hana i piotr

czwartek, 24 września 2015

Część 13

Część 13

Odniosłam wrażenie, że kubek na stoliku poruszył się. Wstałam energicznie z łóżka, aż zakręciło mi się w głowie. Do moich uszu docierały jakieś szumy, krzyki. Podeszłam do okna i uchyliłam delikatnie żaluzje. I wtedy nagle rozszedł się głośny wybuch. Odrzuciło mnie od okna. Powoli się pozbierałam i wybiegłam na zewnątrz. Na niebie przeleciały trzy wojskowe samoloty. Niby mogło być to normalne, jednak ten wybuch, zamieszanie, nie dawały mi spokoju. Pobiegłam do sąsiednich budynków. Chciałam odnaleźć swoją córeczkę i męża, aby sprawdzić czy wszystko z nimi w porządku. Po drodze, ktoś powiadomił mnie, że nastąpiły zamieszki w miejscowości obok. Wiedziałam, że zaraz zaczną zjeżdżać się poszkodowani. Miałam tylko nadzieję, że tym razem nie będzie tak wiele rannych.
- Hana! – usłyszałam zza pleców dziwny, znany mi głos. Odwróciłam się, ale nikogo nie było. Pobiegłam kawałek dalej, miałam już otwierać drzwi, kiedy ktoś mocno złapał mnie za ramię.
- Hana. Był wybuch 5 km stąd. Jadę z ekipą, ale wrócę i ci pomogę jak zawsze. Pewnie będziesz miała tu zaraz sajgon. – nie byłam wstanie wykrztusić, ani jednego słowa. – Wszystko w porządku? – mężczyzna dotknął mojego policzka, jego dotyk natychmiast mnie sparaliżował.
- James? – ledwo wydusiłam przez zęby.
- No, a kto inny? Hana, wszystko w porządku?
- Tak, tak. Przepraszam. Wszystko ok. Jedź. Uważaj na siebie. – pocałowaliśmy się jeszcze na pożegnanie, jak to mieliśmy w zwyczaju.
Gdy odszedł, a ja zostałam sama poczułam się dość nieswojo. Tak jakbym miała rozdwojenie jaźni. Nie potrafiłam znaleźć logicznego wytłumaczenia. Chwilę potem byłam już na izbie i wykonywałam swoje obowiązki. Mimo, że byłam ginekologiem to tam byłam po prostu lekarzem-od wszystkiego. Rzadko kiedy zdarzała się kobieta w ciąży, aczkolwiek jeśli już, to było to nie lada wyzwanie. W tak trudnych warunkach diagnostyka i leczenie ciężkich przypadków była niekiedy po prostu niemożliwa. A mimo to musieliśmy dawać radę. Tu jest wojna. Tu trzeba być silnym i ze wszystkim sobie radzic. Usłyszałam kolejne strzały, które stawały się coraz głośniejsze. Oznaczało, że są one i coraz bliższe. Szyłam właśnie rękę jednemu cywilowi, kiedy do pomieszczenia wbiegł James.
- Hana! Musimy uciekać. Natychmiast! – krzyczał przerażony. Próbowałam go uspokoić jednak on wciąż powtarzał: - Muszę cię chronić. Jesteś w niebezpieczeństwie.
Zaczął mną szarpać, nie chciałam nigdzie z nim iść, nagle zaczęło kręcić mi się w głowie. Zaczęłam krzyczeć, głośno. Ale nikt mnie nie słyszał.

- Cii. Spokojnie, Hana. Obudź się. To tylko zły sen. – otworzyłam przerażone oczy. Nade mną pochylał się mężczyzna. Przez chwilę nie mogłam się ocknąć kto to jest i co się dzieje. Trzymał mnie za nadgarstki. Wyrwałam mu się, gdyż nie wiedziałam jakie miał zamiary. Odsunęłam się, tak że usiadłam opierając się o ścianę.
- Heej. Wszystko w porządku. Jesteś bezpieczna. – zapaliłam lampkę nocną. Znałam ten głos, był spokojny i ciepły. Taki jak zawsze. Gdy zrobiło się jaśniej zobaczyłam, że to Piotr. Kamień spadł mi z serca. Rozglądnęłam się po pokoju. Tak, to była moja sypialnia. Brunet wyciągnął ręce, a ja korzystając z okazji po prostu mocno go przytuliłam.
- Przepraszam. – ocknęłam się po chwili. Czułam, że jestem cała spocona, a to co przed chwilą się działo to tylko głupi sen.- Maja śpi?
- Tak. Wszystko gra. Zaczęłaś się wiercic, krzyczałaś coś po hebrajsku no i coś o Jamesie...-
Zrobiło mi się głupio. Rzeczywiście śnił mi się mój były mąż. Ktoś bardzo ważny dla mnie, ale w poprzednim życiu. Bo odkąd jestem z Piotrem to czuję jakby to on był moim pierwszym i jedynym mężem. Gawryło poszedł do kuchni po szklankę wody dla mnie, a ja w tym czasie zmieniłam pidżamę na suchą. Ponownie położyliśmy się spać. Tym razem mężczyzna zagarnął mnie w swój silny uścisk, raz po raz całując mnie w głowę i głaszcząc po ramionach i plecach.
- Myślałem, że już dawno minęły ci te złe sny.
- Też tak myślałam. Jednak czasem wciąż wracają.
- Chciałbym ci jakoś pomóc. Może powinnaś zacząć...
- Nie, Piotr. Rozmawialiśmy już o tym kiedyś. Nie zmienię zdania.
- Tak, byłoby łatwiej.
- Nie dla mnie.
- No, dobra. Pogadamy jeszcze o tym na spokojnie. Śpij już. – ostatni raz pocałował mnie w czubek głowy. Być może i nie ostatni, ale ostatni, który ja czułam. Zaraz po tym, czując uderzające od niego ciepło odpłynęłam do krainy snów, mając nadzieję, że tym razem przyśni mi się coś miłego.

Kilka godzin później przebudziłam się. Wzasadzie nie musiałam patrzeć na zegarek, bo od dłuższego czasu budzę się o jednakowej porze. To chyba taki zegar matczyny, bo wiem, że za kilkanaście minut obudzić powinna się Majeczka. Zdziwiłam się tylko, że Piotra nie było już w łóżku. Miałam nadzieję, że mój głupi sen się teraz nie sprawdza. Zarzuciłam szlafrok i wyszłam z sypialni. W kuchni nastawiłam ekspres do kawy, wszak odkąd przestałam karmić mogę pic już kawę i nie zamierzam odmawiać sobie tej przyjemności. Nigdzie nie spotkałam mężczyzny, więc mógł być tylko w jednym pomieszczeniu, no i nie myliłam się. Siedział przy łóżeczku naszego dziecka. Podeszłam do niego, ale tak cicho, że nawet się nie zorientował, a w dodatku siedział do mnie tyłem. Zarzuciłam ręce na jego szyję i pocałowałam w policzek.
- Cześć skarbie.
- O, dzień dobry. Już wstałaś?
- Tak, zaraz muszę przygotować butle dla Mai.
- Stałe nawyki? – przytaknęłam – Muszę się jeszcze sporo nauczyć. – odparł zrezygnowany. Usiadłam na jego kolana i spojrzałam w jego piękne oczy, ale niestety jakieś smutne.
- Eej. Spokojnie, wszystko opanujesz. To nie jest trudne. Razem damy radę. – przytuliłam się do niego. Posiedzieliśmy chwilę i ta chwila mogła by trwać jeszcze dłużej, ale czas uciekał.
- Pójdę przygotować jedzenie.
- To pomogę ci.
- Okej. I napijemy się kawy.
- O, super.

Po leniwym poranku, wybraliśmy się wszyscy na spacer. Pierwszy, rodzinny spacer. Pogoda była idealna. Piękne słońce ogrzewała nasze ciała. Dla Piotra niestety była to istna tortura. On przecież nie lubi upałów, tym bardziej, teraz nie jest do tego przyzwyczajony. W Polsce mamy początek jesieni, a tu potrafią być jeszcze temperatury ponad 30 stopni. Dlatego udaliśmy się nad morze, gdzie było trochę chłodniej. Siedzieliśmy w trójkę na kocu jedząc owoce i bawiąc się na plaży z naszą córą. Było cudownie. 

3 komentarze:

  1. Najlepsze opowiadania jakie kiedy kolwiek czytałam a czytałam wszystkie możliwa są po prostu wspaniałe prawie na każdym ryczałam jak dziecko

    OdpowiedzUsuń