Część 13
Odniosłam wrażenie, że kubek na stoliku poruszył się. Wstałam energicznie z
łóżka, aż zakręciło mi się w głowie. Do moich uszu docierały jakieś szumy,
krzyki. Podeszłam do okna i uchyliłam delikatnie żaluzje. I wtedy nagle
rozszedł się głośny wybuch. Odrzuciło mnie od okna. Powoli się pozbierałam i
wybiegłam na zewnątrz. Na niebie przeleciały trzy wojskowe samoloty. Niby mogło
być to normalne, jednak ten wybuch, zamieszanie, nie dawały mi spokoju.
Pobiegłam do sąsiednich budynków. Chciałam odnaleźć swoją córeczkę i męża, aby sprawdzić
czy wszystko z nimi w porządku. Po drodze, ktoś powiadomił mnie, że nastąpiły
zamieszki w miejscowości obok. Wiedziałam, że zaraz zaczną zjeżdżać się
poszkodowani. Miałam tylko nadzieję, że tym razem nie będzie tak wiele rannych.
- Hana! – usłyszałam zza pleców dziwny, znany mi głos. Odwróciłam się, ale
nikogo nie było. Pobiegłam kawałek dalej, miałam już otwierać drzwi, kiedy ktoś
mocno złapał mnie za ramię.
- Hana. Był wybuch 5 km stąd. Jadę z ekipą, ale wrócę i ci pomogę jak zawsze.
Pewnie będziesz miała tu zaraz sajgon. – nie byłam wstanie wykrztusić, ani
jednego słowa. – Wszystko w porządku? – mężczyzna dotknął mojego policzka, jego
dotyk natychmiast mnie sparaliżował.
- James? – ledwo wydusiłam przez zęby.
- No, a kto inny? Hana, wszystko w porządku?
- Tak, tak. Przepraszam. Wszystko ok. Jedź. Uważaj na siebie. – pocałowaliśmy
się jeszcze na pożegnanie, jak to mieliśmy w zwyczaju.
Gdy odszedł, a ja zostałam sama poczułam się dość nieswojo. Tak jakbym miała
rozdwojenie jaźni. Nie potrafiłam znaleźć logicznego wytłumaczenia. Chwilę
potem byłam już na izbie i wykonywałam swoje obowiązki. Mimo, że byłam
ginekologiem to tam byłam po prostu lekarzem-od wszystkiego. Rzadko kiedy
zdarzała się kobieta w ciąży, aczkolwiek jeśli już, to było to nie lada
wyzwanie. W tak trudnych warunkach diagnostyka i leczenie ciężkich przypadków
była niekiedy po prostu niemożliwa. A mimo to musieliśmy dawać radę. Tu jest
wojna. Tu trzeba być silnym i ze wszystkim sobie radzic. Usłyszałam kolejne
strzały, które stawały się coraz głośniejsze. Oznaczało, że są one i coraz
bliższe. Szyłam właśnie rękę jednemu cywilowi, kiedy do pomieszczenia wbiegł
James.
- Hana! Musimy uciekać. Natychmiast! – krzyczał przerażony. Próbowałam go uspokoić
jednak on wciąż powtarzał: - Muszę cię chronić. Jesteś w niebezpieczeństwie.
Zaczął mną szarpać, nie chciałam nigdzie z nim iść, nagle zaczęło kręcić mi się
w głowie. Zaczęłam krzyczeć, głośno. Ale nikt mnie nie słyszał.
- Cii. Spokojnie, Hana. Obudź się. To tylko zły sen. – otworzyłam przerażone
oczy. Nade mną pochylał się mężczyzna. Przez chwilę nie mogłam się ocknąć kto
to jest i co się dzieje. Trzymał mnie za nadgarstki. Wyrwałam mu się, gdyż nie
wiedziałam jakie miał zamiary. Odsunęłam się, tak że usiadłam opierając się o
ścianę.
- Heej. Wszystko w porządku. Jesteś bezpieczna. – zapaliłam lampkę nocną.
Znałam ten głos, był spokojny i ciepły. Taki jak zawsze. Gdy zrobiło się jaśniej
zobaczyłam, że to Piotr. Kamień spadł mi z serca. Rozglądnęłam się po pokoju.
Tak, to była moja sypialnia. Brunet wyciągnął ręce, a ja korzystając z okazji
po prostu mocno go przytuliłam.
- Przepraszam. – ocknęłam się po chwili. Czułam, że jestem cała spocona, a to
co przed chwilą się działo to tylko głupi sen.- Maja śpi?
- Tak. Wszystko gra. Zaczęłaś się wiercic, krzyczałaś coś po hebrajsku no i coś
o Jamesie...-
Zrobiło mi się głupio. Rzeczywiście śnił mi się mój były mąż. Ktoś bardzo ważny
dla mnie, ale w poprzednim życiu. Bo odkąd jestem z Piotrem to czuję jakby to
on był moim pierwszym i jedynym mężem. Gawryło poszedł do kuchni po szklankę
wody dla mnie, a ja w tym czasie zmieniłam pidżamę na suchą. Ponownie
położyliśmy się spać. Tym razem mężczyzna zagarnął mnie w swój silny uścisk,
raz po raz całując mnie w głowę i głaszcząc po ramionach i plecach.
- Myślałem, że już dawno minęły ci te złe sny.
- Też tak myślałam. Jednak czasem wciąż wracają.
- Chciałbym ci jakoś pomóc. Może powinnaś zacząć...
- Nie, Piotr. Rozmawialiśmy już o tym kiedyś. Nie zmienię zdania.
- Tak, byłoby łatwiej.
- Nie dla mnie.
- No, dobra. Pogadamy jeszcze o tym na spokojnie. Śpij już. – ostatni raz
pocałował mnie w czubek głowy. Być może i nie ostatni, ale ostatni, który ja
czułam. Zaraz po tym, czując uderzające od niego ciepło odpłynęłam do krainy
snów, mając nadzieję, że tym razem przyśni mi się coś miłego.
Kilka godzin później przebudziłam się. Wzasadzie nie musiałam patrzeć na
zegarek, bo od dłuższego czasu budzę się o jednakowej porze. To chyba taki
zegar matczyny, bo wiem, że za kilkanaście minut obudzić powinna się Majeczka.
Zdziwiłam się tylko, że Piotra nie było już w łóżku. Miałam nadzieję, że mój
głupi sen się teraz nie sprawdza. Zarzuciłam szlafrok i wyszłam z sypialni. W
kuchni nastawiłam ekspres do kawy, wszak odkąd przestałam karmić mogę pic już
kawę i nie zamierzam odmawiać sobie tej przyjemności. Nigdzie nie spotkałam
mężczyzny, więc mógł być tylko w jednym pomieszczeniu, no i nie myliłam się.
Siedział przy łóżeczku naszego dziecka. Podeszłam do niego, ale tak cicho, że
nawet się nie zorientował, a w dodatku siedział do mnie tyłem. Zarzuciłam ręce
na jego szyję i pocałowałam w policzek.
- Cześć skarbie.
- O, dzień dobry. Już wstałaś?
- Tak, zaraz muszę przygotować butle dla Mai.
- Stałe nawyki? – przytaknęłam – Muszę się jeszcze sporo nauczyć. – odparł zrezygnowany.
Usiadłam na jego kolana i spojrzałam w jego piękne oczy, ale niestety jakieś
smutne.
- Eej. Spokojnie, wszystko opanujesz. To nie jest trudne. Razem damy radę. –
przytuliłam się do niego. Posiedzieliśmy chwilę i ta chwila mogła by trwać
jeszcze dłużej, ale czas uciekał.
- Pójdę przygotować jedzenie.
- To pomogę ci.
- Okej. I napijemy się kawy.
- O, super.
Po leniwym poranku, wybraliśmy się wszyscy na spacer. Pierwszy, rodzinny
spacer. Pogoda była idealna. Piękne słońce ogrzewała nasze ciała. Dla Piotra
niestety była to istna tortura. On przecież nie lubi upałów, tym bardziej,
teraz nie jest do tego przyzwyczajony. W Polsce mamy początek jesieni, a tu
potrafią być jeszcze temperatury ponad 30 stopni. Dlatego udaliśmy się nad
morze, gdzie było trochę chłodniej. Siedzieliśmy w trójkę na kocu jedząc owoce
i bawiąc się na plaży z naszą córą. Było cudownie.
czwartek, 24 września 2015
środa, 16 września 2015
Część 12
Nie wiem czemu, ale te 12 dni do przylotu mojego męża trwały ponad miesiąc. Oczywiście dla mnie, no i mam nadzieję, że trochę też dla niego. Zawsze byłam twarda i radziłam sobie z tego typu emocjami, potrafiłam nawet rozdzielić nas na bardzo długi czas. Ale teraz się to zmieniło. Nie chce już udawać, zaciskać zęby i pokazywać światu jak ze wszystkim sobie radzę. Chce w końcu mieć przy sobie całą rodzinę, podzielić obowiązki w wychowaniu naszej córeczki, odpocząć, wyjść gdzieś do ludzi, na miasto, rozerwać się, a przede wszystkim przytulic do tego wielkiego, umięśnionego, zarośniętego faceta. Może przez to właśnie ten czas tak mi się dłużył. Owszem, te dni mijały tak jak co dzień, ciągle brakowało mi na coś czasu, choć nawet udało mi się spotkać z Dennisem parę razy. Jednak po ostatnim spotkaniu zaczęłam odczuwać, że temu facetowi może chodzić o coś więcej, więc muszę uciąć nasze kontakty. Przynajmniej na jakiś czas. Całe szczęście będę teraz zajęta kimś innym. I właśnie to ta, najbliższa memu sercu osoba, zaprzątała wszystkie moje myśli w ostatnim czasie. Zastanawiałam się o tym co przygotować, jak spędzimy te kilka dni razem, jak będzie wyglądało spotkanie z Mają i tak dalej.
Dziś, w końcu się doczekałam. Gawryło przylatuje po południu, mi zostało tylko doprawić gulasz, zaraz przyjedzie moja mama, ubiorę się i mogę jechać. Wszystko przygotowane, posprzątane, tak, że chyba nigdy nie było tu tak czysto. Kupiłam kilka drobiazgów, aby mój mąż mógł się czuć komfortowo. Oho, dzwonek do drzwi, to pewnie moja matka. Zaopiekuje się małą, nie chcę plątać jej na lotnisko, jeszcze załapie jakiegoś wirusa. A poza tym lepiej, aby spotkali się właśnie tu, w naszym domu.
- No cześć córcia. Jak tam, gotowa?
- Hej mamo! Dziękuję, że już jesteś. Tak, gotowa, tylko się ubiorę i jadę. Mała teraz śpi, za pół godziny powinna się przebudzić to dasz jej mleko, a potem zupkę. Okej?
- Hana. Wszystko wiem, spokojnie.
Okej, w takim razie wszystko załatwione. Pora się wyszykować. Tylko w co?!
Jak na prawdziwą kobietę przystało, zabrało mi to trochę czasu przez co bałam się, że przyjadę spóźniona. Wszak w piątkowe popołudnie Tel Awiw ma nie małe korki. No trudno, liczyłam się z tym. Do ogromnego holu lotniska wbiegłam spóźniona kilka minut. W sumie to i tak nieźle. Popatrzyłam prędko na główną tablicę, samolot Piotra już wylądował, ale wiedziałam, że zanim wysiądą oraz odbiorą bagaże to chwilę to potrwa. Udałam się zatem do odpowiedniego skrzydła tego wielkiego gmachu i pomimo wielkiego ścisku znalazłam sobie miejsce, z którego wypatrywałam swojego ukochanego. W zasadzie, ostatni raz rozmawiałam z nim wczoraj, a dziś nawet nie wysłał żadnego smsa, że jest już w samolocie czy coś takiego. Nie dawało mi to spokoju. Miałam tylko nadzieję, że jak zwykle przesadzam i już za chwilę spotkamy się.
Zaczynałam odchodzić od zmysłów, bo jego nadal nie było, a zza rozsuwających się drzwi od wyjścia wychodziły już pojedyncze osoby. Nie bez powodu zrobiło mi się ogromnie przykro. Tupnęłam ze złości nogą w podłogę. Nie było to zbyt mądre posunięcie, ponieważ mogłam przecież złamać sobie nie mały obcas. Chciałam już odejść, kiedy usłyszałam jego wołanie.
- Hana! – popatrzyłam za siebie. To naprawdę był on. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Podchodził coraz bliżej, a ja właśnie poczułam jak spada ze mnie to napięcie i zaczynają mięknąc mi nogi. – Nie cieszysz się? – zapytał jak gdyby nigdy nic podchodząc do mnie i delikatnie głaszcząc po policzku.
- Myślałam, że coś się stało, że nie przyleciałeś. Szłam już pytać się obsługi.
- Zagubili mi bagaż, ale szczęśliwie się znalazł. Wszystko w porządku. – założył za ucho pasemko moich włosów i obiema dłońmi objął moją głowę. – Powiesz coś w końcu? – zagaił, bo rzeczywiście od paru sekund stałam jak zamurowana. Wreszcie się ocknęłam, wspięłam na palce i mocno przytuliłam. Po chwili użyłam jeszcze więcej siły, by jak najmocniej przylec do mojego męża. Czułam jego ciało, perfumy, oddech, aksamitne włosy, drażniącą brodę, spokojne bicie serca.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. – mówiłam wzruszona.
Chwilę potem ruszyliśmy w kierunku domu. Wypytywałam chirurga o wszystko co wpadło mi do głowy, byłam taka podekscytowana. Jednak on, jak zawsze, powściągliwy, a tak naprawdę to przejęty całym tym wydarzeniem i nie mam mu tego za złe. Ba! Absolutnie się nie dziwię, sama pewnie byłabym kłębkiem nerwów, gdybym zaraz miała poznać swoją prawie roczną córkę. No, w moim przypadku mimo wszystko było by to trochę niemożliwe;-)
- Będzie dobrze. Nie dręcz się tak. – położyłam ciepłą dłoń na jego kolanie, by dodać trochę otuchy. Pokiwał lekko głową, tym samym przykrywając ją swoją ręką. Sam pewnie nie dowierzał tym słowom. Po kilkunastu minutach dojechaliśmy pod moje osiedle, w którym miałam niewielkie mieszkanko z balkonem i pięknym widokiem na morze. Weszliśmy do środka, moja mama bardzo ciepło przywitała swojego zięcia, którego zresztą bardzo lubiła. Po krótkim rozeznaniu, poszłam do pokoju dziewczynki i wzięłam ją na ręce, ówcześnie poprawiając jej blond włoski.
- Kochanie, to jest właśnie twój tatuś. – zaczęłam, kiedy zobaczyłam jak Gawryło stanął w bezruchu i nie mógł wydusić żadnego słowa. Był chyba wzruszony. Choć zawsze był twardzielem i ukrywał swoje emocje to teraz widziałam jak jego oczy się błyszczą. Podeszłam blisko i ciepło się uśmiechnęłam, aby dodać mu otuchy. Delikatnie złapał jej rączkę.
- Heej księżniczko. Jaka ty jesteś piękna.
- Chcesz ją wziąć? – pokiwał niepewnie głową i włożyłam mu w ręce naszą córkę. Obchodził się z nią jak z porcelanową lalką, jakby była niemowlakiem, a ona niedługo będzie miała już roczek. Rozczuliło mnie to. Mała, o dziwo, była dość spokojna. O dziwo, bo raczej nie przepada za nowymi ludźmi, potrzebuje trochę czasu do oswojenia się. Tym razem była nawet uśmiechnięta i kontaktowa, dzięki temu i Piotrowi zrobiło się lżej. Podałam w tym czasie kolacje i zaraz potem usiedliśmy do stołu.
Po skończonym posiłku, mama nas opuściła. Chcieliśmy, żeby została jeszcze z nami, ale ona doskonale wiedziała, że jesteśmy za sobą stęsknieni i wolelibyśmy pobyć sami. I chwała jej za to. Wspólnie posprzątaliśmy, oprowadziłam bruneta po mieszkaniu, pokazałam mu zabawki Mai, opowiedziałam pokrótce o jej przyzwyczajeniach, a później bawiliśmy się razem z naszą córką. Piotr przywiózł jej pięknego lisa- przytulankę. Co prawda mała ma już swojego borsuka, ale lis to z pewnością będzie jej nowy kompan. Do tego dostała piękną sukienkę i parę innych zabawek. Nie wiem po co wydawał tyle pieniędzy, przecież Mai nic nie brakuje, ale z drugiej strony go rozumiem. Chciał jej sprawić przyjemność. Ja sama dostałam srebrną bransoletkę. Nie wiem po kim, ale mój ukochany ma gust. Zawsze to powtarzałam. Kiedy nakarmiliśmy i wykąpaliśmy małą, położyliśmy ją do łóżeczka. Piotr czytał jej bajkę, a potem jeszcze bardzo długo siedział przy niej i czuwał. Ja w tym czasie zdołałam się wykapać.
- Piotr, chodź się położyć. Maja już dawno śpi w najlepsze.
- No wiem, ale nie mogę się napatrzeć. Jest taka rozkoszna. I taka piękna. – szeptał rozpromieniony. – I to na pewno moja córka?- zaśmiał się.
- A nie widzisz podobieństwa? – wtuliłam się w jego plecy, nieco mocniej łapiąc go w bok, chcąc tym samym ukarać go za to co powiedział.
- Nie no widzę, widzę. Ale oczy ma twoje i nos.
- No i uszy. Na szczęście. – zaśmiałam się przez co popatrzył na mnie złowrogim wzrokiem. Aby rozluźnić sytuację wpiłam się w jego usta. Całowaliśmy się chwile, myślałam, że zaraz zaczniemy się kochać, ale niestety. Pomimo, że bardzo tego chciałam, to wiedziałam, że oboje jesteśmy zmęczeni i jakoś nie było do tego nastroju, więc chwilę potem położyliśmy się spać. W końcu razem.
czy ktoś to jeszcze czyta? :D
wiem, że ostatnio przynudzam, nie wiem co się dzieje ;(
niedziela, 6 września 2015
Część 11
Przed Wami jedenasta część. W końcu. Wybaczcie mi to zaniechanie, ale z początku długi wyjazd, a później ciężko było mi się do tego zabrać. Ogólnie jakoś opornie mi to idzie i prawdę mówiąc chciałam zakończyć to, ale stwierdziłam, że byłoby to nie w porządku w stosunku do Was, dlatego też dociągnę jeszcze kilka części, by zakończyc z sensem ;-)
Jak zawsze, przepraszam za błędy.
Część 11
- Nie mogę uwierzyć, że znów cię widzę! Wciąż jesteś taka piękna, w ogóle się nie zestarzałaś!
- No nie przesadzaj! Już mam pierwsze zmarszczki, a po ciąży i nowe fałdki. – zaśmiałam się.
- Macierzyństwo ci służy.
- Oj tak. – popatrzyłam w jego błękitne oczy. Miał całkowitą rację. – Nawet nie wiesz jak bardzo. – upiłam łyk kawy. – A ty? Ułożyłeś sobie już życie?
- Wiesz.. jakoś nie spotkałem do tej pory choć w połowie tak wspaniałej kobiety jak ty. -
Zaśmialiśmy się oboje. Niesamowite, że po tylu latach spotkałam swojego kolegę ze studiów. Zaraz po pierwszych stażach rozsiało nas po świecie. Utrzymywaliśmy kontakt dość często, ale ostatni raz widzieliśmy się parę lat temu, jeszcze z Jamesem..
- Ale widzę, że poczucia humoru nie straciłeś. – Doskonale pamiętam, że Denis był w naszej grupie najlepszym komikiem. I za to go lubiłam. Nawet próbowaliśmy coś ze sobą kręcić, ale to stare dzieje.. W tym momencie zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i długo zastanawiałam się czy odebrać połączenie od Piotra.
- Odbierz. Może to coś ważnego.
- Nie, to nic takiego. – wyciszyłam urządzenie.
- No to opowiadaj co się działo z tobą przez prawie 10 lat! No i co teraz porabiasz, oprócz wychowania tej wspaniałej córeczki.
- Wiesz co Den – tak na niego zawsze mówiłam – bardzo chętnie bym jeszcze z tobą posiedziała i pogadała, ale Maja niedługo się obudzi, a jak się obudzi to będzie chciała jeść. Sam rozumiesz.
- Jasne. To może gdzieś was podrzucę.
- Niee, nie ma takiej potrzeby. Mieszkamy niedaleko.
- Okej, w takim razie bardzo miło było cię znów zobaczyć. Liczę, że powtórzymy to spotkanie trochę wcześniej niż za kolejnych dziesięć lat?
- Bardzo chętnie. Będziemy w kontakcie. – chciałam już odejść łapiąc za uchwyt wózka.
- Dasz mi swój numer? – popatrzyłam na niego dziwnie. – Inaczej ciężko będzie się skontaktować.
- A tak. Przepraszam, nie pomyślałam.
Zapisałam na szybko swój numer, uścisnęliśmy się i czym prędzej pognałam do domu. To nie była byle wymówka, moja córka jest dość systematyczna i ma swoje upodobania. Po południowej drzemce, najpierw ciepłe mleko i przytulasy, a dopiero potem kaszka czy jakaś zupka.
Dwie godziny później, kiedy już moja córeczka była nakarmiona i właśnie siedziała na moich kolanach oglądając bajkę, wzięło mnie na wspomnienia. Czas studiów, który głównie zleciał na nauce, praktykach i ciężkich doświadczeniach, ale też od czasu do czasu na imprezach, wyjazdach, szalonych wypadach z moimi przyjaciółmi. Miałam ich sporo, nie powiem chyba byłam dość lubiana, a przede wszystkim otwarta na ludzi. Dopiero później jakoś zamknęłam się w sobie i nie przepadałam za zbytnim zaznajamianiem, najpewniej z powodu wszystkich ciężkich chwil, jakich doświadczyłam na wojnie, z Jamesem, w szpitalu. Nasza szkolna paczka liczyła kilkoro naprawdę fajnych ludzi. Może czas odnowić kontakty i spotkać się ze wszystkimi, tak jak dziś z Denisem. Byłoby to całkiem fajne. Jestem ciekawa jak poukładali sobie życie, co robią, czy są szczęśliwi. Teraz, kiedy jestem w Tel Awiwie i nie pracuje mam na to sporo czasu.
Z tych wszystkich przemyśleń wyrwała mnie moja córa, która zaczęła się wiercic. Dopiero po chwili zgadłam o co jej chodzi. Nie było z nami pana borsuka. A przecież to ulubiona przytulanka. Szukając jej znów rozdzwonił się mój telefon. Nawet bez patrzenia domyślałam się kto to. Szybko wręczyłam córce maskotkę i złapałam telefon. Piotr. Jakoś przez ostatnie dni nie miał czasu do mnie dzwonić, a dziś już 3 raz.. Trochę byłam wściekła na niego za to i za naszą ostatnią rozmowę, ale życie to sztuka kompromisów, zwłaszcza w małżeństwie, więc może to jest właśnie ten czas, by przestać się boczyć i jego wysłuchać.
- Słucham?
- No w końcu. Hana dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonów?! Wszystko w porządku? – zaczął z wyrzutem w głosie.
- Tak, w porządku. Byłam trochę zajęta.
- Okej, rozumiem. Martwiłem się.
- Rozumiem. – wciąż brzmiałam bez żadnego entuzjazmu w głosie.
- Chciałem porozmawiać…
- No domyśliłam się. Ludzie najczęściej po to właśnie dzwonią. – nie dawałam za wygraną. Chciałam pokazać jaka jestem twarda. Momentami, aż się przerażałam, że potrafię być taka ustępliwa.
- Jesteś na mnie zła?
- Nie, skąd.
- Wściekła? – No i rozgryzł mnie, bo chyba najbardziej to byłam na niego wściekła. Chyba mógł się odezwać wcześniej, a nie po ośmiu dniach!
- Też. – odpowiedziałam miękko, moją stanowczość diabli wzięli. – Głośno tylko westchnął.
- Powiesz mi jeszcze o co chodzi?
- Jeszcze pytasz?! – w końcu pękło coś we mnie, ale przełknęłam ślinę i próbowałam wrócić do spokojnego i pewnego tonu. – Obiecałeś, że rozstaniesz się z Marylą, że o wszystkim powiesz Tosi, że wszystko uporządkujesz i do nas przyjedziesz. Myślałam, że ci zależy, a ty nie dość, że tego nie zrobiłeś, oszukałeś mnie po prostu, to jeszcze się nie odzywałeś. Wiesz co.. tak w zasadzie nie jestem wściekła, jest mi po prostu przykro.
- w słuchawce słyszałam tylko jego głośny oddech. Aż zaczęłam czuć się sama winna, ale z drugiej strony musiałam postawić na szczerość.
- Przepraszam cię.
- Nie potrzebuje twoich przeprosin. – ehh, czemu ja czasem najpierw powiem, potem pomyślę? Goldberg! Na odwrót.
- Po prostu chciałem to wszystko sam ogarnąć, uporządkować. Maryla wyprowadziła się kilka dni temu. Tośka bardzo ciężko to wszystko przyjęła. Na szczęście za tydzień przylatuje już Magda i mam nadzieję, że jakoś się pogodzi z tym wszystkim.
- Mhm.
- Kupiłem bilet i jeśli pozwolisz to przyleciałbym 28 września?
- w końcu się uśmiechnęłam i chyba nieco rozluźniłam. – W takim razie będziemy czekać.
- Nie mogę się doczekać. – odparł przejęty.
- Do zobaczenia.
- Całuje was. Pa.
Podeszłam do Mai całując ją w blond włoski.
- Tatuś cię mocno całuje. – podniosłam ją do siebie tuląc tym samym. – I przyjedzie już niedługo. Do nas. Do ciebie. Nie mogę się doczekać. – dziewczynka uśmiechnęła się. Zupełnie jak Piotr. Czułam, że skradnie jego serce w pierwszej sekundzie. Zupełnie jak ja.
Subskrybuj:
Posty (Atom)