośno tylko westchnął.
- Powiesz mi jeszcze o co chodzi?
- Jeszcze pytasz?! – w końcu pękło coś we mnie, ale przełknęłam ślinę i próbowałam wrócić do spokojnego i pewnego tonu. – Obiecałeś, że rozstaniesz się z Marylą, że o wszystkim powiesz Tosi, że wszystko uporządkujesz i do nas przyjedziesz. Myślałam, że ci zależy, a ty nie dość, że tego nie zrobiłeś, oszukałeś mnie po prostu, to jeszcze się nie odzywałeś. Wiesz co.. tak w zasadzie nie jestem wściekła, jest mi po prostu przykro.
- w słuchawce słyszałam tylko jego głośny oddech. Aż zaczęłam czuć się sama winna, ale z drugiej strony musiałam postawić na szczerość.
- Przepraszam cię.
- Nie potrzebuje twoich przeprosin. – ehh, czemu ja czasem najpierw powiem, potem pomyślę? Goldberg! Na odwrót.
- Po prostu chciałem to wszystko sam ogarnąć, uporządkować. Maryla wyprowadziła się kilka dni temu. Tośka bardzo ciężko to wszystko przyjęła. Na szczęście za tydzień przylatuje już Magda i mam nadzieję, że jakoś się pogodzi z tym wszystkim.
- Mhm.
- Kupiłem bilet i jeśli pozwolisz to przyleciałbym 28 września?
- w końcu się uśmiechnęłam i chyba nieco rozluźniłam. – W takim razie będziemy czekać.
- Nie mogę się doczekać. – odparł przejęty.
- Do zobaczenia.
- Całuje was. Pa.

Podeszłam do Mai całując ją w blond włoski.
- Tatuś cię mocno całuje. – podniosłam ją do siebie tuląc tym samym. – I przyjedzie już niedługo. Do nas. Do ciebie. Nie mogę się doczekać. – dziewczynka uśmiechnęła się. Zupełnie jak Piotr. Czułam, że skradnie jego serce w pierwszej sekundzie. Zupełnie jak ja. 

niedziela, 2 sierpnia 2015

Część 10

Wybaczcie mi całą tą obsuwę, ale kompletnie nie mogłam się zabrać do tej części. W końcu się zmusiłam, ale nie jestem zbytnio zadowolona. Z góry przepraaszam za błedy. Mam nadzieję, że wena wróci i Wam to jeszcze zrekompensuje ;)



Minęło już kilka dni od mojego powrotu do Izraela. Moja mała córeczka przywitała mnie pięknym uśmiechem. Czułam się jak w domu. W miejscu, w którym wszystko wydawało się łatwe i piękne. No może nie do końca takie łatwe. Mai zaczęły wyrzynać się kolejne już ząbki i przez to nieźle daje mi w kość donośnym płaczem. Kiedy ona płacze i mi się chce płakać. Chyba już taka natura matki, że najbardziej boli krzywda własnego dziecka.
Jesteśmy teraz na spacerze. Spacerujemy promenadą, wzdłuż Morza Śródziemnego. Pomimo, że mamy już kolejny dzień września, który tutaj jest bardzo ciepłym miesiącem to od kilku dni spłynął na nas niż i pogoda jest kiepska. Mało słońca, opady deszczu i do tego ten silny wiatr. Nie dziwię się, że dziecko jest nie spokojne. Ja sama czuję się przez to przygnębiona. Na szczęście do domu mamy już całkiem niedaleko i dobrze, bo jesteśmy umówieni z Piotrem na rozmowę. No właśnie, Piotr. Rozmawiamy praktycznie codziennie. Dzięki kamerce internetowej widział już naszą córkę. Widziałam jaki był poruszony tym wydarzeniem. Tak strasznie nie mogę się doczekać, aż tu przyjedzie. Pokaże mu wtedy Białe Miasto w Tel Awiwie, port, mój ulubiony Park ha-Jarkon, Neve Tzedek i masę innych zakątków. Będziemy codziennie chodzić na plaże, na spacery. Oczywiście z naszą córeczką. W końcu razem, prawdziwa rodzina, tak jak od zawsze marzyłam.

- Cześć skarbie. – przywitał mnie promiennym uśmiechem przez popularny komunikator. Dzięki technologii mogliśmy ze sobą nie tylko rozmawiać, ale i widzieć. Fajna sprawa, ale tylko na jakiś czas. Tęsknie za jego obecnością, no ale to oczywiste.
- Heej. Opowiadaj co tam u ciebie. Bo u nas okropna pogoda, pada, wieje, Mai wciąż nie dają spokoju ząbki, a do tego rozkleiły mi się moje ulubione buty. No i zgubiłam kolczyk. Ten z małą perełką. Masakra.
- O nie! Utrata kolczyka chyba najgorsza? – zapytał, po czym zaraz wybuchliśmy śmiechem.
- Tęsknie za tobą. – odparłam smutnym głosem robiąc tym samym maślane oczy.
- Wiesz, że ja tez. A pokażesz mi Maję?
- No właśnie, jeszcze się nie obudziła. Byłyśmy na spacerze i chyba była bardzo zmęczona. Ale może to i dobrze. Będziemy mogli pogadać. Powiedziałeś już Tosi całą prawdę?
- Hana.. To nie jest takie proste, nie było jeszcze okazji. – wystękał.
- No rozumiem, ale wiesz, że im później to może być gorzej.
- Może jak Magda wróci to lepiej to przyjmie?
- Pewnie tak. To już za jakieś 2 tygodnie? – gdy potwierdził zapytałam zupełnie bezprecedensowo – A jak Tosia przyjęła wiadomość o twoim rozstaniu z Marylą? -Długo nie otrzymywałam odpowiedzi, przez co trochę się zaniepokoiłam.
- Hana… ja jeszcze tego nie zrobiłem. – powiedział niepewnie czym totalnie zbił mnie z nóg.
- Słucham?!
- Nie denerwuj się, proszę. To tylko kwestia czasu. Maryla ma teraz problemy. Jej siostry córka jest chora. Nie mogę dokładać jej jeszcze tego.
- Ah no tak, czyli dobroduszny Piotruś będzie teraz na każde jej skinienie?
- Nie przesadzaj. – pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem, a mną aż zaczęło trzepać. – Zrozum..
- Nie! Tu nie ma nic do zrozumienia. Obiecałeś mi, że uporządkujesz swoje sprawy! Tymczasem nie dość, że tego nie zrobiłeś to jeszcze mnie oszukujesz!
- Możesz się uspokoisz? – zapytał łagodnie, chyba dlatego, że zdawał sobie sprawę, że jest na straconej pozycji.
- Nie mogę. Nie sądziłam, że mnie tak zawiedziesz. – chyba w moich oczach wdarły się łzy. Nerwowo przycisnęłam powieki. – Nie mam ochoty z tobą gadać.
- Posłuchaj mnie! Nie mogę zrobić tego od tak – pstryknął palcami – dla mnie to też nie jest łatwe, ale powiem jej w końcu. Nie zachowuj się jak dziecko. Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie!

W tym momencie usłyszałam, że po stronie Piotra dochodziły jakieś zgrzytające i szeleszczące dźwięki. A po chwili w oddali dostrzegłam dwie sylwetki, najpewniej była to Tośka z tą całą Marylą. Aż mi się niedobrze zrobiło na jej widok. Ale dopiero wtedy do mnie doszło, że Piotr siedzi w salonie i one mogły to wszystko słyszeć. Chirurg obrócił się w ich stronę, a potem w moją. Był mocno zakłopotany. Ciszej tylko dodał, że zadzwoni później i zamknął klapę komputera.

Czułam się lekko zmieszana tym całym zajściem, a do tego i mocno poirytowana zachowaniem mojego męża. Całe szczęście moja kochana córeczka nie pozwoliła mi na rozmyślanie tego wszystkiego, ponieważ wreszcie się obudziła. Dopiero kiedy miałam już trochę czasu dla siebie i zdążyłam ochłonąć pomyślałam sobie, że może rzeczywiście Gawryło ma trochę racji. Chyba nie potrzebnie na niego naskoczyłam, powinnam go wspierać. Bądź co bądź sama też się do takiego obrotu spraw przyczyniłam. Dręczyło mnie tylko jak wybrnął z tej całej sytuacji.



nic tak nie motywuje jak komentarze, pamiętajcie ;)

piątek, 17 lipca 2015

Część 9

dosłownie za chwilkę wyjeżdzam, więc w ostatniej chwili wstawiam nexta. Z tego powodu trochę niedopracowana i z masą błędów częśc, no ale trudno. może lepiej taka, niż żadna ;P


Dalsze słowa nie były potrzebne. Powiedzieliśmy chyba już sobie wszystko. A najważniejsze było dla mnie to, że wreszcie przyznałam się Piotrowi do wszystkiego. Poniekąd sama siebie nie rozumiałam dlaczego tak to wszystko rozegrałam. Nie chcę już dalej tego rozdrapywać, najbardziej się cieszę, że mężczyzna przyjął te wszystkie nowości ze spokojem i może nawet ze zrozumieniem.
- Śpisz? – pogłaskał mnie po głowie, rzeczywiście miałam zamknięte oczy.
- Niee. Choć bardzo bym chciała. Chyba wyszłam z wprawy. – popatrzyłam na niego ukradkiem z lekkim uśmieszkiem. Odpowiedział tym samym mocniej przyciągając mnie do siebie i całując w czubek głowy.
- Wiesz, jakoś nie zauważyłem. – zaśmialiśmy się.
- Muszę zaraz się zbierać na lotnisko. – odparłam smutniej podpierając się jedną ręką, a drugą pogłaskałam bruneta po brodzie.
- Mamy jeszcze trochę czasu. Odwiozę cię przecież. A tymczasem muszę się tobą nacieszyć. – przekręcił mnie na plecy, odkrył kołdrę i nasze nagie ciała znów się stykały. Nosem gilgotał mnie po twarzy.
- Chyba już się wystarczająco nacieszyłeś. – broniłam się zadziornie.
- Nie sądzę. – nos zamienił na usta, którymi błądził po całym mym ciele. Robił wszystko bym czuła się najlepiej. I tak właśnie było! Moje całe ciało wyginało się pod jego dotykiem, a kiedy pieszczotami schodził niżej i niżej cała wariowałam. Zataczał kółeczka na moim podbrzuszu, czułam to dziwne uczucie w brzuchu, może przysłowiowe motylki. Włożyłam ręce w jego gęste i miękkie włosy, tym samym przyciągając go do siebie by stłumić rozkosz w naszych stęsknionych ustach. Rozumieliśmy się doskonale, po chwili tworząc jedność ruszaliśmy równo naszymi biodrami. Krople potu spływały po naszej skórze, coraz głośniejsze jęki wypełniały przestrzeń pokoju. Chciałam czuć to jak najdłużej, jednak nic nie może przecież wreszcie trwać. W końcu, po chwili normowaliśmy już swoje oddechy leżąc na sobie.

Kolejne chwile spędziliśmy na rozmowie. Piotr wypytywał mnie o naszą małą córeczkę; co lubi, jak wygląda, jak się uśmiecha, do kogo jest bardziej podobna i takie tam. Nic dziwnego, że jest jej ciekawy. W końcu za ponad miesiąc Maja będzie miała już roczek, a wciąż nie poznała swojego ojca. Wiedziałam, że jest mu przykro, ale teraz już nic nie mogłam poradzić. Nawet kiedy tu przyleciałam i zobaczyłam go na ślubie Przemka, z Tosią i Marylą byłam pewna, że są szczęśliwi i decyzja, aby mu niczego nie mówić była słuszna. No, ale się myliłam. Jednak mój mąż to odpowiedzialny facet. W dodatku teraz tylko mój. No prawie… Jest zmuszony się rozstać jeszcze z Marylą, ale jak mówił, to tylko kwestia czasu.

Musieliśmy przerwać tę sielankę, ubrać się, a ja dokończyć pakowanie. Godzina wylotu zbliżała się niemiłosiernie. A mnie coraz bardziej nie chciało się wracać. Teraz, kiedy miałam przy sobie swojego faceta, czyste sumienie i spokojną głowę mogłabym nie wychodzić z łóżka przez co najmniej miesiąc! Oczywiście gdyby on był obok.


- Naprawdę musisz już dziś lecieć? – spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, przenosząc tym samym rękę ze skrzyni biegów na moje udo. Podążaliśmy już samochodem na Okęcie.
- Przecież wiesz. Gdyby nie Maja to mogłabym zostać jeszcze trochę, ale tak to.. już i tak długo mnie nie ma z nią. – spojrzał na mnie smutno, ścisnęłam jego dłoń.
- A kto się nią zajmuje teraz?
- Moja mama. Odkąd urodziłam cały czas mogę na niej polegać, na Miri czy nawet mój ojczym lubi się nią opiekować. Jest bezpieczna, nie martw się.
- Mówisz jej czasem o mnie? – zapytał z napięciem w głosie.
- Tak, czasem tak. Staram się mówić też po polsku do niej, aby się osłuchiwała i nie miała problemu, żeby się z tobą porozumieć za jakiś czas. – w podziękowaniu dostałam ciepły uśmiech od mojego męża. Widziałam, że mu ulżyło.
- Nie mogę doczekać się kiedy ją zobaczę.
- Już niedługo kochanie.

Usłyszeliśmy zapowiedź, że wejście na pokład lotu do Tel Awiwu niebawem zostanie zamknięte. To był już ten moment, w którym trzeba było się żegnać. Żadne z nas do tego się nie spieszyło. Staliśmy w holu lotniska trzymając się z ręce, raz co raz całując się i rozmawiając. Po prostu delektowaliśmy się swoją obecnością. Rozłąka z perspektywy czasu może i nie miała być zbyt duża, jednak ciężko żyć samemu, bez tej ukochanej osoby u boku.
- Obiecasz mi coś? – kiwnęłam głową w geście potwierdzenia – Będziesz na mnie czekać?
- No pewnie. – uśmiechnęłam się. – Zawsze. To uczucie między mną, a tobą już nigdy nie wygaśnie. – przytuliłam bruneta.
– Muszę już iść.- zajęczałam wciąż nie odrywając się od niego.
- Już za tobą tęsknie.
- Kocham cię Piotr.
- Też cię kocham.
Złączyliśmy się w namiętnym, żarliwym i długim pocałunku. Niestety już ostatnim, nie obyło się bez łez. Nie mogąc już dużej czekać zagarnęłam walizkę i pobiegłam w kierunku odprawy. Tak o to zupełnie niespodziewanie zakończyłam krótką wizytę w Polsce. Niezmiernie szczęśliwa i pełna nadziei wracałam do swojej córeczki. Coś tylko nie dawało mi spokoju. Czy aby na pewno uda nam się ponownie stworzyć zgodną rodzinę?



KOMENTUUUUJCIE!

poniedziałek, 13 lipca 2015

Część 8

dopiero teraz dodaję nexta, ale cały tydzień byłam poza domem. Jeśli następnej części długo nie będzie  to znaczy, że znowu wyjechałam :d Ale w ramach rekompensaty całkiem długa częsc ;)
(mam tylko nadzieję, że nie za nudna..)



Staliśmy chwilę naprzeciw siebie. Żadne z nas dotąd się nie odezwało. Czułam jego przyspieszony oddech, złość malowała się na jego twarzy, a ręce zaciskały w pięść. Może nawet się trochę przestraszyłam jego osoby, z drugiej strony nigdy nie doświadczyłam żadnej agresji z jego strony. Odeszłam do pokoju, rzucając cicho ‘wejdź’, tym samym brunet zamknął za sobą drzwi i udał się za mną. Nie wiedziałam co powiedzieć, postanowiłam czekać na jego ruch. Zabrałam bluzkę z krzesła i wrzuciłam ją do walizki, która leżała na kanapie obok. Miałam kilka godzin do odlotu, a jeszcze nie byłam spakowana. Czułam jego spojrzenie na każdej czynności, którą wykonywałam.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że to moje dziecko. – dopiero teraz zaprzestałam na pakowaniu i spojrzałam na niego. Piotr starał się być opanowany, aczkolwiek wiedziałam ile go to kosztuje. Zrobiło mi się strasznie przykro, łzy ciskały się do oczu, ale tym razem musiałam być twarda. Usiadłam na krześle przy hotelowym stoliku.
- Chciałam..- wydusiłam piskliwym głosem - ale…
- Ale?! Hana! Jak mogłaś mi to zrobić? Jak bardzo mnie znienawidziłaś, aby nie powiedzieć, że jesteś ze mną w ciąży. Po tym wszystkim jak staraliśmy się o dziecko, jak wiedziałaś, że pragnę go tak samo jak i ty! Jak mogłaś być taką egoistką?! – krzyczał na mnie chodząc po pokoju. Schowałam głowę jak dziecko, na które krzyczą właśnie rodzice. Przetarłam dłońmi twarz i odgarnęłam włosy do tyłu. Miałam już wilgotne oczy, ale mimo to starałam się być spokojna.
- Rozumiem, że jesteś wściekły. Ale wytłumaczę ci to tylko wtedy kiedy będziesz spokojny. -
Piotr popatrzył na mnie i jakoś tak od razu złagodniał. Rozpiął marynarkę i usiadł przy tym samym stoliku co ja. Jednak nieco dalej. Jego wzrok powędrował na mnie wyczekująco, a potem na kopertę, która leżała nieopodal z napisem ‘Piotr Gawryło’. Zagarnęłam ją do siebie. Patrząc na jego zawartość, a potem bawiąc się jej końcami zaczęłam mówić.
- Nie zdążyłam jeszcze napisać listu. Chciałam, żeby trafiło to do ciebie przed moim wylotem. Szczerze mówiąc liczyłam, że sam się wczoraj domyślisz… - popatrzyłam na niego znacząco. – Nie powiem, twoje wczorajsze słowa zabolały mnie. Nawet przez myśl mi przeszło, aby związać się z kimś innym niż ty. – Widziałam jak chciał coś powiedzieć, jednak nie chciałam, aby mi przerywał. – Zresztą teraz to już nieważne. – Wstałam z miejsca i podeszłam na okna, popatrzyłam na piękny widok rozprzestrzeniający się na centrum Warszawy, odwróciłam się w jego kierunku. Siedział nadal niezmiennie. – Po przylocie do Izraela, po tym jak zdecydowałam się na leczenie, o którym już ci mówiłam, nie czułam się najlepiej. Byłam osłabiona, kręciło mi się w głowie, miałam nudności. Byłam pewna, że to wszystko wina depresji i leków jakie brałam. Jednak jako ginekolog wiedziałam, że to już stanowczo za długo jak nie miałam okresu, więc dla świętego spokoju zrobiłam test. Jeden z trzech był pozytywny. Wystraszyłam się, że może to prorokować jakąś chorobę. Mój ojczym załatwił mi wizytę u ginekologa w swojej klinice. Okazało się, że jestem w 13 tygodniu ciąży. – po moim policzku spłynęła łza, którą szybko starłam, by niczego nie zauważył. – Zostałam kilka dni na obserwacji, zrobiono mi wszystkie możliwe badania, odstawiłam leki, które wcześniej brałam. Tak strasznie chciałam, żebyś tam przy mnie był. Dzwoniłam do ciebie, kilkanaście razy, pamiętasz? Nie odbierałeś. Zdawałam sobie sprawę, że jesteś na mnie zły, dlatego gdy mój organizm się unormował chciałam przylecieć do ciebie, by o wszystkim ci powiedzieć. Zasługiwałeś na to jak mało kto, wiem, że pragnąłeś tego dziecka tak samo jak ja i nigdy nie przestałeś wierzyc, że się uda, mimo, że ja to robiłam wiele razy. Miałam już nawet kupiony bilet, ale 2 dni przed wylotem źle się poczułam, dostałam mocnych bóli brzucha. Okazało się, że jest to ciąża wysokiego ryzyka, dziecko było za nisko ułożone i lot samolotem był niemożliwy. – Gawryło przetarł oczy, ja nadal kontynuowałam. – Prosiłam cię żebyś przyleciał, ale.. sam wiesz zresztą jak było dalej.
- Okej. Masz rację, zawaliłem. Ale skąd mogłem wiedzieć? Przecież mogłaś mi powiedzieć, byłbym przy tobie nieważne co by się działo.
- Nie chciałam ci tego mówić przez telefon. Chciałam, żebyś był przy mnie, przy nas. Cholernie się bałam. I kiedy powiedziałeś mi, że musisz się zając swoją rodziną. – celowo zaakcentowałam te ostatnie słowa. – Domyśl się co wtedy czułam. – dodałam to z lekką pogardą w głosie. Może nie potrzebnie. Trudno. Podeszłam do stolika i wzięłam kopertę, którą po chwili wręczyłam mężczyźnie.
- Wysłałam do Przemka. Chciałam, żeby mimo wszystko ci to dał. Pierwsze USG naszej córeczki. Ale kiedy zobaczył cię z inną kobietą to tego nie zrobił. Miał rację, ja też nie chciałam burzyć twojego życia.
- Uniosłaś się honorem…
- Możesz to tak nazywać. Ja widzę to inaczej. Ułożyłeś sobie życie, ja wystarczająco w nim namieszałam, nie chciałam psuć jeszcze bardziej. Ponoć prawdziwa miłość pozwala odejść, bo szczęście drugiej osoby jest najważniejsze.

Piotra chyba mocno zszokowały te słowa. W jego oczach dostrzegłam blask spowodowany łzami, którym oczywiście nie pozwolił na wypłynięcie. Dostrzegłam coś jeszcze. Chyba poczucie porażki. Nie wiem jak on to wziął do siebie, ale ja to tak odczułam.

- Myślałem, że mnie nie chcesz. Dlatego próbowałem być z kimś innym. Zakochać się. Często chodziłem do baru, później alkohol nie pomagał, przypadkiem poznałem Kalinę. Byliśmy chwilę razem, to pewnie z nią Przemek mnie widział.
- Nie musisz mi się tłumaczyć.
- Chciałbym, żebyś zrozumiała. Pozwoliła mi to wszystko naprawić. – podszedł do mnie na krok, moje serce od razu zaczęło szybko i płytko przyspieszać.
- Teraz to już nie ma znaczenia.
- Jak to nie ma? A my? Nasze małżeństwo? Przecież wczoraj..
- Nie potrzebnie daliśmy się ponieść Piotr.
- Ponieść?! Kłamałaś, że mnie kochasz? Udawałaś?
- Nie. Kocham. Tylko.. to nie jest takie proste.
- Czy ty musisz wszystko tak utrudniać? Nie możemy po prostu być razem? – objął dłońmi moją twarz. Złapałam za mankiety jego marynarki i zdjęłam jego ręce.
- Pomyślałeś co powiesz Tosi? Jak podzielisz opiekę między swoimi córkami? Ja nie chcę wracać do Polski… W dodatku, nie wiem czy pamiętasz, jesteś aktualnie w związku. – czemu ja zawsze muszę powiedzieć parę słów za dużo. Nie potrzebnie powiedziałam to i to takim srogim głosem. Piotr popatrzył na mnie, lekko pokręcił głowę z niedowierzaniem. Wystarczyło to, abym poczuła się głupio i cała oblała rumieńcem.
- Przepraszam. Nie powinnam. Ja po prostu nie chcę, aby cierpieli inni. Dlatego chciałam wziąć rozwód, żeby dać ci wolną rękę. Myślałam, że tak będzie najlepiej. – przyznałam z skruchą.
- Zapomniałaś tylko o dwóch rzeczach. – popatrzyłam pytająco w jego stronę – Po pierwsze, że od miłości nie da się uciec, a po drugie, że nasza córka zasługuje na obojga rodziców. Nie odpuszczę Hana.
- Nie mam zamiaru utrudniać ci kontaktów z nią. W kopercie oprócz usg, masz kilka jej zdjęć.

W tym momencie Gawryło przypomniał sobie o kopercie. Sięgnął do niej i wyciągał kartki. Dokładnie przyglądał się zdjęciu ultrasonograficznemu, widziałam jego wzruszenie, później przeglądał kolejne. Pierwsze zdjęcie po przyjściu ze szpitala, podczas spaceru i jedno ze mną. Wszystko to sprawiło, że chirurg się rozkleił. Pierwszy raz widziałam go jak płacze. Nie będąc obojętną, podeszłam i mocno go przytuliłam. Zetknęliśmy się czołami.
- Jak ma na imię?
- Maja. Chciałam, żeby miało coś z moich korzeni, ale też miało brzmienie polskie.
- Jest cudowna. – nie mógł oderwać wzroku od zdjęć, łamał mu się głos. – Jest zdrowa? Wszystko w porządku?
- Tak, na szczęście tak. Piotr, chcę żebyś wiedział, że w każdej chwili możesz do nas przyjechać. Nie oczekuję, że zostaniesz na zawsze, ale my będziemy czekać zawsze.
- Muszę tu teraz być, póki Magda nie wróci.
- Wiem. Wiem.
- A co z nami Hanna?
- Uporządkuj swoje sprawy i przylec. Wtedy porozmawiamy. – objął mnie w tali, jego oczy tym razem uśmiechały się do mnie i przenikało z nich ciepło. Kochałam ten stan, kiedy był blisko. Zbliżyliśmy się maksymalnie, aż nie wytrzymałam i połączyłam nas namiętnym, czułym pocałunkiem. 


tam na dole, Wasza kolej ;)

niedziela, 5 lipca 2015

Część 7


Pomimo wielkich upałów udało mi się dokończyć nexta ;D
Ta część wyjątkowo w innej formie, opowiada ją Piotr, musiałam tak zrobić, żebyście lepiej zrozumieli mój zamysł. Mam nadzieję, że mi to wyszło...



Nie sposób określić jak bardzo byłem zły. Na siebie, na nią, na cały świat. Jeszcze kilka godzin temu miałem ją w ramionach, dawała mi tyle radości i siły, że mógłbym góry przenosić, ale teraz wszystko uszło niczym powietrze z dmuchanego materaca. Siedziałem na podłodze, oparty o zimną ścianę z butelką alkoholu w ręce. Nie chciałem o tym myśleć, chciałem to wszystko olać, zapomnieć. Ale się nie dało.
Całe szczęście, że Maryla i Tosia jutro jeszcze nie wracają. Może uda mi się do tego czasu pozbierać. Maryla… No właśnie. Nawet nie pamiętam momentu, kiedy wtargnęła w moje życie. Stało się to tak niespodziewanie, ale prawdopodobnie to dzięki niej zacząłem w miarę normalnie żyć po utracie Hany. Nie chciałem udawać, że ją kocham i ona o tym wiedziała, ale chyba oboje łudziliśmy się, że w końcu zburzę ten mur, który połączył moją żonę i mnie i pokocham Maryle. Byliśmy przyjaciółmi, mogłem na nią liczyć, sprawiała, że się uśmiecham, tym samym dając mi poczucie, że jestem komuś potrzebny. Żyliśmy jak para. Jesteśmy parą. Wszystko było na dobrej drodze, gdyby nie to, że Goldberg postanowiła odwiedzić Warszawę. Wszystko wróciło. Jak tylko zobaczyłem ją w kościele, jej uśmiech, jest blask w oczach. Dałem się jej omotać po raz kolejny. Może gdybym nie przyszedł na ten ślub, potem się z nią nie spotkał, wreszcie nie poszedł z nią do łóżka, nie czułbym się teraz tak beznadziejnie. Zdradziłem Maryle, złamałem swoją obietnice, straciłem kobietę swojego życia, a do tego jeszcze się upiłem. Brawo ja.

Nie wiem jak się tu znalazłem, ale kiedy obudziłem się o poranku, leżałem w swoim łóżku. Długo dochodziłem do siebie, wszak procenty alkoholowe dały się we znaki. Oparłem głowę o poduszkę i bez problemu wyczułem jej perfumy. Wczoraj jeszcze tu była, powiedziała, że mnie kocha. A dziś? Pewnie już jej nigdy nie zobaczę, z tego co pamiętam dzisiaj miała lecieć do Tel Awiwu. Nie mam zamiaru o nią walczyć po raz dziesiąty. Jedyne co mnie zastanawia, dlaczego nie powiedziała mi wcześniej o tym dziecku. Przecież nie mógłbym być zły, że ułożyła sobie życie. Ja sam to uczyniłem. W dodatku, że razem tak bardzo staraliśmy się o nie. Jak to jest, że ze mną nie mogła zajść w ciąże, a z kimś innym się udało? Coś tu mi bardzo nie grało. Nawet przyszło mi do głowy, że zdradziła mnie już tu w Polsce i dlatego uciekła do Izraela. Tak, to by się zgadzało. Jednak taka prawda bardzo zakuła mnie w serce. Chciałem ją za to nienawidzić.

W końcu wygramoliłem się z mieszkania, po uprzednim zażyciu prysznica i skonsumowaniu lekkiego śniadania. Nie przełknąłbym więcej. Nie dziś. Zbliżał się już czas do rozpoczęcia mojego dyżury, na szczęście chyba już całkowicie wytrzeźwiałem, więc pojechałem do pracy swoją Toyotą.
- Cześć Piotr! – usłyszałem za plecami, kiedy miałem wchodzić już do budynku leśnogórskiej placówki.
- A to ty. Cześć.
- Coś się stało? Jakiś jesteś nie w humorze?
- Ta.. Zresztą nieważne. – nie miałem ochoty z nikim rozmawiać, ani tym bardziej się zwierzać. Odeszłem na kilka kroków, coś jednak wpadło mi do głowy.
- Przemek! Zaczekaj. – stał zdezorientowany i przyglądał mi się uważnie.
- To prawda, że Hana urodziła tam w Izraelu? – zapytałem prosto z mostu. Widać było, że go zaskoczyłem. Prawie otworzył usta ze zdziwienia.
- Powiedziała ci jednak? – powiedział to z lekką radością w głosie. Zdziwiło mnie to.
- No tak. Ale tak mnie zastanawia czemu nie zrobiła tego wcześniej, a już bardziej czemu ty tego nie zrobiłeś?
- Piotr. Słuchaj no. Hana powinna sama, mówiłem jej, że musi ci to powiedzieć, ale wiesz jaka jest. Chciała przyjechać, ale ty.. no wiesz. Nie mogłem, obiecałem jej. – zaczął się strasznie tłumaczyć, aż mi się zrobiło go szkoda.
- Dobra. Teraz to już i tak nieważne. Bierzemy rozwód. – chciałem już iść na dyżur.
- Jak to nieważne? Piotr! A wasza rodzina? Nie cieszysz się?!
- Słucham? – teraz to już zupełnie nie wiedziałem o co mu chodzi.
- A to Hana ci nie powiedziała że?
- Że co?! – skoczyło mi ciśnienie, wiedziałem, że muszę pociągnąć Przemka za język. Coraz bardziej mi się to nie podobało. Zapała wyglądał jakby nabrał wody w usta. – No mów! – krzyknąłem.
- Piotr, ja nie mogę. To sprawa między wami.
- Mów do cholery co wiesz. – złapałem go za kurtkę. Byłem wściekły. Chciałem dowiedzieć się wszystkiego, bo nie podobała mi się ta gra.
- Bo… To twoje dziecko.

Puściłem go, odszedłem na krok. Nie mogłem zebrać myśli. Stałem jak w amoku. Co on do cholery powiedział? Nie wierzyłem, spojrzałem jeszcze raz, pokiwał tylko głową.
- To niemożliwe. Powiedziałby mi gdyby to była prawda. Przecież nie zrobiła by mi tego. Wszystko, ale nie to. – mówiłem, będąc nadal w szoku.
- To twoje dziecko. Nie wiem co powiedziała ci Hana, wiem, że bardzo chciała ci o tym powiedzieć od początku, ale nie mogła. Miała swoje powody. Daj jej to wyjaśnić. O 17 ma samolot do Tel Awiwu. Daj jej szanse proszę. – patrzyłem na niego z niedowierzaniem. Cały kipiałem, ale musiałem w końcu otrzeźwieć. Musiałem dowiedzieć się co tak naprawdę się z nią działo i jeśli naprawdę mam dziecko, to nie mogę pozwolić, aby mnie nigdy nie poznało. Spojrzałem na zegarek, dochodziło południe.
- Weźmiesz za mnie dyżur? – rzuciłem i nawet nie czekałem na odpowiedz, pobiegłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem przed siebie.

Bardzo szybko dotarłem pod hotel, pod który przedwczoraj odprowadzałem blondynkę. Złamałem na pewno kilkanaście przepisów ruchu drogowego, ale było mi wszystko jedno. Musiałem wreszcie dociec prawdy. W recepcji nie chciano powiedzieć mi gdzie zatrzymała się Goldberg. Po ciężkich namowach, zadzwonili do niej i pozwolili udać się do pokoju 404…

Stanowczo zapukałem do jej pokoju. Chwilę potem otworzyły się i ujrzałem Hanę. Przygnębioną, niewyspaną, smutną. Ale jakoś nie zrobiło mi się jej bardzo żal. Nie po tym czego się dowiedziałem. Postanowiłem jedynie wysłuchać spokojnie jej wyjaśnień. 


jak myślicie, dlaczego Hana nie powiedziała Piotrowi o dziecku wcześniej? ;>

ps. Jak Wam się podoba taka forma opowiadania? Mogę czasem pisac Piotrem czy wolicie tylko oczyma Hany?
Czekam na opinie! 

wtorek, 30 czerwca 2015

Część 6



Oszołomiły mnie te słowa. Nie byłam na początku w ogóle pewna czy dobrze usłyszałam. Gawryło także wyglądał jakby dopiero do niego dochodziło to co powiedział. Kompletnie nie wiedziałam jak mam się zachować, przecież założenie miałam zupełnie inne…
- Myślałam, że skoro jesteś z inną kobietą to do mnie już nic nie czujesz.
- Nie potrafię o tobie zapomnieć choć bardzo bym chciał. – odparł tak spokojnie i tkliwym głosem, że aż mnie zakuło serce. Podszedł bliżej, zrobiło mi się gorąco.
- Nie możemy być razem.
- Też tak myślałem, ale kiedy znowu cię zobaczyłem. Wczoraj, ten pocałunek..
- Piotr nie komplikujmy tego jeszcze bardziej. – odpowiedziałam błagalnym głosem gdy jego dłonie zaczęły subtelnie dotykać mojego policzka. Jedną ręką odgarnął mój kosmyk blond włosów.
- Podpisze te papiery, ale tylko wtedy gdy powiesz mi prosto w oczy, że mnie nie kochasz. – jego słowa spowodowały, że ugięły mi się nogi. Nie tak zaplanowałam sobie wizytę tutaj. A teraz stoję przed nim, prawdziwym, czułym, pokiereszowanym mężczyzną. I co miałam zrobić? Okłamać? Kolejny raz? Nie potrafiłam po raz setny bawić się naszymi uczuciami. Patrzyłam w jego ciemnozielone oczy, widziałam jak wyczekiwał mojej odpowiedzi, a ja wciąż milczałam. Przymknęłam oczy, by powstrzymać zbierające się łzy pod powiekami. Nie wiem czy Piotr to odczytał jako przyzwolenie z mojej strony, ale gdy je otworzyłam czułam już bardzo mocno jego ciepły oddech, a zaraz potem i wargi. Musnął mnie delikatnie, po czym położył jedną rękę na mojej talii, drugą zaś objął kark. Dzięki temu mocniej i zachłanniej zaczął mnie całować. Po chwili oderwałam się. Lekko go odepchnęłam. Nie mogłam wyktrzusic ani słowa, łapaliśmy oddechy. Totalnie nie wiedziałam co robić, rozum nakazywał uciekać, serce krzyczało kochaj. Mężczyzna nie liczył się z niczym, ponownie się zbliżył, objął tym razem moje pośladki i ponownie wpił się w moje usta. Nie wyglądał na zakłopotanego jak wczoraj. Teraz był stanowczy, zachłanny i przede wszystkim bardzo podniecony. Widziałam to w jego oczach. Nie było czasu na analizowanie całej tej sytuacji, zawładnął mną całą, oddałam się uczuciu całkowicie.

Zarzuciłam ręce na jego szyi, raz co raz mierzwiąc jego brązowe włosy. Oh, jak dobrze mi wtedy było. Włożyłam ręce pod jego koszulkę. Temperatura między nami gwałtownie rosła. Brunet wówczas podciągnął mnie za pupę do góry i usadowił na blacie. Zbliżył się maksymalnie składając pocałunki na szyi i dekolcie. Mocniej objęłam go nogami, a po chwili już nie wytrzymałam i ściągnęłam z siebie jedwabną bluzkę. Piotrowi chyba to tempo podpasywało, ponieważ zagarnął mnie w swe ramiona i przeniósł do sypialni. Były już ciemno, więc potykaliśmy się o jakieś przedmioty. Na szczęście w całości położył mnie na łóżku, ściągnął swoją koszulkę i wrócił do pocałunków jednocześnie odpinając moje spodnie. Gdy całował mnie po piersiach i podbrzuszu zawładną mną całym sobą. Sprawialiśmy sobie rozkosz o jakiej już nawet nie śniłam. Przeszło ponad rok nie doszło między nami do takiego zbliżenia. Gdy całkowicie pozbyliśmy się już ubrań, gdy poczułam jak mój mąż wszedł we mnie objęłam jego twarz. Chciałam, aby na chwilę się zatrzymał i spojrzał mi w oczy.
- Kocham cię. – powiedziałam, kiedy tak się stało.
Uśmiechnął się wtedy tak wspaniale, że chyba zapamiętam ten obraz na długi czas. Otarł nosem o mój nos, a później o policzek, drapiąc przy okazji tą swoją brodą. Kilka minut później, choć dla mnie trwało to jak wieczność, stanowiliśmy jedność. Idealne dopełnienie dwojga ludzi uświetnione niesamowitym uczuciem, którym obdarzyliśmy siebie nawzajem.

Leżałam lekko obrócona w kierunku okna. Piotr wtulony we mnie chyba długo dochodził do siebie. W sumie nie ma co się dziwić po tym co się stało. Byłam zmęczona, ale mimo to nie mogłam zasnąć. Zaczęły dręczyć mnie wyrzuty sumienia. Leżałam w łóżku Piotra i jego Maryli, w dodatku czułam gdzieś jej perfumy, widziałam jej rzeczy. Jakiś czas ona zajęła moje miejsce, teraz ja zrobiłam to samo. Gawryło podniósł się lekko, odsunął moje włosy i przypatrywał się mi. Pewnie czekał na moją reakcje, ale jedynie co mi się wtedy chciało to płakać. Wiedziałam, że to cisza przed burzą.

- Co jest? – zapytał łapiąc mnie za dłoń. Spletliśmy swoje ręce i wymusiłam uśmiech w jego stronę. Zbliżył się jeszcze bardziej i zaczął mnie całować.
- Piotrr, proszę…
- No daj spokój, przecież stęskniliśmy się za sobą. – brunet nie dał za wygraną.
- Muszę ci jeszcze coś powiedzieć. – nadal bez skutku, pocałunkami schodził coraz to niżej. Szyja, dekolt, piersi, brzuch, podbrzusze. Wszystko to sprawiało, że czułam mrowienie na całym ciele, a w szczególności w brzuchu. – To ważne.
Podniosłam się lekko do góry, dopiero wtedy przestał. Położył się na mnie opierając się na swoich łokciach.
- To nie powinno się zdarzyć. Niepotrzebnie daliśmy się ponieść emocjom. 
- Co ty mówisz, przecież powiedziałaś, że mnie kochasz.
- Bo kocham. Zawsze będę cię kochać. Ale Piotr.. mam ci przypomnieć o twojej nowej kobiecie? Pomyślałeś chociaż co ona będzie czuła? – wyrzuciłam z lekką goryczą.
- Hana. Ja jej nie kocham, nigdy nie kochałem. – Usiadł obok mnie. – Jak Magda wyjechała, nie dawałem rady opiekować się Tosią, domem i jeszcze pracować. Zatrudniłem nianie. Tośka od razu ją polubiła, złapały świetny kontakt i chciała spędzać z nią jak najwięcej czasu. Jakoś tak wyszło, że i my się ze sobą zbliżyliśmy. Wiedziała doskonale, że kocham ciebie, ale mimo to zakochała się we mnie. A ja myślałem, że tak będzie mi łatwiej zapomnieć. – popatrzył na mnie skruszonym wzrokiem. – Przepraszam.
- Rozumiem to, ja po prostu nie chcę, żeby przez nas cierpieli inni. – przytuliłam go.
- Załatwię to. Nie dręcz się tym, najważniejsze, że teraz będziemy razem już na zawsze. Prawda? – kiwnęłam tylko głową. Brunet mocniej mnie przytulił, a potem dłońmi gładził moje plecy, uda, aż znów drażnił moją skórę swymi ustami. Wiedziałam do czego to zmierza. Chyba naprawdę był bardzo stęskniony za mną. Ja też, ale zdawałam sobie sprawę, że im dłużej to będę to będę przeciągać, tym gorzej. Mimo to dałam się mu ponieść, to był nasz czas, piękny czas. Całowaliśmy się, pieściliśmy, mężczyzna kolejno obdarowywał mnie całusami niemal na każdej części ciała. Lecz kiedy przemieszczał się po moim podbrzuszu i językiem zataczał kółeczka napotkał na to miejsce. Od razu wyczuł pewne zgrubienie, długie na parę centymetrów. Miałam nadzieję, że to zbagatelizuje, jednak nadzieja matką głupich.
- Miałaś jakąś operacje? Wypadek? – spytał zmartwiony oglądając blizne.
- Niee. – cholera. Wydało się. Nie tak to miałam rozegrać, nie wiedziałam co robić. Brunet chyba wyczuł, że coś jest nie tak. Usiadł i przyglądał się mi.
- Hana! Skąd masz tą blizne? Co się stało? – długo nie odpowiadałam, więc sam się domyślił. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że… urodziłaś dziecko? To blizna po cesarce, tak?!
Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Czułam, że zaraz wybuchnę płaczem, jednak wiedziałam, że on nic nie pomoże. Pokiwałam głową, bojąc się jego reakcji. Zamarł w bezruchu. Potem zrobił się cały czerwony, zły. Rzucił tylko – Jak mogłaś mi to zrobić?! – pozbierał swoje rzeczy i wybiegł z sypialni.

Uspokoiłam się po kilku minutach, ubrałam i poszłam za nim. W kuchni go nie było, w salonie też, pomyślałam nawet, że wyszedł z mieszkania, ale dopiero po chwili dostrzegłam sylwetkę na balkonie. Podeszłam powoli.
- Chciałam ci powiedzieć. Ale jakoś wszystko się nie układało, nie wiedziałam jak. – próbowałam się tłumaczyć.
- Tak na pewno! Boże, jaki byłem głupi. Myślałem, że w końcu wrócisz! Że mnie kochasz! A ty zaszłaś w ciąże z jakimś fagasem i teraz wracasz jak gdyby nic się nie stało?! I jeszcze nie zamierzałaś mi o tym w ogóle powiedzieć?! – jeszcze nigdy nie widziałam chirurga w takim stanie. Krzyczał, machał rękami, nie liczył się z tym, że prawdopodobnie większość sąsiadów nas słyszy, wszak wciąż staliśmy na balkonie. Miał prawo być zły, ale nie mogłam pojąc jak on mógł pomyśleć, że zaszłam w ciąże z innym mężczyzną. Zabolało mnie to. Bardzo. Nie mogłam już nic wydusić, czym prędzej wybiegłam z mieszkania. Na ten dzień miałam już dosyć. Wszystkiego. 

:D

i jak Wam się podoba taka sytuacja? :P

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Część 5


Niesamowite jest to, że historia ponownie zatoczyła koło. Już raz stałam przed sytuacją, gdzie musiałam wybrać czy chcę związać się z mężczyzną, którego pokochałam, a tym samym odebrać szanse jego córce na pełną rodzinę. Tym razem sytuacja jest nieco inna, ale ponownie muszę zadecydować, czy zrobić wszystko, aby z Piotrem ponownie odbudować naszą rodzinę, czy wręcz przeciwnie: zacisnąć zęby i dać mu wolność. Ta wolność oznaczałaby prawdopodobnie stały kontakt z Tosią, szczęśliwy związek z kobietą, która kocha go i szanuje i którą mała wprost uwielbia. Czy to nie byłoby wyjście idealne? Może i tak, ale nie dla wszystkich. Mogę kalkulować, przeliczać, kto najbardziej na tym ucierpi, ale nigdy nie znajdę rozwiązania, z którego wszyscy będą szczęśliwi. Kurcze, dlaczego życie musi być tak trudne? Nikt nie wie, ale z tyłu głowy wciąż mam słowa mojej ukochanej babci- Pan Bóg nigdy nie daje nam na barki więcej, niż bylibyśmy w stanie unieść. Z tego wynika, że muszę dać radę. Czy poświęcenie dla kogoś kogo bardzo kochamy nie jest oznaką prawdziwej miłości? Może mi będzie ciężko, ucierpi zresztą ktoś jeszcze, kiedy Gawryło dowie się całej prawdy to będzie bardzo, bardzo zły, no ale trudno. Nie w porządku byłoby gdybym po raz kolejny rozwaliła jego życie. Mogłam o tym pomyśleć przed tym gdy zaczęłam tak mieszać, ale wtedy naprawdę wydawało mi się, że brunet nie chce mnie znać i walczyć o nasz związek. Z tego co powiedział mi teraz jestem w stanie zrozumieć jego zachowanie. Wtedy byłam po prostu wściekła i zawiedziona. Ale przecież gdyby jednak nadal mnie kochał, to nie byłby z Marylą. Wiedziałam, że trzeba to zakończyć. Jutro miałam odlecieć do Izraela i zamknąć rozdział mojego życia w Polsce. Została więc tylko jedna sprawa do załatwienia.

Po południu udałam się do kancelarii. Przedstawiłam prawnikowi pokrótce całą sytuacje. Nie chciałam żadnego orzekania o winie, podziału majątku i tak dalej. Oczekiwałam jak najszybszego rozwodu, nawet bez mojej obecności. Tak byłoby najlepiej. Złożyłam stosowne oświadczenia, wypełniłam papiery i po godzinie opuściłam jego gabinet. Adwokat miał skierować sprawę do sądu, potem miał zostać poinformowany Gawryło. Jednak stwierdziłam, że wypadałoby powiedzieć mu o tym osobiście. Byliśmy sobie bliskimi ludźmi i takich informacji nie powinien otrzymywać od osób trzecich. Było mi jednak trochę głupio po tym całym wczorajszym zajściu no, ale musiałam się z nim spotkać. Zadzwoniłam do niego, raz, drugi, po kilkudziesięciu minutach jeszcze raz. Cisza. Może ma mnie dość pomyślałam, albo ma jakąś operacje. Nie miałam co do roboty, więc wsiadłam do taksówki i udałam się do Leśnej Góry. Po spenetrowaniu wszystkich korytarzy w końcu znalazłam panią ordynator.
- Hej Wiki. Nie widziałaś może Piotra? Jest dziś w pracy?
- O cześć Hana. Tak, Piotr miał dyżur, ale pojechał do domu.
- Dawno? Nie mogę się do niego dodzwonić, a potrzebuję się z nim skontaktować.
- Nie wiem szczerze mówiąc, ale chyba tak z 2 godziny temu.
- Okej dzięki. – chciałam już odejść, jednak ruda zatrzymała mnie.
- Hana. Zostajesz w Polsce?
- Nie, jutro wylatuje.
- A z Piotrem to już koniec? – zapytała nieśmiało.
- Z Piotrem to już dawno koniec. – długo nie wiedziałam co odpowiedzieć, aż w końcu wydusiłam. Wiki pokręciła głową z lekkim grymasem na twarzy. – No przecież on jest już w innym związku. – dorzuciłam. Rudowłosa wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, nawet otworzyła usta jednak ja pośpiesznie pożegnałam ją i wyszłam ze szpitala. Ponownie wykręciłam do bruneta, ponownie usłyszałam jego automatyczną sekretarkę. Wiedziałam, że jeśli dziś tego nie załatwię to jutro może nie być już czasu. Przysiadłam na szpitalnej ławce, niegdyś mojej ulubionej. Potrzebowałam trochę czasu, aby zebrać myśli, wszystko sobie uporządkować co chcę mu powiedzieć. Robił się już wieczór, zamówiłam taksówkę i pojechałam do mieszkania chirurga.

Dopiero po kilku dzwonkach drzwi się otworzyły. Gawryło stał przede mną lustrując mnie wzorkiem. Sam wyglądał niezbyt dobrze. Stał w wygniecionej, ciemnozielonej koszulce polo i jeansach z potarganymi włosami. Wyglądał na zmęczonego. Przystanął z nogi na nogę.
- Hana? Co tu robisz?
- Hej. Przepraszam, że przyszłam tak bez zapowiedzi, ale nie odbierałeś ode mnie, a muszę z tobą porozmawiać. To ważne.
- Wejdź proszę. – gestem dłoni wskazał, abym weszła do środka. Jednak w środku coś mnie blokowało.
- Nie chciałabym przeszkadzać, może przejdziemy się?
- Daj spokój, wchodź.
Niepewnie weszłam do mieszkania, nieśmiało rozglądnęłam się dookoła. Na stoliku stała butelka whiskey, porozrzucane zabawki Tosi, w kuchni trochę brudnych naczyń. Poza tym wszystko po staremu. Piotr wyłączył telewizor, na którym leciał jakiś film i na szybko ogarnął trochę mieszkanie.  
- Jesteś sam?
- Tak, Tosia jest u dziadków, a Maryla.. pojechała do swojej siostry. – zawahał się trochę, ale mimo wszystko dokończył zdanie, które nieco mnie uspokoiło. – Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki. Ja tylko na chwilę. – popatrzyłam w końcu w jego oczy. Były jakieś przyćmione, smutne, a nawet trochę czerwone. Usiedliśmy na kanapie, w bezpiecznej odległości. Wyciągnęłam z torebki plik dokumentów i powoli przesunęłam je w kierunku mężczyzny.
- Piotr. Po pierwsze chciałabym cię przeprosić za ten wczorajszy incydent. – tak, na pewno wtedy zrobiłam się cała czerwona i wzrok mi uciekał. – To nie powinno się wydarzyć, strasznie mi głupio. Przepraszam.
Chirurg nic nie odpowiedział, patrzył się na mnie, ale z jego wyrazu twarzy nie mogłam nic odczytać. Dopiero po chwili zapytał:
- A po drugie? – przez chwilę, aż nie wiedziałam o co mu chodzi, ale zaraz załapałam.
- Byłam dzisiaj u adwokata i wniosłam pozew o rozwód. – wyrzuciłam jednym tchem wskazując na papiery. Ze skupieniem wyczekiwałam reakcji mojego męża. Wyglądał jakby to wszystko powoli przetwarzał. Może był zły, a może wolniej kontaktował, bądź co bądź wypił chyba trochę alkoholu.
- Rozwód? – ledwo wypowiedział to słowo zaciskając pięści.
- No tak. Uznałam, że tak będzie najlepiej. Nie chcę cię blokować, przecież jesteś teraz z kimś, może będziecie chcieli się pobrać. – Nie wiedziałam czemu jest jakiś dziwny, wstał z kanapy i podszedł do kuchni, która była połączona z salonem i oparł się o blat.  – Liczę, że załatwimy to szybko, bez orzekania o winie. – wyglądał jakby mnie w ogóle nie słuchał. Podeszłam do niego i delikatnie położyłam rękę na jego plecach, którą potem szybko zabrałam. – Jutro wylatuje, ale jeśli trzeba będzie to będę na rozprawie. – Gawryło przeczesał włosy i w końcu na mnie popatrzył.
- I  tylko tyle? Był papierek, nie ma papierka? – pstryknął palcami. – Naprawdę chcesz to tak wszystko skończyć? – zapytał rozżalonym głosem, który był dla mnie dość zaskakujący. Przecież wydawało mi się, że między nami już wszystko dawno skończone, że kocha teraz inną kobietę. Nie wiedziałam o co mu chodzi, kompletnie.
- Piotrr, ale..przecież ustaliliśmy, że lepiej będzie jak każde z nas pójdzie osobną drogą.
- To ty tak ustaliłaś! – podniósł nieco głos – Wyjechałaś sobie zostawiając mnie bez słowa, a potem poinformowałaś, że to nie ma sensu. – zrobił się czerwony, widziałam jak pulsuje, nie wiedziałam czego mam się spodziewać, rzadko zdarzało mu się, aby na mnie krzyczał – A nie pomyślałaś może, że ja cię kocham?!

--
huehh.. ale chyba nie myslicie, że będzie tak łatwo? :P


Wszystkim, którzy zaczęli juz wakacje życzę najlepszego odpoczynku i samych fajnych przygód!!

ps. wybaczcie mi wszystkie błędy :)
no i pamiętajcie, że to od Was, w dużej mierze, zależy kiedy bedzie next... ;p

środa, 24 czerwca 2015

Część 4


Następnego ranka próbowałam dodzwonić się do chirurga, ale nie odbierał, później też nie oddzwonił. Po wizycie u świeżo upieczonych małżonków – Przemka i Oli postanowiłam odwiedzić szpital. Tyle znajomych twarzy minęłam, że nie obeszło się bez kilku rozmów na każdym rogu szpitala. Między innymi z Tretterem, który wyrażał wielkie ubolewanie nad tym, że już z nimi nie pracuję. Niestety życie pisze różne scenariusze, a akcja mojego dzieje się aktualnie dużo, dużo dalej. Po wypitej kawie w bufecie u pani Marii w końcu spotkałam na korytarzu mojego męża. Chyba nie był zadowolony z tego widoku…
- Cześć Piotr. – stanęłam naprzeciwko niego.
- Hej.
- Nie odbierasz ode mnie telefonów. – powiedziałam, a może nawet zapytałam.
- I dlatego przyszłaś do mnie do szpitala? Niestety muszę wracać do pacjenta. – odparł niezbyt miło co trochę wybiło mnie z rytmu.
- Piotr, możesz mnie unikać i zbywać. Ale chyba będzie lepiej jak porozmawiamy spokojnie. Chyba obojgu nam się należą wyjaśnienia. – spoważniał. Widziałam to w jego oczach.
- Dobrze, kończę o 17.
- To może o 17:30 w tej kawiarni „Na rogu” na Powiślu.
- Okej. To do zobaczenia. – rzucił już dużo bardziej spokojnie i odszedł w kierunku oddziału.

Miałam jeszcze trochę czasu do tego spotkania, więc pojechałam do hotelu, zjadłam obiad i nieco się odświeżyłam. Nie zabrakło mi też czasu, aby położyć się i pomyśleć o całej naszej przeszłości i może przyszłości?

Punkt 17:30 siedziałam przy stoliku w umówionym miejscu. Była to niewielka kawiarnia z tarasem i cudownym widokiem na Stare Miasto i Wisłę. Wieczorem, gdy wszystko jest podświetlone musi być tu pięknie, stwierdziłam. Przeminęło już kilka minut, a jego nadal nie było. Zdążyłam dopić już prawie kawę i kilkukrotnie przerzucić włosy. Nie wiem, ale to chyba taki mój niekontrolowany odruch nerwowy. Po niecałym kwadransie oczekiwania Gawryło pojawił się na moim horyzoncie. Poprawił ręką swoją czuprynę i zerknął na zegarek. Przyspieszył kroku. Nieco się uśmiechnęłam na jego widok, wyglądał uroczo. Miał na sobie moją ulubioną niebieską koszule, granatowe spodnie i sztruksową marynarkę. Wstałam z miejsca gdy podchodził już do stolika.
- Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem zostać trochę dłużej w szpitalu.
- Nic nie szkodzi. Rozumiem. – uśmiechnęłam się ciepło. Przez ułamki sekund staliśmy bezradni jak dzieci nie wiedząc co zrobić, aż w końcu Gawryło podszedł krok bliżej i pocałował mnie w policzek. Nie powiem, nogi mi się trochę ugięły kiedy poczułam woń jego nieziemskich perfum i lekki zarost drażniący mój policzek. Nic się nie zmieniło w moim Piotrze, no może za wyjątkiem tego, że nie jest już mój.
Zamówiliśmy napoje i siedząc naprzeciwko siebie ukradkiem obserwowaliśmy siebie nawzajem. Tak jakby chcielibyśmy wyhaczyc wszystkie zmiany w wyglądzie przez te ostatnie miesiące kiedy się nie widzieliśmy. Postanowiłam zacząć jakoś rozmowę, ale nic rozsądnego nie przychodziło mi do głowy, więc postawiłam na luźną gadkę o tym jak minął mu dyżur, o szpitalu, o pogodzie i innych pierdołach. Czułam, że chirurg jest już nieco bardziej wyluzowany niż podczas naszej porannej rozmowy czy tej na weselu. Pytał mnie jak mi się żyje w Tel Awiwie, gdzie mieszkam, co robię, co u moich rodziców i tak dalej. Czułam się dobrze w jego towarzystwie, ukrycie cieszyłam się, że po tym wszystkim co zaszło możemy rozmawiać tak zwyczajnie, ale doskonale wiedziałam, że muszę mu wszystko wytłumaczyć, liczyłam, że wtedy również będziemy spokojnie mówić.
- Tosi podobało się na ślubie Przemka?
- Tak, mała była bardzo podekscytowana tą uroczystością. Bardzo chciała to wszystko zobaczyć, to był jej pierwszy ślub. Była tak padnięta, że zasnęła już w samochodzie, musiałem ją nieść do mieszkania.
- Mieszkacie razem? – zapytałam, bo Lena coś mi wspominała, że mieszkają chyba razem, a Magda wyjechała. Ale nie znałam szczegółów, dlatego chciałam się czegoś dowiedzieć.
- Tak.
- Co z Magdą? – chyba byłam niegrzecznie wścibska, bo Piotr lekko się skrzywił.
- Magda miała trochę problemów. Najpierw się okazało, że cierpi na depresje, potem doszły problemy w pracy jak i finansowe. Straciła mieszkanie, pracę no i zaproponowałem, żeby zamieszkały ze mną na jakiś czas. Później Magda się trochę pozbierała i dostała nową posadę, ale w Londynie.
- Ou. Nie wiedziałam. Czyli teraz mieszka w Londynie? A co z Tosią?
- Tylko pół roku, za jakiś miesiąc ma wrócić i wtedy przeniosą ją do siedziby w Warszawie. A póki co ja się zajmuję Tośką.
- To chyba jesteś zadowolony, ale musi być ci ciężko? – popatrzyłam z lekkim współczuciem. Dobrze wiem, że połączyć dom, szpital i jeszcze opiekę nad dzieckiem nie jest takie łatwe.
- Daje radę. Ale rzeczywiście ciężko to było wszystko poukładać, więc musiałem zatrudnić nianie. – zmieszał się na to ostatnie słowo. Tak jakby nie chciał o tym mówić. Czułam to.
- To ta blondynka, z którą byłeś na ślubie, prawda? – nie wiem czemu zapytałam, chyba nie powinnam.
- Tak, Maryla.- wziął łyk napoju, widać było jego zmieszanie, którego nie do końca rozumiałam.
- Łączy was coś więcej niż Tosia, prawda?
- Tak, jesteśmy razem. – odparł po chwili patrząc ślepo w filiżankę.
- Piotr, nie musisz być zakłopotany. Ja się bardzo cieszę, że ułożyłeś sobie życie. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy.
- Pewnie myślisz, że szybko się pocieszyłem po rozstaniu z tobą…
- Nie – zaśmiałam się- Zupełnie o tym nie pomyślałam.
- A ty masz kogoś? – zapytał w końcu podnosząc na mnie wzrok i bacznie obserwując moją reakcję.
- Nie. Jestem sama. Chyba nie nadaję się do związku…- wzięłam i ja łyk kofeiny, usiadłam wygodniej kładąc splecione ręce na stół- Piotr, w zasadzie to chciałam się z tobą spotkać, żeby cię przeprosić i wszystko wyjaśnić. – tak to był ten moment, widziałam po nim, że posmutniał, możliwe, że ze względu na wspomnienia. – Przeprosić za to, że wyjechałam bez słowa zostawiając cię tu, przeprosić za to, że nie potrafiłam wrócić, pomimo, że bardzo chciałam być z tobą. – Piotr patrzył na mnie ze zdziwieniem, ale nie odzywał się słowem, dlatego kontynuowałam – Mówiłam ci już dlaczego uciekłam do Izraela. Musiałam sobie to wszystko uporządkować, poniekąd się udało. Ale nie obyło się bez pomocy specjalistów. Też miałam depresje, po utracie naszego dziecka. Nie umiałam sobie z tym poradzić, choć bardzo chciałam, ale to było silniejsze ode mnie – załamał mi się głos, mężczyzna wyglądał na przejętego, mocno ściskał pięści – dopiero terapia, rodzice, Miri pomogli mi z tego wyjść.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? – w końcu się odezwał przejętym głosem.
- Nie wiem.. Chyba bałam się, że mnie nie zrozumiesz. Pewnie miałeś już dosyć tego mojego użalania się.
- Hana co ty mówisz.
- To już nieważnie Piotr. Daj mi dokończyć. Wtedy tam poczułam, że chcę zostać w Izraelu, czułam się tam lepiej, myślałam, że będziesz chciał do mnie przyjechać. No, ale się myliłam. Wtedy, kiedy powiedziałeś..
- Hana, to było w złości. Nie chciałem tego powiedzieć – wszedł mi w słowo- Ale zrozum, byłem zaskoczony tym pomysłem, nie wyobrażałem sobie, że mógłbym wszystko tu zostawić i przeprowadzić się do innego kraju.
- Rozumiem.
- Chciałem do ciebie przyjechać, żeby porozmawiać, ale wtedy właśnie musiałem zając się Magdą i Tosią.
- Wiem. Ja też chciałam przylecieć, ale jak mi powiedziałeś, że teraz musisz zaopiekować się swoją rodziną to wycofałam się z tego pomysłu. Myślałam, że już mnie nie chcesz.
Brunet przetarł dłońmi oczy. Dla obojgu z nas była to ciężka chwila. Chciało mi się płakać na te wszystkie wspomnienia, ale musiałam być silna. Przecież tak sobie założyłam.
- Jak mogłaś tak pomyśleć? Przecież wiesz, że z Magdą nigdy już mnie nic nie będzie łączyć. A poza tym… kochałem cię. Myślałem, że o tym wiesz. – odparł smutno.
- Może tak miało być. – w moich oczach pojawiły się łzy po wyznaniu bruneta – Teraz to już nie ma znaczenia. Rozstaliśmy się i każde z nas ma swoje życie. Ale po cichu liczę, że może uda nam się chociaż zostać przyjaciółmi? – naprawdę to powiedziałam? Masakra. To chyba były słowa rezygnacji, aniżeli pocieszenia. No, ale co mogłam zrobić. Piotr ma Maryle i ją kocha, w dodatku Tosia ją uwielbia. Są szczęśliwi. Widać to. Nic tu po mnie, nie mogę po raz kolejny rozwalać ich życia. Czułam, że to już koniec naszej rozmowy, że jestem już zmęczona i marzę by być już w łóżku. Na moje słowa brunet jedynie przytaknął głową, ale sam wyglądał na bardzo pogrążonego w swoich myślach i może nawet przybitego?
- Późno już się zrobiło. Będę się zbierać. – w tym momencie Piotr wstał od stolika.
- Odwiozę cię. – wyciągnął z portfela banknot i położył na stoliku. Odeszliśmy kawałek w kierunku wyjścia.
- Nie, dziękuję. Niedaleko mam hotel. Przejdę się.
- W takim razie cię odprowadzę. Ciemno już. Nie chcę, żebyś sama szła wzdłuż Wisły.

No i poszliśmy. Razem. Krok w krok. Jak za dawnych czasów. Ale jednak inaczej. Każde z nas było mało rozmowne. Gawryło coś pytał kiedy wylatuje, o nasze dawne mieszkanie i takie tam. Kiedy podeszliśmy już pod moje miejsce pobytu stanęliśmy naprzeciw siebie i nasze spojrzenia się spotkały.
- Dziękuję, że zechciałeś się ze mną spotkać, no i za eskortę pod hotel. – uśmiechnęłam się. Chirurg przystanął z nogi na nogę.
- Daj spokój. Jest mi głupio. Cały ten czas myślałem, że mnie zostawiłaś, bo przestałaś kochać, w dodatku nie sądziłem, że sprawa dziecka jest dla ciebie tak bolesna. Przepraszam. To wszystko moja wina. – dodał ze skruchą, aż mi się zrobiło żal. Podeszłam bliżej i jakoś odruchowo dotknęłam jego ramienia i policzka.
- Piotr. To nie twoja wina. Nie myśl tak. Jesteś naprawdę wspaniałym facetem i było mi z tobą dobrze, ale to ja nie umiałam tego docenić. Nie zrozumieliśmy się, może się za szybko poddaliśmy.
- Czyli to już koniec? – zapytał cicho delikatnie obejmując mnie w talii.
Pokiwałam głową. – Życzę ci abyś ułożył sobie życie i był szczęśliwy. – mocno przytuliłam się do niego, on jedynie mocniej zagarnął mnie w swoje silne ramiona. Słyszeliśmy tylko swoje oddechy i bicia serca. Zaczęło mi się zbierać na płacz, ale nie mogłam tego pokazać. Ucałowałam bruneta w policzek i dodałam – Żegnaj- nadal stał jak w amoku jedynie zmniejszył uścisk, oczy miał takie przyciemniałe i patrzył na mnie tak strasznie. Nie wiem co mnie podkusiło, ale to chyba pod wpływem takich emocji. Przesunęłam twarz w kierunku jego ust. Ręką dotknęłam jego brązowych, aksamitnych włosów i pocałowałam go delikatnie, ale zarazem żarliwie. Nie jestem w stanie opisać tego uczucia, ale było to coś niesamowitego. Piotr był chyba mocno zaskoczony, ale nie odsunął się. Trwało to dosłownie kilka setnych sekundy, ale dla mnie było to jak wieczność. Możliwość poczucia jego warg- bezcenna. Oderwałam się szybko lekko stykając się z jego czołem i odwróciłam się na pięcie. Szybko powędrowałam do hotelu nie odwracając się już za siebie. Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi oparłam się o nie i przymknęłam oczy. Nie mogłam ogarnąć co ja zrobiłam. Rzuciłam torebkę i katane na krzesło, a sama rzuciłam się na łóżko. Patrząc tempo w sufit i myśląc o tym wszystkim, zasnęłam. 


--
trochę mnie długo nie było, ale sesja szczęśliwie zdana, więc nexty pojawiac się będą częściej.
Martwi mnie jedynie fakt, że jest tak mało komenatrzy i wyświetleń, a to baardzo nie motywuje :| Może jednak się Wam nie podoba? :(