hana i piotr

piątek, 23 stycznia 2015

Część 6

Część 6

Z samego rana Goldberg  postanowiła nie tracić, czasu i znalazła na szybko prawnika, który miał być przedstawicielem Piotra. Okazało się, że jego sprawa nie jest beznadziejna. Prawnik postanowił, że zdobędzie dokumentacje medyczną Zofii i skonsultuje ją z bezstronnymi lekarzami. Wysunął także wniosek do prokuratury, w celu zwolnienia swojego klienta z aresztu, a jedynie postawienie go przed komisją etyki lekarskiej. Jednak ginekolog nie chciała siedzieć w domu na darmo i postanowiła pojechać do Krakowa, by dowiedzieć się czegoś konkretnego. Nie było łatwo, bo nikt nie chciał z nią rozmawiać, ale traf chciał, że pielęgniarka usłyszała o jaką sprawę chodzi i o kogo, więc zdecydowała się porozmawiać z ginekolog.

Następnego dnia, po południu Hana bardzo chciała odwiedzić męża i jakoś go wesprzeć. Doskonale zdawała sobie sprawę, że pobyt w tym miejscu nie należy do najlepszych. Sama niegdyś tego doświadczyła, więc świetnie wiedziała co musi czuć. Dodatkowo bała się, że to Piotra w jakiś sposób załamie, a co gorsza straci zaufanie wśród pacjentów. Wszak zabrała go policja z samego szpitala niczym jakiegoś zbrodniarza.
Wyczekując zgody na widzenie od dyżurnego aresztu układała sobie w głowie co ma mu powiedzieć. Na początku chciała przeprosić. Wiedziała, że zawiodła. Zwątpiła w niego, ale kiedy przejrzała całą dokumentacje i przebieg operacji, uzmysłowiła sobie, że to nie była wina Piotra. Fakt, nie wziął pod uwagę tak dużego obrzęku głowy, ale nawet znakomity i doświadczony chirurg nie byłby w stanie opanować tylu obrażeń. Ponadto ta cała współpracownica chirurga- Mirka, opowiedziała jej dokładnie tą operację. O tym, że Piotr i ten drugi lekarz robili wszystko, by ich uratować, że próbował ściągnąć dobrego neurologa czy Soszyńskiego, ale była noc i nie mogli się do nikogo dodzwonić. Wziął na barki całą tą operacje i próbę uratowania życia poszkodowanych w wypadku, ale nie podołał. Reanimował, długi czas, aż opadł z sił. Pielęgniarka wspomniała także, że to był dla Piotra ogromny cios i potem długo nie mógł się z tego otrząsnąć. Profesor Soszyński zrobił wszystko by go jakoś podnieść, ale było ciężko. Oczywiście sam ordynator nie stwierdził, że lekarze popełnili jakikolwiek błąd, dlatego dokumentacja jest czysta. Ale rysa na karierze młodego chirurga pozostała na długi czas.
Na same wspomnienia opowieści kobiety z krakowskiego szpitala, Hanie zrobiło się słabo, a łzy pchały się do jej niebieskich oczu. Cieszyła się, że miała takie szczęście ją spotkać i wszystkiego się dowiedzieć. Przekazała wszystko prawnikowi, a on obiecał, że doprowadzi sprawę do końca, a więc to tylko kwestia czasu. Z zamyśleń wyrwał ją chrapowaty głos policjanta.
- Niestety, nie ma zgody na widzenie z panem Gawryło.
- Ale jak to? Czemu? Przecież mam prawo spotkać się z mężem. Chociaż na chwilę. Do cholery, on nie jest jakimś mordercą, jest niewinny, a traktujecie go jakby popełnił jakąś straszną zbrodnie! – kobieta nie szczędziła słów, a także tonu głosu.
- Proszę się uspokoić. – upomniał ją mężczyzna w mundurze nieco wyprostowując sylwetkę.
- Zatrzymany nie chce się z nikim widzieć. Do widzenia.

Goldberg zamurowało. Na początku pomyślała, że to funkcjonariusze robią wszystko, by im to utrudnić. Wracając do domu biła się z myślami, czy jej mężczyzna nie chce się widzieć z nią, bo ma jej za złe całą ich ostatnią rozmowę czy nie chce spotykać się z nikim. Może potrzebuje spokoju, odpoczynku. Sama już nic nie wiedziała. Dotarła do domu i od razu położyła się w sypialni tuląc się do poduszki, z której unosił się delikatny zapach jej partnera. Nie pozostało jej nic innego jak tylko czekać na dalszy przebieg wydarzeń.

Nazajutrz pojechała do szpitala. Wypadł jej dyżur. Nie miała ani głowy, ani siły tam jechać, ale wiedziała, że musi dotrzymywać swoich obowiązków. W trakcie pracy ani razu nie spotkała Radwana. Było jej to na rękę. Czuła do niego złość, że tak postąpił w stosunku do Piotra. Mógł przecież porozmawiać z nim, wyjaśnić, a nie od razu składać doniesienie do prokuratury.
Na całe szczęście ginekolog nie miała dziś żadnej planowej operacji. Cieszyła się z tego, bo najpewniej nie mogłaby się skupić przy stole operacyjnym. Wciąż była myślami z Piotrem i rozpraszało ją to podczas przyjmowania kolejnych pacjentek. Kiedy skończyła, dopełniła wszelkich formalności i już miała wychodzić, ale przypomniała sobie, że musi zanieść zalecenia dla jej pacjentki, która leży na oddziale, do lekarza dyżurującego, czyli Radwana. Z niechęcią zapukała do jego gabinetu.
- Skończyłam już dyżur. Tutaj są zalecenia dla mojej pacjentki spod czwórki. Sprowadź proszę ten lek, bo już nie mamy zapasów i zlec dawkowanie. – przekazała mu plik kartek starając nie patrzeć się w jego oczy. Nie było to łatwe, jeszcze jakiś czas temu myślała, że darzą się sympatią, rozumieją, mogą być nawet przyjaciółmi. Już miała wychodzić, jednak coś zatrzymało ją. Nie mogła pozostać obojętna. – Musiałeś to robić?
- Nie rozumiem. – odparł nieco zmieszany podnosząc osłupiały wzrok na blondynkę.
- Po co to wszystko? Chcesz zemsty? Po co donosisz na Piotra! – uniosła głos.
- Popełnił błąd! Zabił dwie najbliższe i najważniejsze mi osoby. Musi za to odpowiedzieć! - ordynator, aż wstał z miejsca opierając się rękoma o biurko.
- Nie popełnił żadnego błędu. Widziałam dokumentacje. Robił wszystko co mógł, by je uratować.
- Najwyraźniej za mało. Przeoczył krwiaka w głowie. O zagrożeniu jakie może on wywołać wie nawet najgorszy chirurg!
- Nie był w stanie go opanować! Narósł zbyt szybko.
- Jasne! Wszyscy są bez winy. Każdy każdego krył. Młody lekarz popełnił błąd, 2 osoby nie żyją. Zamietli to pod dywan, żeby tylko nie stracić renomy szpitala!
- Krzysztof co ty mówisz? Ja rozumiem co przeszedłeś. Zdaję sobie sprawę, że ciężko jest tobie się z tym oswoić, ale szukając winnego na siłę sobie nie pomożesz.- mówiła do niego cienkim, lekko załamanym głosem patrząc prosto w jego zawzięte i wściekłe oczy.
- Tylko twój mąż jest winny! Zrobię wszystko, aby poniósł największe konsekwencje.
-  Dokumentacja medyczna, lekarze i pielęgniarki mówią co innego. Piotr robił wszystko, by ich uratować. Sam mówiłeś, że to był wypadek. Jechaliście zbyt szybko, w dodatku uderzył w was jadący z naprzeciwka rozpędzony samochód. Nie było szans. Pogódź się z tym wreszcie i zostaw Piotra w spokoju.
Radwana zamurowało. Totalnie wybiły go słowa koleżanki. Jego wcześniejsza, rozwścieczona mina zmieniła się momentalnie w osłupiałą i beznamiętną. Hanie zrobiło się przykro widząc go w jakim jest stanie. Podeszła do niego bliżej i położyła niepewnie dłoń na jego ramieniu.
- Im szybciej pogodzisz się z tym wypadkiem, tym będzie ci lepiej. Wierzę, że sobie to wszystko poukładasz i będziesz szczęśliwy.
Oboje słyszeli tylko głośne bicia swych serc. Nagle oczy Radwana skierowały się na Hanę. Po paru sekundach złączyli się w mocnym uścisku. Być może mężczyzna tego potrzebował. Zwyczajnego, przyjacielskiego uścisku, okazania wsparcia od kogoś bliskiego. Mocniej objął blondynkę, zaciskający tym samym oczy. Po czym szepnął ledwo słyszalne ‘Przepraszam’ i wyszedł z gabinetu zostawiając nieco oszołomioną  kobietę.

Tymczasem Piotr został wypuszczony z aresztu. Oczyszczono go ze wszystkich zarzutów. Najpewniej będzie musiał się stawić przed komisję lekarską, ale tak jak mówił adwokat, to zapewne tylko formalność. Zmęczony całą tą sprawą pojechał do domu. Nie był zdziwiony, gdy nie zastał w nim żony. Pierwsze co uczynił to wziął, długi, odprężający prysznic. Zmył z siebie wszystkie te brudy i troski jakie spotkały go w ostatnim czasie. Po kąpieli, ubrał świeże ciuchy i nalał sobie trochę whiskey. Na dworze było już szarawo, więc i w mieszkaniu panował półmrok. Ale jemu to nie przeszkadzało. Chyba przyzwyczaił się do ciemności i ciszy jaka otaczała go przez ostatnie godziny. Siedział na skraju kanapy, ślepo patrząc się w trunek. Nie potrafił się cieszyc, że już jest w domu, że jest niewinny. Wszystko do niego wróciło. Tamta noc w szpitalu. Minęło sporo czasu, myślał, że się już z tym uporał, jednak śmierć człowieka nigdy nie jest łatwa dla lekarza. Do tego dochodziła jeszcze Hana. Na której się tak zawiódł. Zszokowało go jej zachowanie. Będąc sam na sam ze swoimi myślami w celi mógł pozwolić sobie na długie rozważania na temat ich małżeństwa jak i całego jego życia. Dumał nad tym wszystkim, aż nagle do jego uszu doszedł dźwięk przekręcanego zamka. Podniósł lekko wzrok. Doskonale wiedział kto przyszedł. Kobieta początkowo nie zauważyła, że nie jest sama w mieszkaniu. Zdjęła płaszcz, odłożyła torebkę i dopiero gdy zapaliła światło w przedpokoju zobaczyła kto siedzi w salonie.
- Piotr! – krzyknęła z euforią w głosie. Wreszcie na koniec dnia ją coś ucieszyło. – Tak się cieszę, że już jesteś. Czemu po mnie nie zadzwoniłeś, przyjechałabym.
- Nie było takiej potrzeby.
Kobieta od razu podeszła do ukochanego i mocno do niego przyległa. Poraził ją od razu mocniejszy i twardszy zarost niż sprzed kilku dni, a także ten jego zapach i ciepło jakie czuła za każdym razem gdy byli blisko.
- Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Dawno przyjechałeś? Jesteś głodny? – zasypywała go tysiącem pytań, przy okazji cały czas go tuląc i głaszcząc po twarzy i włosach. Rozpromieniała, miała go już przy sobie. Wszak gdy nam kogoś zabraknie, choć na chwilę to tęsknota wzrasta natychmiast.
- W porządku. Oczyścili mnie z zarzutów. Nie popełniliśmy żadnego błędu. Nikt nic nie ukrywał, nikogo nie krył. Nie jestem mordercą. – popatrzył na nią ponurym wzrokiem. – Jak co poniektórzy myśleli… - nie krył zawodu, więc nie upierał się przy tym, że wszystko jest w porządku. Wstał i podszedł do barku nalewając sobie kolejną porcję trunku.
Hanę natomiast zamurowało. I zabolało. Mocno. Z początku pomyślała, że ma na myśli tylko Radwana, ale dopiero po chwili doszło do niej, że ona też nie była fair w stosunku do niego.
- Piotr… - nie wiedziała co powiedzieć, dodatkowa oschłość w jego głosie jej tego nie ułatwiała. Podeszła do niego i dotknęła jego przedramienia, jednak on natychmiast umiejętnie odsunął się lekko od blondynki. – Przecież ja nic takiego nie powiedziałam. W życiu tak nie pomyślałam.
- Czyżby? – lekko uniósł brwi ku górze. – Odebrałem to nieco inaczej…
- Byłam po prostu poruszona tą całą historią. Krzysztofowi zginęła żona i dziecko. To chyba zrozumiałe.
- No tak. A ja myślałem, że to, że jesteśmy małżeństwem to znaczy, że sobie ufamy, wspieramy. A ty nie znając mojej strony już wydałaś na mnie osąd?! – można było w głosie chirurga wyczuć dość mocne poirytowanie.
- To nie tak…
- Jasne. – zakpił. – Pojechałaś do Krakowa, i co? Dopiero gdy dowiedziałaś się prawdy to mi uwierzyłaś? Bo wcześniej jakoś nie kwapiłaś, żeby na przykład mnie odwiedzić. Dodać otuchy.
- Chciałam znaleźć jakieś dowody! Przecież cały czas byłam myślami z tobą, ale chciałam działać, żebyś jak najszybciej wyszedł! Po co te pretensje? – w niej też  rozjuszyło się w środku. Dopiero po chwili, gdy trochę się uspokoiła dodała skruszonym głosem. – Ja też straciłam dziecko. Może dlatego historia Krzysztofa tak mnie dotknęła. Bo doskonale rozumiem jego ból.
- No właśnie. Nigdy nie powiedziałaś, że to było nasze dziecko. – wyakcentował to przedostatnie słowo dość dokładnie. – Ze wszystkim chcesz sobie poradzić sama. Zawsze musisz być taka silna? Nie mogę być w tym wszystkim z tobą?! Za każdym razem mnie odpychasz, obwiniasz. – Kobieta popatrzyła zdziwiona na niego, wiec już spokojniejszym głosem dopowiedział kilka bolesnych zdań. – Będąc w areszcie miałem dużo czasu, żeby o tym wszystkim pomyśleć. Kocham cię, ale ta rysa przeszłości w naszych sercach już nigdy nie zniknie. Wiem, że się starałaś, ale ja już nie daję rady.
- Co masz na myśli? – wtrąciła niepewnie spoglądając w jego ciemnozielone oczy.
- Może lepiej będzie jak każde z nas pójdzie swoją ścieżką. Widzę jak się męczysz, dusisz. Jak nie możesz sobie poradzić z tym wszystkim. A ja czuję się jak piąte koło u wozu. To już trwa od dawna, Hana. Nie oszukujmy się.
- Nie sądziłam, że tak to odbierasz. – odpowiedziała przygaszonym głosem, opuszczając wzrok. Czuła jak mocno boli ją serce. – Myślisz, że bez ciebie będzie mi lepiej?
- Nie wiem… Ale ja już nie daję rady. – po jej policzku spłynęła słona i gorzka łza. Natychmiast przymknęła oczy. Nie chciała pokazywać swej bezsilności.
- Co chcesz zrobić?
- Nie wiem.. Jutro wyjeżdżam do Krakowa. Tosia zaczyna wakacje, więc chcę spędzić z nią trochę czasu.
- Kocham cię, Piotr. Nie zostawiaj mnie. – ze łzami i łamiącym głosem próbowała do niego trafić.
- Nie płacz. Proszę. – jemu też drżał głos. Podszedł bliżej i otarł kciukami łzy spływające po rozgrzanych policzkach blondynki. Po czym niepewnie zagarnął ja w swoje ramiona. Słyszeli tylko swoje bicia serca, które nie były w stanie bić już równomiernie. Mocniej przylgnął do żony, a ona lekko odchylając głowę, spojrzała w jego oczy.
- Zrobię wszystko, żeby to naprawić. Nie pozwolę ci odejść. Bez ciebie moje życie nie ma sensu.
Na te słowa on delikatnie i z czułością ucałował jej czubek głowy i przymknął mocno powieki. 


                                      *** KONIEC ***



No tak. To już koniec. Zdaję sobie sprawę, że czujecie niedosyt. Ja też. Pisząc czułam jak zapętliłam się i wy pewnie czytając też czuliście pewną niespójność. Nie wiem skąd się to wzięło czy z braku weny, natchnienia, czasu, a może kiepskiego pomysłu na opowiadanie. Ostatnia część, bo tak miało się mniej więcej zakończyć, a ciągnąc dalej nie chcę, bo po prostu nie mam do tego głowy ;) 

Na początku pragnę podziękować WAM za to, że byliście, czytaliście, czekaliście tyle czasu na kolejne rozdziały, a przede wszystkim tym, którym chciało się komentować. Bez Was nie było, by tego opowiadania :d

Następnie, z miejsca przepraszam za milion błędów jakie na pewno popełniłam. Wybaczcie!

No i na koniec zachęcam Was do podjęcia próby pisania własnych opowiadań. Może będziecie się przy tym dobrze bawić, a my jeszcze lepiej, czytając! Podsyłajcie linki do blogów!

Pozdrawiam !!

i może do zobaczenia...

aLex.