hana i piotr

wtorek, 30 grudnia 2014

Część 5

Część 5

- Co? – automatycznie odpowiedziała kobieta, a dopiero po chwili zaczęły do niej dochodzić słowa kolegi. – Ale jak to? Chcesz powiedzieć, że ona zmarła na stole Piotra? – przeraźliwie zapytała patrząc mu prosto w oczy, w których nazbierały się już krople łez. Domyślała się co to może dalej oznaczać.
- Tak. – odparł pewnie patrząc gdzieś w daleki, martwy punkt. – W jednej chwili zabrał mi wszystko co miałem najcenniejsze.
To zdanie wbiło Hanę w ławkę. Dosłownie. Bo gdy się ocknęła, to jego już nie było. Kompletnie nie miała pojęcia co zrobić. Polubiła Krzysztofa, a gdy poznała jego bolesną historie z przeszłości to ogromnie mu współczuła, a nawet była gotowa jakoś pomóc czy pocieszyć. Ale z drugiej strony był jej mąż- Piotr. Czy rzeczywiście mógł popełnić jakiś błąd? Dopuścić się zaniedbania? Przecież to świetny lekarz. Ale, to działo się kilka lat temu, więc może jeszcze był dopiero początkującym lekarzem. Wszystkie te myśli kłębiły się w jej głowie. Wstała z ławki i rozejrzała się dookoła. Radwana nigdzie już nie było. Nie miała pomysłu czy ma do niego wrócić, czy może odnaleźć Piotra i opowiedzieć mu o tym wszystkim, a może powrócić na swój oddział, do pacjentek.

Przemierzając szpitalnym korytarzem, dostrzegła sylwetkę męża. Natychmiast do niego podbiegła i złapała za ramię.
- Piotr! Dobrze, że cię spotkałam. Musimy porozmawiać.
- Ale ja teraz nie mogę. Mam pacjentkę na tomografii, w ciężkim stanie.
- Ale to ważne. – nalegała z napięciem w głosie.
- W domu porozmawiamy. – rzucił i wszedł do pracowni.
Świetnie.- prychnęła Hana. Odwróciła się na pięcie i poszła do siebie, na ginekologię. Tam, nadal nie spotkała swojego ordynatora. Wybawieniem dla blondynki było wezwanie na porodówkę, gdzie zaczęły się dwa porody; jeden po drugim i miała trochę pracy przez najbliższe godziny. Tą część swojej pracy lubiła najbardziej – przyjmowanie na świat nowych istot. Ślicznych, małych, bezbronnych i kruchych. Za każdym razem zastanawiała się, czy i jej dane będzie kiedyś takie dzieciątko posiadać, bowiem od zawsze pragnęła mieć gromadkę dzieci.

Gawryło po kilkugodzinnej i męczącej operacji wyszedł z bloku operacyjnego. Przetarł dłonią oczy i wiedział, że uratuje go tylko mocna kawa i kawałek poduszki. Zajrzał jeszcze tylko na OIOM, by sprawdzić czy pacjent jest stabilny i udał się do lekarskiego. Nalał sobie kawy i szybko upił kilka łyków. Myślał, że kofeina trochę go otrzeźwi, jednak nic z tego. Odłożył kubek, który trzymał w dłoni i wygodnie rozsiadł się na szpitalnej kanapie, głowę odchylając do tyłu. Przymknął oczy i niewiele mu trzeba było, aby zasnął. Jednak po chwili błogiego spokoju usłyszał stukot butów na obcasie, który stawał się coraz głośniejszy. Otworzył oczy i nie mylił się. Obok niego siedziała już Hana.
- Źle wyglądasz. Długo operowałeś?
- Chyba się starzeję. – uśmiechnął się delikatnie. Nigdy nie lubił się nad sobą użalać, że jest zmęczony i nie ma już siły.
- Nie przesadzaj. – pogłaskała go po brodzie. – Prawie od doby jesteś na dyżurze. – oboje spojrzeli za okno. Na dworze od dawna było już ciemno. Nagle kobiecie przypomniała się cała sytuacja z Radwanem, a jako, że była niecierpliwa i ciekawska postanowiła już dłużej nie czekać i zapytać męża o tą sytuację sprzed kilku lat.
- Słuchaj Piotr. Pamiętasz może, jak pracowałeś w Krakowie, taką młodą kobietę po wypadku, w ciąży – 29 tydzień.
- Yy, niee. Nie przypominam sobie nikogo konkretnego. Ale o co chodzi? – chirurg nie krył zdziwienia, a tym bardziej nie miał pojęcia o co mogło chodzić Goldberg.
- Nazywała się Zofia Radwan.
- Radwan? To jakaś krewna twojego ordynatora?
- Żona.
- Aha. No i co z nią? Była moją pacjentką?
- Piotr.. Nie wiem, prawdopodobnie tak. Tak twierdzi.
- Czemu masz taką minę? Jakby ktoś umarł? – Gawryło zażartował i nie wiedząc trafił w sedno. Twarz kobiety ujawniała strach w jej oczach. Chciał jakoś rozluźnić atmosferę. W ogóle nie przypuszczał, że to co zaraz usłyszy totalnie zwali go z nóg.
- Krzysztof powiedział mi, że mieli wypadek samochodowy. Przewieźli ich do szpitala w Krakowie. Jego żonę w ciężkim stanie. Trafiła od razu na blok. Duży krwiak, liczne obrażenia, ale wydawało się, że uda się to wszystko pokonać. Nagle zatrzymanie akcji serca i umarli. Ona i dziecko. Ponoć to ty byłeś lekarzem prowadzącym. – wydusiła w końcu to z siebie.
Piotr początkowo słuchał bez żadnego przejęcia. Dopiero gdy zaczął kojarzyć fakty. A po długim i męczącym dyżurze zajęło mu to chwilę dłużej. Kiedy przypomniał sobie tą pacjentkę. Tamtej nocy nigdy nie wyprze z głowy. Kiedy lekarzowi umiera pacjent, on zawsze czuje się winny. Jest to dla niego największa porażka i zawsze boli. Przyzwyczaić się raczej nie da, ale można nauczyć się sobie z tym radzic. Na pewno wieloletni staż pracy w tym pomaga. Ale Piotr wtedy był bardzo młodym i ambitnym lekarzem. Dopiero się uczył i pomimo świetnych rekomendacji innych znakomitych lekarzy, a także jego uporowi i talentowi, zdarzało mu się popełniać błędy.

Blondynka patrzała swoimi dużymi, niebieskimi oczyma na męża. Siedział z opuszczoną głową, ściskając pięści, a jego oczy były czerwone i zaszklone.
- Miałem staż w tamtym szpitalu. Byłem na rezydenturze u profesora Soszyńskiego. Dopiero zaczynałem. Tak naprawdę nie powinienem jeszcze brać dyżurów samodzielnych. Ale byłem uparty i chyba nazbyt ambitny. Soszyński bardzo na mnie liczył, mianował najlepszym uczniem i chyba zabrakło mu zdrowego rozsądku. Pozwalał mi dużo wcześniej zacząć odbywać samodzielne dyżury, operować. Tamtej nocy, kolega poprosił mnie o zamianę dyżurami. Wziąłem nockę, pomimo, że sam byłem po swoim dyżurze, ale byłem pewny, że dam radę, że noc będzie spokojna. Kiedy ją przywieźli…- zawiesił głos i przetarł oczy -  Nazywała się Zofia. Zofia Kropielnicka. Nie miała jego nazwiska. Skojarzyłbym. Jest stan był bardzo ciężki. Krytyczny. Nie mówiliśmy mu wszystkiego. Sam był poszkodowany. Operowałem dobrych kilka godzin z innym. Robiłem wszystko co się dało. Ale straciła dużo krwi, krwiak narastał, ciśnienie wewnątrzczaszkowe rosło, do tego wrodzona  arytmia serca, o której nie wiedzieliśmy. Nie zdążyliśmy zrobić nawet trepanacji. Zatrzymanie akcji serca i… Nie przeżyli tego.

Małżonkowie długo milczeli. Obojgu trudno było cokolwiek powiedzieć. Kobieta nie spodziewała się co przeszedł jej mąż. Zawsze uważała go za pewnego siebie, zdeterminowanego i bezbłędnego lekarza. Widziała po nim, że było, a w sumie to i nadal jest to dla niego ciężkie, ale mimo to nie potrafiła nie współczuć Krzysztofowi.

- Piotr.. Ale czemu nie poprosiłeś o pomoc kogoś starszego, z doświadczeniem. Dlaczego sam pozwoliłeś sobie na operowanie przy tak licznych obrażeniach, a w dodatku, gdy ona była w ciąży!
- Dzwoniłem kilkakrotnie do Soszyńskiego! Nie odbierał. Nie było czasu. Operowałem z innym chirurgiem. Później dołączył też ginekolog. Nie jestem kretynem, Hana. – popatrzył na nią z lekką złością. Być może nie potrzebnie się na niej wyżywał, ale trudno mu było słyszeć wyrzuty z jej strony. – Tak w ogóle to czemu nagle o tym mówisz? Powiedział ci tak po prostu?!
- Dowiedziałam się, przypadkiem. Jego teściowa dziś była w szpitalu. Jest chora, ma problemy z pamięcią i nie do końca brała pod uwagę fakt, że jej córka nie żyje. Teraz… Piotr! Oni cię o wszystko obwiniają. Rozumiesz co to znaczy?!
- Nie popełniłem, żadnego lekarskiego uchybienia.
- Ale to na twoim stole zmarła młoda kobieta i jej dziecko, które niedługo i miało się urodzić! Wiesz jaki to jest ból dla bliskich, gdy umiera dziecko i ukochana osoba?! Co musiał czuć Radwan? – Hanie puściły emocje, mówiła, a może i krzyczała, jak w transie. Wróciły do niej jej wspomnienia utraty dziecka.
- Aha. Czyli ty już mnie osądziłaś. Nie znając kompletnie dokumentacji i całej historii! – po chwili dodał już nieco podenerwowany mężczyzna. Wcześniej wstał i odszedł na parę kroków.
- Piotr – po chwili w końcu się odezwała, ale nie zdążyła już dokończyć, bo w tym momencie do gabinetu lekarskiego wszedł Tretter w obstawie dwóch funkcjonariuszy i jednego mężczyzny z garniturze.
- Pan Piotr Gawryło? – ten w garniturze zwrócił się do chirurga wyciągając świstek papieru. Jak się później okazało był to prokurator.
- Tak. To ja. O co chodzi?
- Zostaję pan zatrzymany na czas nieokreślony do wyjaśnienia postępowania w sprawie popełnienia błędu lekarskiego i spowodowanie śmierci dwóch osób.
- Aale jak to? To jakaś pomyłka. – Gawryło przełknął głośno ślinę. Zaschło, aż mu w gardle ze stresu. Później wszystko działo się już szybciej. Policjanci bez żadnej dyskusji oddelegowali go do aresztu. Pozwolili mu tylko przebrać się we własne ciuchy ze szpitalnego kitla. Hana próbowała pertraktować z prokuratorem, by go nie aresztowali, a jedynie przesłuchali. Jednak nic to nie dało. Nie mogła go już nawet przytulic, ani pocałować. Zresztą Piotr nawet chyba tego nie chciał. Wręcz nie spoglądał nawet na nią. Zawiódł się na niej, że tak łatwo go oceniła i nie była w stanie jako żona stanąć po jego stronie. Z żalem w sercu i ogromnym zmęczeniem wyszedł ze szpitala, a następnie założyli mu kajdanki, jak przestępcy i odjechali radiowozem. 


przepraszam za wszystkie błędy etc. a i wszelkie zdarzenia medyczne i kryminalne są zmyślone i nie wiem czy mogą byc prawdziwe xd 

no cóż, wybaczcie, że tak długo musieliście czekac, ale chyba lepiej późno niż wcale.. ? A może i nie, bo ostatnio jest tak malo komentarzy, że nie wiem czy już Wam się nie podoba czy ogólnie spadło zainteresowanie Haną i Piotrem :( 


WSPANIAŁEGO NOWEGO ROKU WAM ŻYCZĘ !!!! 


PS. A! A jak podoba się nowy wystrój bloga ? :) 

środa, 3 grudnia 2014

Część 4

Część 4

Goldberg udała się do swoich obowiązków i starła się skupić na tym co dzieje się na jej oddziale. Ale cały czas dręczyło ją o co mogło chodzić teściowej Radwana? Skąd może znać jej męża? Dopiero, kiedy dostała wezwanie do pacjentki na izbie odeszła myślami od porannej sytuacji z ordynatorem. W międzyczasie kiedy kolejno zlecała badania swojej podopiecznej  próbowała wpaść na Radwana. Niestety bez skutku. Piotra też nie mogła znaleźć, najpewniej operował.
Wychodząc z sali, na której położona została jej nowa pacjentka w końcu zobaczyła młodego ginekologa. Dogoniła go i złapała za ramię.
- Krzysztof! Mogę cię prosić na chwilkę?
- Jasne.
- Mam problem z pacjentką. Leki, które zaleciłam nie działają. Myślisz, że mogę je zamienić na takie? – podała mu plik kartek z wynikami i dawkowaniem leków.
- Tak. Myślę, że to dobra opcja. I dodaj jeszcze kroplówkę z potasem. – odparł lekarz po głębszej analizie.
- Dzięki. – Goldberg zastanawiała się chwilę czy podejmować ten temat, ale w końcu ciekawość wygrała. – Słuchaj, masz jakiś problem z teściową? Rano byłeś bardzo zdenerwowany. Stało się coś?
Radwan wnikliwie popatrzył na swoją podwładną, z którą w ostatnim czasie nawet zaczął się dogadywać, a może i nawet przyjaźnić. Oboje czuli, że mogą na sobie polegać i bardzo dobrze się rozumieją. Najprawdopodobniej  podobne problemy i uczucia zbliżyły ich do siebie, a tym samym ociepliły ich stosunki, które jeszcze parę tygodni temu nie były tak dobre.
- Dziękuję za troskę, ale wybacz. W tej sprawie, poradzę sobie sam. I lepiej, abyś się w to nie mieszała.
Zamknął jej tym samym usta i odszedł. Jego ton był nad wyraz arogancki. Kobieta totalnie nie zrozumiała o co może mu chodzić i tym bardziej zaciekawiła ją ta cała sprawa. Z jednej strony chciała za nim pobiec i wyjaśnić ową sprawę. W końcu z jej domysłów mogło tu też chodzić o Piotra. Ale skoro on wyraźnie dał jej do zrozumienia, że to nie jej sprawa to postanowiła już dalej w to się nie wgłębiać. Jak sam zechce to jej powie. Postanowiła i wróciła do swojej pacjentki zmienić zalecenia.

Piotr w tym czasie przyjmował pacjentów w przychodni. W międzyczasie rozmyślał nad swoim życiem, szczególnie nad związkiem z Haną. Czuł, że w ich małżeństwie nie układa się za dobrze. Nigdy nie był zbytnio wylewny, dlatego też nie rozmawiał o tym ze swoją kobietą. Chyba po prostu wstydził się mówić o swoich uczuciach, ale jego dusza, aż wrzeszczała, że dzieje się coś niedobrego. Próbował ustalić moment, w którym wszystko się popsuło i nic innego nie przyszło mu do głowy jak tylko pojawienie się tej całej Pauli, która chciała sprzedać im dziecko. Tak absurdalna sytuacja, a wprowadziła w ich życie ogromny zamęt. Od tej pory nie potrafią się w wielu kwestiach dogadać, odpychają się i przyciągają. I tak w kółko. Powodując przy tym niemały ból. Postanowił więc, że spróbuje być dla Hany oparciem, chciał być w każdej chwili tak, by czuła, że może na niego liczyć i by poczuła, że mogą sobie ufać nawzajem. Wymyślił, że wieczorem zabierze ją na kolację i małymi kroczkami wszystko uda im się odbudować

Goldberg w wolnej chwili przystanęła przy oknie w swoim gabinecie i ujrzała swojego brata pchającego wózek z córką. Ponieważ miała chwilę przerwy postanowiła wyjść porozmawiać z bratem, a przy okazji zaczerpnąć świeżego powietrza. Po paru minutach siedziała już z Przemkiem na przyszpitalnej ławce. Porozmawiali chwilę, ale chirurg musiał już wracać do hotelu w celu nakarmienia Frani. Lekarka wracając do szpitala zauważyła Radwana stojącego na parkingu. Z daleka można było dostrzec, że jest zdenerwowany, dręczy go jakiś problem. Nerwowo stukał nogą o krawężnik, a na dodatek palił papierosa co najbardziej zadziwiło lekarkę, ponieważ nigdy nie widziała swojego kolegi z tą używką. Z racji, że z natury była dość ciekawska i wnikliwa, a także zawsze chciała wszystkim pomóc to podeszła do niego i niepewnie zaczęła rozmowę:
- Ty palisz?
Ordynator, aż podskoczył ze strachu. Zagłębiony był w swoich myślach, aż tu nagle wyrwał go głos blondynki. Odwrócił się na nią i lekko uśmiechnął na jej widok. Bardzo polubił w ostatnim czasie swoją podwładną. Oboje czuli, że mają wspólny język, ale też doskonale wiedział, że nie powinien się do niej zbliżać. Jednak to stawało się silniejsze od niego. Skrywał w sobie pewną tajemnicę, ale nie był jeszcze w stanie jej o tym powiedzieć. Sądził, że nie zasłużyła sobie na to. Nie ona.
- W sumie to nie. Tak jakoś naszła mnie ochota. – odpowiedział próbując nie patrzeć w jej oczy.
- Nie chcesz pogadać? Jak się człowiek wygada to robi się lżej na sercu. Sam wiesz…
Krzysztof popatrzył w jej piękne niebieskoszare oczy. Doskonale wiedział o czym mówiła.
- Masz jakiś problem z teściową, tak? Może mogłabym pomóc.- drążyła kobieta.
Radwan prychnął pod nosem – Akurat ty chyba jesteś ostatnią osobą, z którą powinienem o tym rozmawiać.
Blondynka popatrzyła w jego stronę z niemałym zmieszaniem na twarzy. Tymi słowami jej ciekawość wzrosła do maksimum i postanowiła nie odpuszczać.
- Co masz na myśli? – stanowczo zapytała.
- Nieważne.
- Może jednak? W szpitalu przypadkiem usłyszałam jak kłócisz się ze swoją teściową. A ona krzyczała coś o moim mężu. Teraz nie chcesz ze mną rozmawiać, zwodzisz mnie. Chyba jednak mam prawo wiedzieć o co chodzi? – nie kryła już zdenerwowania i szybko wyrzuciła wszystko siebie w kierunku szefa. On popatrzył na nią zakłopotany. Po chwili zgasił papierosa i przysiadł na ławce. Oparł twarz o dłonie i przetarł oczy. Po chwili ociężałym spojrzeniem spoglądnął na koleżankę, która siedziała już przy nim.
- Jechaliśmy w góry. Miał to być nasz wymarzony, zasłużony wyjazd. Byliśmy zapracowani, zabiegani, a wkrótce miało urodzić się nasze długo wyczekiwane dziecko. Kochaliśmy je od początku.. Pierwsze dziecko. Zosia nawet już miała wybrane imiona. Robiło się późno. Czułem się zmęczony. Chciałem zrobić postój, odpocząć, ale ona chciała kierować. Mówiła, że czuje się dobrze. Jechaliśmy. Wszystko było w porządku. Niedługo i mieliśmy być na miejscu. I nagle. – głos mężczyzny lekko się załamał. Hana w szoku i w niezwykłym skupieniu przysłuchiwała się opowiadaniom kolegi czując ogromny ucisk na sercu – Nagle na nasz pas wjechał rozpędzony samochód. Zosia próbowała go ominąć, hamować, zjechać na pobocze, ale nie było szans. Kierowca tamtej osobówki zasłabł i stracił kierowanie nad kierownicą. Zderzyliśmy się. Zosię zabrało pogotowie w stanie ciężkim. A ja miałem złamane zaledwie trzy żebra i kilka zadrapań. Zabrali ją do Krakowa. Tam była operowana przez kilka godzin. Niby przez najlepszych lekarzy. Wydawało się, że krwiak w mózgu nie jest tak duży, że uda się zaprzestać krwotokom. Z dzieckiem było.. nienajgorzej. Miałem nadzieję, że wyjdą z tego. Ale coś poszło nie tak. Pielęgniarki biegały i donosiły krew na sale operacyjna. Czułem, że coś idzie nie tak. Ale nic nie mogłem zrobić. Rozumiesz? To była najgorsza noc w moim życiu. – Hana położyła dłoń na jego ramieniu, by dodać otuchy i jakoś wesprzeć. W jej oczach też można było dostrzec łzy. Doskonale wiedziała jak skończy się ta historia. – Po 6 godzinach zmarła. Dziecko też. To był 29 tydzień. Powiedzieli, że nic nie dało się zrobić, że straciła zbyt dużo krwi, obrzęk był za duży, by ich uratować. Dwie osoby, które najbardziej kochałem na świecie odeszły. Rozumiesz? – kobieta niewiele się zastanawiając objęła Radwana i mocno przytuliła. Akurat ona doskonale go rozumiała. Może nie była w takiej samej sytuacji, ale też straciła dziecko i poniekąd męża. Oczywiście nie w jednym momencie, a i potem okazało się, że James żyje. Ale mimo to ból jaki odczuwała nie był mniejszy.
- Rozumiem. Nawet nie wiesz jak bardzo. I strasznie mi przykro Krzysztof. – zdołała w końcu coś wydusić.
Po chwili oboje doszli do siebie i ginekolog kontynuował:
- Matka Zosi jest chora. Ma Alzheimera i nie przyjęła do świadomości, że jej córka nie żyje. Cały czas żyła przekonaniem, że ona gdzieś jest. Że wszystko jest w porządku. Ale ostatnio coś zaczęło się dziać i moja teściowa zrozumiała, że oni nie żyją i że już nigdy nie zobaczy swojej ukochanej córki i wnuka.
- To dlatego była tak zdenerwowana dziś rano?
- Tak. Znalazła w moim rzeczach akt zgonu swojej córki i dokumentacje ze szpitala w Krakowie. –zrobił przerwę przełykając ślinę. Bał się mówić blondynce całą prawdę, ale czuł, że go zrozumie. – Szuka zemsty. Uważa, że to przez lekarzy Zosia umarła.
- A ty? Co ty o tym myślisz?
- Zrzucanie na kogoś winy jest najłatwiejszym sposobem, by ulżyć sobie w cierpieniu. Ale ja naprawdę uważam, że popełnili błąd i niepotrzebnie zesłali ich na śmierć. Dziecko mogli uratować. Ale oni nie zrobili nic. Nawet potem nie chcieli ze mną rozmawiać. Każdy krył każdego. Zostawiłem to. Trzeba żyć dalej, a to mi nie przywróci Zosi.
- A czemu twoja teściowa mówiła coś o Piotrze? – spytała niepewnie.
Radwan popatrzył na nią wielkimi, brązowymi oczyma. Wziął głęboki wdech i odwrócił głowę w drugą stronę.
- Bo to twój mąż był jej lekarzem prowadzącym. 


PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY !!!**

nie myślcie, że będzie tak jak w serialu. Fabułę tego opowiadania wymyśliłam już dużo wcześniej zanim pojawiły się spekulacje o romansie Hany i Radwana. Więc zobaczycie co będzie się działo, a to, że coś będzie dość podobne to chyba jakaś moja moc przepowiadania się uruchomiła :D ale romansu nie będzie, spokojnie xd


następna 
część jak będzie milion komentarzy *.* huehehehh.


Komentujcie - to naprawdę mnie motywuje do pisania.

Udostępniajcie - niech będzie nas więcej.
Krytykujcie - postaram się pisać lepiej. 

Piszcie - jeśli macie jakieś pytania, pomysły, zastrzeżenia.