Część 6
Z samego rana Goldberg postanowiła nie tracić, czasu i
znalazła na szybko prawnika, który miał być przedstawicielem Piotra. Okazało
się, że jego sprawa nie jest beznadziejna. Prawnik postanowił, że zdobędzie
dokumentacje medyczną Zofii i skonsultuje ją z bezstronnymi lekarzami. Wysunął
także wniosek do prokuratury, w celu zwolnienia swojego klienta z aresztu, a
jedynie postawienie go przed komisją etyki lekarskiej. Jednak ginekolog nie
chciała siedzieć w domu na darmo i postanowiła pojechać do Krakowa, by
dowiedzieć się czegoś konkretnego. Nie było łatwo, bo nikt nie chciał z nią
rozmawiać, ale traf chciał, że pielęgniarka usłyszała o jaką sprawę chodzi i o
kogo, więc zdecydowała się porozmawiać z ginekolog.
Następnego dnia, po południu Hana bardzo chciała odwiedzić męża i jakoś go
wesprzeć. Doskonale zdawała sobie sprawę, że pobyt w tym miejscu nie należy do
najlepszych. Sama niegdyś tego doświadczyła, więc świetnie wiedziała co musi
czuć. Dodatkowo bała się, że to Piotra w jakiś sposób załamie, a co gorsza
straci zaufanie wśród pacjentów. Wszak zabrała go policja z samego szpitala niczym
jakiegoś zbrodniarza.
Wyczekując zgody na widzenie od dyżurnego aresztu układała sobie w głowie co ma
mu powiedzieć. Na początku chciała przeprosić. Wiedziała, że zawiodła. Zwątpiła
w niego, ale kiedy przejrzała całą dokumentacje i przebieg operacji,
uzmysłowiła sobie, że to nie była wina Piotra. Fakt, nie wziął pod uwagę tak
dużego obrzęku głowy, ale nawet znakomity i doświadczony chirurg nie byłby w
stanie opanować tylu obrażeń. Ponadto ta cała współpracownica chirurga- Mirka,
opowiedziała jej dokładnie tą operację. O tym, że Piotr i ten drugi lekarz
robili wszystko, by ich uratować, że próbował ściągnąć dobrego neurologa czy
Soszyńskiego, ale była noc i nie mogli się do nikogo dodzwonić. Wziął na barki
całą tą operacje i próbę uratowania życia poszkodowanych w wypadku, ale nie
podołał. Reanimował, długi czas, aż opadł z sił. Pielęgniarka wspomniała także,
że to był dla Piotra ogromny cios i potem długo nie mógł się z tego otrząsnąć.
Profesor Soszyński zrobił wszystko by go jakoś podnieść, ale było ciężko.
Oczywiście sam ordynator nie stwierdził, że lekarze popełnili jakikolwiek błąd,
dlatego dokumentacja jest czysta. Ale rysa na karierze młodego chirurga
pozostała na długi czas.
Na same wspomnienia opowieści kobiety z krakowskiego szpitala, Hanie zrobiło
się słabo, a łzy pchały się do jej niebieskich oczu. Cieszyła się, że miała
takie szczęście ją spotkać i wszystkiego się dowiedzieć. Przekazała wszystko
prawnikowi, a on obiecał, że doprowadzi sprawę do końca, a więc to tylko
kwestia czasu. Z zamyśleń wyrwał ją chrapowaty głos policjanta.
- Niestety, nie ma zgody na widzenie z panem Gawryło.
- Ale jak to? Czemu? Przecież mam prawo spotkać się z mężem. Chociaż na chwilę.
Do cholery, on nie jest jakimś mordercą, jest niewinny, a traktujecie go jakby
popełnił jakąś straszną zbrodnie! – kobieta nie szczędziła słów, a także tonu
głosu.
- Proszę się uspokoić. – upomniał ją mężczyzna w mundurze nieco wyprostowując
sylwetkę.
- Zatrzymany nie chce się z nikim widzieć. Do widzenia.
Goldberg zamurowało. Na początku pomyślała, że to funkcjonariusze robią
wszystko, by im to utrudnić. Wracając do domu biła się z myślami, czy jej
mężczyzna nie chce się widzieć z nią, bo ma jej za złe całą ich ostatnią rozmowę
czy nie chce spotykać się z nikim. Może potrzebuje spokoju, odpoczynku. Sama
już nic nie wiedziała. Dotarła do domu i od razu położyła się w sypialni tuląc
się do poduszki, z której unosił się delikatny zapach jej partnera. Nie
pozostało jej nic innego jak tylko czekać na dalszy przebieg wydarzeń.
Nazajutrz pojechała do szpitala. Wypadł jej dyżur. Nie miała ani głowy, ani
siły tam jechać, ale wiedziała, że musi dotrzymywać swoich obowiązków. W
trakcie pracy ani razu nie spotkała Radwana. Było jej to na rękę. Czuła do
niego złość, że tak postąpił w stosunku do Piotra. Mógł przecież porozmawiać z
nim, wyjaśnić, a nie od razu składać doniesienie do prokuratury.
Na całe szczęście ginekolog nie miała dziś żadnej planowej operacji. Cieszyła
się z tego, bo najpewniej nie mogłaby się skupić przy stole operacyjnym. Wciąż
była myślami z Piotrem i rozpraszało ją to podczas przyjmowania kolejnych
pacjentek. Kiedy skończyła, dopełniła wszelkich formalności i już miała
wychodzić, ale przypomniała sobie, że musi zanieść zalecenia dla jej pacjentki,
która leży na oddziale, do lekarza dyżurującego, czyli Radwana. Z niechęcią
zapukała do jego gabinetu.
- Skończyłam już dyżur. Tutaj są zalecenia dla mojej pacjentki spod czwórki.
Sprowadź proszę ten lek, bo już nie mamy zapasów i zlec dawkowanie. –
przekazała mu plik kartek starając nie patrzeć się w jego oczy. Nie było to
łatwe, jeszcze jakiś czas temu myślała, że darzą się sympatią, rozumieją, mogą
być nawet przyjaciółmi. Już miała wychodzić, jednak coś zatrzymało ją. Nie
mogła pozostać obojętna. – Musiałeś to robić?
- Nie rozumiem. – odparł nieco zmieszany podnosząc osłupiały wzrok na
blondynkę.
- Po co to wszystko? Chcesz zemsty? Po co donosisz na Piotra! – uniosła głos.
- Popełnił błąd! Zabił dwie najbliższe i najważniejsze mi osoby. Musi za to
odpowiedzieć! - ordynator, aż wstał z miejsca opierając się rękoma o biurko.
- Nie popełnił żadnego błędu. Widziałam dokumentacje. Robił wszystko co mógł,
by je uratować.
- Najwyraźniej za mało. Przeoczył krwiaka w głowie. O zagrożeniu jakie może on wywołać
wie nawet najgorszy chirurg!
- Nie był w stanie go opanować! Narósł zbyt szybko.
- Jasne! Wszyscy są bez winy. Każdy każdego krył. Młody lekarz popełnił błąd, 2
osoby nie żyją. Zamietli to pod dywan, żeby tylko nie stracić renomy szpitala!
- Krzysztof co ty mówisz? Ja rozumiem co przeszedłeś. Zdaję sobie sprawę, że
ciężko jest tobie się z tym oswoić, ale szukając winnego na siłę sobie nie
pomożesz.- mówiła do niego cienkim, lekko załamanym głosem patrząc prosto w
jego zawzięte i wściekłe oczy.
- Tylko twój mąż jest winny! Zrobię wszystko, aby poniósł największe
konsekwencje.
- Dokumentacja medyczna, lekarze i
pielęgniarki mówią co innego. Piotr robił wszystko, by ich uratować. Sam
mówiłeś, że to był wypadek. Jechaliście zbyt szybko, w dodatku uderzył w was
jadący z naprzeciwka rozpędzony samochód. Nie było szans. Pogódź się z tym
wreszcie i zostaw Piotra w spokoju.
Radwana zamurowało. Totalnie wybiły go słowa koleżanki. Jego wcześniejsza,
rozwścieczona mina zmieniła się momentalnie w osłupiałą i beznamiętną. Hanie
zrobiło się przykro widząc go w jakim jest stanie. Podeszła do niego bliżej i
położyła niepewnie dłoń na jego ramieniu.
- Im szybciej pogodzisz się z tym wypadkiem, tym będzie ci lepiej. Wierzę, że
sobie to wszystko poukładasz i będziesz szczęśliwy.
Oboje słyszeli tylko głośne bicia swych serc. Nagle oczy Radwana skierowały się
na Hanę. Po paru sekundach złączyli się w mocnym uścisku. Być może mężczyzna
tego potrzebował. Zwyczajnego, przyjacielskiego uścisku, okazania wsparcia od
kogoś bliskiego. Mocniej objął blondynkę, zaciskający tym samym oczy. Po czym
szepnął ledwo słyszalne ‘Przepraszam’ i wyszedł z gabinetu zostawiając nieco
oszołomioną kobietę.
Tymczasem Piotr został wypuszczony z aresztu. Oczyszczono go ze wszystkich
zarzutów. Najpewniej będzie musiał się stawić przed komisję lekarską, ale tak
jak mówił adwokat, to zapewne tylko formalność. Zmęczony całą tą sprawą
pojechał do domu. Nie był zdziwiony, gdy nie zastał w nim żony. Pierwsze co
uczynił to wziął, długi, odprężający prysznic. Zmył z siebie wszystkie te brudy
i troski jakie spotkały go w ostatnim czasie. Po kąpieli, ubrał świeże ciuchy i
nalał sobie trochę whiskey. Na dworze było już szarawo, więc i w mieszkaniu
panował półmrok. Ale jemu to nie przeszkadzało. Chyba przyzwyczaił się do
ciemności i ciszy jaka otaczała go przez ostatnie godziny. Siedział na skraju
kanapy, ślepo patrząc się w trunek. Nie potrafił się cieszyc, że już jest w
domu, że jest niewinny. Wszystko do niego wróciło. Tamta noc w szpitalu. Minęło
sporo czasu, myślał, że się już z tym uporał, jednak śmierć człowieka nigdy nie
jest łatwa dla lekarza. Do tego dochodziła jeszcze Hana. Na której się tak
zawiódł. Zszokowało go jej zachowanie. Będąc sam na sam ze swoimi myślami w
celi mógł pozwolić sobie na długie rozważania na temat ich małżeństwa jak i
całego jego życia. Dumał nad tym wszystkim, aż nagle do jego uszu doszedł
dźwięk przekręcanego zamka. Podniósł lekko wzrok. Doskonale wiedział kto
przyszedł. Kobieta początkowo nie zauważyła, że nie jest sama w mieszkaniu.
Zdjęła płaszcz, odłożyła torebkę i dopiero gdy zapaliła światło w przedpokoju
zobaczyła kto siedzi w salonie.
- Piotr! – krzyknęła z euforią w głosie. Wreszcie na koniec dnia ją coś
ucieszyło. – Tak się cieszę, że już jesteś. Czemu po mnie nie zadzwoniłeś,
przyjechałabym.
- Nie było takiej potrzeby.
Kobieta od razu podeszła do ukochanego i mocno do niego przyległa. Poraził ją
od razu mocniejszy i twardszy zarost niż sprzed kilku dni, a także ten jego
zapach i ciepło jakie czuła za każdym razem gdy byli blisko.
- Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Dawno przyjechałeś? Jesteś głodny? –
zasypywała go tysiącem pytań, przy okazji cały czas go tuląc i głaszcząc po
twarzy i włosach. Rozpromieniała, miała go już przy sobie. Wszak gdy nam kogoś
zabraknie, choć na chwilę to tęsknota wzrasta natychmiast.
- W porządku. Oczyścili mnie z zarzutów. Nie popełniliśmy żadnego błędu. Nikt
nic nie ukrywał, nikogo nie krył. Nie jestem mordercą. – popatrzył na nią ponurym
wzrokiem. – Jak co poniektórzy myśleli… - nie krył zawodu, więc nie upierał się
przy tym, że wszystko jest w porządku. Wstał i podszedł do barku nalewając sobie
kolejną porcję trunku.
Hanę natomiast zamurowało. I zabolało. Mocno. Z początku pomyślała, że ma na
myśli tylko Radwana, ale dopiero po chwili doszło do niej, że ona też nie była
fair w stosunku do niego.
- Piotr… - nie wiedziała co powiedzieć, dodatkowa oschłość w jego głosie jej
tego nie ułatwiała. Podeszła do niego i dotknęła jego przedramienia, jednak on
natychmiast umiejętnie odsunął się lekko od blondynki. – Przecież ja nic
takiego nie powiedziałam. W życiu tak nie pomyślałam.
- Czyżby? – lekko uniósł brwi ku górze. – Odebrałem to nieco inaczej…
- Byłam po prostu poruszona tą całą historią. Krzysztofowi zginęła żona i
dziecko. To chyba zrozumiałe.
- No tak. A ja myślałem, że to, że jesteśmy małżeństwem to znaczy, że sobie
ufamy, wspieramy. A ty nie znając mojej strony już wydałaś na mnie osąd?! –
można było w głosie chirurga wyczuć dość mocne poirytowanie.
- To nie tak…
- Jasne. – zakpił. – Pojechałaś do Krakowa, i co? Dopiero gdy dowiedziałaś się
prawdy to mi uwierzyłaś? Bo wcześniej jakoś nie kwapiłaś, żeby na przykład mnie
odwiedzić. Dodać otuchy.
- Chciałam znaleźć jakieś dowody! Przecież cały czas byłam myślami z tobą, ale
chciałam działać, żebyś jak najszybciej wyszedł! Po co te pretensje? – w niej
też rozjuszyło się w środku. Dopiero po
chwili, gdy trochę się uspokoiła dodała skruszonym głosem. – Ja też straciłam
dziecko. Może dlatego historia Krzysztofa tak mnie dotknęła. Bo doskonale
rozumiem jego ból.
- No właśnie. Nigdy nie powiedziałaś, że to było nasze dziecko. – wyakcentował to
przedostatnie słowo dość dokładnie. – Ze wszystkim chcesz sobie poradzić sama.
Zawsze musisz być taka silna? Nie mogę być w tym wszystkim z tobą?! Za każdym
razem mnie odpychasz, obwiniasz. – Kobieta popatrzyła zdziwiona na niego, wiec już
spokojniejszym głosem dopowiedział kilka bolesnych zdań. – Będąc w areszcie
miałem dużo czasu, żeby o tym wszystkim pomyśleć. Kocham cię, ale ta rysa
przeszłości w naszych sercach już nigdy nie zniknie. Wiem, że się starałaś, ale
ja już nie daję rady.
- Co masz na myśli? – wtrąciła niepewnie spoglądając w jego ciemnozielone oczy.
- Może lepiej będzie jak każde z nas pójdzie swoją ścieżką. Widzę jak się
męczysz, dusisz. Jak nie możesz sobie poradzić z tym wszystkim. A ja czuję się
jak piąte koło u wozu. To już trwa od dawna, Hana. Nie oszukujmy się.
- Nie sądziłam, że tak to odbierasz. – odpowiedziała przygaszonym głosem, opuszczając
wzrok. Czuła jak mocno boli ją serce. – Myślisz, że bez ciebie będzie mi
lepiej?
- Nie wiem… Ale ja już nie daję rady. – po jej policzku spłynęła słona i gorzka
łza. Natychmiast przymknęła oczy. Nie chciała pokazywać swej bezsilności.
- Co chcesz zrobić?
- Nie wiem.. Jutro wyjeżdżam do Krakowa. Tosia zaczyna wakacje, więc chcę spędzić
z nią trochę czasu.
- Kocham cię, Piotr. Nie zostawiaj mnie. – ze łzami i łamiącym głosem próbowała
do niego trafić.
- Nie płacz. Proszę. – jemu też drżał głos. Podszedł bliżej i otarł kciukami
łzy spływające po rozgrzanych policzkach blondynki. Po czym niepewnie zagarnął
ja w swoje ramiona. Słyszeli tylko swoje bicia serca, które nie były w stanie bić
już równomiernie. Mocniej przylgnął do żony, a ona lekko odchylając głowę,
spojrzała w jego oczy.
- Zrobię wszystko, żeby to naprawić. Nie pozwolę ci odejść. Bez ciebie moje
życie nie ma sensu.
Na te słowa on delikatnie i z czułością ucałował jej czubek głowy i przymknął
mocno powieki.
***
KONIEC ***
No tak. To już koniec. Zdaję sobie sprawę, że czujecie niedosyt. Ja też. Pisząc czułam jak zapętliłam się i wy pewnie czytając też czuliście pewną niespójność. Nie wiem skąd się to wzięło czy z braku weny, natchnienia, czasu, a może kiepskiego pomysłu na opowiadanie. Ostatnia część, bo tak miało się mniej więcej zakończyć, a ciągnąc dalej nie chcę, bo po prostu nie mam do tego głowy ;)
Na początku pragnę podziękować WAM za to, że byliście, czytaliście, czekaliście tyle czasu na kolejne rozdziały, a przede wszystkim tym, którym chciało się komentować. Bez Was nie było, by tego opowiadania :d
Następnie, z miejsca przepraszam za milion błędów jakie na pewno popełniłam. Wybaczcie!
No i na koniec zachęcam Was do podjęcia próby pisania własnych opowiadań. Może będziecie się przy tym dobrze bawić, a my jeszcze lepiej, czytając! Podsyłajcie linki do blogów!
Pozdrawiam !!
i może do zobaczenia...
aLex.